Gdyby nie pomoc mojego męża, prawdopodobnie znów miałbym jakiś atak, którego mógłbym nie przeżyć. No ale jak miałem się nie stresować? Misaki nie chciała w ogóle mnie słuchać. Uważała, że miała pełne prawo spędzić całą noc poza domem, że nie powinienem ingerować w jej życie, a nie powiedziała mi o tym wyjęciu dlatego, że "przecież bym się nie zgodził". To, czy bym się zgodził czy też nie zależałoby tylko i wyłącznie od tego, jak by mi przedstawiła tę sprawę. Zresztą, to i tak teraz nie miało żadnego znaczenia, bo przez najbliższy czas na pewno z pokoju nie wyjdzie. Nie po tym, co usłyszałem i jak zostałem potraktowany.
Podczas kłótni wyszło, że to nie był pierwszy taki nocny wypad Misaki. Wykrzyczała mi w twarz, że to nie pierwszy raz i nic jej przecież nie było. I to mnie właśnie zmartwiło najbardziej, jak to nie pierwszy raz? Ile razy tak się wymykała? I to bez mojej wiedzy? Pozwalałem jej zostać kilka razy u znajomych w na noc, ale zdecydowanie miała na myśli co innego. Co ona miała w głowie? Jej zachowanie nie ma nic wspólnego z odpowiedzialnością.
– Wiedziałeś, że to nie jej pierwszy wypad? – spytałem, kiedy moje serce pod wpływem mocy Mikleo trochę się uspokoiło. Nie udało mu się go uspokoić do końca, tak jak to miało miejsce wczoraj, ale już tak nie bolało.
Mikleo spojrzał na mnie zaskoczony, a następnie zakłopotany spuścił wzrok. Milczenie w zupełności mi wystarczało. I muszę przyznać, strasznie ta odpowiedź mnie zabolała.
– Wiedziałeś – powiedziałem cierpko, wstając z krzesła. Cudownie, znów jestem tym rodzicem, który dowiaduje się o wszystkim najpóźniej.
– Sorey, to nie tak, po prostu nie chcieliśmy cię martwić – usłyszałem, co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej.
– Tak, bo zatajanie przede mną prawdy jest znacznie lepsze. Pomyślałeś w ogóle o tym, jak mogą się skończyć jej takie nocne wypady? – burknąłem, naprawdę wściekły na męża. Czy ktokolwiek w tym domu liczy się z moim zdaniem? I argument, że przecież ukrywali to dla mojego dobra, bo bym się zdenerwował, nie jest żadnym argumentem. Oczywiście, że bym się zdenerwował, ale na pewno nie byłbym tak zdenerwowany, jak teraz.
Wywołała się między nami mała kłótnia. Znaczy, z początku to ja się bardziej kłóciłem, naprawdę na niego zły, a Miki próbował mnie troszkę uspokoić. Później jednak i on uległ emocjom i zaczął mi odpowiadać. Skończyło się to tak, że oboje, ewidentnie na siebie źli, poszliśmy w swoje strony; ja do łazienki, a on... Nie wiem, chyba na dwór.
Dopiero kiedy zamknąłem za sobą drzwi, usiadłem na podłodze, ciężko oddychając. Już wcześniej nie czułem się najlepiej, ale nie chciałem tego pokazywać. Dopiero teraz, kiedy byłem sam, mogłem sobie pozwolić na chwilę słabości. Chwyciłem się za serce, oddychając głęboko mając nadzieję, że zaraz trochę się uspokoi, no ale nic bardziej mylnego. Serce biło coraz to szybciej, nasilając przy tym ból. Dodatkowo czułem, że jestem cały spocony mimo, że jeszcze chwilę temu w tej kwestii było wszystko w porządku. Zimne dreszcze nie były jednak tak złe, jak serce, które miałem wrażenie, że za moment wybuchnie, no ale to przecież możliwe nie było. Chyba. A może...? Jęknąłem cicho, ale gdybym tylko miał trochę więcej siły i tchu, chyba zacząłbym krzyczeć z tego bólu..
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz