Przymknęłam powieki, kiedy tylko napotkałam pierwsze tego
dnia promienie wschodzącego dopiero słońca. Wygięłam usta w lekki uśmiech,
wdychając woń porannego powietrze. Mimo zimna, chętnie wkroczyłam w znany
teren, jakim była stajnia. Znajdowała się kilka minut drogi od mojego domu, a
właściciel znał Lorena i mogłam gościć się tu kiedy tylko miałam ochotę.
Dzisiejszym wierzchowcem okazał się dzielny wałach Baron, na którym zaraz potem
ruszyłam w stronę lasu. Minęło sporo czasu odkąd siedziałam ostatni raz na koniu.
Praca całkowicie zabierała mój czas, a jesienna pogoda wcale nie zapowiadała
zmniejszenia chorych na dość popularne w tym okresie choroby.
Zielarstwo to ciężki orzech do zgryzienia, ale zaczynało mi się to coraz
bardziej podobać. Możliwość zdobycia nowych znajomości i bycie szanowanym
raczej budziło we mnie pozytywne emocje.
Spięłam łydki, popędzając zwierzę i przechodząc do kłusu. Kiedy tylko wjechałam
w bór, uderzył mnie przyjemny zapach drzew i budzącej się ziemi. Liście powoli
zaczęły zmieniać barwę i przyozdabiać okolicę. Zamknęłam oczy, wciągając
powietrze w płuca. Nagle wałach zatrzymał się, a kiedy tylko podniosłam powieki
ujrzałam nieznajomą dziewczynę.
Od razu rzucił mi się w oczy jej niespotykany wygląd. Ciemna skóra, mocno błękitne
oczy i odmienny strój. Wlepiła we mnie wzrok, z którego wyczułam niepokój, ale
i determinację. Siwy prychnął, niespokojnie przebierając nogami, a ja mocniej
przywarłam do siodła. Białe włosy, które mocno kontrastowały z jej karnacją
falowały z wiatrem, a między nami zapadła napięta atmosfera.
- Zejdź mi z drogi. – powiedziałam łagodnie. - Chyba, że masz do mnie jakiś
interes to masz jedyną szansę na rozmowę. Trochę mi się śpieszy.
Zacisnęłam dłonie na wodzach, zmuszając do łagodnego uśmiechu. Dawna profesja
wciąż zmuszała do zachowania wszelkiej ostrożności w stosunku do nowo poznanych
osób. Nigdy nie mogłam wykluczyć, że ktoś właśnie planuje zemstę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz