niedziela, 23 kwietnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Łagodnie kiwnąłem głową po wysłuchaniu jego odpowiedzi na moje pytanie, niech idzie, przecież nic nie może mu się teraz stać, jest bezpieczny, do tego najwidoczniej lepiej już się czuje, dla ego właśnie nie mogę mieć żadnego, ale, jest dorosły I jeśli czuje potrzebę rozprostowania „starych” kości, niechaj właśnie tak będzie.
- Tylko uważaj na siebie - Poprosiłem, mimo wszystko się o niego martwiąc, nigdy nie wiadomo co może się stać, nawet na prostej drodze można sobie krzywdę zrobić, a on jest do dziś mistrzem robienia sobie krzywdy.
- Spokojnie owieczko, przecież nic mi nie będzie, nie musisz się o mnie martwić, zaraz wrócę - Odezwał się, nachylając się nademną, aby ucałować w czoło nim ruszył w stronę jabłoni, pozostawiając mnie samego z pamiętnikami.
Nie przeszkadzając mu w zbieraniu owoców i karmieniu zwierząt skupiłem się na pamiętniku, wyczytując największe w nim szczegóły zapisane przez człowieka, który prowadził te zapiski, dzięki którym my, a raczej w tej chwili ja mogłem dowiedzieć się o życiu i istnieniu królestwa aniołów, gdzie każdy o czystym sercu miał schronienie.
- Sorey słuchaj - Zawołałem, podnosząc się do siadu, nie odrywając wzroku od pisma. - Pewnego dnia w naszym królestwie zjawił się człowiek, silny i nadzwyczaj inteligentny, nieznajomy rozkazałbyśmy upadli przed nim, a wtedy będziemy bezpieczni, bo tylko on może nad ocali od złego. Nasz wódz nie zgodził się, pokłony składając tylko naszemu Bogu. Mężczyzna wściekł się, ostrzegając nas, że tego jeszcze pożałujemy, boje się co miał na myśli, oby nasz pan miał nas w opiece... Tu kończą się zapiski. Myślisz, że to były ich ostatnie dni życia? - Zwróciłem się do męża, nie dostrzegając już więcej opisów, które mógłby wskazać mi jakiś dalszy trop, przynajmniej wiemy jedno, dziadek nie moczył w tym swoich palców, nie będąc odpowiedzialnym za to, co się z nimi stało.
- Nie wiem, ale z jakiegoś powodu ten, kto to pisał, przerwał tę czynność, nie zawierając już więcej informacji, które mogą być zawarte w ruinach, powinieneś tam iść i to sprawdzić - Wyznał, a ja westchnąłem cicho, znów słysząc to samo, jeny ile ja jeszcze razy mam się powtarzać mówiąc, że bez niego nigdzie nie pójdę i zdania nigdy nie zmienię, chociażby siłą mnie tam próbował zaciągnąć.
- Jeszcze raz mi to powiesz, obiecuję ci, że dostaniesz w łeb - Ostrzegłem, mimo że ręki nigdy bym na niego nie podniósł, mogę sobie ponarzekać, ale to nie oznacza, że kiedy mu coś zrobię.
- Chce tylko twojego dobra, nie musisz mi grozić - Wypowiedział, siadając obok mnie, podając mi jabłuszko, które bardzo chętnie od niego zabrałem.
- Ja ci kochanie nie grożę, ja cię po prostu ostrzegam - Wyznałem, biorąc do ust jabłko, które tak cudownie smakowało.
- Jesteś strasznie uparty - Wyznał, a ja wzruszyłem ramionami, nie przejmując się jego słowami, to prawda jestem uparty i tak nic nie jest w stanie tego zmienić.
- Jestem to prawda, ale takiego mnie przecież Kochasz - Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, zerkając na niebo, które stawało się coraz to ciemniejsze, niedługo pora iść już spać. - Jutro po śniadaniu spakujemy się i będziemy wracać już do domu - Dodałem, podejmując już decyzję, to był przyjemny czas, ale wszystko, co piękne kiedyś musi się skończyć..

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz