środa, 26 kwietnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

 A on jak zawsze swoje, uparty osioł, który chyba zapomina, że Misaki jest w połowie aniołem, dojrzewa szybciej niż człowiek i podejmuje własne decyzje, ucząc się na swoich błędach. Sorey nie uchroni jej przede wszystkim, mimo że sądzi inaczej, przecież to jej życie i to ona powinna decydować, co z nim zrobi. Naturalnie czasem trzeba stawiać granice, ale tylko w sytuacjach, które są konieczne, tu nie mamy do tego powodów, Misski jest bardzo mądre i sprytniejsza niż mój mąż sobie może wyobrażać, nie da się podejść pierwszej lepszej osobie, z Norim znają się od lat, my znamy jego rodziców, więc w czym jest ten cały problem? Nie mam pojęcia, to jego dziwne podejście nie tylko denerwuje mnie, ale i Misaki, która w końcu przestanie się do niego odzywać i na tym się skończy ta chora nadopiekuńczość.
- Nie będziesz w stanie jej powstrzymać przed niczym - Odparłem, kładąc się na poduszkę, do której się przytuliłem.
- Jeszcze się zdziwisz - Mruknął obrażony, odwracając się do mnie plecami, no i tyle by było z dorosłej rozmowy, on swoje ja swoje i mogę tłuc jak do ściany a ściana nic, stoi niewzruszona.
Nie komentując już jego słów, po prostu poszedłem spać tej nocy, wtulając się w poduszkę, a nie obrażonego męża, który musiał okazać swoją złość na mnie i na cały świat.

Rano, gdy tylko otworzyłem oczy, cicho wstałem z łóżka, wychodząc z pokoju, napotykając nasze dzieci prawie że gotowe do szkoły. Przywitałem się z nimi od razu, sprawdzając, czy czegoś im nie potrzeba.
- O której wracacie? - Zapytałem, nim wyszli z domu do szkoły.
- Merlin kończy o 14, a ja będę wieczorem, idę po szkole do koleżanki robić projekt do szkoły - Odpowiedziała, na co przymrużyłem oczy.
- A mogę wiedzieć której? - Dopytałem, tak dla jasności, aby dowiedzieć się gdzie będzie nasza córka, może i nie byłem tak przewrażliwiony, jak Sorey, ale i tak ostrożny nie chcąc, aby naszym dzieciakom coś się stało.
- Do Emi, nie musisz się martwić, nie kłamie - Zapewniła, żegnając się ze mną, zabierając ze sobą Merlina.
Pozostałem wiec sam, myśląc nad tym, co mogę w tej chwili zrobić, pójść spać? Nie na to już nie miałem ochoty, postanowiłem więc nakarmić zwierzaki, aby biedne nie głodowały, siadając przy stole, zerkając za okno, za którym była piękna pogoda, słońce, ciepło mimo wczesnej pory aż chciało się wyjść na dwór.
Postanowiłem więc wykorzystać dobrą pogodę, wychodząc na dwór, zerkając do ogródka, w którym już zaczęły rosnąć piękne truskawki, które zerwałem, aby je spróbować. Zadowolony z ich słodkiego dysku wróciłem do domu po miskę, do której nazbierałem piękne i słodkie truskawki, z którymi wróciłem do domu, gdzie jak się okazało, mój mąż już nie spał, robiąc sobie w kuchni śniadanie.
- Dzień dobry - Odezwałem się, stawiając truskawki w misce na stole.
- Dzień dobry owieczko gdzie byłeś? - Zapytał, odwracając się w moją stronę.
- W ogrodzie, nazbierałem truskawki - Wytłumaczyłem, wychodząc z kuchni, wracając na dwór, tam było przyjemnie, przynajmniej dopóki nie ma tak okropnego słońca, można popracować w ogrodzie, który aż profil się o pracę w nim...

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz