Po tych słowach byłem już w stu procentach pewien, że ta wyprawa to była jedna wielka katastrofa. Miki mówił mi, że to jest najwspanialszy prezent w jego życiu, że się niesamowicie cieszy, i co z tego wyszło? Kiedy w końcu znaleźliśmy się na miejscu, cały ten entuzjazm po prostu zniknął. Może mogłem wybrać inne ruiny...? Albo dać mu mapę wraz ze wskazówkami i wysłać w świat, w końcu mnie do niczego nie potrzebował. Co gorsza, byłem dla niego tylko taką kulą u nogi, zbędnym balastem, gdyby mnie z nim nie było wtedy, pewnie w spokoju obejrzałby calutkie ruiny... albo i nie, bo nie wszedłby do środka. Chyba, że jakoś obszedłby te dziwne zabezpieczenie... na pewno by obszedł, Miki jest niesamowicie mądry i na pewno znalazłby na to sposób, tylko ja nie do końca wiedziałem, co tu z im robię.
- Nie sądziłem, że ta wyprawa była aż tak okropna – wymamrotałem do siebie, przygotowując sobie herbatę. Byłem trochę bardzo zdołowany, w końcu jak miałem być z siebie zadowolony, kiedy tak spaliłem ważny prezent? Miki naprawdę się postarał, sweter zrobiony własnoręcznie i książkę, którą dzisiaj będę do snu czytał, i jeszcze słodkości, a ja?
- Czemu tak uważasz? – usłyszałem za sobą głos Mikleo i już wiedziałem, że cokolwiek usłyszę po mojej wypowiedzi, nie będzie to prawda, a zwyczajne pocieszenie.
- Bo nie interesuje cię historia tamtego miejsca. W przeciwny razie już dawno byś przeczytał te pamiętniki. I może jeszcze zwiedził resztę pomieszczeń – wyjawiłem mu to, co dręczy mnie od bardzo długiego czasu. I pewnie dalej będzie mnie dręczyć, bo w końcu jak można być takim idiotą, by tak zawieść najbliższą twemu sercu osobę?
- Już ci tłumaczyłem, że bez ciebie nie chcę niczego zwiedzać. A jak chodzi o historię... wiem, co się stało. Mniej więcej. I nie wydaje mi się, że ten drugi pamiętnik odpowie na moje jakiekolwiek pytania. Naprawdę spodobał mi się twój prezent i jestem ci za niego bardzo wdzięczny, nie musisz się zadręczać – powiedziawszy to przytulił się do moich pleców, by podnieść mnie na duchu. Nie byłem przekonany, to miała być wyprawa, której nie zapomni do końca życia, a tymczasem była dosyć... normalna. Strasznie spokojna. Za spokojna, jeżeli weźmie się pod uwagę inne nasze wyprawy. Oczywiście, że mu nie zapadnie ona mu w pamięć...
Później nie miałem czasu na zadręczanie się, bo należało skupić się na naszych dzieciach, zwłaszcza na Merlinie, który podczas naszej nieobecności strasznie się rozbestwił. Chociaż, czy on kiedyś nie był rozbestwiony? No właśnie. Nadal nie wiem, po kim on miał taki buntowniczy charakter, ale nie po mnie. Może ja byłem takim troszkę buntownikiem, kiedy byłem młodszy, no ale nie byłem aż taki nieposłuszny, chyba, że chodziło o dziadka. Z nim zawsze musiałem się spierać, a to przez to, że musiałem jakoś sprzeciwiać się za Mikleo, bo on nigdy by tego nie zrobił.
- Strasznie smutna ta historia... – powiedziała Misaki, kiedy w końcu do nas zeszła po całym dniu czytania. No tak, takie pamiętniczki w końcu za długie nie są, zwłaszcza, że chyba kiedyś papier czy pergamin nie były aż tak popularne i szeroko dostępne.
- Jaka historia? – zapytałem, jak zwykle nie w temacie. Szkoda, że sam nie mogłem przeczytać tych pamiętników, bo z chęcią bym to zrobił, no ale nic z ty nie zrobię. To nie jest język dla mnie i już się o tym doskonale przekonałem.
- Na który pamiętnik zdecydowałaś się najpierw? – zapytałem zaciekawiony, przygotowując mojej księżniczce herbatę.
- Ten Serafina. Na początku nie było nic ciekawego, ale później zaczęła opisywać mężczyznę, w którym się zakochała. Tak ją zmanipulował, że w końcu wpuściła go do świątyni i... cóż, nie pisała nic o tym, ale chyba odpowiadał za śmierć tych wszystkich ludzi. Ostatni wpis mówił coś o tym, że musiała go zabić i pochować wszystkich tych, których zabił, a jego krwią zaklęła drzwi, by nikt już nie mógł się dostać do tego przeklętego miejsca. Czy coś w tym stylu – wyjaśniła, co dało mi do myślenia. Ten mężczyzna... już wcześniej miałem wrażenie, ze jest mowa o Aleksandrze. Jestem pewien, że zginęli tam nie tylko ludzie, ale i Serafiny, a to właśnie o nich mu chodziło. No i też mógł się odradzać, toteż jedna śmierć w jedną czy drugą stronę to dla niego nic. No i też tłumaczyłoby, dlaczego ja potrafiłem otworzyć te drzwi, w końcu i ja byłem skażony mrokiem... tylko nie rozumiałem, dlaczego przeklęte miejsce. I jak przeklęte.
- Widzisz, co cię ominęło – mruknąłem do męża, stawiając przed Misaki herbatę. Może gdyby przeczytał to wcześniej, jeszcze byśmy się mogli wrócić i odkryć jakieś tajemnice...? Teraz pozostaje nam tylko gdybanie. Albo raczej im, bo ja jako osoba nieznająca tekstu i języka nie mogę się za bardzo wypowiadać.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz