niedziela, 30 kwietnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Gdyby nie pomoc mojego męża, prawdopodobnie znów miałbym jakiś atak, którego mógłbym nie przeżyć. No ale jak miałem się nie stresować? Misaki nie chciała w ogóle mnie słuchać. Uważała, że miała pełne prawo spędzić całą noc poza domem, że nie powinienem ingerować w jej życie, a nie powiedziała mi o tym wyjęciu dlatego, że "przecież bym się nie zgodził". To, czy bym się zgodził czy też nie zależałoby tylko i wyłącznie od tego, jak by mi przedstawiła tę sprawę. Zresztą, to i tak teraz nie miało żadnego znaczenia, bo przez najbliższy czas na pewno z pokoju nie wyjdzie. Nie po tym, co usłyszałem i jak zostałem potraktowany. 
Podczas kłótni wyszło, że to nie był pierwszy taki nocny wypad Misaki. Wykrzyczała mi w twarz, że to nie pierwszy raz i nic jej przecież nie było. I to mnie właśnie zmartwiło najbardziej, jak to nie pierwszy raz? Ile razy tak się wymykała? I to bez mojej wiedzy? Pozwalałem jej zostać kilka razy u znajomych w na noc, ale zdecydowanie miała na myśli co innego. Co ona miała w głowie? Jej zachowanie nie ma nic wspólnego z odpowiedzialnością. 
– Wiedziałeś, że to nie jej pierwszy wypad? – spytałem, kiedy moje serce pod wpływem mocy Mikleo trochę się uspokoiło. Nie udało mu się go uspokoić do końca, tak jak to miało miejsce wczoraj, ale już tak nie bolało. 
Mikleo spojrzał na mnie zaskoczony, a następnie zakłopotany spuścił wzrok. Milczenie w zupełności mi wystarczało. I muszę przyznać, strasznie ta odpowiedź mnie zabolała. 
– Wiedziałeś – powiedziałem cierpko, wstając z krzesła. Cudownie, znów jestem tym rodzicem, który dowiaduje się o wszystkim najpóźniej. 
– Sorey, to nie tak, po prostu nie chcieliśmy cię martwić – usłyszałem, co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. 
– Tak, bo zatajanie przede mną prawdy jest znacznie lepsze. Pomyślałeś w ogóle o tym, jak mogą się skończyć jej takie nocne wypady? – burknąłem, naprawdę wściekły na męża. Czy ktokolwiek w tym domu liczy się z moim zdaniem? I argument, że przecież ukrywali to dla mojego dobra, bo bym się zdenerwował, nie jest żadnym argumentem. Oczywiście, że bym się zdenerwował, ale na pewno nie byłbym tak zdenerwowany, jak teraz. 
Wywołała się między nami mała kłótnia. Znaczy, z początku to ja się bardziej kłóciłem, naprawdę na niego zły, a Miki próbował mnie troszkę uspokoić. Później jednak i on uległ emocjom i zaczął mi odpowiadać. Skończyło się to tak, że oboje, ewidentnie na siebie źli, poszliśmy w swoje strony; ja do łazienki, a on... Nie wiem, chyba na dwór. 
Dopiero kiedy zamknąłem za sobą drzwi, usiadłem na podłodze, ciężko oddychając. Już wcześniej nie czułem się najlepiej, ale nie chciałem tego pokazywać. Dopiero teraz, kiedy byłem sam, mogłem sobie pozwolić na chwilę słabości. Chwyciłem się za serce, oddychając głęboko mając nadzieję, że zaraz trochę się uspokoi, no ale nic bardziej mylnego. Serce biło coraz to szybciej, nasilając przy tym ból. Dodatkowo czułem, że jestem cały spocony mimo, że jeszcze chwilę temu w tej kwestii było wszystko w porządku. Zimne dreszcze nie były jednak tak złe, jak serce, które miałem wrażenie, że za moment wybuchnie, no ale to przecież możliwe nie było. Chyba. A może...? Jęknąłem cicho, ale gdybym tylko miał trochę więcej siły i tchu, chyba zacząłbym krzyczeć z tego bólu.. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Westchnąłem ciężko, słysząc jego słowa, Sorey zdecydowanie przesadzał lub to ja za mało martwiłem się o naszą córkę, cóż może wszystko dlatego, że prawdopodobnie wiem, gdzie jest i tym bardziej podejrzewam, co robi, może gdyby Sorey wiedział, że to nie pierwszy raz, może byłby spokojniejszy? Nie, co ja w ogóle gadam, nie, nie byłby by spokojniejszy, gdyby się tak dowiedział, że to nie pierwszy raz na pewno i ja i Misaki mielibyśmy kłopoty. Władnie dla tego mówi się, czego oczy nie wiedzą, tego sercu nie żal.
- Sorey ona może wrócić nad ranem, a ty chcesz tu siedzieć i na nią czekać? - Dopytałem, tak dla jasności, aby się upewnić, że dobrze rozumiem, co do mnie właśnie mówił.
- Tak, władanie tak zrobię, a gdy tylko przyjdzie, pozna konsekwencję swojego nieodpowiedniego zachowania - Powiedział to tak stanowczo, że gdybym go nie znał, zacząłbym się niepokoi. A tak wiem, że tylko na takiego wygląda lub stara się wyglądać, na ogół jest naprawdę cudownym i spokojnym człowiekiem.
- Skoro tak - Odpuściłem, nie mając zamiaru się z nim kłócić, to nie jest zdrowe ani dla niego, ani dla mnie i oboje zdajemy sobie z tego sprawę, a przynajmniej taką miałem nadzieję. - Tylko proszę, nie denerwuj się, Misaki nic nie grozi, na pewno wróci cała I zdrowa. Dobranoc - Ucałowałem, go e policzek samemu idąc spać, jeśli chce niech sobie siedzi i czeka, rozmowa z nim to jak uderzenie głową w ścianę tylko siebie takim zachowaniem robi krzywdę, ale po co mnie słuchać prawda?
- Dobranoc - Odpowiedział mi, nim zniknąłem na schodach, idąc do sypialni, w której po prostu położyłem się do łóżka, wtulając twarz w poduszkę, no cóż, dzisiejszej nocy to właśnie ona musi mi wystarczyć.

Wczesnym rankiem obudziła mnie kłótnia dochodząca z dołu kuchni, zaskoczony wstałem szybko z łóżka, wychodząc z pokoju, chcąc jak najszybciej zjawić się w kuchni, aby uspokoić tę kłócącą się dwójkę.
- Hej, słuchać was w całym domu uspokójcie się - Wchodząc do środka kuchni, musiałem się odezwać, aby ich uspokoić.
- Mamo, tato oszalał, daje mi jakieś śmieszne kary i myśli, że będę się do nich stosowała - Odezwała się do mnie, zaciskając dłonie, że złości.
- Spokojnie Misaki, tata jest zły, przejdzie mu, idź proszę do pokoju, a ja z nim porozmawiam - Na te słowa dziewczyna przewróciła oczami, koniec końców wykonując moje polecenie.
- Sorey - Zacząłem, spokojnie chcąc go uspokoić. Wiedząc, że jego stan zaraz może się diametralnie zmienić tylko dlatego, że za bardzo się denerwuje. - Weź głęboki wdech i głęboki wydech, wszystko będzie dobrze, Misaki już jest w domu tak? Nie masz się już czym denerwować - Starałem się go uspokoić, kładąc dłoń na jego ramieniu. Widząc, jak zaczyna źle się czuć.
- Jak mam być spokojny, jeśli ona mnie nie słucha? - Zdenerwowany usiadł na krześle, chwytając się za serce.
Na to zachowanie z jego strony od razu podszedłem do niego, kładąc dłoń na sercu, martwiąc się o niego jeszcze bardziej.
- Skarbie tylko spokojnie, ja wiem, jesteś zdenerwowany, Misaki nie zachowała się dobrze, ale proszę, uspokój się, twoje serce wali jak szalone - Odezwałem się, uwalniając moc, która miała, chociaż troszeczkę uspokoić biedne serce męża.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nie rozumiałem go, jak może być taki spokojny. Przecież nie wiadomo, co się w tym momencie dzieje naszemu dziecku. Mógł ją porwać jakiś fanatyk dla chociażby jej krwi, mogła mieć wypadek, mogła zostać napadnięta przez jakiegoś złodzieja... tyle złych rzeczy mogło się stać, a on mi mówi, że mam być spokojny, a jego tłumaczenia, że bardzo prawdopodobne jest to, że jest z Norim, absolutnie mi nie pomagały, ten chłopak przecież też ją może skrzywdzić. 
Kiedy tylko wróci do domu, chyba dostanie szlaban na wychodzenie na cały tydzień. Może i jest duża, i odpowiedzialna, ale powinna nas informować, jeżeli wychodzi gdzieś na całą noc. Przecież jest to skrajnie nieodpowiedzialne, pomyślała w ogóle o tym, że możemy się martwić? Czy ma jedenaście lat czy szesnaście, i tak powinna nas informować, gdzie znika na całe noce. Póki jest niepełnoletnia i mieszka pod naszym dachem, powinna nas informować, gdzie spędza czas i tego nawet Miki nie może jej w tej sprawie bronić. 
– Jak tylko wróci... – mruknąłem do siebie, ale Miki zaraz położył dłonie na moich policzkach, uśmiechając się ciepło. Jakim cudem on potrafił zachować ten spokój? Ja już umieram z niepewności o córkę, a on twierdzi, że nic się nie dzieje... Nigdy chyba nie będę miał takiego podejścia do życia, jak on. 
– Jak tylko wróci, to spokojnie sobie porozmawiacie – skończył moje zdanie, stając na palcach, by pocałować mnie w czubek nosa. 
– Spokojnie? Wychodzi z domu na całą noc o niczym nas nie informując, a ja mam być spokojny? Przecież to skrajnie nieodpowiedzialne, coś może... 
– Sorey, weź wdech i wydech. Nasza córka jest mądrą i odpowiedzialną dziewczyną, która potrafi o siebie zadbać, dlatego nie masz o co się martwić – poprosił, bardzo starając się mnie uspokoić. 
– Co nie zmienia faktu, że nie powinna tak znikać bez słowa. 
– Nie powinna, masz rację, ale teraz nic z tym nie zrobisz. Dlatego bardzo cię proszę, wypij zioła i chodźmy spać. Nie ma co czekać i się męczyć – dalej próbował mnie przekonać, ale ja pokręciłem głową. 
– Może będzie chciała wrócić w nocy, kiedy wszyscy będą spać. Wolę tu poczekać, i tak nie będę w stanie spać. 
Mikleo westchnął ciężko, a następnie położył dłoń na mojej klatce piersiowej, na sercu, i uwolnił cząstkę swojej mocy, zabierając tym samym ciężar, którego do tej pory nie byłem świadomy. Wyglądałoby więc na to, że przez cały czas źle się czułem i nawet nie byłem tego świadom. Przyznam, jak ten ciężar odszedł, to dziwnie się czułem, tak... za dobrze. Naprawdę już dawno tak dobrze się nie czułem. 
– Lepiej? – spytał, na co pokiwałem głową. – Nie będę w stanie zabrać od ciebie więcej bólu, dlatego zachowaj spokój. Musisz uważać na swoje serce – przypomniał mi, na do westchnąłem ciężko. Ile razy jeszcze będzie mi o tym przypominał? To się naprawdę robiło męczące.
– Muszę to chyba lepiej pilnować córki, bo za dużo sobie pozwala – bąknąłem, siadając przy stole. Nie pójdę spać, dopóki nie porozmawiam sobie z Misaki, choćbym miał siedzieć tutaj całą noc. Skończyło się i chodzenie do znajomych, od tej pory będzie po szkole wracała prosto do domu, a w przypadku jakichś projektów to wszystkie będą robione tutaj. Do czego to doprowadził mój brak stanowczości... Zostały mi ostatnie dni, więc muszę je jak najlepiej wykorzystać. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Słysząc pytanie męża, zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad jego pytaniem, czy Misaki mi coś wcześniej wspominała? Nie, raczej nie a może? Nie zdecydowanie nie.
- Nie, raczej mi nic nie mówiła - Wyznałem, zerkając na męża, który zmartwił się przesadnie o naszą córkę. - Sorey, tylko spokojnie, nie denerwuj się, zapewne po szkole gdzieś się jeszcze wybrała, nie musisz od razu tak panikować - Starałem się go uspokoić, nie chcąc, aby się stresował, ma odpoczywać, a nie się denerwować prawda?
- Jak możesz się nie denerwować? Naszemu dziecku coś mogło się przecież stać, a ty tak sobie spokojnie na to reagujesz? - Gdy zaczął to mówić, westchnąłem cicho, kręcąc przy tym swoją głową.
- Sorey, ona już nie jest dzieckiem, daj jej... - Zacząłem, ale mój ukochany zmarszczył brwi, zakrywając dłonią moje usta.
- Ani słowa więcej, nie może być tak, aby moja córka bez słowa wychodziła z domu i wracała, kiedy jej się żywnie podoba, musimy wiedzieć, gdzie jest prawda? A co jeśli jej się coś stało?
A on znów swoje, przesadnie reaguje na zwyczajne wyjście naszej córki, skąd wiem, że to tylko wyjście? Po prostu to czuję, dosyć ciężko to wyjaśnić, ale wiedziałbym, gdyby naszemu dziecku coś złego się właśnie działo.
- No dobrze w takim razie poczekajmy jeszcze trochę, jeżeli nie wróci, zaczniemy się zastanawiać co dalej - Zaproponowałem, nie chcąc, aby się za bardziej denerwował, Misaki już nie raz pozostawała na noc u Nori'ego nie mówiąc o niczym i o ile mój mąż o niczym nie wiedział, tak ja wiedziałem o wszystkim, nie mówiąc mu nic, aby przesadnie się nie przejmował, no cóż, czasem trzeba coś ukryć przed mężem i o ile nie popieram tego, czasem muszę to robić, aby zadowolić obie strony.
Sorey westchnął cicho, finalnie się zgadzając, czekając na Misaki, wstając z łóżka, od razu chcąc coś robić, tylko co takiego? Przecież wszystko było już zrobione, wystarczy tylko za jakiś czas przygotować kolację i to chyba by było na tyle.
Mój mąż oczywiście nie potrafił usiedzieć na miejscu, za bardzo martwiąc się o Misaki która nie wracała i zapewne nie wróci dnia dzisiejszego, biorąc pod uwagę godzinę, którą wskazywał właśnie zegarek wiszący na ścianie.
- Sorey skarbie, Misaki na pewno poszła do jakiegoś znajomego - Starałem się go uspokoić, co nie do końca mi wychodziło.
- Znajomego? Pewnie poszła do tego chłopaka, mówiłem od samego początku, aby zerwała kontakt z Norim to nie bo po co słuchać starego ojca - Burknął niezadowolony, przesadnie reagując na całą tę sytuację, ten to dopiero lubi sobie dramatyzować.
- Sorey, bardzo cię proszę, weź głęboki wdech i jeszcze głębszy wydech, stres nie działa dobrze na twoje serce i dobrze o tym wiem - Przypominałem mu mimo tego on i tak mnie, nie słuchał, no tak, mów do ściany a ściana, jak to ściana nie posłucha.
Wzdychając ciężko, jedynie pokręciłem głową, siadając na krześle w kuchni, patrząc na męża.
-Co zmieni to, że będziesz się denerwował? Misaki na pewno spędza czas z Norim, a ty odrobinkę za bardzo panikujesz, wyluzuj się, odrobinkę proszę - Poprosiłem, wstając z krzesła, podchodząc do mąż, kładąc dłonie na jego ramionach, delikatnie je rozmasowując w nadziei, że chociaż to mu pomoże się odrobinkę zrelaksować.

<Pasterzyku? C:>

sobota, 29 kwietnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Osobiście nie byłem zmęczony, bo niby czym miałbym się zmęczyć, dlatego jedynie pilnowałem, by Mikleo sobie wypoczął. Zacząłem gładzić jego głowę, chyba powodując tym samym, że był coraz to bardziej rozluźniony. Nigdy nie powiedział mi o tym wprost, ale sam zauważyłem, że strasznie mu się to podoba. Nie chciałem wchodzić w szczegóły, tylko po prostu robiłem to, co mu się tak bardzo podobało. Zresztą, dla mnie to też było przyjemne; w końcu jesteśmy tylko ja, Miki i wygodne łóżko, czy mógłbym chcieć czegoś więcej? Pewnie coś by się jeszcze takiego znalazło, no ale nie chciałem zapeszać, wolę cieszyć się tym co mam. 
Miki nie potrzebował dużo czasu, by zasnąć i jak zwykle okazało się, że to ja miałem rację. Może kiedyś w końcu Miki nauczy się, by mnie słuchać. Wiele czasu mi nie zostało, więc trochę w to wątpiłem, no ale Miki lubi mnie zaskakiwać, więc wątpić w niego nie będę. Przez cały ten czas albo gładziłem go po głowie, albo po plecach, albo bawiłem się jego włosami, jednocześnie wsłuchując się panującą ciszę w naszym domu. No tak, w końcu pies jest na dworze, koty albo śpią w którymś z pomieszczeń, Merlin wykończony wymiotami dalej spał, Misaki była w szkole, więc nie ma nikogo, kto by hałasował. A kiedyś było tu tak głośno... nie wiem, czy bardziej wolałem, kiedy było głośniej w domu, czy jak teraz jest cicho. I jedno, i drugie mają swoje zarówno plusy i minusy. 
Czas powoli mijał, Miki dalej spał, a ja byłem coraz bardziej zaniepokojony, gdyż cisza dalej trwała. Sądząc po godzinie, Misaki już skończyła zajęcia i powinna wrócić już do domu. Nawet jak spotykała się ze znajomymi po szkole, to najpierw wracała do domu, by zjeść obiad i oznajmić nam, że wychodzi. Albo daje nam znać rano, albo dzień wcześniej. Wczoraj nic nie mówiła, dzisiaj rano chyba też nie, a przynajmniej nic mi Miki nie wspominał, że dzisiaj później wraca. Może zapomniał? A może Misaki coś się stało? Już na samą tę myśl poczułem, jak serce zaczyna bić mi troszkę szybciej ze stresu. Oby tylko okazało się, że po prostu nam o czym zapomniała powiedzieć niż żeby ktoś jej coś zrobił. Nigdy nie ukrywałem, że jestem przewrażliwiony na punkcie mojej rodziny. 
Teraz jednak nic nie mogłem zrobić. Póki Mikleo śpi, wtulony w moje ciało, musiałem tutaj leżeć i się nie ruszać, by przypadkiem go nie obudzić, nawet jeśli któraś z moich kończyn by ścierpła. Prawdopodobnie to przeze mnie tak późno się położył, więc teraz niech się wyśpi. 
Miki obudził się dopiero po trzech godzinach, co jak dla mnie było troszkę za mało, no ale do dalszego spania go przekonać nie mogłem. I tak cieszyłem się, że w ogóle się zdrzemnął, bo gdybym nie nalegał, pewnie w ogóle nie poszedłby spać. 
- Zdrzemnąłeś się? – spytał lekko zaspanym głosem, rozciągając się kompletnie jak kociak. Mój mały słodziak... aż miło było na niego patrzeć. Nie to co na mnie, ja to czasem z tą siwizną i zmarszczkami wyglądam jak siedem nieszczęść. 
- Nie. W nocy spałem, niczym się nie zmęczyłem, to i teraz nie musiałem iść spać. Poza tym, to nie jest ważne, Misaki mówiła ci, że dzisiaj wróci do domu później? Już dawno powinna wrócić, ale nie słyszałem, aby wchodziła do domu – zapytałem, naprawdę zmartwiony nieobecnością naszej córki. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Zastanowiłem się chwilę nad jego pytaniem, zerkając na produkty, którymi chciałem stworzyć obiad. W planach miałem przygotować gulasz wołowy z papryką, cebulą, koncentratem pomidorowym podany na kaszy jaglanej, doprawiony mielonym kminkiem, solą, bazylią i ostrą papryką, czy to będzie dobre? Jeszcze tego nie wiem, najważniejsze jest przecież to, że jest to lekka dieta, do której musi się teraz stosować.
- Możesz obrać cebulę i pokroić ją drobno a jak to skończysz, możesz pokroić dwie papryki również w kostkę - Dałem mu pracę, którą naprano był w stanie wykonać, to znaczy nie sądzę, że nie jest w stanie zrobić niczego innego, ja po prostu martwię się o niego i nie chce, aby się przemęczał to chyba jasne.
Sorey uszczęśliwiony zabrał się od razu do pracy, dając mi spokojnie zająć się całą resztą, w końcu tym nie może sobie nic zrobić, z resztą nie mogę go traktować jak dziecko mimo wszystko to dorosły facet i, mimo że jest mi ciężko, muszę dać mu żyć normalnie, no przynajmniej na tyle normalnie na ile tylko może.
Przygotowaliśmy, wspólnie obiad dla Merlina przygotowując ryż z cynamonem, który zawsze był lekarstwem na problemy z brzuchem, a jednocześnie nasz syn bardzo go lubił.
- Usiądź już nakładam - Poprosiłem, gdy wszystko było już gotowe, a Sorey rozłożył talerze.
Na szczecie mój mąż był dziś grzeczny i ładnie mnie słuchał, ale chyba tylko dlatego, że pozwalałem mu na więcej, niż na początku zaplanowałem.
Obiad to dopiero początek, bo o ile tu się mnie słuchał, tak podczas sprzątania już nie chciał, bo przecież to ja miałem odpoczywać, a nie on, a przecież to miało być na odwrót, to ja miałem pracować, a on miał odpoczywać.
- Jak zwykle się mnie nie słuchasz - Westchnąłem ciężko, opadając na krzesło, zmęczony tym dniem a przecież to dopiero początek.
- Jak zwykle traktujesz mnie jak chorego - Odparł, podchodząc do mnie, całując w czoło.
- Bo jesteś chory, a raczej twoje serce jest chore - Poprawiłem się, nie chcąc, aby źle to odebrał, w końcu on jest zdrowy tylko jego serce, cóż nie do końca za nim nadąża.
- Ale nie umieram i mogę wszystko robić sam - Przypominał mi, z czym mogłem się zgodzić tylko czy chciałem? Nie chciałem, tylko chyba wyjścia nie miałem, musiałem dać mu troszeczkę odetchnąć, aby się nie pogniewał, bo mogę mieć z nim ciężko.
- Możesz to prawda, a teraz idź odpocznij - Poprosiłem, wiedząc przecież, że po obiedzie jest zmęczony.
- Pójdę, ale tylko pod warunkiem, że ty pójdziesz ze mną - Na dźwięk tych słów westchnąłem cicho, zastanawiając się nad jego propozycją, z jednej strony byłem zmęczony i chętnie bym się położył, ale z drugiej strony miałem co robić, chyba.
- A sam nie możesz pójść? - Dopytałem, mając nadzieję, że jednak pójdzie beż dyskusji, ale nie bo i po co prawda?
- Nie, nie mogę albo z tobą, albo wcale - Po tych słowach już wiedziałem, że mi nie odpuści, dlatego musiałem pójść razem z nim do sypialni, aby się położyć i odpocząć, po drodze zaglądając do syna, który spokojnie spał w swoim łóżku. Oby tylko on poczuł się niedługo lepiej. Nie chciałbym, aby ten stan utrzymywał się u niego zbyt długo, męcząc go niepotrzebnie..
Zmęczony położyłem się do łóżka, wtulając w ciało męża, dopiero teraz czując zmęczenie, nie mając siły nawet nic mówić, musiałem odpocząć i to chyba bardziej niż na samym początku podejrzewałem...

<Pasterzyku? C:>

piątek, 28 kwietnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Byłem troszkę zaskoczony tym, że Mikleo tak sam z siebie zaproponował spacer. Po wczorajszym dniu spodziewałem się, że nawet tego nie będę mógł robić. Chociaż, coś mi się wydaje, że i tak niedługo dowiem się, gdzie mogę iść na spacer i jak długo mogę spacerować, by się nie przemęczyć... wiedziałem, że nie będzie to proste, ale też nie wiedziałem, że może być aż tak ciężko. No cóż, wytrzymam to jakoś, w końcu to nie pierwszy raz, kiedy musiałem odpoczywać, bo byłem chory, albo po jakimś dziwnym ataku serca, albo byłem ranny i musiałem poczekać, aż się wszystko ładnie zagoi... więc skoro wytrwałem aż tyle, to przetrwam i to. Chyba. A przynajmniej mam nadzieję, że nie zwariuję. 
- Więc może ci pomogę przy obiedzie? Pomagając nie mogę się zmęczyć – zaproponowałem, naprawdę mając nadzieję, że coś tam dam radę porobić.
- Zależy, w czym mi będziesz pomagać – odparł, na co pokiwałem głową, całkowicie się z nim zgadzając.
- Wiem, dlatego będę robił takie mało wymagające prace. Może coś pokroję, może coś doprawię... dodając przyprawy to już na pewno nie mogę się zmęczyć – poprosiłem, naprawdę mając nadzieję, że się zgodzi.
- No dobrze, ale masz się mnie słuchać, dobrze? – odpowiedział, na co strasznie się ucieszyłem. Mogę robić wszystko, nawet obierać rzepę, byleby tylko nie siedzieć bezczynnie.
- Będę robić wszystko, co tylko mi każesz – powiedziałem, podchodząc do niego, by móc go pocałować w policzek. To naprawdę wiele dla mnie znaczyło.
- Mhm, to się jeszcze okaże. Za obiad wezmę się troszkę później, dlatego teraz siadaj i jedz, a potem możesz troszkę odpocząć – poprosił, co mi się tak nie do końca podobało, no ale nie miałem innego wyjścia, jak się z nim zgodzić. Chociaż nie rozumiem, czemu już mam odpoczywać, w końcu dopiero co wstałem, nie miałem żadnego prawa, by się zmęczyć.
Mimo mojej niechęci zrobiłem to, o co mnie poprosił, już nie chcąc na nic narzekać. I tak się już cieszę, że będę mógł mu pomóc przy obiedzie, bo znając jego rygorystyczne podejście, mógłby się na to nie zgodzić. Rany, jakie to moje życie się smutne na starość stało, że muszę pytać się męża, czy mogę mu pomóc w obiedzie. Nie powinienem się pytać, tylko od razu się za to zabrać. Niezbyt zadowolony ze swojej ułomności poszedłem do ogrodu, by tam poczytać i odpocząć, jak to powiedział Miki. Normalnie pewnie poszedłbym na spacer, no ale miałem pomagać Mikleo w obiedzie. Nie wiem, o której dokładnie go zacznie robić, więc nie chciałem przegapić tego momentu. Później jeszcze do syna musiałem zajrzeć i zobaczyć, jak się czuje. Domyślałem się, że to pewnie jakaś wirusówka i pewnie połowa dzieciaków w szkole przechodzi przez to samo. Obym tylko ja niczego od niego nie złapał, bo wtedy to już totalnie będę uziemiony przez Mikiego, a ja to zwariuję, nie mogąc nic zrobić. 
Po jakiejś godzinie wróciłem do kuchni i zrobiłem to w idealnym momencie, bo Mikleo już wyjął wszystkie składniki potrzebne do przygotowania obiadu. 
– Miło, że mnie raczyłeś poinformować – bąknąłem, niezadowolony z tego, że nie dał mi znać. 
– Czytałeś książkę, więc nie chciałem ci przeszkadzać – odpowiedział, uśmiechając się do mnie niewinnie. Miał wielkie szczęście, że go kocham, bo inaczej bym się na niego obraził. 
– Lepiej powiedz mi, co mam robić – poprosiłem, gotów do działania. Do południa nic nie robiłem, więc najwyższa pora zrobić coś. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Rano obudził mnie nasz syn, który czuł się nie najlepiej, był cały blady, słaby i do tego zbierało mu się na wymioty, czy to jakiś żart? Mąż w złym stanie, syn w złym stanie i tylko córka była zdrowa, tyle dobrego w tym całym złym czasie.
Zmartwiony przygotowałem mojemu dziecku zioła wraz z lekkim posiłkiem, który mógł mu pomóc na zły stan żołądkowy, odsyłając chłopca do pokoju, niech odpocznie i może poczuje się lepiej, miło by było, jestem trochę zmęczony tym ciągłym martwieniem się o wszystkich.
- Dzień dobry owieczko - Usłyszałem, szykując śniadanie dla męża, który właśnie wszedł do kuchni.
- Dzień dobry kochanie, jak się czujesz? - Zapytałem, odwracając się w jego stronę z łagodnym uśmiechem na swoich ustach.
- Dzień dobry owieczko, czuje się dobrze, nie musisz się o mnie martwić - Wyznał, przytulając się do mnie, czym bardzo mnie uszczęśliwił, jak ja lubię, gdy się do mnie przytula i jeszcze głaszczę po głowie, niczego więcej mi nie potrzeba. - A ty? Jak ty się czujesz? - Dopytał, całując mnie w czubek głowy.
- Dobrze, mi przecież nic nie jest - Przyznałem, zgodnie z prawdą patrząc w jego oczy, uśmiechając się przy tym łagodnie.
- Tak? A oczy jak pandki mimo wszystko masz - Odparł, zauważając coś, o czym ja sam nawet nie miałem zielonego pojęcia.
- Naprawdę? Nie zauważyłem tego, Merlin trochę za wcześnie mnie obudził i jakoś tak chyba nie zdołałem się wyspać - Przyznałem, nie mając powodu, aby ukrywać przed nim ten drobny fakt, w końcu to tak samo mój syn, jak i jego syn dla tego właśnie tak jak ja, tak i on powinien wiedzieć co dzieje się z naszym synkiem..
- Dlaczego cię obudził? Coś się stało? - Dopytał, od razu się martwiąc, a może powinienem mu oszczędzić tej wiedzy? Nie, to już byłaby przesada, Sorey i tak by się w końcu dowiedział, a ukrywanie tego nie ma sensu i doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
- Od rana mecząc go wymioty i boli brzuch, zrobiłem mu zioła i kazałem się położyć, może jak odpocznie, poczuje się lepiej - Wytłumaczyłem, podając mu kubek z ziołami, które przepisał mu medyk.
- Zajrzę do niego później - Poinformował mnie, pijąc zioła, które strasznie mu nie smakowały i smakować raczej nie zaczną, ależ co na to mogę poradzić? No właśnie nic, musi je pić i dobrze o tym wie, przynajmniej mam taką nadzieję.
- Dobrze, a teraz usiądź proszę i zjesz śniadanie, a później się połóż albo idź na spacer, świeże powietrze dobrze ci zrobi - Zasugerowałem, oczywiście i o niego bardzo się martwiąc, nie chcąc, aby zbyt wcześnie odszedł z tego świata.
- A może to ty się przejdziesz, a ja zajmę się wszystkim - Słysząc jego słowa, westchnąłem cicho. Wiedząc, że on już teraz zacznie kombinować, panie mój daj mi cierpliwość, bo z siłą może się to źle skończyć.
- Sorey skarbie ja muszę pilnować Merlina, trzeba też zrobić obiad, a ty masz odpoczywać, dla tego warto iść na spacer lub chociaż na ogródek posiedzieć na tarasie - Zaproponowałem, na ogród również mogąc, chociaż na chwilę iść, aby mu dotrzymać towarzystwa.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Na jego kolejne słowa uniosłem brew, nie do końca chcąc na to pójść. Coś jest na rzeczy, i nawet doskonale wiedziałem, co. Pewnie myślał o mnie i o moim stanie, co nie było do końca mądre, a już na pewno nie było zdrowe. Zamiast zastanawiać się, co zrobić, by mi pomóc, zamiast tego powinien już powoli przyzwyczajać się do faktu, że niedługo mnie zabraknie... co ja gadam, to tylko czcze gadanie, Mikleo nie pogodzi się z moją śmiercią, a przynajmniej nie tak szybko. Po czasie na pewno w końcu dopuści taką informację, no ale teraz starał się za wszelką cenę sprawić, bym pożył dłużej. 
- Na to miałeś wystarczająco dużo czasu, teraz idziesz ze mną spać – stwierdziłem, nie mogąc go zostawić tutaj samego. 
- To nie ja miałem odpoczywać – przypomniał mi, na co pokiwałem spokojnie głową. 
- Ja miałem odpoczywać, no ale jak mam wypocząć, kiedy nie ma mojej Owieczki obok mnie? Naczynia umyjesz rano, nic się nie stanie, jak je tak tutaj na noc zostawisz – wyjaśniłem, chwytając jego dłoń i zabierając go na górę. Tyle dobrego, że te beznadziejne zalecenia medyka mogłem zastosować właśnie w taki sytuacjach? Moralnie to nie jest do końca dobre, w końcu tak jakby korzystam z tragedii, no ale jakoś sobie radzić muszę. No i też musiałem zadbać o męża, który tak skupi się za mnie, że całkowicie zapomni o sobie samym, tak jak to miało miejsce teraz. 
Kiedy Mikleo położył się na łóżku, westchnął ciężko, jakby z ulgą. Wzbudziło to moje podejrzenia, bo coś pewnie było na rzeczy, no ale już nie pytałem, co się dzieje, bo chyba już mogłem się spodziewać odpowiedzi. Pozwoliłem mu więc spokojnie się położyć, zajmując miejsce obok niego. Niedługo musiałem czekać, by Miki wtulił się w moje ciało, kładąc głowę na mojej piersi. Mimo zmęczenia, zacząłem go gładzić po plecach, wsłuchiwać się w jego oddech. Nim zasnę, chciałem się upewnić, że Miki już śpi. Ponieważ że ja już nic nie mogłem robić i raczej nieprędko będę mógł się zabrać za chociażby głupie zmywanie, to chciałem, aby Miki się wyspał. 
Mimo, że mój mąż mówił, że on to nie jest zmęczony i nie chce iść spać, zasnął po niedługim czasie od położenia się. Wywnioskowałem to z jego oddechu, który był spokojny, głęboki i regularny. No i kto miał rację? Ja. Ale po co słuchać starego męża... mimo tego uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem, ucałowałem jego czoło i zamknąłem oczy, w końcu ze spokojem mogąc zasnąć. 
Kiedy następnego dnia otworzyłem oczy, był późny poranek, a Mikleo już obok mnie nie było. I że on już na nogach i pracuje? Nie za wcześnie? Znaczy, wiedziałem, że trzeba było nakarmić zwierzaki, wypuścić psa ma dwór, no ale po tym jak to zrobił, mógł wrócić do łóżka. Niezadowolony z tego, że jestem sam w łóżku, zszedłem na dół, by trochę rozeznać się w sytuacji. Najchętniej to bym mu pomógł, zajął się drobnymi pracami, ale Miki mnie do nich nie dopuści, nieważne, jak leciutka praca by to była. Więc skoro nie mogłem mu pomóc, to chociaż dotrzymam mu towarzystwa. To mierne pocieszenie, ale miałem odpoczywać, więc chcę się do tego zastosować. Przynajmniej na razie, póki jeszcze byłem w stanie, bo po dłuższym czasie będzie mnie znowu nosić. Już i tak teraz za głupotę uważałem to, że nie mogłem chociażby umyć naczyń, pozamiatać i umyć podłogę, wytrzeć kurze... to może być męczące, jeżeli zrobi się to wszystko jedno po drugim, i jeszcze w całym domu. Jednak gdybym raz na jakiś czas właśnie pomógł w jakieś głupotce...? Na razie jeszcze nie będę mu o tym wspominać, ale za jakiś dzień dwa może to mężowi zaproponuję. 

<Owieczko? c:>

czwartek, 27 kwietnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

Ulżyło mi, gdy mój mąż grzecznie poszedł już do sypialni, nareszcie mogłem być pewien, że nic mu nie grozi a serce i ciało odpocznie, bo to jest dla mnie najważniejsze, ja mogę wziąć na swoje barki wszystko, o ile on będzie w stanie grzecznie mnie słuchać i nie dokładać jeszcze więcej problemów niż i tak już och mam.
Zmęczony przygodami dzisiejszego dnia usiadłem na krześle, biorąc dwa głębokie wdechy, musząc się uspokoić, przez cały czas żyjąc w stresie, tak niewiele brakowało, abym go dziś stracił, mój panie ja naprawdę nie wiem, co zrobię, gdy jego oczy się zamknął, więcej nie otwierając. Nie mogąc nawet przełknąć tej myśli, siedziałem w kuchni, zapatrzony w okno tracąc poczucie czasu, nie zwracając uwagi na bolące plecy od ciągłego siedzenia w bezruchu.
Przez ten cały czas myślałem o moi mężu i tym jak teraz mam z nim żyć każdego dnia i to nie tak, że a go dość dlatego, że jest chory, nie to nie ma żadnego wpływu, raczej martwię się o to, jak on sobie z ty poradzi, Sorey nie potrafi usiedzieć na czterech literach, dłużej niż jest to konieczne, a teraz gdy lekarz powiedział mu, że nie może się nadwyrężać i, mimo że to wie, nie będzie chciał się z tym pogodzić, bo i po co, warto przecież robić mi na złość, abym tylko jeszcze bardziej się denerwował, martwiąc o jego życie i zdrowie.
- Miki, dlaczego nie idziesz spać? - Zaskoczony odwróciłem głowę w stronę męża, unosząc wzrok na jego twarz, marszcząc swoje brwi.
- Dlaczego? Jest jeszcze wcześniej i nie jestem śpiący - Przyznałem, wzruszając ramionami, mimo wszystko uważnie się mu przyglądając, nie rozumiejąc, dlaczego to on nie śpi, mi przecież nic nie jest, a on musi odpoczywać i przestać martwić się o mnie.
- Nie jesteś? Jest wcześnie? Widziałeś tak w ogóle, która jest godzina? - Na to pytanie zerknąłem na zegarek zaskoczony godziną, która się na niej znajdowała.
- Ups, nie zauważyłem - Przyznałem, uśmiechając się do męża delikatnie.
- Nie możesz spać? - Zapytał, wprost patrząc w moje oczy, podchodząc bliżej mnie, zmartwiony tak naprawdę nie wiem czym, przecież to o siebie powinien się martwić, a nie o mnie, mnie nic nie będzie, ja sobie poradzę, aby on mógł odpoczywać.
- Akurat mną to ty się przejmować nie powinieneś, troszeczkę się zasiedziałem, nic mi przecież nie będzie - Przyznałem, podnosząc się z krzesła, dopiero w tej chwili odczuwając okropny ból kręgosłupa wywołany tym zbyt długim siedzeniem na krześle.
- Rozumie, a pójdziesz już spać ze mną? - Na to pytanie pokręciłem przecząco głową, nie chciałem spać ani nawet leżeć jeszcze sobie tu posiedzę i może czymś się zajmę, aby nie myśleć.
- Zajmę się czymś jeszcze - Odezwałem się, uśmiechając przy tym łagodnie.
- A możesz mi powiedzieć czym? - Na jego pytanie zastanowiłem się chwilę, zerkając na naczynia, których wcześniej nie umyłem, całkowicie o nich zapominając.
- Naczynia, muszę umyć naczynia, a później się zobaczy, a teraz zmykaj spać, aby się nie przemęczać - Poprosiłem, całując go w policzek, nie chcąc, aby się biedny męczył, tym bardziej że musi dużo odpoczywać i oboje dobrze o tym wiemy.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Nie byłem tak do końca z tego planu zadowolony, w końcu aż tak późno nie było, mogłem chyba jeszcze trochę posiedzieć. I tak w najbliższych dniach nic nie będę miał do roboty, bo przecież przemęczać się nie mogę, a Mikleo już tego dopilnuje. Szczerze, to nie rozumiałem, po co te wszystkie restrykcje, przecież ze mną lepiej już nie będzie, więc po co mnie męczyć jakimiś ziołami i odpoczywaniem przez praktycznie cały czas? Coś jednak czuję, że gdybym powiedział o tym głośno, zaraz Mikleo by się temu sprzeciwił, tłumacząc to tym, że dzięki temu mógłbym zostać z nimi dłużej. To niby sens miało, ale co to daje, skoro jedyne, co mogę robić, to nic? Przez to będę jedynie ciężarem, bo wszystko, co do tej pory robiłem, spadnie na Mikleo. W przeciwnym wypadku mógłbym coś tam jeszcze podziałać... No nic, może to tylko jest chwilowe, medyk chciał mnie tylko postraszyć i trochę wyolbrzymił sprawę, i jak tak porządnie wypocznę, to za dwa, trzy dni będzie ze mną lepiej i będę mógł sobie odpuścić te wszystkie zakazy i nakazy.
– Nie jest za wcześnie na takie rzeczy? – zapytałem, masując się po karku. Trochę zmęczony byłem, a i owszem, ale czy to od razu znaczyło, że mam iść się myć i spać? No i oczywiście jeszcze w międzyczasie kolacja, bo jak to tak iść bez kolacji spać, to nie do pomyślenia.
– Nie jest, miałeś odpoczywać, dlatego bardzo cię proszę, byś zrobił to, o czym mówiłem – odparł i już wiedziałem, że nie mam co się z nim targować.
Z ciężkim westchnięciem wstałem z kanapy i udałem się na górę, by zażyć kąpieli. Nie chciałem długo siedzieć w łazience, jedynie się szybko umyłem i przebrałem w piżamę, a następnie zszedłem na dół do męża. Przez ten krótki czas już zdążył przygotować dla mnie kanapki i coś, co myślałem, że jest herbatą, ale jak się przyjrzałem temu bliżej, to jednak okazało się, że nie.
– Co to jest? – spytałem, z powątpieniem wpatrując się w kubek z mętną, parującą cieczą.
– Zioła, które zalecił ci medyk. Koniec z kawą – obwieścił, a na słowa, że już nie będę pił kawy, serce mi stanęło. Jak to nie będę  pił kawy? Ale bez kawy żyć się nie da. Mogę się zgodzić na wszystko, ale żeby zrezygnować z kawy? O nie, z tym się nie pogodzę.
– Nie uważasz, że trochę przesadzasz? Kawa nie wpływa na mnie źle. Powiedziałbym nawet, że wręcz przeciwnie, pobudza mnie i daje mi siły do działania – próbowałem go przekonać do zmiany zdania, ponieważ naprawdę tego nie przeżyję. Jak to tak poranek bez kawy...
– A teraz działać nie będziesz musiał, więc i dodatkowy zastrzyk energii nie jest ci potrzebny. No już, jedz i spać.
Nie byłem z tego powodu pocieszony, ale co zrobisz? No nic. Wypiłem z wielką niechęcią te zioła, które jak każde zioła były obrzydliwe, wcisnąłem w siebie ledwo te dwie kanapki i już samym tym się zmęczyłem. No ale właśnie tak to już jest, kiedy ci ktoś na siłę jedzenie wpycha... po tym chciałem po sobie posprzątać, bo w końcu zjadłem i nabrudziłem, więc to do mnie należało posprzątanie. Niestety, Mikleo kazał mi się odsunąć i stwierdził, że to on posprząta. Ja wiem, że miałem odpoczywać, owszem, ale no zmywanie naczyń nie jest męczące. Już na dzisiaj mu odpuszczę, z tego co widziałem strasznie się przejął dzisiejszym moim zasłabnięciem, więc niech już to zrobi. Jutro jednak będę troszkę bardziej stanowczy. Nie będę przecież cały czas leżał do góry brzuchem, przecież ja nie dam rady nie robić nic.

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Zdecydowanie bardziej wolałem, aby mój mąż pozostał w szpitalu, niż miałby wracać do domu, jednak nie mogłem w tej chwili już nic uczynić, mój mąż miał prawo się wypisać ze szpitala na władne żądanie a ja, aby się z nim nie kłócić zamknę już usta i odpuszczę, aby go niepotrzebnie nie denerwować.
- To pana decyzja, jest pan dorosły, zaraz przyniosę wypis - Powiedział, wychodząc po chwili z pokoju, pozostawiając nas samych.
- Wiesz, że to niemądre? - Zacząłem, zerkając na męża, który już był gotowy do wyjścia ze szpitala.
- Nie sądzę, lepiej mi będzie w domu - Stwierdził, patrząc na mnie z uwagą, chwytając moją dłoń.
- Martwię się o ciebie - Przyznałem, mocniej chwytając jego dłoń, dziś, gdy tak leżał tu nieprzytomny, bałem się, że to stracę i tak wiem, wiem, że on kiedyś stad odejdzie, ale nie chce, aby stało się to teraz, przecież ja się rozsypię, a dzieci? One mogą to znieść jeszcze gorzej ode mnie.
- Nie martw się owieczko, nic mi nie będzie. Obiecuję, że będę się stosował, a przynajmniej próbował stosować do rad medyka - Obiecał, całując mnie w czoło. Cóż więc miałem zrobić jak tylko się zgodzić, Sorey jest dorosły, a ja już po prostu nie mam siły, aby z nim walczyć, niech już wróci do domu, a później zajmę się nim aby jego serce wciąż jak najdłużej biło.
- Proszę o to pana wypis, proszę zająć się mężem i nie pozwalać mu się przemęczać, w innym wypadku jego serce może tego już nie wytrzymać - Odparł, podając mi dokumenty, uświadamiając mnie w tym, jak niewiele czasu mogło mu pozostać.
- Dobrze, zajmę się nim - Obiecałem, naprawdę mając na celu to zrobić, od dziś Sorey będzie pod moją stałą opieką i naprawdę zrobię wszystko, aby był cały I zdrowy tak długo, jak pan nasz mu pozwoli.
Powrót do domu był bardzo spokojny, Sorey powoli szedł przy mnie, nie mówiąc nic, najpewniej wciąż będąc zmęczonym, zaraz wrócimy do domu, zażyje gorącej kąpieli, zje kolację i pójdzie spać, a ja zajmę się całą resztą.
- Jesteśmy, Merlin, Misaki? - Zawołałem dzieci, które od razu pojawiły się na schodach.
- Gdzie byliście? - Zapytała dziewczyna, która przyglądała się uważnie swojemu tacie.
- Nic takiego z mamą byliśmy na spacerze - Sorey wyprzedził mnie, nie mówiąc prawdy naszym dzieciakom, no tak, bo po co ma ich uświadamiać, w tym, jak źle z nim jest.
- No dobrze - Misaki odpuściła, wracając do pokoju, ach ten bunt młodzieńczy, kochana dziewczyna tylko trochę mało czasu z nami spędza, no cóż z tym trzeba się już pogodzić.
- Merlin lekcje zrobione? Kolacja zjedzona? - Dopytałem, na co chłopiec kiwnąłem głową. - W takim razie zmykaj spać - Poprosiłem, całując syna w czoło.
- Dobranoc mamo, dobranoc tato - Odezwał się, znikając na schodach do swojego pokoju.
- Jak miło być w domu - Odezwał się Sorey, siadając na kanapie w salonie.
- Na pewno, idź się umyj, a ja w tym czasie przygotuję ci kolację, po której się położysz i nie chcę słuchać sprzeciwu - Zagroziłem, idąc do kuchni, aby przygotować mu coś lekkiego na kolację.

<Pasterzyku? C:>

środa, 26 kwietnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Kiedy w końcu otworzyłem oczy, okazało się, że byłem w miejscu, którego na pierwszy rzut oka nie rozpoznałem, i to nie tylko przez to, że mój obraz był rozmazany. Ostatnie, co pamiętałem, to las, gdzie na spacer zabrałem naszego psa. Usiadłem na chwilę pod drzewem, bo poczułem się troszkę gorzej, a potem... cóż, chyba Cosmo troszkę piszczał, a to pewnie dlatego, że chciał iść dalej na spacer. I to było wszystko. Może i słabo widziałem, ale to zdecydowanie nie były zielone korony drzew. 
Zamrugałem kilkukrotnie, dzięki czemu mój wzrok się wyostrzył i już bez problem rozpoznałem to miejsce. Szpital. W duchu od razu się skrzywiłem, gdyż z całym szacunkiem, ale nienawidzę tego miejsca. Tylko teraz jak się tu znalazłem? I dlaczego? Nie byłem w aż tak bardzo tragicznym stanie. Czułem tylko jakiś dziwny ciężar na piersi, który sprawiał, że trochę ciężko było mi oddychać, i chyba też bolało mnie nieco serce, ale do takich objawów byłem przyzwyczajony. No i też nie odpowiada mi to na pytanie, jak ja tutaj trafiłem z lasu. Stary człowiek się tylko zdrzemnął i od razu wszyscy panikują...
- Sorey, obudziłeś się! – usłyszałem i nim się zorientowałem, co w ogóle się dzieje poczułem, jak ktoś rzuca mi się na szyję. Po białych włosach zorientowałem się, że to musi być mój mąż. Jeszcze się nie rozejrzałem po pomieszczeniu, więc aż do tej pory go nie zauważyłem... nie za bardzo wiedziałem, co się stało, dlatego odwzajemniłem uścisk trochę delikatniej niż on, nie mając zwyczajnie na to siły. Dodatkowo trochę miałem wrażenie, że tym uściskiem trochę mi utrudniał oddychanie, chociaż to pewnie tylko moje głupie wyobrażenie. 
- Oczywiście, że się obudziłem, czemu miałbym tego nie zrobić? – odpowiedziałem trochę zdziwiony, kiedy w końcu się ode mnie odsunął. 
-  Twój kolega znalazł cię nieprzytomnego w lesie i zabrał cię tutaj. Lekarz powiedział, że twoje serce nie wyrabia, i bałem się, że... – zaczął i zaraz po tym przytulił się mocno do mnie, cicho szlochając. Te słowa mocno mnie zaskoczyły. To, że nie wyrabia, to wiem od dawna, więc nie byłem jakoś specjalnie zaskoczony. W przeciwieństwie do mojego męża, najwidoczniej. W tym momencie mógłbym mu powiedzieć „a nie mówiłem”, ale chyba lepiej teraz tych słów nie wypowiadać. 
- Już, spokojnie, nic mi przecież nie jest... – zacząłem powolutku go uspokajać, gładząc go po plecach. 
Chwilę po tym podszedł do nas lekarz, chcąc ze mną porozmawiać o tym, co się stało, i jak mam teraz postępować, by to się nie wydarzyło ponownie. W skrócie, nie mogłem się męczyć, musiałem spożywać regularnie trzy posiłki dziennie, pić jakieś zioła, dużo odpoczywać, nie nadwyrężać się, nie denerwować... w wielkim skrócie, nie mogłem robić nic. I jeszcze miałem zostać na noc w tutaj, tak dla pewności, na co już zgodzić się nie mogłem. To już wolałbym spać na twardej, zimnej, nieprzyjemnej ziemi niż w tym miejscu, nie mogłem się na to zgodzić i siłą mnie tu nie zatrzymają. 
- Nie ma mowy, nie zostaje tutaj, wracam do domu – odparłem, kiedy tylko lekarz skończył mówić. 
- Sorey... – zaczął Miki, ale nie dałem mu dokończyć już podejrzewając, co tam może mówić. 
- Miałem dużo odpoczywać, a tutaj nie odpocznę. Wracam do domu – powiedziałem, uparcie trzymając się swojego zdania, którego nie porzucę. Liczyłem na to, że Miki nie będzie się ze mną za długo kłócił, bo przecież miałem się nie denerwować... nie powinienem tego wykorzystywać w ten sposób, no ale Miki nie daje mi za bardzo wyboru. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Zajmując się moim małym ogródkiem, dostrzegłem psa, który przybiegł do mnie, wbiegając do mojego warzywnego kącika, czym lekko mnie zezłościł.
- Cosmo, już cię tu nie ma - Zawołałem, wyganiając psa, dostrzegając w tej samej chrolo męża. - Gdzieś się wybierasz? - Zapytałem, chcąc po prostu wiedzieć, gdzie idzie, aby później się nie martwić.
- Na spacer z Cosmo - Odpowiedział, zapinając psa na smycz, kładąc nagle dłoń na głowę, tak jakby coś się mu właśnie stało.
- Wszystko dobrze? - Zapytałem, wychodząc z ogródka, aby uważnie przyjrzeć się mojemu mężowi, który zachowywał się jakoś dziwnie, coś ukrywa czy tylko ja mam takie wrażenie?
- Nic mi nie jest, nie musisz się martwić, idę się przejść, będę za godzinę a może dwie - Odpowiedział, zabierając psa na spacer, mimo wszystko nie pozwalając mi zapomnieć o tym jego dziwnym zachowaniu, coś jest chyba na rzeczy, a on nie chce mi powiedzieć, aby mnie nie martwić, jednocześnie martwiąc mnie jeszcze bardziej, cóż za uparty osioł.
Westchnąłem cicho, postanawiając dać mu spokój, nie chcąc, aby znów mi powiedział, że za bardzo się nad nim trzęsę tylko dlatego, że jest stary, jego standardowa wymówka, która już nawet mnie nie zaskakuje. Jest stary i w tym cały problem, koniec i kropka.
Kręcąc z niedowierzaniem głową, wróciłem do pracy przy ogródku, przynajmniej tu nie musiałem się zamartwiać o nikogo ani o nic mając spokój i radość, której czasem mi po prostu brakuje.
Zajęty pracą nawet nie dostrzegłem, kiedy na dworze zaczęło robić się gorąco, a ja już dawno powinienem wracać do domu, nie tylko zresztą ja mojego męża również nie było jeszcze w domu, czyżby coś się stało? A może poszedł na dłuższy spacer, sam już nie wiem.
Zmartwiony, postanowiłem wrócić do domu, aby umyć dłonie po pracy w ogrodzie, kontaktując się z mężem, który nie odpowiadał, coś się musiało stać.
Nie mogąc już dłużej czekać, postanowiłem wyjść na dwór, aby go poszukać jednak nim to uczyniłem, usłyszałem pukanie do drzwi, na które od razy zareagowałem.
W drzwiach stał dawny kolega Soreya, że straży trzymając Cosmo na smyczy.
- Cosmo? Co się stało, gdzie jest Sorey? - Zapytałem mężczyzny, o którego jeszcze nie dawno byłem zazdrosny z powodu jego urody zbyt podobnej do mojej.
- Znalazłem nieprzytomnego Soreya w lesie, trafił już do szpitala. Postanowiłem, że przyprowadzę waszego psa i cię o tym poinformuję - Słysząc jego słowa, poczułem jak robi mi się słabo, jak to znalazł go w lesie? Jest w szpitalu? Co się do diabła stało.
- Ja muszę tam iść od razu - Odparłem psa, że smyczy pozwalając mu zostać na podwórku, zamykając drzwi na klucz, od razu idąc, a nawet biegnąc do szpitala, aby się dowiedzieć co z moim mężem.
Gdy tam dotarłem, znalazłem go leżącego na łóżku ciężko oddychającego. Mój panie co się z nim dzieje?
- Co się z nim stało? - Zapytałem od razu medyka, który był w jego pokoju.
- To jego serce, słabnie z każdą chwilą - Gdy to usłyszałem, musiałem usiąść, jak to słabnie? To niemożliwe.
- Nie to nie możliwe, myli się pan, Sorey nie wygłupiaj się, no już obudź się - Wydusiłem przerażony chwytając dłoń męża.

<Pasterzyku? C;>

Od Soreya CD Mikleo

 No i tyle byłoby z tego poranka... no mogłem się tego domyśleć po wczorajszej rozmowie. No nic, ja przy swoim zdaniu pozostanę już na zawsze, a sądząc po tym, w jakim aktualnie stanie jestem, coś długo to „zawsze” trwać nie będę. Kiedy tylko rano otworzyłem oczy, od razu wiedziałem, że to nie będzie mój dzień. Nie czułem się jakoś bardzo źle, no ale też nie byłem w jakoś najgorszym stanie, miewałem jednak znacznie lepsze dni niż ten. Może to przez tę pogodę? Jak dla mnie było trochę duszno, ale skoro Miki tak sam z siebie na dwór wychodzi, to chyba aż tak źle być nie może. Więc skoro to nie pogoda, to nie wiem, co mi jest. Może się nie wyspałem? Innej opcji nie widziałem. Chyba, że to po prostu mój zły dzień, w końcu każdy może takowe mieć. A w moim wieku to raczej normalne...
Dokończyłem więc śniadanie, chociaż zrobiłem to głównie z przyzwyczajenia, by Mikleo się na mnie nie gniewał i nie zmuszał mnie do jedzenia. Dzisiaj jednak był na mnie obrażony i mogłem sobie odpuścić to śniadanie... gdybym wiedział, to bym sobie żadnego posiłku nie robił. No nic, najwyżej odpuszczę sobie obiad, zauważyłem, że aż tyle jeść w ciągu dnia nie musiałem i na szczęście Mikleo także to dostrzegał i aż tak mnie nie zmuszał do tego. Śniadanie jednak zawsze musiałem jeść, bo to najważniejszy posiłek dnia, ponoć, ja tam się nie znam i dla mnie aż tak ważne ono nie jest. Po prostu nie chciałem się z nim kłócić. Dzisiaj mi się to nie udało. Niby mówił mi, że nie jest na mnie zły, ale ja odbierałem jego zachowanie jako coś zupełnie odwrotnego. 
Po zjedzeniu śniadania umyłem naczynia, a następnie przygotowałem naszym zwierzakom śniadanie, bo za to jeszcze nikt się nie wziął. Uważałem jednak, że to lepiej dla mnie, ponieważ mogłem poczuć, że do czegoś się przydaję w tym domu. Chęć obrony i troszczenia się o rodzinę spotkała się z niezbyt pozytywnym odbiorem ze strony Mikleo i Misaki, a do nakarmienia zwierzaków już nikt się przyczepić nie potrafił. 
Uważając, że na dworze jest dla mnie za duszno i gorąco, postanowiłem zostać w chłodnym domu, i trochę sobie poczytać. Nie było tu tak chłodno, jakbym chciał, ale chyba było lepiej tutaj niż tam. I więcej jednak czasu upływało, tym gorzej się czułem, a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie. W pewnym momencie przyszedł do mnie Cosmo, zaczynając się do mnie przymilać, co oznaczało tylko jedno, chciał iść na spacer. W sumie, to na takowy zasługiwał, nie wiedziałem, czy dzieciaki wyprowadzały go na spacer podczas naszej nieobecności. Zazwyczaj to była moja domena, gdyż dzieci, jak to się określiły, w ciągu dnia nie miały za dużo czasu, więc pozostałem tylko ja i Miki. Nie chciałem, by Miki brał na swoje barki dodatkowe obowiązki, no to byłem tylko ja. Przyniosłem go do domu, więc teraz muszę się nim zajmować, proste. 
- No już idziemy, idziemy – powiedziałem, drapiąc go za uchem. Miałem nadzieję, że się poczuję lepiej, jak się przespaceruję. Trochę zacząłem w to wątpić, kiedy podniosłem się z łóżka, ponieważ poczułem, jak tak trochę zakręciło mi się w głowie. Po chwili było jednak już normalnie, więc po prostu to zignorowałem. Skoro to minęło, to pewnie nie było nic ważnego. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 A on jak zawsze swoje, uparty osioł, który chyba zapomina, że Misaki jest w połowie aniołem, dojrzewa szybciej niż człowiek i podejmuje własne decyzje, ucząc się na swoich błędach. Sorey nie uchroni jej przede wszystkim, mimo że sądzi inaczej, przecież to jej życie i to ona powinna decydować, co z nim zrobi. Naturalnie czasem trzeba stawiać granice, ale tylko w sytuacjach, które są konieczne, tu nie mamy do tego powodów, Misski jest bardzo mądre i sprytniejsza niż mój mąż sobie może wyobrażać, nie da się podejść pierwszej lepszej osobie, z Norim znają się od lat, my znamy jego rodziców, więc w czym jest ten cały problem? Nie mam pojęcia, to jego dziwne podejście nie tylko denerwuje mnie, ale i Misaki, która w końcu przestanie się do niego odzywać i na tym się skończy ta chora nadopiekuńczość.
- Nie będziesz w stanie jej powstrzymać przed niczym - Odparłem, kładąc się na poduszkę, do której się przytuliłem.
- Jeszcze się zdziwisz - Mruknął obrażony, odwracając się do mnie plecami, no i tyle by było z dorosłej rozmowy, on swoje ja swoje i mogę tłuc jak do ściany a ściana nic, stoi niewzruszona.
Nie komentując już jego słów, po prostu poszedłem spać tej nocy, wtulając się w poduszkę, a nie obrażonego męża, który musiał okazać swoją złość na mnie i na cały świat.

Rano, gdy tylko otworzyłem oczy, cicho wstałem z łóżka, wychodząc z pokoju, napotykając nasze dzieci prawie że gotowe do szkoły. Przywitałem się z nimi od razu, sprawdzając, czy czegoś im nie potrzeba.
- O której wracacie? - Zapytałem, nim wyszli z domu do szkoły.
- Merlin kończy o 14, a ja będę wieczorem, idę po szkole do koleżanki robić projekt do szkoły - Odpowiedziała, na co przymrużyłem oczy.
- A mogę wiedzieć której? - Dopytałem, tak dla jasności, aby dowiedzieć się gdzie będzie nasza córka, może i nie byłem tak przewrażliwiony, jak Sorey, ale i tak ostrożny nie chcąc, aby naszym dzieciakom coś się stało.
- Do Emi, nie musisz się martwić, nie kłamie - Zapewniła, żegnając się ze mną, zabierając ze sobą Merlina.
Pozostałem wiec sam, myśląc nad tym, co mogę w tej chwili zrobić, pójść spać? Nie na to już nie miałem ochoty, postanowiłem więc nakarmić zwierzaki, aby biedne nie głodowały, siadając przy stole, zerkając za okno, za którym była piękna pogoda, słońce, ciepło mimo wczesnej pory aż chciało się wyjść na dwór.
Postanowiłem więc wykorzystać dobrą pogodę, wychodząc na dwór, zerkając do ogródka, w którym już zaczęły rosnąć piękne truskawki, które zerwałem, aby je spróbować. Zadowolony z ich słodkiego dysku wróciłem do domu po miskę, do której nazbierałem piękne i słodkie truskawki, z którymi wróciłem do domu, gdzie jak się okazało, mój mąż już nie spał, robiąc sobie w kuchni śniadanie.
- Dzień dobry - Odezwałem się, stawiając truskawki w misce na stole.
- Dzień dobry owieczko gdzie byłeś? - Zapytał, odwracając się w moją stronę.
- W ogrodzie, nazbierałem truskawki - Wytłumaczyłem, wychodząc z kuchni, wracając na dwór, tam było przyjemnie, przynajmniej dopóki nie ma tak okropnego słońca, można popracować w ogrodzie, który aż profil się o pracę w nim...

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nie za bardzo rozumiałem, o co im wszystkim chodziło. Jak dla mnie nie zrobiłem niczego złego. Jedynie staram się uchronić Misaki od zła, czyli zrobić coś, na co ja niezbyt mogłem liczyć w dzieciństwie. Czy to źle? Czułem, że czasu nie miałem dużo, wiec tak długo, póki mogłem, będę ją chronił. Zresztą, nie tylko ją, będę opiekował się całą moją rodziną, bo każdy jej członek jest ważny dla mojego serca, ale to Misaki poświęcałem najwięcej uwagi z uwagi na to, że ona była najbardziej narażona. Mikleo raczej nie robił na co dzień żadnych niebezpiecznych głupot, Nie pamiętam nawet, by ktoś w ostatnim czasie próbował się do niego przystawiać, chyba już wszyscy doskonale wiedzieli, że jest mój i nie mają u niego szans. Merlin z kolei... no cóż, casem mu dziwne kawały przychodziły do głowy, ale raczej po jednym moim ostrzegawczym spojrzeniu czy poważniejszej rozmowie już się opamiętywał. Tyle dobrego, że chociaż jedno dziecko mnie słucha... a Misaki? Martwiło mnie to, że cały czas spotykała się z tym Norim. W ogóle ona była za młoda na spędzanie czasu z chłopakami. Może i wyglądała na starszą niż jest, ale mam wrażenie, że tylko ja pamiętam, że jest tylko dwa lata starsza od swojego brata, a on z kolei jest dzieckiem, któremu głowie tylko głupie żarty w głowie. 
- Ale ja nic złego nie powiedziałem – powiedziałem zgodnie z prawdą, gdyż właśnie tak uważałem. 
- Nie? Powiedziałeś, że Nori nie jest dla niej odpowiednią osobą – przypomniał mi, czego w sumie nie musiał, bo to doskonale pamiętałem. 
- No bo nie jest dla niej odpowiednią osobą. Może gdyby tu chodziło tylko o przyjaźń, to byłbym troszkę bardziej spokojniejszy, ale mam nieodparte wrażenie, że chodzi mu o coś więcej. A ona jest na takie rzeczy za młoda – wyjaśniłem mu, ale i tak wiedziałem, że nie zostanę przez niego zrozumiany. Mikleo miał bardziej luźne podejście, no ale w końcu kogoś dzieci musiały się słuchać, więc to na mnie padło, bym był tym surowym rodzicem. 
- Jesteś bardziej uparty, niż osioł. Sorey, ona ma szesnaście lat. To jest normalne, że chłopcy się nią interesują, i także jest normalne to, że ona interesuje się chłopcami. Ty powiedziałeś, że weźmiesz ze mną ślub jak miałeś pięć lat. 
- Po pierwsze, Misaki tak właściwie ma lat jedenaście, a po drugie, ja byłem mały i głupi. I jeszcze nie do końca wiedziałem, na czym polega życie – wytłumaczyłem, marszcząc nie do końca zadowolony brwi. Co do tego wszystkiego miała obietnica pięcioletniego mnie, nie miałem pojęcia. W końcu jedno się z drugim nie łączyło, no ale niech mu już tam będzie. 
- Ma ciało szesnastolatki, umysł szesnastolatki i zachowuje się jak szesnastolatka, więc jest szesnastolatką. I ma rację, nie możesz wtrącać się w jej życie. Jest duża i do tej pory nie dała nam żadnego powodu, by jej nie ufać. 
- Póki ja żyję mam pełne prawo wiedzieć, co się dzieje w jej życiu i mieć na nie jakiś wpływ – po tych słowach usłyszałem ciężkie westchnięcie ze strony męża. Czyli nie zostałem zrozumiany... no nic, przyzwyczaiłem się do tego. Szczerze, to troszkę bym się zdziwił, gdyby przyznał mi rację po tylu latach mówienia mi, że przesadzam. 
- To nie jest już mała dziewczynka. Niedługo może będzie chciała opuścić dom. Jak to zrobił Yuki. 
- Po moim trupie – burknąłem, nakrywając się kołdrą, już teraz wiedząc, że w życiu się na to nie zgodzę. Nie będę długo żył, więc zamierzam się nacieszyć towarzystwem dzieci, póki mogę. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Nie przejąłem się za bardzo słowami męża, które i tak niczego nie zmienią, specjalnie nie czytałem drugiego pamiętnika, aby nie odczuwać tego bólu z powodu przedwczesnego opuszczenia ruin. Dla mojego męża i jego zdrowia mogę poświęcić wszystko, nawet jeśli to wszystko będzie moją prawdziwą pasją.
- Może kiedyś sama zwiedzisz te ruiny - Zaproponowałem, mając nadzieję, że chociaż ona będzie miała szanse ujrzeć to, czego ani ja, ani mój mąż ujrzeć nie mógł.
- To doskonały pomysł, Nori na pewno zgodzi się ze mną - Odpowiedziała, uśmiechając się do nas ciepło.
No tak Nori, chłopak wciąż trzyma się blisko z naszą córką, z czym ja jak najbardziej problemu nie mam, jeśli się lubią, a nawet czują coś więcej, niech będą razem, to ich życie i decyzję, w które ja wtrącać się nie będę. Mój mąż natomiast uważał inaczej, on chciałby, aby Misaki była bezpieczna, bo przecież to jego mała córeczka, której nic nie może się stać, mimo że doskonale wie, jak brutalne jest życie i niektórych rzeczy po prostu nie da się uniknąć.
- Nori? A nie może być to inny chłopak? - Na to pytanie westchnąłem cicho, czy on naprawdę musi? Wiecznie to samo, Sorey nie lubi Nori'ego, Nori stara się być miłym i grzecznym chłopakiem, robiąc wszystko, aby tato Misaki go polubił, a zamiast tego tatuś jak zawsze ma jakieś swoje, ale, tylko po to, aby na swój dziwny sposób ochronić swoją córkę przed złym chłopakiem.
- Sorey - Mruknąłem niezadowolony, zerkając na męża, nie chcąc, aby zaczęła się kłótnia, którą sam zacznie swoim głupim zachowaniem.
- No co? Nori to nie odpowiednia osoba dla niej - No i uderzył w najsłabszy punkt, teraz na pewno się zacznie, Misaki się obrazi i tyle by było z powrotu do domu i świętego spokoju, którego tak bardzo chciałem.
- Nori to cudowny chłopak a ty się tato nie znasz i bardzo cię proszę, nie wtrącaj się w moje życie - Misaki dziś zareagowała bardzo spokojnie, mimo to wstając od stołu, zabierając swój kubek z gorącym piciem. - Dobranoc - Dodała, wychodząc z kuchni.
- Misaki a kolacja?! - Zawołałem za nią, wychodząc z kuchni, nie chcąc, aby głodowała przez całą noc.
- Już mi się nie chce jeść, pójdę się położyć - Stwierdziła, żegnając się ze mną, idąc do swojego pokoju, pozostawiając nas samych. Merlin już w pokoju, Misaki też, a więc koniec już wspólnej kolacji jak miło.
- Musiałeś prawda? - Mruknąłem niezadowolony, wchodząc do kuchni, aby spojrzeć na męża.
- Mówiłem tylko prawdę - Odparł, wzruszając ramionami.
- Rany Sorey - Westchnąłem ciężko, również tracąc ochotę na jedzenie, odstawiając talerz na bok. - Smacznego - Dodałem, wychodząc z kuchni, nie chcąc kłócić się z mężem, dla tego lepiej wyjść i wziąć kulka głębokich wdechów umyć się i położyć do łóżka, aby odpocząć.
Po kąpieli tak jak planowałem, położyłem się do łóżka, wtulając w poduszkę, pozwalając sobie na odpoczynek.
- Miki śpisz? - Słysząc głos męża, otworzyłem swoje oczy, kręcąc przecząco swoją głową. - Jesteś zły na mnie? - Dopytał, widząc moją odpowiedź.
- Nie, ja nie ale naszą córką na pewno jest, czasem naprawdę zastanów się, co mówisz, zanim coś powiesz - Odpowiedziałem, odwracając głowę w stronę męża.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Po tych słowach byłem już w stu procentach pewien, że ta wyprawa to była jedna wielka katastrofa. Miki mówił mi, że to jest najwspanialszy prezent w jego życiu, że się niesamowicie cieszy, i co z tego wyszło? Kiedy w końcu znaleźliśmy się na miejscu, cały ten entuzjazm po prostu zniknął. Może mogłem wybrać inne ruiny...? Albo dać mu mapę wraz ze wskazówkami i wysłać w świat, w końcu mnie do niczego nie potrzebował. Co gorsza, byłem dla niego tylko taką kulą u nogi, zbędnym balastem, gdyby mnie z nim nie było wtedy, pewnie w spokoju obejrzałby calutkie ruiny... albo i nie, bo nie wszedłby do środka. Chyba, że jakoś obszedłby te dziwne zabezpieczenie... na pewno by obszedł, Miki jest niesamowicie mądry i na pewno znalazłby na to sposób, tylko ja nie do końca wiedziałem, co tu z im robię. 
- Nie sądziłem, że ta wyprawa była aż tak okropna – wymamrotałem do siebie, przygotowując sobie herbatę. Byłem trochę bardzo zdołowany, w końcu jak miałem być z siebie zadowolony, kiedy tak spaliłem ważny prezent? Miki naprawdę się postarał, sweter zrobiony własnoręcznie i książkę, którą dzisiaj będę do snu czytał, i jeszcze słodkości, a ja? 
- Czemu tak uważasz? – usłyszałem za sobą głos Mikleo i już wiedziałem, że cokolwiek usłyszę po mojej wypowiedzi, nie będzie to prawda, a zwyczajne pocieszenie. 
- Bo nie interesuje cię historia tamtego miejsca. W przeciwny razie już dawno byś przeczytał te pamiętniki. I może jeszcze zwiedził resztę pomieszczeń – wyjawiłem mu to, co dręczy mnie od bardzo długiego czasu. I pewnie dalej będzie mnie dręczyć, bo w końcu jak można być takim idiotą, by tak zawieść najbliższą twemu sercu osobę? 
- Już ci tłumaczyłem, że bez ciebie nie chcę niczego zwiedzać. A jak chodzi o historię... wiem, co się stało. Mniej więcej. I nie wydaje mi się, że ten drugi pamiętnik odpowie na moje jakiekolwiek pytania. Naprawdę spodobał mi się twój prezent i jestem ci za niego bardzo wdzięczny, nie musisz się zadręczać – powiedziawszy to przytulił się do moich pleców, by podnieść mnie na duchu. Nie byłem przekonany, to miała być wyprawa, której nie zapomni do końca życia, a tymczasem była dosyć... normalna. Strasznie spokojna. Za spokojna, jeżeli weźmie się pod uwagę inne nasze wyprawy. Oczywiście, że mu nie zapadnie ona mu w pamięć... 
Później nie miałem czasu na zadręczanie się, bo należało skupić się na naszych dzieciach, zwłaszcza na Merlinie, który podczas naszej nieobecności strasznie się rozbestwił. Chociaż, czy on kiedyś nie był rozbestwiony? No właśnie. Nadal nie wiem, po kim on miał taki buntowniczy charakter, ale nie po mnie. Może ja byłem takim troszkę buntownikiem, kiedy byłem młodszy, no ale nie byłem aż taki nieposłuszny, chyba, że chodziło o dziadka. Z nim zawsze musiałem się spierać, a to przez to, że musiałem jakoś sprzeciwiać się za Mikleo, bo on nigdy by tego nie zrobił. 
- Strasznie smutna ta historia... – powiedziała Misaki, kiedy w końcu do nas zeszła po całym dniu czytania. No tak, takie pamiętniczki w końcu za długie nie są, zwłaszcza, że chyba kiedyś papier czy pergamin nie były aż tak popularne i szeroko dostępne. 
- Jaka historia? – zapytałem, jak zwykle nie w temacie. Szkoda, że sam nie mogłem przeczytać tych pamiętników, bo z chęcią bym to zrobił, no ale nic z ty nie zrobię. To nie jest język dla mnie i już się o tym doskonale przekonałem. 
- Na który pamiętnik zdecydowałaś się najpierw? – zapytałem zaciekawiony, przygotowując mojej księżniczce herbatę. 
- Ten Serafina. Na początku nie było nic ciekawego, ale później zaczęła opisywać mężczyznę, w którym się zakochała. Tak ją zmanipulował, że w końcu wpuściła go do świątyni i... cóż, nie pisała nic o tym, ale chyba odpowiadał za śmierć tych wszystkich ludzi. Ostatni wpis mówił coś o tym, że musiała go zabić i pochować wszystkich tych, których zabił, a jego krwią zaklęła drzwi, by nikt już nie mógł się dostać do tego przeklętego miejsca. Czy coś w tym stylu – wyjaśniła, co dało mi do myślenia. Ten mężczyzna... już wcześniej miałem wrażenie, ze jest mowa o Aleksandrze. Jestem pewien, że zginęli tam nie tylko ludzie, ale i Serafiny, a to właśnie o nich mu chodziło. No i też mógł się odradzać, toteż jedna śmierć w jedną czy drugą stronę to dla niego nic. No i też tłumaczyłoby, dlaczego ja potrafiłem otworzyć te drzwi, w końcu i ja byłem skażony mrokiem... tylko nie rozumiałem, dlaczego przeklęte miejsce. I jak przeklęte. 
- Widzisz, co cię ominęło – mruknąłem do męża, stawiając przed Misaki herbatę. Może gdyby przeczytał to wcześniej, jeszcze byśmy się mogli wrócić i odkryć jakieś tajemnice...? Teraz pozostaje nam tylko gdybanie. Albo raczej im, bo ja jako osoba nieznająca tekstu i języka nie mogę się za bardzo wypowiadać. 

<Owieczko? c:>

wtorek, 25 kwietnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Oj tak było mi zdecydowanie lepiej, odkryte ramiona i kark powodowały ulgę, którą lubiłem odczuwać w te ciepłe dni.
- Zdecydowanie lepiej - Wyszeptałem, nie ukrywając zadowolenia, które ukazało się na mojej twarzy.
- A nie mówiłem - W odpowiedzi chwycił moją dłoń, ciągnąc w swoją stronę, abym wstał z krzesła, stając bliżej męża. - Wyglądasz obłędnie - Stwierdził, dłońmi kreśląc na moim ciele, różne wzorki uśmiechając się przy tym łagodnie.
- Tak sądzisz? Nigdy nie spodziewałem się, że lepiej mi będzie w sukienkach - Odpowiedziałem, odrobinkę się z nim drażniąc, to zawsze przynosiło nam nie tylko radość, ale i przyjemność przynajmniej to drugie było do czasu, wiedziałem w końcu co biorę, narzekać nie mogłem.
- Chyba powinniśmy już iść po dzieci - Zaproponowałem, siedząc na stole, zerkając na zegarek, mąż się już na mnie napatrzył, jemu wystarczy, a ja powinienem się już przebrać, nim wyruszymy do zamku.
- Już? Tak szybko? - Spytał niepocieszony, nie odrywając wzroku od mojego ciała.
- Myślę, że pół godziny to dużo czasu - Wyznałem, czym lekko rozbawiłem mojego męża, który bez słowa zbliżył się do mojej szyi, popychając mnie na stół, obdarowując moje ciało pocałunkami, wywołując u mnie przyjemne dreszcze, którego jak zwykle nie potrafiłem ukryć.
Sorey pozostawił na moim ciele znamiona, z których jak zawsze był bardzo dumny z siebie, drażniąc moje biedne ciało, które pragnęło więcej, mimo że rozum wiedział, jak to u nas jest.
- Teraz możemy już iść - Wyznał zadowolony, odsuwając się ode mnie, pomagając przedtem wstać ze stołu. - Przebierz się - Poprosił, co było bardzo logiczne, przecież w sukience z domu nie wyjdę.
- Oczywiście, zaczekaj na mnie chwilę - Poprosiłem, uciekając do sypialni, gdzie bez pośpiechu rozbierałem sukienkę, przebierając się w swoje codzienne ubrania, w których jak zawsze czułem się najlepiej. - Już jestem - Zawołałem, zwracając uwagę mojego męża, schodząc na dół, gdzie czekał na mnie mój mąż, gotowy do wyjścia, a więc i mi nic innego nie pozostało jak tylko włożyć buty i wyjść z domu. Najwyższa pora pójść po nasze pociechy, które i tak jak zbyt długo przebywały u cioci...
Droga do zamku nie zajęła, nam zbyt wiele czasu po drodze oddając konie do stajni, nim spotkaliśmy się z królową i dziećmi. Jak dobrze było ich znów zobaczyć, co prawda czasem, a nawet często brakowało mi czasu sam na sam z mężem jednak dzieci nasze zawsze były dla mnie bardzo ważne, z powodu czego cieszyłem się, że je właśnie mam.
Nasze skarby od razy wypytały o całą podróż, chcąc znać jak najwięcej szczegółów, których nie mieliśmy zbyt wiele, jakoś tak wyszło, że nie było możliwości zwiedzić wszystkiego, co nie było przecież najważniejsze, już wolę nie wiedzieć co tam było, niż tracić męża, któremu mogłoby stanąć serce.
W zamku spędziliśmy trochę czasu, nim zabraliśmy ze sobą dzieci i zwierzaki, wracając do domu, aby znów wrócić, na przysłowiowe stare śmieci.
- Mamo, mówiłaś o pamiętnikach, które stamtąd zabraliście, mogę je przeczytać? - Zapytała Misaki, wchodząc do domu.
- Oczywiście, leżą na stoliku w sypialni weź sobie - Odpowiedziałem, pozwalając jej przeczytać pamiętniki, samemu nie mając na to ochoty.
- Jeszcze nie przeczytałeś, a już je oddajesz? - Zapytała zaskoczony mąż, idąc za mną na kanapę do salonu, gdzie sobie usiadłem, wzruszając ramionami.
- Kiedyś przeczytam - Przyznałem, nie mając na tę chwilę ochoty, aby czytać pamiętniki.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Sukienka? Cóż, miał rację, sukienki bardzo dawno dla mnie nie zakładał, a to chyba głównie przez to, że dzieci były starsze. Niby dzięki temu powinno być łatwiej, ale nic bardziej mylnego. Im dzieci starsze, tym bardziej uważne, zwracały uwagę na detale, których raczej nie chcieliśmy im tłumaczyć, więc i przebieranki odeszły raczej w zapomnienie. To był pierwszy powód, drugi był nieco bardziej oczywisty, otóż nie miałem aż tak wielkiej ochoty na seks jak kiedyś. W zupełności wystarczało mi samo przyglądanie się jego wspaniałemu ciału, podczas kiedy Mikleo... cóż, wiedziałem, że jego potrzeby są znacznie większe, więc by choć odrobinkę mu pomóc, czasem pieściłem jego ciało. Wiem, że to nie było to samo, co taki właściwy seks, no ale wychodzę z założenia, że lepsze to niż nic. 
Jednak pytanie brzmi, jak powinienem zareagować. Czy miałem ochotę na seks? Szczerze, to tak niezbyt. Czy miałem ochotę na podziwianie go w jakieś wspaniałej sukience? I to jeszcze jak. Miłym widokom nigdy nie odmówię, nawet jak to mają być tylko widoki. Chociaż, kto wie, może taki widok sprawi, że zmienię zdanie...? 
- Masz jakąś konkretną sukienkę na myśli? – zapytałem, zaczynając kreślić na jego biodrach malutkie kółeczka, oczywiście grając w jego grę. 
- Właśnie jeszcze nie myślałem nad tym... a trochę ich mam. Myślisz, że która będzie najlepsza? Skoro niedawno była nasza rocznica, to może suknia ślubna? Albo twoja ulubiona, balowa? – zasugerował, uśmiechając się do mnie uroczo. 
- Każda jest moja ulubiona ponieważ w każdej wyglądasz zjawiskowo – powiedziałem zgodnie z prawdą. 
- Ale na jakąś musisz mieć większą ochotę...
- Może coś... lekkiego i zwiewnego? Na zewnątrz jest dosyć gorąco, nie chciałbym, byś się przegrzał – odpowiedziałem, jak zwykle się o niego martwiąc. Te bardziej majestatyczne sukienki zdecydowanie odpadają, ale ma też kilka nieco bardziej zwiewnych, i takie, które odkrywają dużo... no, naprawdę ma w czym przebierać. Nie to co w normalnych, dziennych ubraniach. 
- Zaraz zatem wrócę – powiedział i zniknął na górze, zostawiając mnie samego z ze sprzątaniem. Pokręciłem z niedowierzaniem głową i dokończyłem zmywanie, nie mając z tym żadnego problemu. Ja przygotowałem śniadanie, więc i ja powinienem po nim pozmywać, proste. Dobrze byłoby się  końcu do czegoś przydać w tym domu, a nie by Miki robił wszystko, a ja nic. Może i jestem stary, ale nie jestem jakoś bardzo niedołężny. – Jestem. Jak wyglądam? – usłyszałem za sobą.
Niespiesznie więc wytarłem dłonie o ręcznik, a następnie odwróciłem się w jego stronę. Miki zdecydował się na sukieneczkę bardzo zwiewną, która też dodatkowo niewiele zasłaniała... no proszę, wziął moją uwagę do serca, to bardzo miłe, kiedy ludzie się mnie słuchają i na własnej skórze przekonują się, że mam rację. Może gdyby posłuchał mnie wtedy z tymi ruinami, teraz byłby znacznie szczęśliwszy... ale teraz już na to za późno. 
- Uważam, że czegoś mi brakuje – powiedziałem po krótkiej chwili wpatrywania się w niego. Co prawda rozpuścił włosy, ale taka fryzura, mimo że piękna, nie pasowała do tego stroju. – Chodź tutaj, bardzo proszę – dodałem, odsuwając krzesło i chwytając za szczotkę. 
- Nie przesadzasz? Tylko ty mnie tu widzisz – odezwał się, ale mimo to Mikleo podszedł do mnie i posłusznie usiadł na krześle, pozwalając mi zająć się jego fryzurą. 
- Właśnie, tylko ja cię tu widzę i chcę, byś wyglądał najpiękniej. Poza tym, w takich rozpuszczonych włosach musi być ci naprawdę gorąco – powiedziałem spokojnie, rozczesując jego włosy. Zdecydowałem się na zrobienie warkocza, a później upiąłem je w koka. Prosta fryzura, owszem, ale znacznie wygodniejsza od rozpuszczonych włosów. No i odkrywała jedną, małą rzecz... – Nie jest ci lepiej? – dopytałem, składając delikatny pocałunek na jego karku, do którego miałem teraz doskonały dostęp. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Po powrocie do domu zrobiłem mężowi kolację, którą postawiłem mu na stole, zastanawiając się nad czymś bardziej romantycznym, jednak tak szybko, jak na to wpadłem, tak szybko sobie to odpuściłem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że mój mąż może być zmęczony po podróży, a ja nie mogę niczego od niego oczekiwać, w końcu jak sam mówi, jest stary i coraz rzadziej ma ochotę na zbliżenia, po co więc robić coś, na co i tak nie będzie miał siły.
Nie produkując się niepotrzebnie, położyłem się na łóżku, nawet już nie zażywając kąpieli, czekając na męża, który nie wracał do domu przez dłuższy czas, zmęczony już czekaniem przytuliłem się do poduszki, zamykając zmęczone oczy, nie wiedząc, nawet kiedy moje ciężkie oczy zamknęły się, a ciało odpłynęło do innej krainy.

Dnia następnego obudziłem się dosyć późno, dostrzegając męża, który nie spał, wpatrując się we mnie z uśmiechem na ustach, głaszcząc mnie po głowie, co przynosiło mi sporą dawkę przyjemności.
- Dzień dobry owieczko - Wyszeptał, całując mnie w czoło.
- Dzień dobry - Wyszeptałem, wtulając się w jego dłoń, nie chcąc kończyć tej przyjemności, która mogłaby trwać jeszcze dłużej. - Nie przestawaj - Wymruczałem zadowolony, jak mały kotek, mrucząc z zadowoleniem pod nosem.
Sorey cicho zaśmiał się, całując mnie w czoło.
- Dla mojej owieczki wszystko - Wyszeptał, nie przestając mnie głaskać, czym sprawił mi sporą przyjemność. - Co ty na to, aby zażyć wspólnej kąpieli a później zjeść razem śniadanie, którą przygotuję mojej małej owieczce - Zaproponował, a ja nie miałem nic przeciwko, wczoraj nie miałem siły, aby się wykąpać, dla tego uważam, że to dobry moment, aby to nadrobić.
- Chętnie - Przyznałem, już chcąc wstać, aby ją przygotować, w końcu mąż mój powinien odpocząć po tej długiej podróży, a ja miałem siłę, aby zająć się i kąpielą i nawet śniadanie.
- Nie, nie, ty tu zostajesz, a ja przygotuję nam kąpiel - Stwierdził, wstając z łóżka, każąc mi poczekać na męża mojego, który przygotował kąpiel, wracając po mnie, dopiero gdy wszystko było gotowe. - Zapraszamy - Z szarmanckim uśmiechem zaprosił mnie do kąpieli.
Kąpieli, która, była bardzo przyjemna, wspólnie spędzony czas i tyle do szczęścia nam wystarczy. Wspólnie spędzonych czas to zawsze miłą odmianą, niby dzieci były już starsze i dawały sobie bez nas radę, jednak mimo to czasem zabierając nam czas i prywatność, której od dawna nie mieliśmy.
Wspólne śniadanie też było bardzo przyjemne, Sorey przygotował śniadanie, dbając o to, aby niczego na stole nie zabrakło. Mój mąż to kochany człowiek, który często nie docenia tego, jak cudownym człowiekiem jest.
- Powinniśmy pójść już po dzieci? - Zapytał, gdy wspólnie sprzątaliśmy po śniadaniu.
- Tak, powinniśmy, tylko kto powiedział, że już teraz - Wyszeptałem, uśmiechając się do niego uroczo.
- Masz coś na myśli? - Dopytał, wycierając dłonie w ręcznik, przyglądając mi się uważnie.
- Cóż mogę mieć coś na myśli, tylko nie wiem, czy byś chciał - Mówiłem kodem, nie od razu chcąc mu powiedzieć, tak od razu co mam na myśli.
- A może jaśniej owieczko - Poprosił, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Co ty na to, abym dla mojego cudownego męża włożył jakąś sukienkę, dawno już tego nie robiłem - Zaproponowałem, kładąc dłonie na jego ramionach.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Czyli wyprawa do ruin, same ruiny i historia kryjąca się za nimi mu się nie podobały. Pewnie nie dałem szansy mu dać się tym zainteresować, ponieważ może gdyby Mikleo rozejrzał się po całych ruinach, bardziej by się tym zainteresował. Niby mówił mi, że to była niesamowita wyprawa, że jest mi wdzięczny... no ale jak tak teraz o tym pomyślę, to nie jestem do końca przekonany. Jeżeli Mikleo kiedykolwiek był podekscytowany tą wyprawą, tak chyba zdusiłem ten ciekawski zalążek... wszystko przez moje głupie płuca. I serce. Ta wyprawa to jedna wielka katastrofa... Miał to być najlepszy prezent w jego życiu i co? I oczywiście wszystko zepsułem. No ale czego mogłem się po sobie spodziewać, jak zwykle wszystko psuję. 
- Hej, wszystko w porządku? – zapytał, podjeżdżając do mnie i chwycił moją dłoń, zwracając na siebie moją uwagę. 
- Hmm? Tak, tak, wszystko w porządku, dlaczego pytasz? – odpowiedziałem pytaniem, nie do końca wiedząc, o co mu chodziło. 
- Przygasłeś nagle. Mam nadzieję, że nie myślisz o niczym dziwnym i że niczym się nie zadręczasz – przyznał, oczywiście jak zwykle za bardzo o mnie zmartwiony. To akurat nic nowego, Miki za mało zajmuje się sobą, a za bardzo mną. 
- Oczywiście, bo nie mam nic ciekawszego do roboty jak się zadręczać. Moje serce na pewno będzie z tego powodu zachwycone – zażartowałem, chcąc tym samym odwrócić jego podejrzenia ode mnie samego.
 Miał rację, zadręczałem się tym, że całkowicie spaliłem rocznicę, i to nie byle jaką, bo dwudziestą, więc jak mam się nie zadręczać? Gdybym to jednak powiedział głośno, to Miki od razu zacząłby mnie zapewniać, że wcale tak nie jest, podczas kiedy ja doskonale wiedziałem, że właśnie tak jest. I on by mówił swoje, ja swoje i jedyne, co by z tego wynikło to mała kłótnia, której szczerze w tym momencie nie chciałem. Byłem trochę zmęczony podróżą i nie obraziłbym się za relaksacyjną kąpiel i sen w wyjątkowo milutkim łóżeczku. O tak, łóżko po tak długim czasie spania na ziemi... czy istnieje coś piękniejszego od powrotu do łóżka po długiej podróży? Otóż tak, Mikleo, ale zaraz po nim jest wygodne łóżeczko. 
- Właśnie zauważyłem, że lubisz to robić – bąknął, kręcąc z niedowierzaniem głową. 
- Bardzo przenikliwy jesteś. Zauważysz więc pewnie także, że zamiast jechać do zamku zatrzymujemy się w domu – powiedziawszy to zszedłem z konia, gdyż właśnie znaleźliśmy się przed naszym domem. Mi tam było wszystko jedno, czy pójdziemy po dzieci dzisiaj czy jutro, ale Miki chyba wolałby to zrobić jutro, i to właśnie z jego powodu podjąłem taką, a nie inną decyzje. Może chciał odpocząć, może miał w tym jakiś inny cel, nie wiem, no ale niechaj już mu będzie. Zawaliłem z rocznicą, więc chociaż dam mu jeden dodatkowy wolny dzień. – Zsiadaj z konia, zaprowadzę je na tyły domu – poprosiłem, otwierając furtkę i wchodząc na nasze podwórko. W normalnych okolicznościach przywitałby nas Cosmo, ale zarówno on, jak i nasze kociaki mają wakacje w zamku. 
Miki wszedł do domu, a ja zrobiłem to, o czym mówiłem wcześniej mając nadzieję, że nikomu do głowy nie przyjdzie ukraść koni. Nie mieliśmy żadnego budynku, do którego moglibyśmy je wprowadzić, ani żadnego psa obronnego... tak, zdecydowanie ostatnio za bardzo dramatyzowałem. Przywiązałem konie do płotu, by przypadkiem nie odeszły i nie podeptały wspaniałego ogródka Mikleo, bo ten przecież by mnie zabił, a nim wróciłem do domu, zdjąłem ze zwierzaków wszelkie niepotrzebne rzeczy, jak siodła i bagaże, po czym porządnie wyczesałem. Trochę mi to wszystko zajęło, aż dziwiłem się, że Miki mnie jeszcze do domu nie wola, no ale może już poszedł spać, w końcu na pewno i on był zmęczony. 

<Owieczko? c:>

poniedziałek, 24 kwietnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

Już nic nie mówiłem, tak jak sobie tego życzył, dając mu skupić się na drodze, samemu uważnie rozglądając się po otoczeniu, nie chcąc przypadkiem wpaść w jakąś pułapkę i nie mowie tu o pułapkach stworzonych przez ludzi a pułapki stworzone przez naturę, niby tego nie planuje, a mimo to czasem potrafi zagrozić nie tylko ludziom, ale i zwierzakom tu żyjącym.
- Sorey - Odezwałem się po długiej chwili, milczenia dostrzegając jeden drobny fakt. - Czy my przypadkiem się nie zgubiliśmy? - Dopytałem, dostrzegając jego zastanowienie, które dawało mi do myślenia.
- Nie, oczywiście, że nie - Na dźwięk jego słów zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, czy aby na pewno tak było, przecież widzę, że nie jest pewien gdzie iść, dlaczego więc udaje, że jest inaczej.
- Jesteś pewien? Bo mi się coś wydaje, że troszeczkę nawet tak - Uparcie trzymałem się swojego. Czując, że jednak mam rację, tylko mąż mój nie przyzna mi racji, bo przecież jeszcze ma nadzieję, że się odnajdzie, chociaż mi się wydaje, że się nie odnajdziemy, ale co ja tam wiem.
- Nie, na pewno nie, daj mi pomyśleć - Poprosił, a ja już mu nie przeszkadzałem, niech idzie, ma mapę i lepiej ode mnie wie, gdzie powinniśmy pójść, a przynajmniej to stara mi się udowodnić.
- A i widzisz, nie zgubiłem się, mówiłem przecież, że muszę tylko pomyśleć - Odpowiedział, wskazując mi miejsce, w którym jeszcze kilka dni temu spędzaliśmy noc.
No dobra, jednak udało nam się dotrzeć na wyznaczone przez mojego męża miejsce, a ja tak w niego zwątpiłem, ależ ze mnie okropny mąż.

Podróż upływała nam wyjątkowo spokojnie, nic się nie wydarzyło, z czego bardzo się cieszyłem, dobrze było tak w spokoju wracać do domu bez zagrożenia, które czyhało na nas z każdego strony.
- A może tak jutro odprowadzimy konie i pójdziemy po dzieci? - Zaproponowałem, gdy byliśmy już blisko domu.
- Skąd to pytanie? Przecież musimy odebrać dzieci i oddać konie - Zauważył, z czym się nie mogłem nie zgodzić. Oczywiście, że musimy, ale przecież nie dziś, nie od razu, możemy zrobić to jutro, przecież my jesteśmy zmęczeni po podróży i potrzebujemy odpoczynku czyż nie?
- To prawda musimy, ale czy zrobi nam różnice odebrać je dziś a jutro? Bo tak, gdybyś sobie na to spojrzał z innej strony, będziemy mieli jeszcze jeden dzień dla siebie. A nie wiem jak ty, ja szczerze chętnie bym to wykorzystał - Wyznałem, mając ochotę na wspólną relaksacyjną kąpiel, wspólną kolację i pójście spaść, chociaż nad tym też można się zastanawiać, żadnej sukienki dawno dla niego nie nosiłem może to najlepsza okazja, aby to uczynić.
- Cóż muszę się zastanowić - Stwierdził, a ja na te słowa kiwnąłem delikatnie głową, czekając cierpliwie na jego odpowiedź, schodząc z konia, aby rozprostować kości po podróży.
- Wiesz, co zauważyłem, nie dotknąłeś jeszcze pamiętnika, który znalazłeś w ruinach - Przypominał mi tak nagle o tym pamiętniku, o którym ja zdążyłem zapomnieć.
- Tak? A no tak masz rację, będziemy w domu i może go przeczytam - Odpowiedziałem, głaszcząc mojego konia po łbie. - Ty się lepiej zastanów, nad tym, co robimy, a pamiętnikiem się nie przejmuj - Poprosiłem.

<Pasterzyku? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

 Pokręciłem z niedowierzaniem głową, już naprawdę nie wiedząc, jak z nim rozmawiać. Naprawdę miałem wrażenie, że coś z nim jest nie tak, tylko nie za bardzo wiem, co. Ostatnio przecież żyć mi nie dał, kiedy zabierałem mu książkę na noc, a przez cały następny dzień nie robił nic innego, jak tylko pochłaniał tekst, całkowicie mnie ignorując. Dzisiaj poświęcał większą uwagę mi, co było bardzo miłe, owszem, ale tak niezbyt to do niego podobne. Może w rzeczywistości Mikleo nie spodobały się te ruiny i nie chciał tego po sobie poznać, więc przeczytał ten pierwszy pamiętnik, a ten drugi będzie odkładał w nieskończoność...? Pewnie coś teraz sobie dopowiadam, ale mój mąż naprawdę zachowywał się jak nie on, ale w bardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. I nie jestem pewien, czy to tak bardzo mi się podoba. W sensie, naprawdę miło, że poświęca mi uwagę, ale obserwowanie go, kiedy jest pochłonięty czytaniem jest naprawdę cudowne. Chyba, że robi to za długo, przez co nie zwraca na mnie uwagi, wtedy już tak miło mi nie jest. 
- Nie musisz marnować na mnie energii, za niedługo moje własne ciało samo mnie unicestwi  - powiedziałem półżartem, prowadząc konia przed siebie. Przez to, że znajdowaliśmy się w lesie, byłem zmuszony do poruszania się naprawdę ostrożnie, by koń prowadzony przeze mnie nie złamał sobie nogi. I tak przez cały las, aż do drogi i bezkresnych pól... oby tylko nie złapała nas w tym lesie żadna burza, po możemy mieć mały problem, no ale może szczęście nam dopisze. Ostatnio nie było aż takiej duchoty, więc może będziemy mieć spokój. Nie pogardziłbym za to takim poczciwym deszczem, zwłaszcza, kiedy wyjedziemy na pola. Wolę podróżować w deszczu niż w duchocie. 
- Nie przesadzasz? Trzymasz się naprawdę dobrze jak na swój wiek – odpowiedział, ale ja nie byłem do tego aż tak bardzo przekonany. 
Ciało może jeszcze jako tako się obronić, chociaż nie wiem, co takiego mogłoby obronić te zmarszczki i siwe włosy... wracając, ciało jeszcze się jakoś broniło, z kolei miałem wrażenie, że moje serce było zdecydowanie za stare jak na mój wiek. Lailah mówiła mi kiedyś, że to może być przez to, że dawno temu zdecydowałem się na fuzję z czterema żywiołami na raz. Albo to też może być jakaś choroba dziedziczna, o której miałem prawo nie mieć pojęcia, bo w końcu nie znam mojej rodziny. I też nikomu nie miałem mówić o mojej przypadłości, no ale to zmartwiona Misaki wygadała się cioci, więc musiałem się wytłumaczyć. 
- Wiesz, kto się dobrze trzyma? Ty. Ja już najlepsze lata mam już za sobą i od tej pory może być ze mną tylko gorzej – powiedziałem, a Mikleo jedynie westchnął ciężko, jakby zmęczony tym tematem. 
- Strasznie dramatyczny jesteś – usłyszałem w odpowiedzi, na co wyszczerzyłem się głupkowato. Czy jestem aż taki dramatyczny? No nie powiedziałbym. Po prostu stwierdzam proste fakty; lepiej się już czuć nie będę, co gorsza będzie ze mną tylko gorzej i ja o tym doskonale wiedziałem, tylko reszta mojej rodziny cały czas to wypiera, co chyba takie zdrowe nie jest. Lepiej, aby już nastawiali się na najgorsze, a przynajmniej takie było moje myślenie. 
- Nie jestem dramatyczny, tylko racjonalnie myślę – poprawiłem go, kierując się przed siebie. – A teraz bardzo proszę, nie rozpraszaj mnie, muszę się skupić na drodze powrotnej, by nas nie zgubić – dodałem, rozglądając się dookoła. Trochę w tym momencie szedłem na czuja, bo w końcu wszystkie drzewa wyglądały tak samo i nie miałem za bardzo pojęcia, gdzie jestem, no ale teraz najważniejsze było to, aby posuwać się na północ, co chyba właśnie robimy. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Chciałem, nawet bardzo chciałem tam jeszcze na chwilę wejść, aby odkryć tajemnice, niestety najwidoczniej nie było mi to dane i tajemnice już na zawsze pozostanie tajemnicą, a ja będę musiała z tym już na zawsze żyć.
- Jestem pewny - Odpowiedziałem, co prawda serce mówiło jedno, a rozum drugie jednak nie mogłem zrobić tego mężowi, aby iść tam bez niego, doskonale wiedząc, że i on ciężko by to zniósł. Niby mówiłby, że wszystko jest w porządku, jednak do czasu w końcu zrobiłoby mu się przykro albo to ja za dużo sobie wyobrażam sam już, nie wiem, czasem jestem zdecydowanie przewrażliwiony.
- To twoja ostatnia szansa - Powtórzył, kusząca mnie jak szatan na uczynienie czegoś naprawdę złego.
- Sorey wiesz, że kusisz jak diabeł? - Odezwałem się, zerkając na niego kątem oka, przez jego propozycje walcząc ze sobą, nie wiedząc co zrobić, wejść i zobaczyć co tam się kryje czy raczej pójść z mężem tak jak to wcześniej ustaliłem. Tak ja ustaliłem, gdyż mąż mój nie do końca się ze mną zgadzał, on swoje ja swoje i tak już między nami czasem jest, nie ze wszystkim się zgadzamy, a mimo to potrafimy pójść na kompromis, nie zawsze, ale dość często nam się to udaje.
- Ja? Nigdy w życiu składam ci tylko propozycje nie do odrzucenia - Wyjaśnił, poprawiając dłonią moje włosy, które tak zawsze lubił, a ja właśnie dla niego zapuszczam te włosy, aby był szczęśliwy, mając męża, który odpowiada jego wymaganiom.
- Tak? Cóż ja niestety będę musiał tę propozycję odrzucić, nie będę zwiedzał ruin bez męża - Odpowiedziałem, mówiąc mu to, jak mantrę mając nadzieję, że wreszcie mi odpuści tę próbę namówienia mnie do samotnego wejścia do dawnego królestwa.
- Nie chce, abyś później był na mnie zły za to, że twój prezent nie został zwiedzony - Te słowa delikatnie mnie rozczuliły, on jest naprawdę kochany, za bardzo się o mnie martwi a zapomina chyba o sobie, a to on jest najważniejszy nie ja.
- Nie będę na ciebie zły ani nie będę zawiedziony, świadomie podejmuje decyzje i dla tego nie mogę mieć do nikogo o to pretensji - Wyjaśniłem mu, czekając aż drzwi zostaną zamknięte, przygotowany na powrót do domu.
Naszą wyprawą była bardzo przyjemna i dla tego będę dobrze ją wspominał, niestety wszystko, co piękne kiedyś musi się zakończyć, a do domu jeszcze kawałek mamy dlatego powinniśmy już wracać, aby w przeciągu kilku dni dostali się do domu.
Sorey westchnął cicho, mimo wszystko idąc ze mną do koni, wracając do podróży, żegnając się z tym pięknym, ale i naprawdę wyjątkowym miejscem.
- Nie czytasz? - Na to pytanie pokręciłem przecząco głową, nie mając na to ochoty, to znaczy miałem, chciałem poznać historię oczami ludzi, ale nie teraz doskonale wiedząc, że mój mąż na pewno by narzekał, gdybym to uczynił.
- Nie, wolę spędzić czas z tobą - Wyznałem, uśmiechając się do niego.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z moim Mikim? - Zapytał, unosząc jedną brew ku górze, lekko mnie tym bawiąc.
- Kim jestem? Gdybym ci powiedział, musiałbym cię unicestwić - Odpowiedziałem, cicho się przy tym śmiać, naturalnie tylko sobie żartując, dlaczego by się z nim nie podrażnić, gdy sam może to proponuję.

<Pasterzyku? C:>