piątek, 7 kwietnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Jako pierwszy zwróciłem uwagę na męża, stojącego w progu drzwi kiwając łagodnie głową, odzywając się do dzieci, które zapatrzone w korki całkowicie odcięły się od życia, skupiając uwagę tylko i wyłącznie na naszych małych kotkach.
- Dzieci tata zrobił obiad, zapraszam na dół - Zwróciłem się do naszych skarbów, które zwróciły od razu na mnie swoją uwagę, kiwając energicznie głową, wstając z ziemi, żegnając się z kociakami, które wygłupiały się ze sobą, nie specjalnie zwracając uwagi na dzieci. No cóż, co by nie było to małe kociątko im w głowie tylko i wyłącznie zabawa.
Wstając powoli z kolan, podszedłem do męża, całując go delikatne w policzek, wychodząc z dzieciakami z pokoju, zamykając drzwi za sobą, aby maluchy nie wyszły z pokoju, idąc spokojnie do kuchni, gdzie na stole stało przygotowane dla nas jedzenie.
- Mogłeś mnie zawołać, pomógłbym ci - Przyznałem, nie rozumiejąc, dlaczego nie zawołał mnie, tylko sam męczył się nad przygotowaniem posiłku dla całej rodziny..
- Mogłem, ale po co miałem to robić? Przecież mam ręce, mam nogi i potrafię sam przygotować nam wszystkim obiad prawda?
Na dźwięk jego słów westchnąłem cicho, nie, chcąc się, nim kłócić wiedząc, że to i tak nie ma żadnego sensu, skoro tak bardzo chciał przygotować obiad niech już mu będzie, nie będę narzekać.
- Siadajcie - Polecił, a my grzecznie wykonaliśmy jego polecenie, siadając przy stole, oczywiście tak, aby Merlin był, jak najbliżej mnie, gdybym znów był zmuszony karmić go, wiedząc doskonale jaki z niego niejadek.
I tak jak się spodziewałem, musiałem pilnować naszego syna, aby zjadł, nie bawiąc się jedzeniem, bo przecież jedzenie jest taką doskonałą zabawą.
- Merlin, nie baw się jedzeniem, liczę do trzech i będziesz chodził głodny do końca dnia - Zwróciłem się do syna, mając dość jego zabawny jedzeniem która mnie osobiście nie bawiła ani trochę, albo je, albo głoduje, ja nie będę znosić jego numerów.
- Mamo, ale ja już nie chcę - Burknął, co wystarczyło mi, abym mu odpuścił, nie to nie, oby tylko nie narzekał później, że chce słodkie, bo nic nie dostanie, oj już ja tego dopilnuje, a niech tylko Sorey coś mu da, to oboje będą mieli kłopoty.
- Dobrze, nie musisz, ale spróbuj poprosić o coś słodkiego - Ostrzegłem, patrząc na chłopca, nie mając zamiaru mu odpuścić, albo grzecznie je obiad, albo nie ma słodyczy i tyle by było na temat.
- Dlaczego mamo - Burknął, pusząc swoje słodkie policzki.
- Dlatego, że nie zjadłeś obiadu, tyle na temat i nie patrz na tatę, on ci nie pomoże - Mruknąłem, widząc jego spojrzenie kierowane w stronę taty. Chwytając synka pod pachami, stawiając go na ziemi, patrząc, jak maluch odchodzi do salonu, obrażony na mnie za to, co mu powiedziałem. Oj, jak mi nie przykro z tego powodu, nie ma pobłażania, skończyło się.
Ciężko wzdychając, postanowiłem posprzątać po obiedzie, Sorey przygotował, a ja posprzątam, inaczej być nie może.
Resztę dnia upłynęło nam bardziej spokojnie, poza tym, że kotki zniszczyły ndm zasłony. I jak tu ich nie kochać.
Nie komentując tego, postanowiłem zignorować to, co zobaczyłem, siadając na łóżku, widząc złość męża.
- A może salon? Co ty na to? Przenieść je do salonu? - Zaproponowałem, zastanawiając się, czy mąż nie miał jednak racji z tym przeniesieniem kotków w inne bardziej bezpieczne dla naszej sypialni miejsce.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz