sobota, 31 października 2020

Od Keyi CD Karonochino

 Zamarłam, czując jak się ode mnie odsuwa. Atmosfera sięgnęła zenitu, a napięcie, które krążyło między nami skutecznie zrywała serce. Chciałam  mu pomóc, nie mogłam patrzeć jak cierpi, jak robi sobie krzywdę. Jego krzyki nie brzmiały ludzko, jego wnętrze trawił ogień. 
- Kadohi! – krzyknęłam kiedy ugryzł własny nadgarstek, ale nie zareagował. – Przestań!
Przecież chorował na hemofilię, a tym sposobem spowoduje, że krew zacznie mocno tryskać. Wykrwawi się jeśli szybko się tym nie zajmę. Położyłam dłoń na jego spiętych plecach, aż nagle odwrócił się w moją stronę i mocno złapał za rękę. Następnie zatopił kły tym razem w moim nadgarstku, a w jego oczach pojawiła się ulga, która momentalnie została zalana potokiem łez.
Ból przeszył moje ciało, ale nie zamierzałam się wyrywać. Błagałam w myślach żebym mu wystarczyła. 
Nagle mnie puścił, a jego twarz przybrała ogromny grymas bólu. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego, tak ogromnej rozpaczy i zgubienia. Potok lamentu jaki właśnie się z niego wylał rozdzierał moje serce. Jego ciało niebezpiecznie trwało, a on sam schował się w kłębek u mych stóp. 
- Nie rób tego, cokolwiek Cię spotkało… - próbowałam do niego dotrzeć, ale nieskutecznie. 
Mocno krwawił, jego nadgarstek wymagał natychmiastowej interwencji i aplikacji odpowiednich ziół, a on sam musiał się uspokoić. Jego serce przyspieszyło wraz z oddechem, a to powodowało jedynie szybszy wypływ czerwonej cieczy. 
Nie myśląc dłużej i wiedząc, że jest teraz w totalnej rozpaczy, pobiegłam po potrzebne mi materiały. Bandaże, zioła i nić z igłą i wodę. Następnie wróciłam do mężczyzny, który coraz bardziej słabł. Zimno, które panowało na zewnątrz teraz znikło, a liczył się tylko Kadohi. 
Klęknęłam przed nim i zabrałam dłoń, ale mocnym ruchem mi ją wyrwał. Podniósł głowę, patrząc teraz na mnie wzrokiem przepełnionym nienawiścią. Wygiął usta w szalonym uśmiechu, ukazując zakrwawione usta. Mówił coś do mnie w niezrozumiałym języku, a jego czerwone oko nie odpuszczało. Nagle krwawiącą ręką sięgnął do mojej szyi, próbując zatrzymać mnie w dławiącym uścisku. Zacisnęłam mocno zęby, kiedy zebrałam w sobie siłę i uderzyłam jasnowłosego w twarz. 
Ten poddał się pędowi, a włosy przysłoniły zakrwawioną twarz. Stał się nagle bez wyrazu, obojętność przejęła jego ciało. 
- Przecież tym jestem. – wymamrotał gardłowo, ale zignorowałam to. 
Teraz to ja poczułam jak oczy zaczynają mi się szklić. Zbliżyłam się i złapałam jego policzki we własne dłonie, zbliżając czoło do jego. Opaska, która skrywała jedno z oczu nie przeszkadzała mi w tym, aby poczuć jego delikatną skórę. Nawet w takim momencie ogarniało mnie tak silne uczucie miłości, tak nieznajomo bliskie, że chciałam posiąść go na własność i przetrwać cierpienie. Ile czasu spędził w rozsypce i z tak ciężkimi myślami? Dlaczego obwiniał siebie, skoro nie miał wyjścia? Naturalnie, że nie mogłam posiąść odpowiedzi na te pytania. Byłam tylko słabym człowiekiem, kimś przez kogo Kadohi tak się czuję. 
-  Przepraszam… - szepnęłam w jego usta, następnie wracając do jego wciąż mocno krwawiącego nadgarstka. Ten wyglądał na całkowicie zrezygnowanego, bo nawet się nie odezwał. Oddał się mi, teraz całkowicie nie protestując. 
Wytarłam własną krew, rany na moim nadgarstku niemal całkowicie się zasklepiły. I to była właśnie ta drastyczna różnica między jego posoką, a moją. Oczyściłam ranę, zajęłam się tym co trzeba, aż w końcu ku mojej uciesze krew zwolniła tempo. Wiatr czochrał zabrudzone włosy chłopaka, ukazując zrezygnowanie wymalowane na jego twarzy. Bałam się tego co zamierza zrobić. Bałam się tego, co dzieje się w jego głowie. Śmierć to nie koniec, morderstwo to nie zawsze wybór, czasem konieczność.
Zakańczając bandażowanie, mocniej nacisnęłam na nadgarstek, ale nawet to nie zmusiło go do powrotu do rzeczywistości. Wyglądał jak oderwany od tego czasu, jakby tylko naczynie jakim jest ciało zostało, a myśli zostały gdzieś w odległej przeszłości. Stanęłam na nogi i podjęłam próbę pociągnięcia go za sobą, ale był zbyt ciężki. Całkowicie nie współpracował. Przeklęłam pod nosem, zastanawiając się co mogę zrobić. Zdając sobie sprawę, że nic – ogarnęła mnie panika. 
Pierwszy raz chciałam tak mocno udzielić komukolwiek pomocy. Pierwszy raz emocje nie dawały spokoju i nie umiałam nad nimi zawładnąć.
Opadłam przed chłopakiem, który wciąż nie zwracał na mnie uwagi. Teraz już sama nie wiedziałam czego potrzebuje i czy jestem dla niego problemem czy może zagrożeniem. Przyciągnęłam jego głowę do swojej klatki piersiowej, zatapiając nos w bujnych białych włosach. Przyjemny zapach uderzył w moje nozdrza, a ja mocniej się wtuliłam. 
- Nie zadręczaj się tym, na co nie masz wpływu. – powiedziałam cicho. - Wróć tu i powiedz jak mogę Ci pomóc. - dodałam głośniej. 


< Kadohi? >


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz