sobota, 10 października 2020

Od Soreya CD Mikleo

 Pokręciłem głową na jego słowa, spałem już wystarczająco dużo. Trzy dni… rany, przecież to tak dużo czasu. Nie powinienem tyle spać, muszę ich pilnować i chronić, a nie ucinać sobie kilkudniowe drzemki. Kompletnie nie pamiętałem, w jaki sposób znalazłem się tutaj. Przecież jeszcze chwilę temu zrywałem z nim pakt, przekonany, że dzięki temu będzie mu lepiej i już nigdy więcej nie będzie zmuszany do poświęcenia się za mnie, i nagle następuje ciemność, nawet nie pamiętam, czy upadłem na ziemię. Kiedy się obudziłem, najpierw poczułem przerażenie – że powrót Mikleo to był tylko cudowny sen, z którego właśnie się obudziłem. Ale tak się nie stało, mój mąż przy nas był, i przyglądał się wtulonemu Yuki’emu, wtulonemu w puchate ciało psa. I, co najważniejsze, on się uśmiechał… był to delikatny, ledwie widoczny uśmiech, ale on tam był, i był on szczery. Byłem zaskoczony takim gestem z jego strony, byłem przekonany, że minie bardzo dużo czasu, nim ponownie ujrzę jakąkolwiek emocję na jego twarzy. To była naprawdę miła niespodzianka, była jak cień nadziei, że wszystko będzie z nim tak, jak dawniej. Tylko to się dla mnie w tej chwili liczyło. 
- Ja już wystarczająco wypocząłem – powiedziałem łagodnie, lekko zachrypniętym głosem, kładąc swoją dłoń na tej należącej do niego, którą położył mi policzku. Przypadkowo sam musnąłem swój polik i skrzywiłem się nieco. Powinienem się ogolić, nim mój zarost zacznie być jeszcze bardziej widoczny. Nie chciałbym, obrzydzić tym mojego męża jeszcze bardziej, już i tak wyglądałem przy im okropnie. - Pewnie nie spałeś przez te trzy dni – dodałem nadal tym samym łagodnym tonem, zdejmując jego dłoń ze swojej twarzy, ale nadal delikatnie ją trzymałem. Była taka chłodna i miękka, podczas kiedy moja była ciepła i szorstka. Niby taka głupia rzecz, a pokazywała, jak wielkimi przeciwieństwami jesteśmy.
- To nic takiego – powiedział chłopak, posyłając mi lekki uśmiech, który zniknął po sekundzie. Kogo on próbował oszukać? Przecież widziałem, że był bardzo zmęczony. Mówi mi, że mam wypoczywać, a co robi on?
- Połóż się, ja wezmę wartę na tę noc – nadal trzymałem przy swoim, nie chcąc, aby Mikleo się przemęczał. Przez te trzy dni, podczas których spokojnie sobie spałem, on pilnował zarówno mnie, jak i dziecka oraz zwierzaki. Przejął całkowicie moje obowiązki, tak nigdy nie powinno się zdarzyć.
- Przygotuję ci coś do jedzenia – odparł chłopak z dziwnym zdecydowaniem w głosie. Wiedziałem, że już się od tego nie wymigam, dlatego westchnąłem cicho i pokiwałem głową. Wiedziałem, że powinienem coś zjeść, w końcu nie jadłem przez trzy dni i należało zapewnić mojemu ciału choć trochę energii, ale absolutnie nie miałem na to żadnej ochoty. Zgodziłem się tylko po to, żeby nie martwić Mikleo i aby pozbyć się tego nieznośnego bólu brzucha, nic poza tym.
Kiedy Serafin odwrócił się ode mnie, cicho wyjąłem z torby brzytwę oraz mydło po czym powiedziałem do niego, że idę na chwilę nad wodę. Zwykle podgrzewałem trochę wodę, ale nie chciałem tego robić przy Mikleo. Zresztą, co to za różnica, czy wykorzystam zimną czy gorącą wodę. 
A jednak była. W zimnej znacznie bardziej pokaleczyłem sobie twarz, ale nie był to dla mnie problem. Dzięki mocy, którą dawno temu podarował mi Miki, bez problemu potrafiłem wyleczyć drobne rany. W ostatnim czasie zauważyłem, że poważniejsze i głębsze zranienia były dla mnie problematyczne, dlatego starałem się być bardziej ostrożny podczas walk, o ile te się zdarzały. 
Nie usłyszałem żadnych kroków, dlatego kiedy poczułem na swoim ramieniu dłoń drgnąłem, powodując na swoim poliku nieco głębsze zacięcie. Przekląłem cicho pod nosem, czując, jak rana zaczyna szczypać a krew płynąć małą stróżką po mojej szyi. 
- Przepraszam – usłyszałem cichy głos mojego męża i zaraz poczułem jego palce na swojej ranie. Po chwili pozostało po niej tylko wspomnienie oraz trochę krwi.
- Nic się nie stało, po prostu następnym razem daj znać, że idziesz – odparłem, nie czując do niego żadnego żalu. Obmyłem delikatnie twarz z czerwonej cieczy po czym przetarłem twarz dłonią upewniając się, czy moja skóra jest gładka.
- Przygotowałem kolację, chciałem cię o tym poinformować – powiedział cicho, a ja odwróciłem się w jego stronę, posyłając mu najszerszy uśmiech, na jaki było mnie w tamtej chwili stać. Położyłem dłoń na jego policzku i przesunąłem kciukiem po jego dolnej wardze. Ile bym dał, aby ciągle widzieć jego kąciki ciągle uniesione ku górze, nawet, jeżeli to ma być on delikatny. - Co takiego mnie ominęło, że zacząłeś się uśmiechać? - dodałem, zdejmując dłoń z jego policzka i przyglądając mu się z uwagą. Nawet nie ma pojęcia, jak wiele radości daje mi chociażby najmniejszy uśmiech z jego strony.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz