Czyli wyprawa do ruin, same ruiny i historia kryjąca się za nimi mu się nie podobały. Pewnie nie dałem szansy mu dać się tym zainteresować, ponieważ może gdyby Mikleo rozejrzał się po całych ruinach, bardziej by się tym zainteresował. Niby mówił mi, że to była niesamowita wyprawa, że jest mi wdzięczny... no ale jak tak teraz o tym pomyślę, to nie jestem do końca przekonany. Jeżeli Mikleo kiedykolwiek był podekscytowany tą wyprawą, tak chyba zdusiłem ten ciekawski zalążek... wszystko przez moje głupie płuca. I serce. Ta wyprawa to jedna wielka katastrofa... Miał to być najlepszy prezent w jego życiu i co? I oczywiście wszystko zepsułem. No ale czego mogłem się po sobie spodziewać, jak zwykle wszystko psuję.
- Hej, wszystko w porządku? – zapytał, podjeżdżając do mnie i chwycił moją dłoń, zwracając na siebie moją uwagę.
- Hmm? Tak, tak, wszystko w porządku, dlaczego pytasz? – odpowiedziałem pytaniem, nie do końca wiedząc, o co mu chodziło.
- Przygasłeś nagle. Mam nadzieję, że nie myślisz o niczym dziwnym i że niczym się nie zadręczasz – przyznał, oczywiście jak zwykle za bardzo o mnie zmartwiony. To akurat nic nowego, Miki za mało zajmuje się sobą, a za bardzo mną.
- Oczywiście, bo nie mam nic ciekawszego do roboty jak się zadręczać. Moje serce na pewno będzie z tego powodu zachwycone – zażartowałem, chcąc tym samym odwrócić jego podejrzenia ode mnie samego.
Miał rację, zadręczałem się tym, że całkowicie spaliłem rocznicę, i to nie byle jaką, bo dwudziestą, więc jak mam się nie zadręczać? Gdybym to jednak powiedział głośno, to Miki od razu zacząłby mnie zapewniać, że wcale tak nie jest, podczas kiedy ja doskonale wiedziałem, że właśnie tak jest. I on by mówił swoje, ja swoje i jedyne, co by z tego wynikło to mała kłótnia, której szczerze w tym momencie nie chciałem. Byłem trochę zmęczony podróżą i nie obraziłbym się za relaksacyjną kąpiel i sen w wyjątkowo milutkim łóżeczku. O tak, łóżko po tak długim czasie spania na ziemi... czy istnieje coś piękniejszego od powrotu do łóżka po długiej podróży? Otóż tak, Mikleo, ale zaraz po nim jest wygodne łóżeczko.
- Właśnie zauważyłem, że lubisz to robić – bąknął, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Bardzo przenikliwy jesteś. Zauważysz więc pewnie także, że zamiast jechać do zamku zatrzymujemy się w domu – powiedziawszy to zszedłem z konia, gdyż właśnie znaleźliśmy się przed naszym domem. Mi tam było wszystko jedno, czy pójdziemy po dzieci dzisiaj czy jutro, ale Miki chyba wolałby to zrobić jutro, i to właśnie z jego powodu podjąłem taką, a nie inną decyzje. Może chciał odpocząć, może miał w tym jakiś inny cel, nie wiem, no ale niechaj już mu będzie. Zawaliłem z rocznicą, więc chociaż dam mu jeden dodatkowy wolny dzień. – Zsiadaj z konia, zaprowadzę je na tyły domu – poprosiłem, otwierając furtkę i wchodząc na nasze podwórko. W normalnych okolicznościach przywitałby nas Cosmo, ale zarówno on, jak i nasze kociaki mają wakacje w zamku.
Miki wszedł do domu, a ja zrobiłem to, o czym mówiłem wcześniej mając nadzieję, że nikomu do głowy nie przyjdzie ukraść koni. Nie mieliśmy żadnego budynku, do którego moglibyśmy je wprowadzić, ani żadnego psa obronnego... tak, zdecydowanie ostatnio za bardzo dramatyzowałem. Przywiązałem konie do płotu, by przypadkiem nie odeszły i nie podeptały wspaniałego ogródka Mikleo, bo ten przecież by mnie zabił, a nim wróciłem do domu, zdjąłem ze zwierzaków wszelkie niepotrzebne rzeczy, jak siodła i bagaże, po czym porządnie wyczesałem. Trochę mi to wszystko zajęło, aż dziwiłem się, że Miki mnie jeszcze do domu nie wola, no ale może już poszedł spać, w końcu na pewno i on był zmęczony.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz