środa, 26 kwietnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Zajmując się moim małym ogródkiem, dostrzegłem psa, który przybiegł do mnie, wbiegając do mojego warzywnego kącika, czym lekko mnie zezłościł.
- Cosmo, już cię tu nie ma - Zawołałem, wyganiając psa, dostrzegając w tej samej chrolo męża. - Gdzieś się wybierasz? - Zapytałem, chcąc po prostu wiedzieć, gdzie idzie, aby później się nie martwić.
- Na spacer z Cosmo - Odpowiedział, zapinając psa na smycz, kładąc nagle dłoń na głowę, tak jakby coś się mu właśnie stało.
- Wszystko dobrze? - Zapytałem, wychodząc z ogródka, aby uważnie przyjrzeć się mojemu mężowi, który zachowywał się jakoś dziwnie, coś ukrywa czy tylko ja mam takie wrażenie?
- Nic mi nie jest, nie musisz się martwić, idę się przejść, będę za godzinę a może dwie - Odpowiedział, zabierając psa na spacer, mimo wszystko nie pozwalając mi zapomnieć o tym jego dziwnym zachowaniu, coś jest chyba na rzeczy, a on nie chce mi powiedzieć, aby mnie nie martwić, jednocześnie martwiąc mnie jeszcze bardziej, cóż za uparty osioł.
Westchnąłem cicho, postanawiając dać mu spokój, nie chcąc, aby znów mi powiedział, że za bardzo się nad nim trzęsę tylko dlatego, że jest stary, jego standardowa wymówka, która już nawet mnie nie zaskakuje. Jest stary i w tym cały problem, koniec i kropka.
Kręcąc z niedowierzaniem głową, wróciłem do pracy przy ogródku, przynajmniej tu nie musiałem się zamartwiać o nikogo ani o nic mając spokój i radość, której czasem mi po prostu brakuje.
Zajęty pracą nawet nie dostrzegłem, kiedy na dworze zaczęło robić się gorąco, a ja już dawno powinienem wracać do domu, nie tylko zresztą ja mojego męża również nie było jeszcze w domu, czyżby coś się stało? A może poszedł na dłuższy spacer, sam już nie wiem.
Zmartwiony, postanowiłem wrócić do domu, aby umyć dłonie po pracy w ogrodzie, kontaktując się z mężem, który nie odpowiadał, coś się musiało stać.
Nie mogąc już dłużej czekać, postanowiłem wyjść na dwór, aby go poszukać jednak nim to uczyniłem, usłyszałem pukanie do drzwi, na które od razy zareagowałem.
W drzwiach stał dawny kolega Soreya, że straży trzymając Cosmo na smyczy.
- Cosmo? Co się stało, gdzie jest Sorey? - Zapytałem mężczyzny, o którego jeszcze nie dawno byłem zazdrosny z powodu jego urody zbyt podobnej do mojej.
- Znalazłem nieprzytomnego Soreya w lesie, trafił już do szpitala. Postanowiłem, że przyprowadzę waszego psa i cię o tym poinformuję - Słysząc jego słowa, poczułem jak robi mi się słabo, jak to znalazł go w lesie? Jest w szpitalu? Co się do diabła stało.
- Ja muszę tam iść od razu - Odparłem psa, że smyczy pozwalając mu zostać na podwórku, zamykając drzwi na klucz, od razu idąc, a nawet biegnąc do szpitala, aby się dowiedzieć co z moim mężem.
Gdy tam dotarłem, znalazłem go leżącego na łóżku ciężko oddychającego. Mój panie co się z nim dzieje?
- Co się z nim stało? - Zapytałem od razu medyka, który był w jego pokoju.
- To jego serce, słabnie z każdą chwilą - Gdy to usłyszałem, musiałem usiąść, jak to słabnie? To niemożliwe.
- Nie to nie możliwe, myli się pan, Sorey nie wygłupiaj się, no już obudź się - Wydusiłem przerażony chwytając dłoń męża.

<Pasterzyku? C;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz