sobota, 3 października 2020

Od Soreya CD Mikleo

Wiedziałem, że to wszystko przez pakt. Gdyby nie to, Mikleo nie byłby zmuszony do poświęcenia się. Może powinienem go zerwać? Z resztą Serafinów zerwałem pakty kilka dni po śmierci męża, nie chcąc zmuszać ich do wałęsania się za słabym, nic nie znaczącym człowiekiem. Który pasterz pozwoliłby na to, aby zginął jeden z jego Serafinów? Beznadziejny, słaby, najgorszy, wiedziałem,  że żaden ze mnie pasterz, już od samego początku. Czemu musiałem w to brnąć? Zamiast zwalczać i oczyszczać zło, poddałem się mu, i jeszcze krzywdząc kogoś, kogo kochałem. Oczywiście, że zasługiwałem na śmiech, za te wszystkie grzechy, które kiedykolwiek popełniłem.
Nawet jeżeli wtedy byłem aniołem, i tak to ja powinienem zginąć. Gdybym zerwał pakt i z nim, może byłby bardziej bezpieczny? Nie czułby się zmuszony do zamartwienia o mnie ani nie musiałby za mnie ginąć, gdyby kiedyś zdarzyła się sytuacja zagrażająca mojemu życiu. Byłby wolny i nie zmuszany do niczego. 
Dopiero późnym popołudniem zrobiliśmy przerwę, by nie zmęczyć biednego wierzchowca. Aktualnie kierowaliśmy się w stronę najbliższego miasta, by uzupełnić zapasy, a później… cóż, dobre pytanie. Do tej pory wędrowaliśmy od ruin do ruin, szukając jakiegoś sposobu na przywrócenie Mikleo do życia, albo w poszukiwaniu informacji, które pomogłyby Yuki’emu w nauce, oczywiście zatrzymując się momentami na dłużej w dużych miastach, gdzie mogłem znaleźć pracę, by móc zarobić na następne miesiące i przeczekać najgorsze pogody. Nadal miałem trochę oszczędności, które podarowała mi Alisha, ale one były na czarną godzinę. Ale gdzie teraz zmierzamy, nie mam zielonego pojęcia. 
Zszedłem z konia i niemalże od razu poczułem, jak kręci mi się w głowie. Nie chcąc się przewrócić, odruchowo złapałem się siodła, biorąc dwa głębokie wdechy, by się uspokoić i zaraz nie paść. Pewnie moja nieprzespana noc daje mi się teraz we znaki, to bardzo niedobrze, dzisiaj wieczorem zamiast herbaty będę musiał wypić kawę, chyba miałem jeszcze jakieś zapasy… co tam wieczorem, teraz, nie mogę sobie pozwolić na zamknięcie oczu chociażby na chwilę. Jeżeli powrót Mikleo jest jedynie snem, chciałbym już się nigdy z niego nie wybudzić. 
Od razu poczułem na sobie zmartwione spojrzenia moich dwóch aniołków, dlatego zmusiłem się do swojego zwyczajowego, delikatnego uśmiechu, żeby pokazać im, że nic mi nie było. W sumie, przecież to była prawda, po prostu byłem… trochę zmęczony, a to przecież nic takiego. Prześpię się godzinę i wszystko będzie w porządku. Ale to jeszcze nie teraz, chciałbym jeszcze nacieszyć się swoim mężem. 
- W porządku? Chyba powinieneś trochę się zdrzemnąć – usłyszałem zmartwiony głos Mikleo, kiedy zdejmowałem siodło z grzbietu wierzchowca.
- Tak, po prostu… lekko zakołowało mi się w głowie, nie muszę spać – odparłem, nie przestając się uśmiechać.
- Tato, myślę, że Mikleo ma rację – odezwał się nieśmiało Yuki, zdejmując jeden z lżejszych pakunków. Westchnąłem cicho, poprawiając swoje przydługie włosy, które chyba wypadałoby skrócić. Nic z nimi nie robiłem przez całe dwa lata, jedynie kiedy za bardzo mi przeszkadzały związywałem je w kucyk. Yuki nie wyglądał na tak koszmarnie, jak ja, ponieważ dbałem, aby chodził zadbany.
- Nie trzeba, naprawdę. Nakarmimy zwierzaki, trochę odpoczniemy i ruszamy dalej… - dalej brnąłem w swoje, ale nagle poczułem dłoń Mikleo na swoim ramieniu. Spojrzałem na mojego męża i zauważywszy jego naglące spojrzenie postanowiłem ulec im obu. Najwyżej trochę poleżę, poudaję, że śpię, mi się nic nie stanie, a oni będą choć odrobinkę spokojniejsi.
- Ty pójdziesz spać, a ja i Yuki się wszystkim zajmiemy – powiedział Mikleo, biorąc z moich rąk koc i rozkładając go pod drzewem.
Zgodziłem się z nimi niechętnie, chociaż zanim się położyłem pomogłem im w rozpakowywaniu, nim mój mąż wygonił mnie do spania. Położyłem się na kocu i niechętnie zamknąłem oczy. Specjalnie nie przykrywałem się nie chcąc przypadkowo zasnąć, ale zaraz poczułem, jak Mikleo opatula moje ciało innym kocem… albo może to był Yuki? Jeszcze przez chwilę słyszałem, jak się krzątają i cicho rozmawiają między sobą, aż w końcu zasnąłem. Nie trwało to długo, bo zaraz się obudziłem, z mocno bijącym sercem i przerażony, że Mikleo nie wrócił. Widząc siedzących nieopodal Serafiów, poczułem ulgę i wyrzuty sumienia jednocześnie. Odwróciłem się do nich plecami, nie mając siły ani chęci do rozmowy z nimi i zapewniania, że wszystko jest w porządku. Wiedziałem, że spanie to nie najlepszy pomysł, powinniśmy ruszać dalej. Podniosłem się do siadu, ale bardzo szybko podszedł do mnie Mikleo i położył moją głowę na swoich kolanach. Spojrzałem na anioła z niezrozumieniem, co on robi? Przecież po odpoczynku mieliśmy ruszać dalej, a ja już wystarczająco odpocząłem, i tak nic mi to nie dało. Miałem wrażenie, że po tej krótkiej drzemce czułem się jeszcze gorzej. 

<Mikleo? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz