czwartek, 20 kwietnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Słysząc jego odpowiedz, westchnąłem cicho, tego akurat mogąc się po nim spodziewać, pięć minut, dziesięć minut i tak może to przedłużać, no nic, w takim razie, niech sobie śpi, a ja w tym czasie pozwolę sobie na zwiedzanie, śniadanie zdążyłem mu już przygotować, konie były już napojone i nakarmione, wszystko wokół posprzątane, a więc najwyższa pora coś zrobić.
Pozostawiając męża i konie pod bezpieczną barierą ruszyłem w stronę wodospadu, którego pokonanie było dla mnie drobnostką, pozwalając mi na dokładne rozejrzenie się po zimnych skałach, zastanawiając się jak wejść do środka, Sorey mówił, że musimy udowodnić swoją wartość, w książce też było coś takiego zawarte, dla tego tym bardziej musiałem zastanowić się jak tam wejść. W końcu jednak dostrzegłem stare zapiski znajdujące się na jednej ze ścian, zadowolony położyłem dłonie na jednej ze ścian, które w połączeniu z moją mocą otworzyły się, zachęcając mnie do zajrzenia tam.
- Mikleo?! - W momencie, gdy miałem już wejść do środka usłyszałem głos mojego męża, który nawoływał mnie, najwidoczniej już wstając, no najwyższą pora jeszcze trochę i sam bym zaczął zwiedzać te ruiny.
- Tu jestem! - Zawołałem, wracając do mojego męża, który spojrzał na mnie ze zmartwieniem i może nawet złością, ciekawe tylko za co mógłby się na mnie gniewać, przecież nic mu nie zrobiłem, chciał spać to spał, a ja w tym czasie wszystko przygotowałem i znalazłem już wejście do ruin, w tym więc problem?
- Gdzie byłeś? - Usłyszałem zmartwiony i jednocześnie niezadowolony głos męża.
- Byłem w ruinach, zdążyłem już otworzyć kamienne drzwi i.. - Zacząłem ale Sorey mi przerwał, ciężko wzdychając, przytulając mnie do siebie.
- Nie rób mi tak więcej - Mruknął zmartwionym głosem, a ja nie rozumiałem, dlaczego się tak martwi, przecież nic mi się nie stało i stać nie miało prawa prawda?
- Sorey spokojnie przecież nic mi się nie stało, siadaj na kocu i jedz śniadanie - Poprosiłem, odsuwając się od niego, nakładając mu jedzenie, chcąc jak najszybciej wejść do tajemniczych ruin.
Sorey nie był zadowolony z mojego zachowania, ale nic nie mógł na to poradzić, dobrze wiedząc, jak niecierpliwy potrafiłem być.
Mój mąż na szczęście nie utrudniał mi życia, tylko grzecznie zaczął jeść śniadanie, nie zwracając za bardzo na mnie uwagi, gdy ja krzątałem się po naszym małym obozie, chowając wszystko, co jeszcze schowane nie pozostało, czekając aż wreszcie zje, ileż można jeść, ja już tak bardzo chcę już tam iść.
Na moje szczęście Sorey w końcu zjadł, przemył naczynia i wszystko schował, dając mi tym samym znać, że wszystko jest gotowe, a my możemy ruszać w stronę ruin.
Zadowolony ruszyłem jako pierwszy, idąc do już otwartych kamiennych drzwi, wchodząc do środka.
Wokół nas panowała cisza, którą raz za razem przerywało uderzenie kropel wody o kamienną posadzkę.
- Miki bądź ostrożny - Mój mąż chwycił mnie za rękę, sprowadzając na ziemię.
- Jestem, jestem, nie chce tracić czasu - Przyznałem, rozglądając się po kamiennych ścianach i rysunkach tam zawartych, ciesząc się, wszystkim, co zostało tam zawarte, chcąc pochłonąć wszystko na raz, nie mogąc nacieszyć się tym, co mnie otaczał.
- Sorey chodź! - Zawołałem, chcąc iść w głąb ruin, nie tracąc już więcej czasu.

<Pasterzykuku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz