Próbowałam doszukać się w jego zachowaniu czegoś ukrytego. Jednak ani mimika ani gesty nie dały mi oczywistej odpowiedzi. Jego propozycja mocno mnie zdziwiła. Samo założenie, że jestem w niebezpieczeństwie nieco mnie śmieszyło. Bardzo wątpiłam, że ktoś faktycznie czyhałby na moje życie, a nawet jeśli szukałby sztyletu - oddałabym go. Nie tak od razu, ale jeśli ktoś ładnie by mnie poprosił - czemu nie. No i sama wizja spędzenia kilku nocy z całkowicie obcym mężczyzną powodowała we mnie sprzeczne emocje. Odrobina strachu i podniecenia jednocześnie.
- Jest mały problem. - odpowiedziałam.
- Zapewniam, że nic Ci nie zrobię. - uniósł brew do góry, na co lekko się zaśmiałam.
- Nie chce zostawiać mojego kota samego. Niby to tylko kilka dni, ale będę się martwić.
William westchnął. Przygryzłam wargę, oczekując odpowiedzi i licząc, że się zgodzi.
- Filo będzie trochę niezadowolony - mruknął. - Ale możesz go ze sobą przyprowadzić.
Uśmiechnęłam się, odwracając na pięcie. Kiedy jednak chciałam wyjść, silna dłoń mnie zatrzymała.
- Nie puszczę Cię samą. - wzruszył ramionami, podczas kiedy obrzuciłam go zdziwionym spojrzeniem.
- Jak wolisz. Ale zapewniam, że nie jestem z porcelany i umiem sobie radzić sama.
Odpowiedziałam, a zaraz potem oboje byliśmy w drodze do swojego domu. Sam fakt, że pozna miejsce mojego zamieszkania było dla mnie nieswoje. Ostatnim razem kiedy ktoś obcy się w nim pojawił, skończyło się na wspólnym romansie. A teraz... Wszystko się zmieniło.
Podczas marszu odzywaliśmy się do siebie bardzo rzadko. Nie wiedziałam też w jaki sposób mógłby mnie ochronić w razie konieczności. W końcu jest kupcem, a raczej za takiego się przedstawiał.
Niedługo potem znaleźliśmy się w moim domu, gdzie panował bałagan. Kiedy tylko pojawiliśmy się w środku, obok nóg pojawił się Czarnuszek, który głośno witał nas mruczeniem.
Szybko się spakowałam, podczas kiedy Will zwiedził mój dom. Nie protestowałam, bo sama zrobiłam dokładnie to samo u niego. Zabrałam ze sobą ukrytą pod ubraniami broń, tak na wszelki wypadek.
Następnie zabrałam kota i bagaż i wróciliśmy do mężczyzny. Przez chwilę czułam niepokój i może nawet wstyd, że jestem na tyle słaba, aby musieć nocować u kogoś innego. Dostałam za to swój pokój, gdzie spokojnie mogłam zająć się sobą.
- Mogę spać na kanapie. Albo nawet na ziemi. - zaproponowałam, nie chcąc początkowo się zgodzić na spanie w łóżku.
- Daj spokój, nie przejmuj się tym w ogóle. - machnął ręką.
- Jako zapłatę weź sobie ten sztylet. Ja nie miałabym z nim co zrobić, a szkoda, żeby się zmarnował.
Wzruszyłam ramionami i oddałam pięknie zdobione ostrze. William się zgodził, zdając sobie sprawę z jednoczesnego zagrożenia jakie broń niesie ze sobą.
Wieczorem, po kąpieli nie mogłam znaleźć sobie zajęcia. Ubrana w krótką koszulę nocną i z mokrymi włosami nie mogłam wyjść na zewnątrz, a okno, które było skierowane na ulicę nie przedstawiało niczego szczególnego. Wyszłam więc do salonu, gdzie siedział mężczyzna i przekładał jakieś papiery. Usiadłam naprzeciwko, wsuwając nogi pod siebie i uważnie obserwując jego ruchy.
- Może potrzebujesz pomocy? - zapytałam ostrożnie.
Will?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz