Delikatnie chwyciłem jego dłoń, zdejmując ją z policzka, aby spleść naszą palce, przyglądając im się kilka chwil.
- Nie chciałem cię martwić, widzę jak jest ci ciężko, nie chce dodatkowo obarczać cię sobą, wróciłem dla ciebie, dla was, aby pomógł. Nie pomogę ci, jeśli szybko nie nauczę się okazywać emocji, widzę jak ci na tym zależy. Myślałem, że nauczę się ich bez angażowania cię w to, ale to nie jest wcale takie proste, pamiętam wszystko, radość, smutek, strach, obrzydzenie czy gniew a mimo to nie potrafię tego odtworzyć, potrafię tylko psuć, a gdy już coś mi wychodzi musi być to akurat gniew - Najwysza pora, aby być w stu procentach szczerym z mężem, on tego chce i ja tego potrzebuje, aby znów zacząć normalnie żyć, nie chce obarczać go sobą, bo i tak już sam ma dużo na głowie, a jednak znów to robię, nie jestem tak silny, jak silny chciałbym być.
- Miki - Szepnął cicho moje imię uśmiechając się do mnie łagodnie. - Kocham cię i doskonale o tym wiesz prawda? - Kiwnąłem głową na potwierdzenie jego słów. - A więc równie wiesz doskonale, że pomogę ci z każdym nawet najdrobniejszy problemem, nie musisz się o mnie martwić. Pomogę ci, jeśli tylko mi na to pozwolisz - Ścisnął moją dłoń całując moje czoło.
Spojrzałem w jego oczy, łącząc nasze usta w delikatnym, lecz namiętnym pocałunku kładąc dłonie na jego policzkach.
- Pamiętaj, że to działa w obie strony, ja też bardzo cię kocham i martwię się o ciebie nie chce twojej krzywdy - Wyszeptałem gdy nasze usta odebrały się od siebie.
Mój mąż pogładził mnie po policzku, wtulając się w moje ciało, przyjemnie było znów poczuć jego głośność, znów mieć go przy sobie, brakowało mi normalności. Oczywiście to dopiero początek a przed nami długa droga, ale dla niego mogą zrobić wszystko bez względu na to, jak wiele będę musiał poświecić. To mój przyjaciel, mój mąż, bratnia dusza, dla której zostałem stworzony, chce być przy nim w chwili dobrej i złej zawsze razem.
- Yuki na nas czeka powinniśmy wracać mamy daleką drogę do pokonania - Kiwnąłem głową zgadzają się z nim droga daleko a sam przecież chciałem powrotu tak naprawdę ze względu na Soreya na dworze robiło się coraz zimniej powoli nadchodzi zimna a on nie może spędzić jej w jaskiniach nie tak powinien żyć. Wróciłem i zadbam o niego. Nawet jeśli on nie będzie tego chciał.
Bez zbędnych słów zebraliśmy się, aby wrócić do chłopca, który już na nas czekał gotów do drogi.
- Yuki chcesz coś powiedzieć? - Sorey chyba chciał, aby Yuki przeprosił mnie za to, co powiedział. Niepotrzebnie, zasłużyłem sobie na to, co mi powiedział, gdybym nie krzyczał na męża i chłopiec nie byłby na mnie zły.
- Nie - Burknął, co nie zbyt spodobało się mężowi, żeby więc nie doprowadzać do konfliktu, położyłem dłoń na ramieniu chłopaka, kręcąc głową.
- Daj spokój ruszajmy - Nie chcąc bardziej drażnić chłopca, chciałem już ruszać, dając spokój dziecku, które ma swój rozum, powiedział to, co czuł, a ja nie miałem nic do tego, zachowałem się podle więc i podle zostałem potraktowany.
Sorey na szczęście odpuścił, choć obiecał, że jeszcze do tego tematu wróci oby nie, nie można do niczego zmuszać chłopca, ja naprawdę nie mam mu niczego za złe...
Ruszyliśmy w końcu w drogę, w ciągu której Sorey bardzo starał się zachowywać jak kiedyś, było to dziwne a równocześnie bardzo cieszące, choć na chwilę mogłem się poczuć dobrze, mogłem być pewien, że nie zapomniał, kim naprawdę kiedyś był, pomogło mi to nawet troszeczkę w okazywaniu emocji, poprzez obserwację męża sam potrafiłem odtworzyć emocje, które czułem, to wciąż było nic wielkiego, lecz wystarczyło, aby na chwilę zapomnieć o problemach.
Późną nocą zatrzymaliśmy się w jaskini, gdzie uchronić mogliśmy się od deszczu, który zaczął padać. Sorey zmęczony całym dniem odleciał, choć zarzekał się, że nie jest zmęczony, lekko rozbawiony przykryłem go kocem, siadając niedaleko, aby ciągle czuł moją obecność.
- Przepraszam - Ciszę przerwał głos Yuki'ego zwracający moją uwagę. Chłopiec zaczął mi tłumaczyć, dlaczego się tak zachował i jak bardzo martwi się o tatę, nie chce jego krzywdy, to zrozumiałe ja też jej nie chcę, kocham go i byłem świadom tego, co mu zrobiłem, musiałem porozmawiać z chłopcem, aby wszystko z nim wyjaśnić, to pomogło i mi i jemu samemu w pochodzeniu się ze sobą.
Chłopiec w końcu zasnął, tuląc się do psa co i ja postanowiłem zrobić, w razie jakichkolwiek kłopotów Codii nas obudzi to psisko naprawdę jest przydatne..
Pokręciłem lekko chyba rozbawiony głową kładąc się obok Soreya nie chcąc go obudzić ostrożnie wtuliłem się w jego ciało zamykając oczy korzystając z błogiego spokoju, jaki był nam dany.
<Sorey? C:>
- Nie chciałem cię martwić, widzę jak jest ci ciężko, nie chce dodatkowo obarczać cię sobą, wróciłem dla ciebie, dla was, aby pomógł. Nie pomogę ci, jeśli szybko nie nauczę się okazywać emocji, widzę jak ci na tym zależy. Myślałem, że nauczę się ich bez angażowania cię w to, ale to nie jest wcale takie proste, pamiętam wszystko, radość, smutek, strach, obrzydzenie czy gniew a mimo to nie potrafię tego odtworzyć, potrafię tylko psuć, a gdy już coś mi wychodzi musi być to akurat gniew - Najwysza pora, aby być w stu procentach szczerym z mężem, on tego chce i ja tego potrzebuje, aby znów zacząć normalnie żyć, nie chce obarczać go sobą, bo i tak już sam ma dużo na głowie, a jednak znów to robię, nie jestem tak silny, jak silny chciałbym być.
- Miki - Szepnął cicho moje imię uśmiechając się do mnie łagodnie. - Kocham cię i doskonale o tym wiesz prawda? - Kiwnąłem głową na potwierdzenie jego słów. - A więc równie wiesz doskonale, że pomogę ci z każdym nawet najdrobniejszy problemem, nie musisz się o mnie martwić. Pomogę ci, jeśli tylko mi na to pozwolisz - Ścisnął moją dłoń całując moje czoło.
Spojrzałem w jego oczy, łącząc nasze usta w delikatnym, lecz namiętnym pocałunku kładąc dłonie na jego policzkach.
- Pamiętaj, że to działa w obie strony, ja też bardzo cię kocham i martwię się o ciebie nie chce twojej krzywdy - Wyszeptałem gdy nasze usta odebrały się od siebie.
Mój mąż pogładził mnie po policzku, wtulając się w moje ciało, przyjemnie było znów poczuć jego głośność, znów mieć go przy sobie, brakowało mi normalności. Oczywiście to dopiero początek a przed nami długa droga, ale dla niego mogą zrobić wszystko bez względu na to, jak wiele będę musiał poświecić. To mój przyjaciel, mój mąż, bratnia dusza, dla której zostałem stworzony, chce być przy nim w chwili dobrej i złej zawsze razem.
- Yuki na nas czeka powinniśmy wracać mamy daleką drogę do pokonania - Kiwnąłem głową zgadzają się z nim droga daleko a sam przecież chciałem powrotu tak naprawdę ze względu na Soreya na dworze robiło się coraz zimniej powoli nadchodzi zimna a on nie może spędzić jej w jaskiniach nie tak powinien żyć. Wróciłem i zadbam o niego. Nawet jeśli on nie będzie tego chciał.
Bez zbędnych słów zebraliśmy się, aby wrócić do chłopca, który już na nas czekał gotów do drogi.
- Yuki chcesz coś powiedzieć? - Sorey chyba chciał, aby Yuki przeprosił mnie za to, co powiedział. Niepotrzebnie, zasłużyłem sobie na to, co mi powiedział, gdybym nie krzyczał na męża i chłopiec nie byłby na mnie zły.
- Nie - Burknął, co nie zbyt spodobało się mężowi, żeby więc nie doprowadzać do konfliktu, położyłem dłoń na ramieniu chłopaka, kręcąc głową.
- Daj spokój ruszajmy - Nie chcąc bardziej drażnić chłopca, chciałem już ruszać, dając spokój dziecku, które ma swój rozum, powiedział to, co czuł, a ja nie miałem nic do tego, zachowałem się podle więc i podle zostałem potraktowany.
Sorey na szczęście odpuścił, choć obiecał, że jeszcze do tego tematu wróci oby nie, nie można do niczego zmuszać chłopca, ja naprawdę nie mam mu niczego za złe...
Ruszyliśmy w końcu w drogę, w ciągu której Sorey bardzo starał się zachowywać jak kiedyś, było to dziwne a równocześnie bardzo cieszące, choć na chwilę mogłem się poczuć dobrze, mogłem być pewien, że nie zapomniał, kim naprawdę kiedyś był, pomogło mi to nawet troszeczkę w okazywaniu emocji, poprzez obserwację męża sam potrafiłem odtworzyć emocje, które czułem, to wciąż było nic wielkiego, lecz wystarczyło, aby na chwilę zapomnieć o problemach.
Późną nocą zatrzymaliśmy się w jaskini, gdzie uchronić mogliśmy się od deszczu, który zaczął padać. Sorey zmęczony całym dniem odleciał, choć zarzekał się, że nie jest zmęczony, lekko rozbawiony przykryłem go kocem, siadając niedaleko, aby ciągle czuł moją obecność.
- Przepraszam - Ciszę przerwał głos Yuki'ego zwracający moją uwagę. Chłopiec zaczął mi tłumaczyć, dlaczego się tak zachował i jak bardzo martwi się o tatę, nie chce jego krzywdy, to zrozumiałe ja też jej nie chcę, kocham go i byłem świadom tego, co mu zrobiłem, musiałem porozmawiać z chłopcem, aby wszystko z nim wyjaśnić, to pomogło i mi i jemu samemu w pochodzeniu się ze sobą.
Chłopiec w końcu zasnął, tuląc się do psa co i ja postanowiłem zrobić, w razie jakichkolwiek kłopotów Codii nas obudzi to psisko naprawdę jest przydatne..
Pokręciłem lekko chyba rozbawiony głową kładąc się obok Soreya nie chcąc go obudzić ostrożnie wtuliłem się w jego ciało zamykając oczy korzystając z błogiego spokoju, jaki był nam dany.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz