Podkręciłem niedowierzająco głową, nie za bardzo wiedząc, jakim cudem taka drobnostka tak poprawiła jego humor. Chociaż, czy aby na pewno powinienem się temu dziwić? Mi na przykład humor poprawiał jego uśmiech Albo kawa. A jemu najwidoczniej czekolada. To nawet logiczne, w końcu czekolada jest lepsza ode mnie.
– Nic nie musisz robić, najważniejsze, że jesteś szczęśliwy – powiedziałem, pochodząc do niego, by ucałować go w czółko. – Zajmę się teraz przenoszeniem kotów – dodałem, zaczynając chować wszystkie produkty, które kupiłem.
Przyznaję, te zakupy troszkę mnie zestresowały, bo nie byłem pewien, czy kupiłem wszystko, a bardzo nie chciałem zawieść Mikiego. No i jeszcze zachowanie ludzi też do najmilszych nie należało. Nie dość, że dalej kojarzyli mnie ze strażą, która niezbyt się popisała podczas te serii morderstw, to jeszcze byłem mężem podejrzanego o te morderstwa. Niby imię Mikiego było już oczyszczone, ale nie wszyscy w to wierzyli. Co jest z tymi ludźmi nie tak, nie mam pojęcia.
– Pomogę ci – zaproponował, ale pokręciłem głową.
– To tylko dwie minuty roboty, dam sobie radę – odparłem nie chcąc, by się tym przejmował. Po prostu spakuję wszystkie koty do koszyka i wyniosę, to nie jest aż taki wielki problem. Gorzej, jak Coco będzie tak czy siak przynosiła nam je do domu... chociaż, czasem mam wrażenie, że i ona ma dosyć własnych dzieci, to może będzie z nami współpracować.
Kiedy wszedłem do pokoju, kociaki słodko sobie spały na naszym łóżku. Szkoda, że w nocy tak uroczo nie spały, to może bym się jeszcze zastanowił nad tym przenoszeniem, no ale w tym wypadku nie mam innego wyjścia. Od razu też zauważyłem, że w naszej sypialni jest coś tak za czysto. I nie ma zasłon. Czyżby Miki już tutaj działał? A mówiłem mu, żeby się przespał, odpoczął, skorzystał z wolnego czasu... nawet sobie nie wyobrażał, ile ja bym oddał, by właśnie móc to zrobić. No ale nie mogłem. Teraz należało w końcu przenieść te kociaki, troszkę przystosować szopę do ich pobytu i chociaż może przygotuję trochę desek, nim udam się po Misaki. W międzyczasie jeszcze będę musiał jeszcze pomóc Mikleo z Merlinem. Trochę do roboty mam.
Wziąłem zatem koszyk z poduszeczka do rąk i włożyłem do środka wszystkie koty, łącznie z Coco. W końcu musiała wiedzieć, gdzie przenoszę jej kociaki. Za to młode niespecjalne były tym zaaferowane, jedynie się poprawiły i poszły spać. I bardzo dobrze, jeszcze tego mi brakowało, bym pilnował, czy mi z koszyka nie wypadną.
W szopie nie miały aż tak źle. Miały niewielką kupkę sianka, którą trzymałem na zimę do budy dla Cosmo, by choć troszkę cieplej miał w nocy, miały także drewno, po którym mogły się wspinać, i jeszcze jakieś stare meble, zabawki... tu mogą siać zniszczenie ile tylko chcą. Jedyne, co musiałem zrobić, to wszelkie ostre narzędzia dać troszkę wyżej, tak dla pewności, że nic sobie nimi nie zrobią. I także musiałem wyciąć małe przejście dla Coco, by mogła sobie swobodnie wchodzić i wychodzić, jednocześnie to musiało być w takim miejscu, by kociaki nie miały do niego jeszcze dostępu. Wobec tego wyciąłem niewielkie przejście na wysokości stołu, na którym zazwyczaj pracowałem, a z zewnętrznej strony postawiłem jej drabinkę, po której będzie mogła wchodzić.
- No, Coco, możesz przetestować – zwróciłem się do kotki, kiedy wszystko było gotowe. Znaczy, miałem nadzieję, bo to się dopiero okaże.
Kotka jak na zawołanie wstała z koszyczka i po krótkich oględzinach opuściła szopę, zostawiając szalejące młode razem ze mną. Wydawały się być troszkę zafascynowane tym miejscem i nie za bardzo zwracały uwagę na cokolwiek innego. No i bardzo dobrze, miałem nadzieję, że im się tu spodoba, bo lepszego miejsca nie jestem w stanie im zapewnić, a do domu na tę chwilę miały zakaz. Po krótkiej chwili przyszedł tutaj Mikleo, chyba aby sprawdzić, jak sobie radzę.
- Myślisz, że będą tutaj bezpieczne? Nic do nich nie wejdzie? – spytał, ewidentnie przesadnie się o nie martwiąc.
- By coś do nich weszło, najpierw musiałoby przejść przez podwórko, a na to Cosmo nie pozwoli. Nie martw się o nie, tylko ciesz się, że mamy miejsce, w którym mogą szaleć i nie musza nam niszczyć domu. I Coco też nie będzie nam przynosić na wpół żywych myszy do sypialni – powiedziałem, masując dłonią kark. Teraz powinienem zabrać się za przycinanie desek, no ale tak niezbyt mi się chciało. Może najpierw kawę i trochę się rozbudzę...? Tak, kolejna kawa na pewno będzie dobrym pomysłem, w końcu ta z rana była strasznie słaba, czas chyba na coś mocniejszego.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz