Mówiłem, że więcej z nich szkody niż pożytku będzie, ale nie, bo to słodkie kociaki... oczywiście, jak zwykle wyszło na moje, ale po co mnie słuchać. Trzeba będzie je wkrótce gdzieś przetransportować, bo ja z nimi w nocy nie wytrzymam. W sumie już robi się coraz cieplej, więc może byśmy je tak przetransportowali do szopy...? Tam niech sobie szaleją do woli, niczego w końcu nie zniszczą, a jak zniszczą, to nic złego się nie stanie.
- Nie uważasz, że to najwyższa pora, by je gdzieś przetransportować? – zapytałem, biorąc jednego z kociaków na ręce, ponieważ zaczął wspinać się po firance.
- A gdzie miałyby się podziać? Gdziekolwiek je nie damy, i tak będą bałaganić i tak. Już taki ich urok – wyjaśnił, zbierając stłuczoną doniczkę.
- Raczej przekleństwo – mruknąłem, patrząc ze zrezygnowaniem na kolejnego kociaka, który zaczął wdrapywać się po moich spodniach.
- Co mówiłeś? – spytał, na moje szczęście nie słysząc tego, co powiedziałem.
- Że jest jeszcze szopa. Tam mogłyby sobie szaleć do woli, i nie będą nam przeszkadzać – powiedziałem troszkę głośniej, postanawiając nie powtarzać moich poprzednich słów. Miki ma trochę inne patrzenie na te kociaki i nie pewnie by się ze mną nie zgodził. Ja jestem fanem nieco większych i dzieci, i zwierząt, bo z tymi malutkimi jest strasznie dużo problemów.
- No ty chyba sobie żartujesz. Jest jeszcze za zimno, może je coś tak zaatakować... nie, to wykluczone, zostają tutaj, gdzie są bezpieczne. A jak coś popsują, to ja się tym zajmę – powiedział hardo, a mi nie pozostało nic innego jak tylko westchnąć ciężko. Ja tego nie widziałem, no ale niech już mu będzie. Może w nocy będą spały, tak jak i ja...? Nadzieja matką głupich, jak to mówią, a ja głupi jestem, więc może mi się poszczęści. A jak nie, to aby się wysypiać, będę musiał iść spać na kanapę. Do czego to doszło, że zwierzęta wyrzucają mnie z własnego pokoju...
Nie za bardzo chcąc się z nim kłócić wróciłem do Misaki, by pomóc jej w tych wszystkich zaległościach. Podczas tego pomagania zacząłem się zastanawiać, skąd u niej. Niby można było podciągnąć to po umiejętność Miki’ego, ale ja dostrzegałem pewne różnice. Otóż jak mój mąż coś wyśni, z reguły się to dzieje; wyśnił powrót złego pasterza i własną śmierć, która wynikała tylko i wyłącznie z mojej głupoty. Misaki wyśniła dwukrotnie moją śmierć, co oczywiście się nie wydarzyło, bo jedynie troszkę gorzej się poczułem, oraz to, że Miki odszedł, co miałoby miejsce, gdyby dalej demon miał nad nim kontrolę. Wyśniła więc chyba najgorsze możliwe scenariusze, jakie tylko mogła. Nie wiem, co powoduje to, że wizje Mikleo są precyzyjne, a jej to bardziej takie koszmary.
Kiedy już przerobiliśmy większość rzeczy, młoda poszła do mamy i braciszka, którzy w tym momencie bawili się z małymi kociakami. Na pewno przyda jej się mała przerwa, i to nie tylko jej, bo i ja już miałem trochę dosyć siedzenia przy książkach. Podczas kiedy cała moja rodzina zachwycała się zwierzakami, ja zabrałem się za przygotowanie obiadu. Mikleo też przyda się mały odpoczynek i relaks, a jak ja się troszkę poruszam, to może mnie troszkę przestaną boleć te mięśnie...? Sam już nie wiem.
Po kilkudziesięciu minutach obiad był gotowy, dlatego nałożyłem go na talerz każdemu z moich domowników i postawiłem talerze na stole. Kiedy już nakryłem do stołu i przygotowałem wszystko, co do przygotowania było, poszedłem na górę po moich najbliższych, nie chcąc krzyczeć, że obiad gotowy, bo po co sobie zdzierać gardło.
- Obiad już na stole. Umyjcie ręce i schodźcie na dół – poprosiłem, zaglądając do naszej sypialni. Wszyscy zajeci byli kociakami, poza Coco, która chyba serdecznie miała dosyć swoich pociech, ponieważ rozciągnęła się na łóżku, absolutnie nie interesując się tym, co się dzieje na podłodze. Taka to dopiero ma dobrze...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz