niedziela, 9 kwietnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

Sorey miał rację a mimo to ja i tak się martwiłem, to były małe kocięta, które mogły wpaść na różne głupie pomysły i zrobią coś, co zagrozi im życiu lub – co gorsza – ktoś zagrozi im życiu.
- No dobrze, skoro tak uważasz - Westchnąłem cicho, zerkając na męża, który masował swój biedny kark.
Oj tak i on nie chce, abym go porządnie wymasował, ale patrzeć na to, jak cierpi, to już mogę, no chyba oszalał. - Chodź do domu, wymasuje cię - Dodałem, chwytając jego dłoń, w tej chwili przejmując się tylko I wyłącznie jego osobą.
- Nie mogę, muszę zacząć robić.. - Przerwałem mu, od razu łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku Abu zamknąć mu usta.
- Nie gadaj chodź - Chwytając jego dłoń, pociągnąłem w stronę domu, zamykając porządnie drzwi z szopy, aby maluchy nie mogły się z niej wydostać, idąc z mężem do naszej sypialni, gdzie od razu rozkazałem mu położyć się na łóżku i, mimo że troszeczkę sobie ponarzekał, w końcu zrobił to, o co go poprosiłem, kładąc się na łóżku, dając mi dostęp do swoich pleców, które od razu porządnie zacząłem masować, zajmując się jego ramionami, karkiem i plecami dbając o niego jak zawsze bardzo dokładnie, używając przy tym odrobiny mocy, aby złagodzić jego ból, przynajmniej na tyle na ile było to możliwe, trochę nieświadomie go usypiając.
Uśmiechając się łagodnie, powoli zszedłem z jego pleców, całując jego ramię, nakrywając go kocem. Mój biedaczek jest zmęczony a wszytko dlatego, że nie przespał nocy z powodu kociaków, oby tylko tym razem się wyspał.
Wychodząc cicho z naszego pokoju, zamknąłem za sobą drzwi, zabierając się za obowiązki, które wcześniej sobie zaplanowałem. Przede wszystkim obiad a przy okazji musiałem pilnować naszego syna, który był dosyć spokojny, bawiąc się w kuchni swoimi zabawkami, przynajmniej tyle dobrego nie umiałbym się skupić na wszystkim wokół, gdyby jeszcze Merlin mi przeszkadzał.
Zajęty gotowanie zerkałem na syna, który wciąż się bawił, dając mi spokój aż do końca przygotowania obiadu.
- Dlaczego pozwoliłeś mi zasnąć - Słysząc pretensje w głosie męża, odwróciłem głowę w jego stronę, akurat nakładając jedzenie na talerze.
- O już wstałeś, to dobrze, siadaj obiad już gotowy - Powiedziałem, ignorując jego pretensje, był zmęczony, a więc poszedł spać co w tym złego, bo chyba nie pojmuję? Powinien się cieszyć, że miał święty spokój, a nie narzekać, tym bardziej że i tak nie miał na co.
- Pytałem o coś - Mruknął lekko niezadowolony, a mimo to grzecznie usiadł przy stole, pomagając w tej czynności naszemu synkowi.
- Wiem, doskonale słyszałem i nie Odpowiedziałem tylko dlatego, że ty doskonale zdajesz sobie sprawę, dlaczego ja pozwoliłem ci na sen i z niego nie wybudziłem - Odpowiedziałem, podając małą miskę z barszczem białym naszemu synkowi, który od razu zaczął go jeść, wyjątkowo starając się nie nabrudzić wokół siebie.
- I oczywiście jak zwykle ty wszystko robisz, a ja odpoczywam - Burknął, bardziej chyba mają pretensje do siebie niż do mnie. A ja nie wiem po co, w końcu to nic złego, ma prawo być zmęczony to nic złego i niech to w końcu pojmie.
- Jesteś dla siebie za surowy, nic się nie stanie, jak wypoczniesz - Wyznałem, całując go w policzek. - A teraz spróbuj i daj znać czy w ogóle jest dobre - Poprosiłem, samemu zabierając się za obiad, który mi smakował, ale im nie musiał czyż nie?

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz