poniedziałek, 10 kwietnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Czy ja chciałem iść spać? Trochę tak. Czy powinienem? Zdecydowanie nie. Śpi to się w nocy, teraz to ja powinienem zająć się moim mężem, który na pewno miał swoje potrzeby, o których mi nie wspomina, bo przecież moje dobro najważniejsze. Dlatego tak strasznie martwiłem się o Mikleo, nie dba o siebie, przekładając moje dobro ponad swoje, a przecież on też jest ważny. Jak nie najważniejszy. Ja nie będę żył wieczne, co więcej, nie będę żył jakoś bardzo długo, więc i mnie nie ma po co dbać. 
- Dzieci śpią, mamy spokój, i chcesz tak po prostu iść spać? – spytałem, dłonie z jego pleców zsuwając na troszkę niższe partie ciała. 
- Pytam się, czego ty chcesz, a nie ja – naprostował, przyglądając się mi z uwagą. 
- A czego ty chcesz? – dopytałem, gładząc go po pośladkach. Od razu poczułem, że jego ciało zaczęło tak cudownie drżeć. Ja już doskonale wiedziałem, na co miał ochotę, ale najpierw musiał mi o tym powiedzieć. W końcu jestem tylko głupiutkim człowiekiem, który może się mylić. 
- Nie wiem, czy powinniśmy, co jeżeli dzieci się obudzą...? – zaczął niepewnie, no ale ja wiedziałem swoje. 
- Myślę, że na jakąś godzinę mamy spokój. Jak nie na dłużej. A przez godzinę możemy zrobić naprawdę wiele... – kontynuowałem, dalej badając jego ciało. Po tych słowach moja Owieczka dała się przekonać. I bardzo dobrze, i ja skorzystam, i Miki skorzysta, i wszyscy będą szczęśliwi. 

***

Czas płynął szybciej, niż sądziłem. Dni zmieniały się w tygodnie, tygodnie w miesiące, a miesiące w lata. Chciałbym powiedzieć, że wiele się przez ten czas zmieniło, no ale trochę bym skłamał. Jedyne, co się zmieniło, to u mnie pojawiło się więcej zmarszczek i siwych włosów, a dzieci... cóż, Merlin jeszcze był dzieckiem, owszem, czasem troszkę wrednym, ale dzieckiem wyjątkowo samodzielnym, a Misaki była nastolatką, o czym regularnie musiał przypominać mi Mikleo, gdyż ja tak jej nie postrzegał. Z całego miotu Coco na prośbę Misaki zostawiliśmy jedną kotkę, konkretnie to Candy, a jej rodzeństwo poszło odpowiednio do Yuki’ego, któremu brakowało jakiegoś towarzysza i do zamku, gdzie brakowało im jakiegoś kota, który trzymałby myszy z dala od spiżarni. Co najważniejsze i warte wspomnienia, przez te dobre kilka lat panował spokój. Żadnych demonów, lewiatanów, tajemniczych morderstw czy innych dziwnych rzeczy. Nawet nie wiedziałem, że tak można. Co prawda nie wszyscy ludzie wierzyli w to, że mój mąż jest niewinny, ale nie było ich aż tylu i Miki mógł raczej spokojnie wychodzić z domu. 
Od kilku dobrych dni przygotowywałem wszystko na małą podróż z Mikleo. Miał to być z mojej strony ten właściwy prezent dla mojego męża z okazji rocznicy z naszego ślubu. Dzieci w końcu są na tyle duże, że możemy się udać na jakieś małe wakacje, a oni do już wtajemniczonej cioci i jej synka. Już mu to obiecałem jakiś czas temu, ale nie byłem pewien, czy o tym pamiętał, dlatego mimo wszystko starałem się trzymać to w tajemnicy do samego końca. I chyba całkiem świetnie wychodziło, albo Miki tylko udaje, że niczego nie widzi. 
Dzisiaj wypadał dzień naszej ocznicy i by uśpić troszkę jego czujność, kupiłem mu bukiet lilii oraz zabrałem się za przygotowanie obiadu. Nie będzie to jednak nic romantycznego, bo dzieci jeszcze są w domu, ale mam nadzieję, że mi to wybaczy. Dopiero jutro odprowadzam je do zamku i chyba właśnie dopiero jutro będziemy wyruszać. Jeszcze tylko Mikleo musiałby się spakować, no ale on to tam niewiele potrzebuje, najbardziej to musiałem zadbać o siebie i konie, które w celu szybszej i wygodniejszej podróży pożyczę jutro od Alishy. Przyznam, że trochę się stresowałem przed tą podróżą, nie byłem pewien, czy wszystko mam, czy ruiny, które wybrałem, spodobają się Mikleo, czy dzieci będą grzeczne... jest naprawdę wiele rzeczy, które mogą pójść nie tak, a ja od jakiegoś czasu wszystkim za bardzo się przejmuję. Znaczy, chyba zawsze tak miałem, no ale miałem wrażenie, że od jakiegoś czasu jestem bardziej przewrażliwiony niż normalnie. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz