No i tyle byłoby z tego poranka... no mogłem się tego domyśleć po wczorajszej rozmowie. No nic, ja przy swoim zdaniu pozostanę już na zawsze, a sądząc po tym, w jakim aktualnie stanie jestem, coś długo to „zawsze” trwać nie będę. Kiedy tylko rano otworzyłem oczy, od razu wiedziałem, że to nie będzie mój dzień. Nie czułem się jakoś bardzo źle, no ale też nie byłem w jakoś najgorszym stanie, miewałem jednak znacznie lepsze dni niż ten. Może to przez tę pogodę? Jak dla mnie było trochę duszno, ale skoro Miki tak sam z siebie na dwór wychodzi, to chyba aż tak źle być nie może. Więc skoro to nie pogoda, to nie wiem, co mi jest. Może się nie wyspałem? Innej opcji nie widziałem. Chyba, że to po prostu mój zły dzień, w końcu każdy może takowe mieć. A w moim wieku to raczej normalne...
Dokończyłem więc śniadanie, chociaż zrobiłem to głównie z przyzwyczajenia, by Mikleo się na mnie nie gniewał i nie zmuszał mnie do jedzenia. Dzisiaj jednak był na mnie obrażony i mogłem sobie odpuścić to śniadanie... gdybym wiedział, to bym sobie żadnego posiłku nie robił. No nic, najwyżej odpuszczę sobie obiad, zauważyłem, że aż tyle jeść w ciągu dnia nie musiałem i na szczęście Mikleo także to dostrzegał i aż tak mnie nie zmuszał do tego. Śniadanie jednak zawsze musiałem jeść, bo to najważniejszy posiłek dnia, ponoć, ja tam się nie znam i dla mnie aż tak ważne ono nie jest. Po prostu nie chciałem się z nim kłócić. Dzisiaj mi się to nie udało. Niby mówił mi, że nie jest na mnie zły, ale ja odbierałem jego zachowanie jako coś zupełnie odwrotnego.
Po zjedzeniu śniadania umyłem naczynia, a następnie przygotowałem naszym zwierzakom śniadanie, bo za to jeszcze nikt się nie wziął. Uważałem jednak, że to lepiej dla mnie, ponieważ mogłem poczuć, że do czegoś się przydaję w tym domu. Chęć obrony i troszczenia się o rodzinę spotkała się z niezbyt pozytywnym odbiorem ze strony Mikleo i Misaki, a do nakarmienia zwierzaków już nikt się przyczepić nie potrafił.
Uważając, że na dworze jest dla mnie za duszno i gorąco, postanowiłem zostać w chłodnym domu, i trochę sobie poczytać. Nie było tu tak chłodno, jakbym chciał, ale chyba było lepiej tutaj niż tam. I więcej jednak czasu upływało, tym gorzej się czułem, a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie. W pewnym momencie przyszedł do mnie Cosmo, zaczynając się do mnie przymilać, co oznaczało tylko jedno, chciał iść na spacer. W sumie, to na takowy zasługiwał, nie wiedziałem, czy dzieciaki wyprowadzały go na spacer podczas naszej nieobecności. Zazwyczaj to była moja domena, gdyż dzieci, jak to się określiły, w ciągu dnia nie miały za dużo czasu, więc pozostałem tylko ja i Miki. Nie chciałem, by Miki brał na swoje barki dodatkowe obowiązki, no to byłem tylko ja. Przyniosłem go do domu, więc teraz muszę się nim zajmować, proste.
- No już idziemy, idziemy – powiedziałem, drapiąc go za uchem. Miałem nadzieję, że się poczuję lepiej, jak się przespaceruję. Trochę zacząłem w to wątpić, kiedy podniosłem się z łóżka, ponieważ poczułem, jak tak trochę zakręciło mi się w głowie. Po chwili było jednak już normalnie, więc po prostu to zignorowałem. Skoro to minęło, to pewnie nie było nic ważnego.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz