piątek, 16 października 2020

Od Soreya CD Mikleo

Ku mojemu zaskoczeniu obudziłem się rankiem, dziwnie wypoczęty i wyjątkowo głodny. Zamrugałem kilkukrotnie oczami czując, jak Mikleo wtulił się w moje ciało. Uśmiechnąłem się na ten widok i zacząłem delikatnie gładzić jego cudownie miękkie i aksamitne włosy, nie chciałem go w końcu obudzić, musiał spać jak najwięcej, zasługiwał na to. Zauważyłem, że ostatnio moje włosy stały się gorsze, nie dość, że żyły własnym życiem, to jeszcze były takie… suche. Jak słoma. Zresztą, tak też wyglądały, były żółte i takie nijakie, całkowite przeciwieństwo tych należących do Mikleo. 
Westchnąłem cicho i delikatnie podniosłem się do siadu, starając się nie obudzić przy tym męża, co na szczęście mi się udało. Odgarnąłem opadające na czoło kosmyki i rozejrzałem się po jaskini szybko zauważając, że wszyscy spali, a bariery, którą potrafił wytworzyć Mikleo, nie było. Nie, żebym mu kazał to zrobić, wiedziałem, że używanie tej mocy potrafi go bardzo wykończyć, ale w takim razie kto stał na warcie? Nikt, i w tym był problem. Nie powinienem zasypiać, nawet nie miałem takiego zamiaru. Po prostu położyłem się na chwilę na ziemi, by odrobinkę, na momencik odpocząć, i nim się zorientowałem zasnąłem. Nawet nie zarejestrowałem momentu, kiedy odpłynąłem do krainy snów.
Powinienem ich pilnować, a nie spać. Następnym razem muszę to lepiej rozplanować, a już na pewno nie rozpoczynać wieczora od siadania. Może następnym razem będę stał? Gdybym stał, nie usnąłbym, albo przynajmniej byłoby mi trudniej usnąć. 
Poczułem, jak Mikleo zaczyna się kręcić i po chwili również się obudził. Nie powiem, poczułem się winny tego, bo od razu założyłem, że wstał przeze mnie. Mimo tego uśmiechnąłem się do niego szeroko, zaczynając się zachować tak, jak dawniej, ponieważ wiedziałem, że to mu pomaga. Już wczoraj, podczas drogi zdążyłem zauważyć, że Mikleo zaczyna naśladować niektóre gesty, które sam wykonywałem. Żałowałem, że nie poprosił mnie o pomoc wcześniej; było, a raczej jest mi ciężko, owszem, ale jego niezdolność do odczuwania emocji było jednym z powodów, dla którego czułem i czuję się tak źle. Teraz, kiedy już wiem, że Mikleo bardzo potrzebuje mojej pomocy, mam swego rodzaju motywację. 
- Jak się czujesz? Obudziłem cię? Przepraszam – wyszeptałem cicho ze skruchą, nie chcąc obudzić Yuki’ego wtulonego we włochate cielsko psa. 
- Nic złego nie zrobiłeś, sam się wybudziłem – odparł chłopak, kładąc mi na dłoń na ramieniu i delikatnie się uśmiechając. Muszę mu przyznać, że ten gest wyszedł mu naprawdę naturalnie. To chyba dobrze, szybko się uczy, chociaż przed nim jeszcze długa droga… nie tylko przed nim. Przede mną również. 
- Powinieneś mnie wczoraj obudzić, ktoś musi stać na warcie – powiedziałem, zaczesując do tyłu włosy, które już od momentu wybudzenia były w nieładzie. 
- Przecież wszystko było w porządku, w razie czego Codi by nas obudził, tak jak wczoraj. Powinieneś wypoczywać jak najwięcej – dodał, łagodnie gładząc mój policzek. Nie byłem co do tego aż tak przekonany, chyba byłbym pewniejszy, gdybym stał na warcie, w końcu Codi to tylko zwierzę, cwane i inteligentne, ale tylko zwierzę. 
W końcu obudził się Yuki wraz ze swoim towarzyszem, co niezbyt spodobało się drzemiącemu nieopodal mnie oraz Mikleo Lucjuszowi – kocur musiał przyjść w nocy, ponieważ nie przypominałem sobie, aby był przy nas wieczorem. Mikleo zajął się chłopcem, a ja zacząłem przygotowywać posiłki dla tych dwóch zwierzaków i również dla samego siebie. Chyba po raz pierwszy od naprawdę dawna tak sam z siebie zjem śniadanie. Wcześniej nie za bardzo się nim przejmowałem, nawet jeśli dnia poprzedniego nic nie zjadłem, omijałem śniadanie twierdząc, że jest to zwykła strata czasu. Cóż, teraz uważam podobnie, ale nie jestem już w stanie znieść tego bólu brzucha. Przy okazji zauważyłem również, że kończy nam się prowiant.  
Po podaniu zwierzakom należytego im posiłku wyciągnąłem mapę, na chwilę wstrzymując się na chwilę ze śniadaniem dla siebie. Musiałem znaleźć miasto będące jak najbliżej nas, by móc wybrać się na małe zakupy. Nie za bardzo tego chciałem. Kiedyś uwielbiałem tego typu wycieczki ciesząc się z możliwości porozmawiania z ludźmi, których nie znałem. Teraz tego nie cierpiałem, odwlekałem takie momenty najbardziej, jak mogłem, ale w końcu wypadało zrobić te zapasy, nikt tego za mnie nie zrobi. 
- Idę do miasta zrobić zapasy, jak wrócę będziemy mogli ruszać dalej – powiedziałem głośno, zwijając i chowając na powrót mapę. 
- Idziesz sam? – spytał się mnie Mikleo, uważnie mi się przyglądając. 
- Tak, będę musiał się trochę cofnąć, ale myślę, że pójdzie mi to sprawnie. A wy zostańcie tutaj i wypocznijcie – powiedziałem, zaczynając przeczesywać włosy. Skoro musiałem wyjść do ludzi, musiałem jakoś wyglądać. Dobrze ze mną już i tak nie będzie, ale przeciętnie może już tak.

<Mikleo? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz