czwartek, 6 kwietnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Tak jak podejrzewałem, pani mama Mikleo od razu zaczęła nas przekonywać, że może zostaniemy do obiadu, bo w końcu nigdzie nie powinno nam się spieszyć, bo co to dla nas dwugodzinny spacer, a ona taka samotna jest. Z jednej strony rozumiałem, że chciała nas zatrzymać na dłużej, bo zapewne często gości nie miała, ale w domu czekała na nas banda kociaków, która coraz śmielej chodziła nam po pokoju. Powinienem w końcu zacząć przygotowywać im jakieś domki, drapaki, zabawki do wspinania... jak sobie o tym pomyślę, to od razu mi się nie chce. 
- Przepraszamy, ale nie możemy. Trochę pracy na nas czeka, i jeszcze mamy zwierzaki, które głodne czekają na nas w domu – powiedziałem stanowczo, używając dosyć łagodnych słów, bo nie chciałem, by kobieta poczuła się źle z tego powodu. Mieliśmy trochę do nadrobienia z rodziną, no i też koniecznie musieliśmy porozmawiać z Misaki, która dzisiaj czuła się znacznie lepiej, ale nadal była strasznie cichutka. 
- Jeżeli wszystko ogarniemy, odwiedzimy cię w weekend – dodał Mikleo, a ja zmarszczyłem brwi na jego słowa. Pierwsze słyszę, chyba musiał  dopiero w tym momencie na to wpaść. Albo po prostu tak powiedział, by uspokoić swoją mamę... chociaż nie, to nie byłoby w jego stylu, jak już coś obieca, to słowa dotrzymuje. Chyba, że nie uda nam się wszystkiego ogarnąć... i tak lepiej już psychicznie nastawię się na to, że w weekend czeka nas kolejna wycieczka. 
- To może ja do was wpadnę. Mały spacer też mi dobrze zrobi – odparła kobieta, biorąc naszego syna na ręce, bo właśnie tego chciał. Mam nadzieję, że tam za bardzo go nie rozpieściła, bo naprawdę nie będę miał do niego siły. 
Zjedliśmy zatem cudownie pyszne śniadanie, które przygotował mój mąż, potem posprzątałem i pozmywałem to wszystko, a przed wyruszeniem upewniliśmy się, że dzieci spakowały wszystko. I dobrze zrobiliśmy, bo Merlin oczywiście przeoczył kilka rzeczy. Nie mogliśmy go o to winić,  w końcu było to tylko dziecko. 
Droga do domu trwała trochę dłużej niż wczoraj, a to przez to, że teraz przez dzieci musieliśmy iść troszkę wolnej. W pewnym momencie musiałem wziąć Merlina swoje ramiona, ponieważ strasznie nie chciało mu się iść. Oczywiście chciał iść do mamy na rączki, ale nie chciałem, by mój Miki się za bardzo zmęczył. Przeze mnie musiał spać na ziemi, na pewno teraz bolą go mięśnie, więc nie chciałem jeszcze czegoś dokładać na jego barki. 
- W końcu w domu – odezwałem się zadowolony, kiedy w końcu znaleźliśmy się w domu. Dzieci poszły się rozpakowywać do swoich pokoi, dzięki czemu mieliśmy chwilkę dla siebie. Nie za dużo, bo zaraz będę musiał porozmawiać z Misaki, ale zawsze to coś. 
- Bardzo bolą cię plecy? – zapytał zmartwiony, zauważając moje skrzywienie na twarzy.
- Bywało gorzej, nie musisz się o mnie martwić – odpowiedziałem, lekko rozmasowując swój kark. Trochę moje mięśnie były zesztywniały, owszem, ale były dni, w których czułem się gorzej. A już najlepiej bym się czuł, gdyby mój mąż normalnie przespał noc na wygodniejszej kanapie, nie przy mnie na ziemi. 
- Później cię wymasuję – powiedział, ale od razu pokręciłem przecząco głową. 
- Nie musisz wykorzystywać swoich mocy na mnie, przecież nic mi się nie dzieje – powiedziałem, całując go w policzek. – Idziemy porozmawiać z Misaki? – dopytałem, trochę chcąc, by on także przy tym był. Co jak co, ale Miki znacznie lepiej potrafi rozmawiać z dziećmi. Używał delikatniejszych słów i lepiej potrafił do nich dotrzeć. Ja z kolei znacznie lepiej nad nim panowałem... cóż, wszystkiego mieć nie można. Ważne, że się dopełniamy pod tym względem, bo inaczej wychowywanie dzieci mogłoby być trochę trudne. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz