I jak ja miałem się nie martwić, kiedy widziałem, jak cierpi? Dopiero co wyruszyliśmy, a już miałem wrażenie, że miał dosyć, i absolutnie się mu nie dziwiłem. Było dzisiaj wyjątkowo gorąco, a był ranek. No, może nie jakoś bardzo wczesny, ale słońce jeszcze dobrze nie wzeszło. Aż strach pomyśleć, jak to będzie w południe, kiedy słońce będzie grzało najgorzej... oczywiście, wtedy nie będziemy podróżować, bo to mogłoby się skończyć u mnie udarem. Albo u niego. A może powinienem już patrzeć za jakimś miejscem do przeczekania...? Wyprawa wyprawą, ale nie mogłem pozwolić na to, by mojemu mężowi coś się stało.
- Jesteś pewien? Może powinniśmy się zatrzymać, poczekać, aż słońce przestanie tak mocno świecić – zaproponowałem, oczywiście już zaczynając się przesadnie martwić o moją biedną Owieczkę. Mogłem przewidzieć, że po takiej ulewie będzie upał. A po takim upale może nadejść kolejna burza... cholera, trochę tego nie przemyślałem. Oby tylko nas nie złapała, bo chyba umrę ze zmartwienia o Mikleo.
- Jedziemy przez jakieś piętnaście minut, a ty już chcesz postój zrobić? Nie przesadzasz? – dopytał, niby to rozbawiony i wesolutki, no ale ja już wiedziałem, ze tak tylko mi oczy mydli, bym się o niego nie martwił, co powodowało, że martwiłem się tylko bardziej.
- Nie przesadzam, tylko się martwię. Co, jeżeli coś ci się stanie? Odwodnisz się, udaru dostaniesz, albo... – koniec tego zdania przerwał mi Mikleo, który zbliżył swoje usta do tych moich i złączył je w delikatnym pocałunku.
- Jak już mówiłem, nie martw się o mnie, nic mi nie będzie – powiedział, w końcu się ode mnie odsuwając. No i co ja z nim mam...
- Będę cię miał na oku – bąknąłem, mrużąc podejrzliwie oczy. Niech mu już będzie, nie będę się z nim o to kłócił, ale jeżeli tylko zauważę, że jakoś się źle czuje, to natychmiast rozbijamy malutki obóz, o ile umożliwi nam to otoczenie. Nie będę się zatrzymał na szczerym polu, a dopiero pod dużym drzewem.
Kolejny minuty powoli mijały i nie tylko Miki czuł się coraz to gorzej. I ja miałem serdecznie dosyć panującego tu gorąca. Lato miało swoje dobre strony, owszem, ale to gorąco było nie do zniesienia nawet dla mnie. Zdecydowałem się na postój nieco szybciej, niż było w planach, nie tylko z powodu tego okropnego gorąca dokuczającego Mikleo, mnie i koniom, ale i z tego, że akurat przechodziliśmy obok idealnego miejsca. Zarówno i z mapy, i z tego co widziałem, przez najbliższe kilka godzin będziemy wędrować przez pola. Niemądrym byłoby wędrować przez pola w taką pogodę.
- Tutaj przeczekamy – powiedziałem, zatrzymując konia i z niego schodząc.
- Co? Czemu? Jeszcze trochę możemy jechać, do najgorszego upału trochę czasu mamy – próbował mnie przekonać do dalszej drogi, no ale nie mogłem się na to zgodzić.
- Ale później nie będzie żadnego miejsca na postój. Później rozciągają się pola i może być ciężko ze znalezieniem jakiegoś cienia – wyjaśniłem, biorąc wiaderko i wlewając do niego wodę z bukłaka. Musiałem w końcu napoić konie, które na pewno są spragnione. Zaraz będę musiał jeszcze uzupełnić zapasy wody... na szczęście niedaleko była rzeka, tylko teraz będę musiał się do niej przejść, co mi się już nie do końca chciało. No ale zaraz będę musiał to zrobić, bo kiedy już konie i Miki się napiją, nie starczy jej dla mnie. – Proszę – dodałem, podając Mikleo bukłak, kiedy już zwierzaki zaspokoiły pragnienie.
- Ja nie muszę pić – powiedział machinalnie, ale ja się z tym nie zgodziłem.
- W takim upale musisz. No, już, śmiało, chciałbym jak najszybciej udać się nad rzekę i uzupełnić zapasy – pospieszyłem go wiedząc, że jeżeli teraz tego nie zrobię, to później trudno będzie mi się ruszyć. A jeszcze trzeba było rozłożyć obóz... coraz mniej mi się wszystkiego chciało, najchętniej to wszedłbym do chłodnej wody i w ogóle z niej nie wychodził.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz