Uważałem, że zbyt mało wniosłem do dzisiejszego święta, co starałem się zmienić właśnie poprzez takie drobne rzeczy jak kupienie kwiatów i przygotowanie obiadu. Miki bardzo się postarał tym prezentem, więc i ja chciałem się mu odwdzięczyć. Coś jednak wrażenie miałem, że jeżeli nie dam mu czegoś do roboty, to nie da mi spokoju. Nie za bardzo chciałem go czymkolwiek obarczać, no ale skoro tak stawia sprawę... chociaż nie, najpierw się upewnię, nim znowu głupio postąpię. Upiekło mi się trochę z tą wyprawą, ale teraz wolałem nie ryzykować, bo możliwe, że na ten dzień wyczerpałem cały swój limit szczęścia.
- Zawsze możesz odpocząć, coś tam poczytać, przespać się. Jutro i najbliższe kilka dni spędzimy w podróży – powiedziałem, zabierając się za przygotowanie ciasta na makaron. Nie chciałem dzisiaj robić żadnych nowości, a już stare i sprawdzone danie, czyli długi makaron z sosem pomidorowym. Mikleo smakuje, dzieciom smakuje, a i wino do tego pasuje... w taki ważny dzień, jak rocznica ślubu, wolałem nie eksperymentować, bo one kończyły się albo bardzo dobrze, albo bardzo źle.
- Wiem, i się już nie mogę doczekać – wyjawił z wielką ekscytacją w głosie, co wywołało u mnie delikatny uśmiech. Skoro już na samo wspomnienie tak się cieszy, to co to będzie jutro... ale to dobrze, niech się cieszy jak najwięcej, tym wcześniejszym wybuchem radości przypomniał mi takie małe dziecko i było to strasznie urocze. Zresztą, przy mnie i tak już wyglądał jak taki małolata. Albo to ja wyglądałem przy nim na takiego starucha...? Sam już nie wiem, ale jednego byłem pewien, że teraz Miki to już na pewno jest tym bardziej atrakcyjnym z naszej dwójki i taki już będzie do końca mojego życia. – Więc muszę jakoś spożytkować tę energię. W czym ci zatem pomóc?
- Możesz proszę umyć warzywa i potem je pokroić? – poprosiłem, już wiedząc, że nie mam innego wyjścia.
Z pomocą Mikleo trochę szybciej poszło mi z tym obiadem, powodując kolejne zaburzenia w moim planie. Ale to akurat była dobra zmiana, ponieważ dzięki temu miałem więcej czasu, który będę mógł poświęcić mężowi i dzieciom. Może i nasze pociechy nie potrzebowały tyle uwagi, co kiedyś, ale cały czas interesowałem się ich życiem. Nie chciałem przeoczyć jakiegoś niepokojącego szczegółu, który dałby mi znać, że coś złego się dzieje. W życiu bym sobie nie wybaczył, gdyby coś im się stało z tego powodu, że coś przeoczyłem. Albo gdyby w ogóle coś im się stało. Na starość to naprawdę staję się przewrażliwiony pod pewnymi względami.
- Pójdę po dzieci – odpowiedział Mikleo, kiedy już skończyliśmy wszystko robić i można było wykładać obiad.
Pokiwałem zatem głową, nie widząc w tym żadnego problemu. Ja tu spokojnie do stołu nakryję, wyłożę każdemu porcję i jeszcze może uda mi się skoczyć po wino. Jedna lampka nie zaszkodzi nawet słabej głowie Mikleo, a jakoś trzeba świętować to, że wytrzymał ze mną kolejny rok, bo ja ze sobą nie dałbym rady. Ile to już będzie...? Piętnaście...? Nie, dłużej chyba. Jeżeli się nie mylę, a możliwe, że się mylę, bo matematyka nigdy moją mocną stroną nie była, to jest nasza dwudziesta rocznica. On to naprawdę ma anielską cierpliwość, że ciągle przy mnie jest. I skoro jest to dwudziesta rocznica, chyba powinienem się bardziej postarać, niż zrobienie śniadania i obiadu oraz przygotowania prawie wszystkiego do wyprawy. Może powinienem zainwestować w jakiś bardziej materialny prezent...? No ale co innego miałbym mu sprawić, skoro ma dosłownie wszystko, zarówno jak chodzi o ubrania, biżuterię czy książki. Może mogłem mu kupić jakiegoś kwiatka w doniczce. Ale gdzie by go sobie postawił, skoro raczej wszystkie miejsca na kwiatki są zajęte...?
Z tego zamyślenia wyrwała mnie dłoń męża, którą położył mi na ramieniu. Chyba za bardzo skupiłem się na tym, co jeszcze mógłbym podarować Mikleo i odpłynąłem. Ze skupieniem ostatnio troszkę mam problem, tu się muszę przyznać, ale to pewnie dlatego, że dzisiaj wyjątkowy dzień i ja robię za mało wyjątkowych rzeczy.
- Już jesteśmy gotowi – usłyszałem, na co pokiwałem głową i zabrałem się za nalewanie wina sobie i Mikleo.
- Ja też mogłabym troszkę dostać? – poprosiła Misaki, co ani trochę mnie nie zaskoczyła. Była w takim wieku, że interesuje się takimi rzeczami, więc jeżeli nawet bym jej tego zabronił, znalazłaby sposób, by spróbować alkoholu. Poza tym, pół lampki raczej nie wpłynie na nią negatywnie.
- Ale ani kropelki więcej – powiedziałem, wyciągając dla niej odpowiedni kieliszek i napełniając go do połowy. – Odniosę butelkę, a wy już możecie jeść, smacznego – dodałem, upewniając się uprzednio, że przy stole niczego nikomu nie brakuje.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz