Przytłumiona i jeszcze osłabiona ledwo dosłyszałam klarowny głos niedawno poznanej Keyi. Zasłabłam? Nawet nie mam pojęcia, kiedy to się stało. W zasadzie nie dziwi mnie, że złapała mnie choroba - to było oczywiste z moimi aktualnymi warunkami życiowymi. No, a może bardziej ich brakiem.
- Dziękuję za pomoc, to naprawdę miłe - oznajmiłam wdzięcznie ochrypłym głosem, zakładając za ucho dłuższy kosmyk mojej grzywki. Już coraz bardziej komfortowo czułam się w towarzystwie dziewczyny, wcale nie jest taka zła, na jaką początkowo wygląda. Ta uśmiechnęła się do mnie i podsunęła tackę, a ja zgodnie z instrukcjami skonsumowałam wszystko, co dla mnie przygotowała. Widać było, że znała się na rzeczy i wiedziała, co robi, więc nie widziałam żadnych przeciwwskazań, aby jej nie ufać.
- Więc jesteś zielarką, to wiele wyjaśnia - zagadałam z ciekawością - Długo już się tym zajmujesz? Wyglądasz na doświadczoną.
- Hm, gdzieś około roku? - zrobiła krótką przerwę, zastanawiając się - Ale nie uważam, żebym była jakimś specem - odpowiedziała - Aczkolwiek dziękuję - posłała w moją stronę ciepły, choć ledwo zauważalny uśmiech.
- W takim układzie najwidoczniej masz do tego dryg. Nie myślałaś, żeby by... - niedane było mi dokończyć zdania, ponieważ moim ciałem wstrząsnął ciężki kaszel. Keya zmrużyła oczy, patrząc na mnie i oznajmiła, że pójdzie odłożyć puste naczynia. Opuściła pomieszczenie, a ja zostałam sama. Rozglądnęłam się wokół siebie. Wszystko było uporządkowane i pasujące do siebie, jakby ułożone według planu. Nie mogę powiedzieć, że mi się tutaj nie podobało, było naprawdę przytulnie. Spojrzałam na swoje dłonie, knykcie były widocznie przesuszone. Przygryzłam wargę i przeczesałam palcami długie włosy, spoglądając na ich końcówki. Nie wyglądały dobrze, wypadały okropnie w porównaniu z ognistymi kosmykami Keyi. Jak ona to robiła, że miała tak zadbaną i praktycznie cały czas ułożoną fryzurę? W ogóle to dziwię się, że jeszcze nie wyrzuciła mnie za drzwi - przecież mogła mnie uznać za wariatkę. Zawzięte rozmyślania przerwała właśnie ta sama dziewczyna, która przed chwilą gościła w mojej głowie. Przyjrzałam jej się dokładniej i dopiero teraz zauważyłam delikatne cienie pod oczami. Musiała dziś nie spać dobrze - głupio mi się zrobiło, możliwe, że to przeze mnie. Z pewnością miała jakieś plany, które jej pokrzyżowałam. Keya wróciła do pokoju, jednak nie sama. Ciemny kot dumnie za nią szedł, prawie wpadając pod jej nogi. Jego czarna sierść błyszczała, a w skośnych oczach iskrzyły się wesołe płomyki.
- Nazywa się Czarnuszek - rzekła, widząc moje zaciekawienie. Odsunęła się, by futrzak mógł mnie dostrzec, jednak ten rozwarł swój pyszczek w strachu, głośno sycząc. Uciekł na półkę, a z niej wskoczył na ramię niebieskookiej, ciągle mnie obserwując. Keya zaśmiała się widząc moją minę - Nie bierz tego do siebie, dzisiaj chyba nie jest w humorze, by poznawać nowe osoby - posłała przepraszające spojrzenie, jednak pokręciłam na to tylko przecząco głową.
- Przecież to nic takiego - Uśmiechnęłam się rozbawiona.
***
Jak się później okazało, mój stan był już dość dobry, ale Keya postanowiła przenocować mnie jeszcze jedną noc. Powiedziała, że lepiej dmuchać na zimne i odpocząć porządnie – tak dla pewności. Naprawdę nigdy jej się za to nie odwdzięczę...
Było już późno - księżyc lśnił na granatowym firmamencie, od czasu do czasu chowając się za szarymi obłokami. Wierciłam się na posłaniu, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Senność w ogóle nie nadchodziła, pomimo tego, że czułam się zmęczona. Westchnęłam cicho. Podeszłam pod okno, ostrożnie i powoli stawiając kroki. Błoga cisza wydawała się wręcz piskiem dla moich uszu, jednak nie była irytująca. Chmury odsłoniły księżyc, ukazując go, a biała smuga światła padła przez szyby na ścianę. A wtedy poczułam, jak coś we mnie pęka. Obraz przedstawiający białą różę. Miałam wrażenie, że zaraz się popłaczę. Pamiętałam to dokładnie - sztywne ciało matki leżące wśród kałuży krwi, trupio blada twarz i zimne dłonie, których palce zaciskały się na kwiecie, identycznym jak na obrazie, niesplamionym ani jedną kropelką bordowej krwi. Biała róża oznacza czystość...
Wiedziałam, że tej nocy ciężko będzie mi już zasnąć - jeśli w ogóle by się to udało. Nie wiedziałam, co wstrząsnęło mną bardziej, wspomnienia mojej matki czy bardziej to, że cokolwiek udało mi się wreszcie przypomnieć. Choć może to właśnie oba. Jednak to uświadomiło mi, jak wiele nie pamiętam. Z pewnością nie jest to ostatnia reminiscencja, jaką jeszcze odkryję. Teraz nie było odwrotu, w moim sercu zagościł żar, spragniony dogłębszych informacji. O przeszłości, o życiu i o mordercy mojej matki. A z tym ostatnim może być najciężej. Jednak teraz wiem, że jestem gotowa poznać całą historię, od początku do końca.
Nad ranem zapadłam jedynie w półgodzinny półsen. Na pewno widać było ślady po tej nieprzespanej nocy, jednak nie przeszkadzało mi to. Można powiedzieć, że w pewien sposób wręcz pomogło. Co jedynie mnie zmartwiło to Keya, znów wyglądająca, jakby również nie miała przyjemnego snu. Czyżby dręczyły ją koszmary?
- Jak się dzisiaj czujesz? - spytała mnie dziewczyna o płomiennych włosach.
- Już lepiej, wszystko dzięki tobie - rzekłam nieśmiało, bardzo mi pomogła, to muszę przyznać. Keya machnęła tylko ręką i wymamrotała coś w stylu "drobiazg" - Nawet nie wiem, jak się odwdzięczyć... Może jest coś, w czym mogłabym ci pomóc? - spytałam pełna chęci. Dziewczyna zawahała się na sekundę i zerknęła w moją stronę.
- Tak właściwie to jest coś takiego...
Plątałyśmy się wśród wysokich traw w poszukiwaniu brakujących składników w zapasach Keyi. A ponieważ tak się akurat złożyło, że potrzebowała paru leczniczych produktów, zgodziła się, abym jej pomogła w zbieraniu. Oczywiście dostałam porządny wykład na ten temat, więc liczę, że nie pomylę się w odróżnianiu żadnych ziół. Nawet nie miałam pojęcia, że istnieją niektóre rośliny! Podziwiam Keyę, że to wszystko potrafiła spamiętać.
Wybrałyśmy się na polanę, którą widziałam pierwszy raz w życiu. Dziewczyna opowiadała mi ciekawostki na temat świata zwierząt, a ja podziwiałam jesienny krajobraz, słuchając jej uważnie. Mówiła z dużym zaangażowaniem, więc stwierdziłam, że musi interesować się zwierzętami. Nie dziwię się - potrafią naprawdę zaskakiwać i być bardzo interesujące. Szczególnie, że jeszcze tyle o nich nie wiemy! Po drodze spotkałyśmy uroczą, puchatą wiewiórkę, którą Keya poczęstowała orzechem. Zatrzymując się na chwilę i wsłuchując w leśne życie, można było się naprawdę zauroczyć. Jednak szybko udało nam się uzbierać to, co chciałyśmy i niedługo potem wróciłyśmy do domu. Teraz, ta chatka przypominała mi o tym wydarzeniu, choć jestem zaskoczona, że zwykły obraz mógł mi przypomnieć z przeszłości aż tyle. Że w ogóle coś mi przypomniał...
Koszyki ze zbiorami postawiłyśmy na drewnianym stoliku, jednak za nim to zrobiłyśmy, Keya odsunęła na bok jakieś ulotki. Zerknęłam na nie kątem oka i od razu moją uwagę przykuł zgrabny napis Poszukiwany pracownik! i wtedy mnie olśniło. Dlaczego ja wcześniej na to nie wpadłam? Rudowłosa dziewczyna od razu zauważyła, na czym skupiłam wzrok.
- Znam tego, kto wystawia ogłoszenie - uśmiechnęła się zagadkowo, a ja popatrzyłam na nią z błyszczącymi oczyma.
<Keeeeeyaaa? c:>
- Dziękuję za pomoc, to naprawdę miłe - oznajmiłam wdzięcznie ochrypłym głosem, zakładając za ucho dłuższy kosmyk mojej grzywki. Już coraz bardziej komfortowo czułam się w towarzystwie dziewczyny, wcale nie jest taka zła, na jaką początkowo wygląda. Ta uśmiechnęła się do mnie i podsunęła tackę, a ja zgodnie z instrukcjami skonsumowałam wszystko, co dla mnie przygotowała. Widać było, że znała się na rzeczy i wiedziała, co robi, więc nie widziałam żadnych przeciwwskazań, aby jej nie ufać.
- Więc jesteś zielarką, to wiele wyjaśnia - zagadałam z ciekawością - Długo już się tym zajmujesz? Wyglądasz na doświadczoną.
- Hm, gdzieś około roku? - zrobiła krótką przerwę, zastanawiając się - Ale nie uważam, żebym była jakimś specem - odpowiedziała - Aczkolwiek dziękuję - posłała w moją stronę ciepły, choć ledwo zauważalny uśmiech.
- W takim układzie najwidoczniej masz do tego dryg. Nie myślałaś, żeby by... - niedane było mi dokończyć zdania, ponieważ moim ciałem wstrząsnął ciężki kaszel. Keya zmrużyła oczy, patrząc na mnie i oznajmiła, że pójdzie odłożyć puste naczynia. Opuściła pomieszczenie, a ja zostałam sama. Rozglądnęłam się wokół siebie. Wszystko było uporządkowane i pasujące do siebie, jakby ułożone według planu. Nie mogę powiedzieć, że mi się tutaj nie podobało, było naprawdę przytulnie. Spojrzałam na swoje dłonie, knykcie były widocznie przesuszone. Przygryzłam wargę i przeczesałam palcami długie włosy, spoglądając na ich końcówki. Nie wyglądały dobrze, wypadały okropnie w porównaniu z ognistymi kosmykami Keyi. Jak ona to robiła, że miała tak zadbaną i praktycznie cały czas ułożoną fryzurę? W ogóle to dziwię się, że jeszcze nie wyrzuciła mnie za drzwi - przecież mogła mnie uznać za wariatkę. Zawzięte rozmyślania przerwała właśnie ta sama dziewczyna, która przed chwilą gościła w mojej głowie. Przyjrzałam jej się dokładniej i dopiero teraz zauważyłam delikatne cienie pod oczami. Musiała dziś nie spać dobrze - głupio mi się zrobiło, możliwe, że to przeze mnie. Z pewnością miała jakieś plany, które jej pokrzyżowałam. Keya wróciła do pokoju, jednak nie sama. Ciemny kot dumnie za nią szedł, prawie wpadając pod jej nogi. Jego czarna sierść błyszczała, a w skośnych oczach iskrzyły się wesołe płomyki.
- Nazywa się Czarnuszek - rzekła, widząc moje zaciekawienie. Odsunęła się, by futrzak mógł mnie dostrzec, jednak ten rozwarł swój pyszczek w strachu, głośno sycząc. Uciekł na półkę, a z niej wskoczył na ramię niebieskookiej, ciągle mnie obserwując. Keya zaśmiała się widząc moją minę - Nie bierz tego do siebie, dzisiaj chyba nie jest w humorze, by poznawać nowe osoby - posłała przepraszające spojrzenie, jednak pokręciłam na to tylko przecząco głową.
- Przecież to nic takiego - Uśmiechnęłam się rozbawiona.
***
Jak się później okazało, mój stan był już dość dobry, ale Keya postanowiła przenocować mnie jeszcze jedną noc. Powiedziała, że lepiej dmuchać na zimne i odpocząć porządnie – tak dla pewności. Naprawdę nigdy jej się za to nie odwdzięczę...
Było już późno - księżyc lśnił na granatowym firmamencie, od czasu do czasu chowając się za szarymi obłokami. Wierciłam się na posłaniu, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Senność w ogóle nie nadchodziła, pomimo tego, że czułam się zmęczona. Westchnęłam cicho. Podeszłam pod okno, ostrożnie i powoli stawiając kroki. Błoga cisza wydawała się wręcz piskiem dla moich uszu, jednak nie była irytująca. Chmury odsłoniły księżyc, ukazując go, a biała smuga światła padła przez szyby na ścianę. A wtedy poczułam, jak coś we mnie pęka. Obraz przedstawiający białą różę. Miałam wrażenie, że zaraz się popłaczę. Pamiętałam to dokładnie - sztywne ciało matki leżące wśród kałuży krwi, trupio blada twarz i zimne dłonie, których palce zaciskały się na kwiecie, identycznym jak na obrazie, niesplamionym ani jedną kropelką bordowej krwi. Biała róża oznacza czystość...
Wiedziałam, że tej nocy ciężko będzie mi już zasnąć - jeśli w ogóle by się to udało. Nie wiedziałam, co wstrząsnęło mną bardziej, wspomnienia mojej matki czy bardziej to, że cokolwiek udało mi się wreszcie przypomnieć. Choć może to właśnie oba. Jednak to uświadomiło mi, jak wiele nie pamiętam. Z pewnością nie jest to ostatnia reminiscencja, jaką jeszcze odkryję. Teraz nie było odwrotu, w moim sercu zagościł żar, spragniony dogłębszych informacji. O przeszłości, o życiu i o mordercy mojej matki. A z tym ostatnim może być najciężej. Jednak teraz wiem, że jestem gotowa poznać całą historię, od początku do końca.
Nad ranem zapadłam jedynie w półgodzinny półsen. Na pewno widać było ślady po tej nieprzespanej nocy, jednak nie przeszkadzało mi to. Można powiedzieć, że w pewien sposób wręcz pomogło. Co jedynie mnie zmartwiło to Keya, znów wyglądająca, jakby również nie miała przyjemnego snu. Czyżby dręczyły ją koszmary?
- Jak się dzisiaj czujesz? - spytała mnie dziewczyna o płomiennych włosach.
- Już lepiej, wszystko dzięki tobie - rzekłam nieśmiało, bardzo mi pomogła, to muszę przyznać. Keya machnęła tylko ręką i wymamrotała coś w stylu "drobiazg" - Nawet nie wiem, jak się odwdzięczyć... Może jest coś, w czym mogłabym ci pomóc? - spytałam pełna chęci. Dziewczyna zawahała się na sekundę i zerknęła w moją stronę.
- Tak właściwie to jest coś takiego...
Plątałyśmy się wśród wysokich traw w poszukiwaniu brakujących składników w zapasach Keyi. A ponieważ tak się akurat złożyło, że potrzebowała paru leczniczych produktów, zgodziła się, abym jej pomogła w zbieraniu. Oczywiście dostałam porządny wykład na ten temat, więc liczę, że nie pomylę się w odróżnianiu żadnych ziół. Nawet nie miałam pojęcia, że istnieją niektóre rośliny! Podziwiam Keyę, że to wszystko potrafiła spamiętać.
Wybrałyśmy się na polanę, którą widziałam pierwszy raz w życiu. Dziewczyna opowiadała mi ciekawostki na temat świata zwierząt, a ja podziwiałam jesienny krajobraz, słuchając jej uważnie. Mówiła z dużym zaangażowaniem, więc stwierdziłam, że musi interesować się zwierzętami. Nie dziwię się - potrafią naprawdę zaskakiwać i być bardzo interesujące. Szczególnie, że jeszcze tyle o nich nie wiemy! Po drodze spotkałyśmy uroczą, puchatą wiewiórkę, którą Keya poczęstowała orzechem. Zatrzymując się na chwilę i wsłuchując w leśne życie, można było się naprawdę zauroczyć. Jednak szybko udało nam się uzbierać to, co chciałyśmy i niedługo potem wróciłyśmy do domu. Teraz, ta chatka przypominała mi o tym wydarzeniu, choć jestem zaskoczona, że zwykły obraz mógł mi przypomnieć z przeszłości aż tyle. Że w ogóle coś mi przypomniał...
Koszyki ze zbiorami postawiłyśmy na drewnianym stoliku, jednak za nim to zrobiłyśmy, Keya odsunęła na bok jakieś ulotki. Zerknęłam na nie kątem oka i od razu moją uwagę przykuł zgrabny napis Poszukiwany pracownik! i wtedy mnie olśniło. Dlaczego ja wcześniej na to nie wpadłam? Rudowłosa dziewczyna od razu zauważyła, na czym skupiłam wzrok.
- Znam tego, kto wystawia ogłoszenie - uśmiechnęła się zagadkowo, a ja popatrzyłam na nią z błyszczącymi oczyma.
<Keeeeeyaaa? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz