Byłem troszkę zaskoczony tym, że Mikleo tak sam z siebie zaproponował spacer. Po wczorajszym dniu spodziewałem się, że nawet tego nie będę mógł robić. Chociaż, coś mi się wydaje, że i tak niedługo dowiem się, gdzie mogę iść na spacer i jak długo mogę spacerować, by się nie przemęczyć... wiedziałem, że nie będzie to proste, ale też nie wiedziałem, że może być aż tak ciężko. No cóż, wytrzymam to jakoś, w końcu to nie pierwszy raz, kiedy musiałem odpoczywać, bo byłem chory, albo po jakimś dziwnym ataku serca, albo byłem ranny i musiałem poczekać, aż się wszystko ładnie zagoi... więc skoro wytrwałem aż tyle, to przetrwam i to. Chyba. A przynajmniej mam nadzieję, że nie zwariuję.
- Więc może ci pomogę przy obiedzie? Pomagając nie mogę się zmęczyć – zaproponowałem, naprawdę mając nadzieję, że coś tam dam radę porobić.
- Zależy, w czym mi będziesz pomagać – odparł, na co pokiwałem głową, całkowicie się z nim zgadzając.
- Wiem, dlatego będę robił takie mało wymagające prace. Może coś pokroję, może coś doprawię... dodając przyprawy to już na pewno nie mogę się zmęczyć – poprosiłem, naprawdę mając nadzieję, że się zgodzi.
- No dobrze, ale masz się mnie słuchać, dobrze? – odpowiedział, na co strasznie się ucieszyłem. Mogę robić wszystko, nawet obierać rzepę, byleby tylko nie siedzieć bezczynnie.
- Będę robić wszystko, co tylko mi każesz – powiedziałem, podchodząc do niego, by móc go pocałować w policzek. To naprawdę wiele dla mnie znaczyło.
- Mhm, to się jeszcze okaże. Za obiad wezmę się troszkę później, dlatego teraz siadaj i jedz, a potem możesz troszkę odpocząć – poprosił, co mi się tak nie do końca podobało, no ale nie miałem innego wyjścia, jak się z nim zgodzić. Chociaż nie rozumiem, czemu już mam odpoczywać, w końcu dopiero co wstałem, nie miałem żadnego prawa, by się zmęczyć.
Mimo mojej niechęci zrobiłem to, o co mnie poprosił, już nie chcąc na nic narzekać. I tak się już cieszę, że będę mógł mu pomóc przy obiedzie, bo znając jego rygorystyczne podejście, mógłby się na to nie zgodzić. Rany, jakie to moje życie się smutne na starość stało, że muszę pytać się męża, czy mogę mu pomóc w obiedzie. Nie powinienem się pytać, tylko od razu się za to zabrać. Niezbyt zadowolony ze swojej ułomności poszedłem do ogrodu, by tam poczytać i odpocząć, jak to powiedział Miki. Normalnie pewnie poszedłbym na spacer, no ale miałem pomagać Mikleo w obiedzie. Nie wiem, o której dokładnie go zacznie robić, więc nie chciałem przegapić tego momentu. Później jeszcze do syna musiałem zajrzeć i zobaczyć, jak się czuje. Domyślałem się, że to pewnie jakaś wirusówka i pewnie połowa dzieciaków w szkole przechodzi przez to samo. Obym tylko ja niczego od niego nie złapał, bo wtedy to już totalnie będę uziemiony przez Mikiego, a ja to zwariuję, nie mogąc nic zrobić.
Po jakiejś godzinie wróciłem do kuchni i zrobiłem to w idealnym momencie, bo Mikleo już wyjął wszystkie składniki potrzebne do przygotowania obiadu.
– Miło, że mnie raczyłeś poinformować – bąknąłem, niezadowolony z tego, że nie dał mi znać.
– Czytałeś książkę, więc nie chciałem ci przeszkadzać – odpowiedział, uśmiechając się do mnie niewinnie. Miał wielkie szczęście, że go kocham, bo inaczej bym się na niego obraził.
– Lepiej powiedz mi, co mam robić – poprosiłem, gotów do działania. Do południa nic nie robiłem, więc najwyższa pora zrobić coś.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz