Wczoraj myślałem, że to przez moje kłopoty z sercem ciężko mi się tu oddychało, ale teraz pewien byłem, że powietrze było tutaj zdecydowanie cięższe, niż w tych wyższych partiach świątyni. I z tego co widziałem, tylko ja miałem z tym problem, Mikleo wydawał się oddychać normalnie. Mimo tych lekkich problemów z oddychaniem, nic mu nie mówiłem, bo i po co? Żyłem, źle nie było, normalnie funkcjonowałem, więc po co miałbym go martwić? Lepiej, by skupił się na ruinach, widziałem ten błysk w jego oczach, więc nie chciałem mu przeszkadzać. Może po prostu jest tu mało powietrza...? Nie było tu wiele roślin, drzwi otworzyliśmy dopiero my po wielu latach, a Miki jako anioł nie potrzebował tego do życia. No nic, jakoś to przeżyję, może zaraz się przyzwyczaję.
Skupiłem się więc zatem całkowicie na ruinach, chcąc pomóc mojej Owieczce w rozwikłaniu tej zagadki. Chciałem, by się całkowicie poświęcił tej sprawie, jednocześnie trochę zapominając o mnie. Ja nie byłem tak ważny, jak jego szczęście, a poza tym, nic mi jeszcze nie było, by się musiał mną przejmować.
- Nie wydaje ci się, że te ręce są jakoś dziwnie puste? Można coś w nie włożyć – zaproponowałem, skupiając się na tym, co się dzieje wokół mnie.
- Myślisz? Ale co? – spytał, marszcząc brwi.
- Wczoraj zabrałeś jakąś laskę z tego pomieszczenia, które się zawaliło. Nadal ją masz? – odpowiedziałem, przyglądając się mu się uważnie. Rozmiarowo by pasowała, tylko co ona miałaby robić w pomieszczeniu z pułapką....? Może to było kolejne zabezpieczenie? Trochę takowych tutaj jest i naprawdę miło by było, gdybyśmy w końcu odkryli te wszystkie tak dobrze ukryte tajemnice.
- Tak, w obozie. Poczekaj chwilę tutaj, zaraz z nią wrócę – powiedział i nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, Mikleo rozłożył skrzydła i wyleciał z pomieszczenia.
Nie mając nic innego do roboty postanowiłem rozejrzeć się po innych odnogach, oczywiście zachowując przy tym rozwagę. I tak niewiele mogłem zrobić, większość z tych pomieszczeń było zasypany głazami i raczej się do nich nie dostaniemy. Gdyby był tu z nami jakiś Serafin ziemi, może byśmy mieli jakąś szansę... ale nie wiem, czy tracimy aż tak długo. Domyślałem się, że to były pomieszczenia przeznaczone głównie dla ludzi; mijałem jadalnie, sypialnie, a chyba nawet miejsce, w którym można było uprawiać rośliny, co było możliwe dzięki wpadającemu przez szczeliny w suficie słońcu. Na pewno ludzie mieszkali tu tylko podczas wojny? To wszystko wydaje się być aż za dobrze zaplanowane...
- Już jestem! – usłyszałem w końcu głos Mikleo, dlatego chcąc czy nie, musiałem wrócić do centrum. – Mam ją.
- Na co czekasz? Czyń honory – zachęciłem go, uśmiechając się delikatnie. Nie chciałem, by się domyślił, że trochę ciężko mi się tutaj oddycha. To nie był problem z sercem, a problem z całym tym miejscem, więc gdyby teraz mu o tym powiedział, na pewno już więcej byśmy o tym nie wrócili.
Mikleo posłusznie włożył do rąk posągu laskę, a następnie odsunął się i... nic się nie wydarzyło. Przynajmniej na początku, bo po chwili posąg z głośnym zgrzytem przesunął się, odsłaniając wnękę w podeście. W środku były dwie, bardzo dobrze zachowane książki, co było tutaj dosyć niezwykłym zjawiskiem, gdyż każde jedno pismo, jakie tutaj znaleźliśmy, było już zniszczone przez wilgoć. No ale te były dobrze zabezpieczone przed wilgocią.
- To pamiętniki – stwierdził Mikleo po szybkim przejrzeniu kartek w jednej i drugiej książce. – Są spisane w języku anielskim... wszystko w porządku? – zapytał nagle, odwracając nagle głowę w moją stronę.
- Mówiłem ci, że tak. I to niejednokrotnie – przypomniałem mu, uśmiechając się do niego uspokajająco, ale Miki w to nie uwierzył do końca.
- To dlaczego tak ciężko oddychasz? To serce? Powinniśmy wracać?
- Nie, to nie to, tylko... tutaj na dole trochę ciężko mi się oddycha. Ale poza tym nic złego mi się nie dzieje, mogę spokojnie oddychać – wyjaśniłem, chcąc go uspokoić, nie widząc w tym żadnego problemu. Póki oddychałem, nie ma się czym martwić, a przynajmniej takie moje myślenie było.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz