środa, 14 października 2020

Od Keyi CD Willa

 Przyjęłam ostrzeżenie dość luźno, choć nie zamierzałam ignorować jego słów. W jednej chwili spoważniał i spiął mięśnie, być może pojawił się ktoś kogo nie darzy sympatią. Miałam ochotę oglądnąć się za siebie, ale jego silna dłoń mnie powstrzymała. Próbowałam jeszcze zerknąć kiedy już ruszyłam do domu, ale nikogo nie było. Ciemność była tak samo głęboka jak codziennie, ale atmosfera wydała mi się podejrzana. Zapewne przez słowa Willa i jego przestrogę. 
Zacisnęłam mocniej dłoń na pakunku i przyspieszyłam, pokonując drogę w samotności. Przez pewien moment miałam wrażenie bycia śledzoną, ale wmawiałam sobie, że to tylko moje zwidy. Ostatecznie dotarłam do domu w bezpieczny sposób, a na korytarzu powitał mnie Czarnuszek. 
Kiedy położyłam się do łóżka i zatopiłam twarz w czerni miękkiej sierści kota znów pomyślałam o Williamie. Usilnie szukałam we wspomnieniach skąd kojarzę jego nazwisko i ciekawiło mnie, czemu tak zareagował przy magazynie. Szybko jednak otulił mnie sen i zamknęłam oczy.
Rano wstałam później niż zamierzałam, ale w końcu miałam dzień wolny i mogłam sobie pozwolić na takie rarytasy. Praca jako zielarka była zdecydowanie bardziej wykańczająca niż jako morderca. Pomimo, że minęło sporo czasu, wciąż czasami przychodziła żądza krwi. 
Dzień leniuchowania przebiegł dość szybko i żałowałam, że jutro muszę wracać do pracy. Czarnuszek wyglądał na stęsknionego i zastanawiałam się, czy nie brać go częściej ze sobą. Kiedy zbliżała się pora zachodu słońca przygotowałam się na trening i wyszłam z domu pobiegać. Ruszyłam w dobrze znaną mi ścieżkę i czerpałam przyjemność z biegu. Kiedy zmęczenie było na tyle silne, że nie mogłam ruszyć na przód, stanęłam i rozpoczęłam rozciąganie. Niebo pociemniało, ale wciąż wszystko było widoczne. Świerze powietrze wypełniło moje płuca, przypominając o swoim istnieniu. Szum lasu i skrzypienie drzew przyniosły mi ulgę i pozwoliły na zatrzymanie myśli.
Niestety tylko do czasu, nagle rozległ się kobiecy krzyk. Zmrużyłam oczy, nie do końca wiedząc co zrobić. Być może to wygnańcy polują na ofiarę, albo ludzie łowią nadprzyrodzonych. Może to tylko głupie wygłupy, a może coś poważniejszego. Poczucie moralności i w większej części ciekawości wygrało, ostatecznie ruszyłam w kierunku skąd dobiegł głos. 
Okazało się, że w środku lasu znajduje się pokaźny i bardzo zadbany dom, albo nawet willa. Światło w oknach było zaświecone, ale nie dostrzegłam żadnego ruchu. Cisza przeszyła moje ciało, wydało mi się, że wręcz jest zbyt cicho. 
Przeklinałam w myślach, zastanawiając się co zrobić. Stwierdziłam jednak, że wejdę do środka i tak też zrobiłam. Nikt nie odpowiedział na moje pukanie, a mięśnie automatycznie się spięły. Ciężkie drzwi wydały dźwięk skrzypienia, kiedy je otworzyłam. Wchodząc do środka zastała mnie martwa cisza, a w miarę posuwania się naprzód zastałam nieprzyjemny widok. Dom został zdecydowanie obrabowany, jednak najgorsze stało się w salonie. Na środku leżały martwe ciała. Kobieta i mężczyzna, oboje z dobrze znanym mi pustym wzrokiem. Krew ubrudziła niemal wszystko, a jedyne na co się zdobyłam to głośne westchnięcie. Może gdybym się nie wahała, uratowałabym im życie. 
Musiałam kogoś powiadomić, więc pozostawiłam ciała i ruszyłam do wyjścia. Znienacka usłyszałam szelest w krzakach, a zaraz potem świst. Nim zdążyłam zareagować przed moją twarzą, w ścianę wbił się pozłacany sztylet. Miał dość spory diament i niewątpliwie ostre końce. 
Przełknęłam ślinę, szukając sprawcy. 
- Kradnij i zabijaj ile chcesz. - rzuciłam głośno. - Nie moja sprawa. 
Syknęłam, żałując, że w ogóle się tym zainteresowałam. Nie do końca wierzyłam w to co mówię, ale chyba potrzebowałam usprawiedliwienia. Potem nie wydarzyło się już nic dziwnego, tak, jakby zabójstwo było normalne. Zabrałam ze sobą sztylet, nie bardzo wiedząc po co. 
Zgłosiłam sprawę tam, gdzie powinnam i ukryłam fakt bycia zaatakowanym. W końcu nic mi się nie stało i nie znałam sprawcy, nawet go nie widziałam. 
Kolejnego dnia wpadłam na genialny pomysł. Przecież William jest handlarzem i może będzie wiedział z jakiego rejonu pochodzi broń. Nie szkodziło mi się spytać, musiałam tylko liczyć się z kolejnymi opłatami, co już nie było takie wybitne. 
Dość szybko znalazłam się pod jego miejscem pracy, mocno pukając. Kiedy w drzwiach pojawił się białowłosy, powitałam go niepewnym uśmiechem.
- Cześć. - zaczęłam. - Mam sprawę, ale potrzebuję... dyskrecji. 
Uniosłam brew i przygryzłam wargę, a chłopak tylko wzruszył ramionami.
- Zapraszam. - wskazał gestem i już po chwili ponownie znalazłam się w środku. 
Kiedy zapytał o co chodzi, krótko przedstawiłam wydarzenia z tamtego dnia. 
- Masz pomysł do kogo może należeć? Albo jakiekolwiek o nim informacje? - pokazałam mu broń. - Nie zależy mi na tym jakoś bardzo, ale fajnie byłoby wiedzieć, kto próbował mnie zabić. 
Zaśmiałam się, przekazując mu sztylet. Przypadkowo dotknęliśmy się palcami i poczułam, że ma dość chłodną skórę. Zauważyłam też, że jest przystojny i nie próbuje tego ukrywać. Byłam już teraz pewna, że już go widziałam.

William? :> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz