wtorek, 18 kwietnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Słysząc słowa mojego męża, oczy mi zabłyszczały, woda? Odruchowo zwróciłem głowę w stronę drzew, nasłuchując dźwięków wody, której nie dało się nie usłyszeć po dłuższym wysłuchaniu się po jej szum.
- A może zamiast pić pójdziemy nad rzekę razem? - Zaproponowałem, nie mając ochoty pić, ochotę to ja miałem pływać w zimnej wodzie, która przyniesie mi ukojenie, nie tylko zresztą mi, bo i mojemu mężowi powinno się to spodobać.
- Nie możemy iść tam razem - Odpowiedział, czym lekko mnie zaskoczył, niby czemu nie możemy iść razem? Przecież to nic złego to tylko kąpiel niczego więcej od niego nie chce.
- Dlaczego nie? - Dopytałem, unosząc jedną brew ku górze, chcąc znać jego odpowiedzi na to nurtujące mnie pytanie.
- Ktoś musi upilnować konie, nie możemy pozostawić ich tak samych - Wyjaśnił, a więc w tym cały problem, przynajmniej w jego oczach był to problem.
- Taki problem to żaden problem - Wyznałem, tworząc barierę wokół naszych kopytnych zwierzaków. - Widzisz, teraz nie ma już żadnego problemu - Wyznałem, wstając z chłodnej zmieni na której siedziałem, gotowy do pójścia nad rzekę.
- A to nie zadziała negatywnie na ciebie? - Na to pytanie pokręciłem przecząco głową, idąc w stronę rzeki, nie słuchając nawoływań męża, nie mając zamiaru się zatrzymać ani nawet pić, jeśli ma ochotę, niech piję, ja tam wole popływać w wodzie.
Skupiony na drodze dostrzegłem rzekę, płynącą nie daleko mnie bez zastanowienia wchodząc do wody, która ukoiła moje rozgrzane ciało.
- Dobrze ci tak? - Słysząc słowa Soreya, uśmiechnąłem się do niego ciepło, wyciągając dłoń w jego stronę.
- Chodź do mnie, sam się przekonasz - Zwróciłem się do niego, wyciągając dłoń w jego stronę, nie chcąc go wciągać do wody, dobrze wiedząc, jak mogłoby się to skończyć.
Nie musiałem dwa razy powtarzać mężowi, który szybko dołączył do mnie, a na twarzy jego pojawiła się ulga, najwidoczniej nie tylko mi doskwierało gorąco, ale i jemu samemu.
- Tak, zdecydowanie jest dobrze - Westchnął, pozwalając, aby woda go otuliła. W wodzie było naprawdę przyjemnie, co wywołało naszą niechęć odnośnie do wyjścia z niej, w końcu tu było chłodno, a tam ciepło kto by chciał męczyć się na gorącu, gdy sam może przebywać w chłodnej wodzie.
W końcu jednak pora była wyjść z wody, gdy na dworze zrobiło się chłodniej, a my znów mogliśmy ruszać w podróż.
- Nie chcesz przypadkiem czegoś zjeść przed powrotem do podróży? - Zapytałem, gdy Sorey przygotował konie do podróży.
- Nie, nie jestem głodny - Wyznał, a ja mimo niepewności kiwnąłem głową, wsiadając na konia, nie osuszając ciała z wody, która przyjemnie spływała po moim ciele.
I takim o to sposobem wędrowaliśmy od późnej południa do późnego wieczory, dopóki nie ominęliśmy pól, znajdując się w lesie, który dał mi odrobinę do myślenia.
- Sorey to nie będą byle jakie ruiny prawda?- Zapytałem, zerkając na niego, rozkładając koc na trawie pod drzewami.
- Byle jakie? Nie wiem, co masz na myśli, ale dla mnie żadne ruiny nie są byle jakie - Wyznał, a ja westchnąłem cicho, zdając sobie sprawę, jak dziwne mogło to zabrzmieć.
- Mam na myśli, że te ruiny mają coś wspólnego z serafinami? - Zapytałem, mając pewne podejrzenia.
- Może tak może nie - Na jego słowa westchnąłem cicho, nie wiedząc już, czy miałem rację, czy też nie.
- A mogę, chociaż wiedzieć ile jeszcze drogi nam pozostało? - Zapytałem, mając nadzieję, że to już nie daleko, naprawdę już mam dość tych tajemnic.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz