poniedziałek, 24 kwietnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Pokręciłem z niedowierzaniem głową, już naprawdę nie wiedząc, jak z nim rozmawiać. Naprawdę miałem wrażenie, że coś z nim jest nie tak, tylko nie za bardzo wiem, co. Ostatnio przecież żyć mi nie dał, kiedy zabierałem mu książkę na noc, a przez cały następny dzień nie robił nic innego, jak tylko pochłaniał tekst, całkowicie mnie ignorując. Dzisiaj poświęcał większą uwagę mi, co było bardzo miłe, owszem, ale tak niezbyt to do niego podobne. Może w rzeczywistości Mikleo nie spodobały się te ruiny i nie chciał tego po sobie poznać, więc przeczytał ten pierwszy pamiętnik, a ten drugi będzie odkładał w nieskończoność...? Pewnie coś teraz sobie dopowiadam, ale mój mąż naprawdę zachowywał się jak nie on, ale w bardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. I nie jestem pewien, czy to tak bardzo mi się podoba. W sensie, naprawdę miło, że poświęca mi uwagę, ale obserwowanie go, kiedy jest pochłonięty czytaniem jest naprawdę cudowne. Chyba, że robi to za długo, przez co nie zwraca na mnie uwagi, wtedy już tak miło mi nie jest. 
- Nie musisz marnować na mnie energii, za niedługo moje własne ciało samo mnie unicestwi  - powiedziałem półżartem, prowadząc konia przed siebie. Przez to, że znajdowaliśmy się w lesie, byłem zmuszony do poruszania się naprawdę ostrożnie, by koń prowadzony przeze mnie nie złamał sobie nogi. I tak przez cały las, aż do drogi i bezkresnych pól... oby tylko nie złapała nas w tym lesie żadna burza, po możemy mieć mały problem, no ale może szczęście nam dopisze. Ostatnio nie było aż takiej duchoty, więc może będziemy mieć spokój. Nie pogardziłbym za to takim poczciwym deszczem, zwłaszcza, kiedy wyjedziemy na pola. Wolę podróżować w deszczu niż w duchocie. 
- Nie przesadzasz? Trzymasz się naprawdę dobrze jak na swój wiek – odpowiedział, ale ja nie byłem do tego aż tak bardzo przekonany. 
Ciało może jeszcze jako tako się obronić, chociaż nie wiem, co takiego mogłoby obronić te zmarszczki i siwe włosy... wracając, ciało jeszcze się jakoś broniło, z kolei miałem wrażenie, że moje serce było zdecydowanie za stare jak na mój wiek. Lailah mówiła mi kiedyś, że to może być przez to, że dawno temu zdecydowałem się na fuzję z czterema żywiołami na raz. Albo to też może być jakaś choroba dziedziczna, o której miałem prawo nie mieć pojęcia, bo w końcu nie znam mojej rodziny. I też nikomu nie miałem mówić o mojej przypadłości, no ale to zmartwiona Misaki wygadała się cioci, więc musiałem się wytłumaczyć. 
- Wiesz, kto się dobrze trzyma? Ty. Ja już najlepsze lata mam już za sobą i od tej pory może być ze mną tylko gorzej – powiedziałem, a Mikleo jedynie westchnął ciężko, jakby zmęczony tym tematem. 
- Strasznie dramatyczny jesteś – usłyszałem w odpowiedzi, na co wyszczerzyłem się głupkowato. Czy jestem aż taki dramatyczny? No nie powiedziałbym. Po prostu stwierdzam proste fakty; lepiej się już czuć nie będę, co gorsza będzie ze mną tylko gorzej i ja o tym doskonale wiedziałem, tylko reszta mojej rodziny cały czas to wypiera, co chyba takie zdrowe nie jest. Lepiej, aby już nastawiali się na najgorsze, a przynajmniej takie było moje myślenie. 
- Nie jestem dramatyczny, tylko racjonalnie myślę – poprawiłem go, kierując się przed siebie. – A teraz bardzo proszę, nie rozpraszaj mnie, muszę się skupić na drodze powrotnej, by nas nie zgubić – dodałem, rozglądając się dookoła. Trochę w tym momencie szedłem na czuja, bo w końcu wszystkie drzewa wyglądały tak samo i nie miałem za bardzo pojęcia, gdzie jestem, no ale teraz najważniejsze było to, aby posuwać się na północ, co chyba właśnie robimy. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz