Obudziłem się przerażony i przekonany, że powrót Mikleo był tylko pięknym snem, marzeniem, którego ziszczenia pragnąłem. Znowu podczas odpoczynku widziałem jego śmierć, ale tym razem mój mąż obwiniał mnie za to. I słusznie, przecież to moja wina. I naszego paktu, który kazał mu mnie chronić. Czemu ja w ogóle go na niego nakłaniałem? Byłem strasznym idiotą, że nakłaniałem go do zawarcia tego paktu, myślałem jedynie o sobie, chciałem mu pomóc a wyszło jedynie na to, że skrzywdziłem go jeszcze bardziej. Nigdy nie powinno do tego dojść, gdyby nie to, Mikleo nie musiałby płacić za moją głupotę.
Przytuliłem się mocno do mojego męża, starając się uspokoić nieregularny oddech oraz drżące ciało. Jego zapach uświadamiał mi, że wcale nie jest jedynie senną marą, a prawdziwym, żywym Mikleo. Mikleo, który wrócił do Yuki’ego, i do mnie. Gdyby jednak to okazało się jedynie snem, oszalałbym. Nie mogę go stracić, nie, kiedy dopiero co go odzyskałem. Nie mogę pozwolić, aby zniknął lub oddał życie za moją głupotę po raz drugi.
- Nigdzie się nie wybieram – mówił Mikleo, nie przestając gładzić moich włosów w uspokajającym geście. - Już zawsze będę przy tobie.
- Może to błąd – wymamrotałem, nadal do niego przytulony. Miałem się ograniczać tak samo, jak miałem trzymać wartę, i jak mi to poszło? Pozwoliłem sobie na odpoczynek, a przecież nie mogłem spać. - Ciągle przeze mnie cierpisz…
- Nawet tak nie mów, podarowałeś mi wiele wspaniałych chwil – odparł, przenosząc swoją dłoń na mój policzek. Gdyby nie ten spokojny, wręcz bezuczuciowy głos, i puste spojrzenie, może bym uwierzył jego słowom. Nie rozumiałem, jak chłopak mógł być pewny swoich uczuć wobec mnie, skoro nie potrafił ich odczuwać? Może powiedział to, aby mnie uspokoić, zapewnić, że wszystko jest dobrze? Przecież doskonale widziałem, że nic nie było dobrze. - Jest jeszcze wcześnie, połóż się jeszcze na trochę.
Chciałem powiedzieć, że nie mogę i muszę trzymać wartę, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Mikleo na pewno nalegałby i przekonywał do tego, abym się poszedł spać i jeszcze pewnie pilnowałby, czy aby na pewno śpię. Nie chciałbym, aby przeze mnie był później niewyspany. Pokiwałem głową, ponownie kładąc się na kocu. Ponownie poczułem, jak chłopak wtula się w moje ciało, czego kompletnie nie rozumiałem. Skrzywdziłem go w straszny sposób, a on nadal traktuje mnie jakby nic się nie stało. Może robił to wszystko dla mnie? Bym się nie zadręczał i bym się uspokoił. Mikleo był wspaniałomyślny, myślę, że byłby w stanie to zrobić.
Powoli wsłuchiwałem się w spokojny oddech mojego męża, nie mrużąc oka przez całą noc. Ktoś musiał trzymać wartę, nawet Mikleo postawił barierę. Poza tym, bałem się, że jeżeli następnym razem otworzę oczy, już go przy mnie nie będzie. Słuchałem, jak chłopak cierpliwie odpowiadał a wszelkie pytania Yuki’ego, nawet te najbardziej upierdliwe, więc wiedziałem, od jak dawna Mikleo był na ziemi, i w jaki sposób powrócił, jednak nadal się bałem, że to wszystko było jedynie wytworem mojej wyobraźni.
Rano byłem dość niemrawy, ale pomimo tego starałem się robić dobrą minę do złej gry, nie chcąc niepokoić ani Yuki’ego, ani tym bardziej Mikleo. Mimo tego podczas powolnego pakowania się czułem spoczywające na mnie dwa zmartwione spojrzenia. Musiałem się bardziej postarać, odkąd Mikleo wrócił, byłem bardziej drażliwy i trudniej było mi panować nad emocjami, muszę się poprawić, jeżeli nie chciałbym ich niepokoić.
- Nie spałeś – usłyszałem obok siebie, kiedy zawiązywałem plecak drżącymi. Nie za bardzo mi to szło i zaraz poczułem chłodne dłonie Mikleo na tych swoich. Naprawdę jestem beznadziejny.
- To nic takiego, przecież ktoś musiał trzymać wartę – odparłem z łagodnym uśmiechem na ustach, chcąc uspokoić męża. - Możemy już ruszać – dodałem, przyglądając się Yuki’emu, który właśnie kończył karmić gniadą klacz, którą dawno temu podarowała nam Alisha… w sumie, to wcale nie było dawno, a nieco ponad dwa lata temu. Nie widziałem jej od wieków, może wreszcie znów moglibyśmy odwiedzić ją? I Lailah.
- A co ze śniadaniem? - spytał chłopak, przyglądając się mi spod przymrużonych oczu.
- Później coś zjem – odparłem, ignorując ból brzucha. Wiem, że powinienem jeść więcej, ale zwyczajnie nie mogłem. Jako anioł bardzo tęskniłem za smakiem, ale nawet teraz jedzenie było dla mnie mdłe, nieważne, w jaki sposób przyprawione, i do tej pory jadłem jedynie z przymusu, abym miał siłę na następny dzień i coś czułem, że szybko to się nie zmieni.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz