Byłem na siebie zły za to, że przeze mnie musieliśmy wracać. Przecież nie było ze mną aż tak źle, mogłem oddychać, mogłem chodzić, miałem z tym leciutkie problemy, owszem, ale normalnie funkcjonowałem, więc jeszcze troszkę czasu tam spędzić mogłem. Tyle dobrego, że chociaż o własnych nogach wyszedłem, dzięki czemu Miki nie musiał się męczyć poprzez noszenie mnie. Niewiele, owszem, no ale to zawsze coś.
- Bo nie czułem się źle – powiedziałem tak na wpół zgodnie z prawdą. Nie czułem się najlepiej, owszem, ale też źle ze mną nie było, więc mówiłem mu w tym momencie bardziej prawdę niż kłamstwo.
- Jak ja cię kiedyś... – zaczął, chyba mocno zdenerwowany, ale nie dokończył, tylko wziął głęboki wdech, uspokajając się. – Prosiłem cię, byś dał mi znać, jak chociaż troszkę poczujesz się źle – przypomniał mi, uważnie mi się przyglądając.
- Gdybym ci powiedział, to już chciałbyś wracać. A naprawdę chcę, byś w spokoju mógł obejrzeć te ruiny – wyjaśniłem mu, mocniej palce na kubku z wodą, którą mi przyniósł. Czysto teoretycznie powinienem czuć się lepiej na świeżym powietrzu, no ale nadal miałem trudności ze złapaniem oddechu. No już, wdech i wydech, zaraz będzie ze mną lepiej, no po prostu musi być...
- I stwierdziłeś, że bardziej ucieszę się z faktu, że się katujesz? Dla mnie najważniejsze jest twoje zdrowie, mogę obejść się bez zwiedzania ruin.
- I właśnie dlatego cię tutaj zabrałem. Chciałem, byś skupił się na sobie, zrelaksował się, bo ostatnio cały czas skupiasz się tylko na mnie – odparłem, mimowolnie kładąc jedną ze swoich rąk na klatce piersiowej, gdyż moje problemy troszkę się zaostrzyły. Mikleo, zauważywszy to, od razu zareagował, kładąc swoją dłoń na moim sercu i uwalniając swoją moc, znacznie mi tym pomagając. – Dziękuję – przyznałem, wzdychając głęboko.
- Jutro wracamy – stwierdził stanowczo, wstając z ziemi.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Teraz się kładziesz i odpoczywasz, ja przyniosę wodę koniom – no i tyle było z ze zwiedzania.
Zły na siebie położyłem się na plecach, wpatrując się w niebo, które było przepięknie niebieskie i jasne. Ledwo weszliśmy do tych ruin i już musieliśmy wychodzić, a to wszystko przeze mnie... może i większość tych odnóg było zasypanych, ale jeszcze było tam kilka pomieszczeń wartych uwagi. Uwagi, której pewnie nigdy się nie doczekają, ponieważ Miki już chce wracać. Znaczy, pewnie nie chciał wracać, tylko wracał ze względu na mnie. To nie tak miało to wyglądać, Miki miał spędzić miło czas, a nie opiekować się mną... Może jeszcze uda mi się go przekonać, by wrócił tam sam. Tu mi się przecież nic nie dzieje. Chociaż, znając jego upartość... mimo wszystko spróbuję z nim jeszcze porozmawiać. Może nawet teraz to zrobię, w końcu dzień jeszcze młody, nie ma co go marnować na mnie.
- Skoro jutro chcesz wracać, to możesz w tym momencie tam wrócić i dokończyć zwiedzanie – zacząłem, odwracając się w jego stronę, kiedy już wrócił z wodą dla naszych zwierzaków.
- Już ci mówiłem, że...
- Że albo razem, albo wcale, tak, słyszałem. Ale teraz i tak nic do roboty nie masz. Nie lepiej wykorzystać ten czas na coś fajnego i miłego? – zacząłem, uśmiechając się do niego lekko. W końcu zwiedzanie ruin jest na pewno sto razy bardziej fajne i miłe, niż opiekowanie się zniedołężniałym, starym mężem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz