Nie byłem przekonany co do jego pomysłu z pójściem samemu do miast, zdecydowanie wolałbym być przy nim, coś może mu się stać a wtedy mnie nie będzie przy nim, nie powinienem zgadzać się na to, aby sam szedł do miasta, z drugie strony nie mogę go zmuszać do spędzania ze mną każdej chwili, nie jest moim więźniem ani ja jego ma prawo, robić co chce.
Kiwnąłem głową, zgadzając się z jego pomysłem ani myśląc, by zaprzeczać i tak będzie twardo trzymał swojego, a ja z nim nie wygram czy tego chcę, czy nie.
Sorey skończył śniadanie, które dziś wyjątkowo zjadł całe bez oporu, bardzo dobry znak, który trzymał mnie w świadomości, że z moim mężem jest coraz to lepiej.
- Wrócę tak szybko, jak to tylko możliwe - Przerwał ciszą wstając z ziemi podchodząc do mnie widząc lekką niepewność na mojej twarzy. Złożył na moim czole delikatny pocałunek, uśmiechając się do mnie.
- Bądź ostrożny - Poprosiłem, palcami poprawiając jego włosy, które podały mi się pod wpływem dotyku, może gdybym je odrobinkę przyciął, czułby się lepiej, sam jednak musi mi to powiedzieć, nie chcę do niczego go zmuszać.
- Będę obiecuję - Złączyliśmy nasze usta w delikatnym pocałunku, który został przerwany przez naszego małego chłopca.
- Ohyda - Zawołał, odwracając głowę, czym rozbawił nas obojga. Młody dorasta, zaczyna sporo rozumieć, a mimo to wciąż jeszcze zbyt mało zobaczymy, jak on się zakocha czy wtedy też będzie to dla niego ohydne.
Pojechaliśmy głowami wychodząc z jaskini skąd Sorey ruszył do miasta zostawiając nas samych. Yuki w międzyczasie wpadł na genialny pomysł, aby pobawić się nad wodą. Jak się to skończyło? Pies zmoczył nas całych, swoją siłą wpychając do wody, nie pozwalając na ćwiczenia, chciał się bawić, a my mieliśmy zwrócić na niego całą swoją uwagę.
O dziwo nie czułem strachu co prawda czasem, gdy Codi za bardzo szalał, odruchowo cofałem się, nie wiedząc, co może uczynić, koniec końców jednak przekonałem się do niego coraz to bardziej, ciesząc się z obecności tego wielkiego misia.
- Ale było super - Rozbawiony Yuki śmiał się w niebo głowy, ciesząc się ze wspólnie spędzonego czasu. - Jak dobrze, że wróciłeś - Dodał tuląc się do mnie nie ukrywając swojej radość, ten gest wywołał radość i u mnie samego to fantastyczne uczucie, gdy dziecko mówi ci coś takiego, tym bardziej że niedawno było na mnie takie złe.
- Też się cieszę - Przyznałem, całując dziecko w czoło.
- Wróciłem spór zażegnany? - Głos Soreya sprowadził nas na ziemię, oboje spojrzeliśmy na niego, uśmiechając się łagodnie.
- Tata - Yuki podbiegł do chłopaka, mocno się do niego przytulając. - Co kupiłeś? - Dopytał, widząc pełną torbę.
- Jedzenie - Poczochrał jego włosy przyglądając się nam uważnie. - Jesteście cali mokszy - Dodał.
Cóż nie dało się ukryć, nasze ubrania przylegały do ciała, a z włosów spływały krople wody.
- Pływaliśmy z Codim w wodzie - Wyjaśnił zadowolony chłopiec, osuszając się z kropel wody, niesamowite ile nauczył się podczas mojej nieobecności, mogę być naprawdę z niego dumny.
Yuki wszedł do jaskini, susząc sierść mokrego psa z wody. Uczyniłem to samo, susząc swoje ciało, rozpuszczając przy okazji włosy, które opadły na moje plecy sięgając bioder.
- Jak było w mieście? - Spytałem, siadając obok męża na kocu rozczesujących palcami poplątane kosmyki. Myśląc trochę nad tym, jak fantastycznie było być człowiekiem, idąc do miasta, gdzie zapachy wywoływały burczenie brzucha i narastającą chęć jedzenia tych pysznych smakołyków, których teraz smaku nawet bym nie odróżnił...
<Sorey? C:>
Kiwnąłem głową, zgadzając się z jego pomysłem ani myśląc, by zaprzeczać i tak będzie twardo trzymał swojego, a ja z nim nie wygram czy tego chcę, czy nie.
Sorey skończył śniadanie, które dziś wyjątkowo zjadł całe bez oporu, bardzo dobry znak, który trzymał mnie w świadomości, że z moim mężem jest coraz to lepiej.
- Wrócę tak szybko, jak to tylko możliwe - Przerwał ciszą wstając z ziemi podchodząc do mnie widząc lekką niepewność na mojej twarzy. Złożył na moim czole delikatny pocałunek, uśmiechając się do mnie.
- Bądź ostrożny - Poprosiłem, palcami poprawiając jego włosy, które podały mi się pod wpływem dotyku, może gdybym je odrobinkę przyciął, czułby się lepiej, sam jednak musi mi to powiedzieć, nie chcę do niczego go zmuszać.
- Będę obiecuję - Złączyliśmy nasze usta w delikatnym pocałunku, który został przerwany przez naszego małego chłopca.
- Ohyda - Zawołał, odwracając głowę, czym rozbawił nas obojga. Młody dorasta, zaczyna sporo rozumieć, a mimo to wciąż jeszcze zbyt mało zobaczymy, jak on się zakocha czy wtedy też będzie to dla niego ohydne.
Pojechaliśmy głowami wychodząc z jaskini skąd Sorey ruszył do miasta zostawiając nas samych. Yuki w międzyczasie wpadł na genialny pomysł, aby pobawić się nad wodą. Jak się to skończyło? Pies zmoczył nas całych, swoją siłą wpychając do wody, nie pozwalając na ćwiczenia, chciał się bawić, a my mieliśmy zwrócić na niego całą swoją uwagę.
O dziwo nie czułem strachu co prawda czasem, gdy Codi za bardzo szalał, odruchowo cofałem się, nie wiedząc, co może uczynić, koniec końców jednak przekonałem się do niego coraz to bardziej, ciesząc się z obecności tego wielkiego misia.
- Ale było super - Rozbawiony Yuki śmiał się w niebo głowy, ciesząc się ze wspólnie spędzonego czasu. - Jak dobrze, że wróciłeś - Dodał tuląc się do mnie nie ukrywając swojej radość, ten gest wywołał radość i u mnie samego to fantastyczne uczucie, gdy dziecko mówi ci coś takiego, tym bardziej że niedawno było na mnie takie złe.
- Też się cieszę - Przyznałem, całując dziecko w czoło.
- Wróciłem spór zażegnany? - Głos Soreya sprowadził nas na ziemię, oboje spojrzeliśmy na niego, uśmiechając się łagodnie.
- Tata - Yuki podbiegł do chłopaka, mocno się do niego przytulając. - Co kupiłeś? - Dopytał, widząc pełną torbę.
- Jedzenie - Poczochrał jego włosy przyglądając się nam uważnie. - Jesteście cali mokszy - Dodał.
Cóż nie dało się ukryć, nasze ubrania przylegały do ciała, a z włosów spływały krople wody.
- Pływaliśmy z Codim w wodzie - Wyjaśnił zadowolony chłopiec, osuszając się z kropel wody, niesamowite ile nauczył się podczas mojej nieobecności, mogę być naprawdę z niego dumny.
Yuki wszedł do jaskini, susząc sierść mokrego psa z wody. Uczyniłem to samo, susząc swoje ciało, rozpuszczając przy okazji włosy, które opadły na moje plecy sięgając bioder.
- Jak było w mieście? - Spytałem, siadając obok męża na kocu rozczesujących palcami poplątane kosmyki. Myśląc trochę nad tym, jak fantastycznie było być człowiekiem, idąc do miasta, gdzie zapachy wywoływały burczenie brzucha i narastającą chęć jedzenia tych pysznych smakołyków, których teraz smaku nawet bym nie odróżnił...
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz