Westchnąłem ciężko po wysłuchaniu jego słów, niby był pewny i czuł się dobrze tylko czy aby na pewno? Sam nie wiem, równie dobrze mógł mi to mówić, abym się o niego nie martwił, ale jakoś tak nie zadziało, ja wciąż się martwiłem o mężczyznę, który był całym moim życiem i serca biciem.
- Jeśli jesteś tego pewien, nie będę podważał twojego zdania, jednak jeśli tam w którymś momencie poczujesz się źle. Proszę, daj mi znać dobrze? Nie chce, aby coś ci się stało - Poprosiłem, patrząc na Sorey z powagą w oczach, nie chcąc, aby mnie zignorował. Ja wiem, że za bardzo się martwię, ale jak mam się nie martwić, skoro on jest człowiekiem, któremu mogło się coś stać a ja aniołem, któremu nic nie groziło, dla tego to ja powinienem się martwić o niego, a nie on o mnie prawda?
Sorey westchnął cicho, finalne się ze mną zgadzając
I tego właśnie od niego oczekiwałem, teraz mogliśmy spokojnie wyruszyć, gdy mój mąż naturalnie tylko zjadł posiłek, oddając mi go do umycia, nie pozwalając mu zrobić tego samemu, on niech zbiera siły, a ja w tym czasie przygotowałem wszystko do podróży, a raczej wejścia do ruin, które znajdowały się nieopodal nas.
- Jesteś gotowy? - Dopytałem, patrząc na niego ze spokojem w oczach.
- Tak, oczywiście chodźmy już - Nie miał nic przeciwko, wstając z ziemi, chwytając moją dłoń, prowadząc prosto w stronę ruin, chcąc chyba pokonać całą tę trasę pieszo, co ani trochę mi się nie spodobało, od czegoś miałem przecież skrzydła, aby szybko pokonać poznaną już przez nas trasę.
Bez ostrzeżenia chwyciłem mojego męża za ramiona, unosząc w powietrze, pokonując szybko trasę, która pieszo zajęłaby nam zbyt wiele czasu, a tak mogliśmy szybko dostać się na miejsce, którego wczoraj nie zdążyliśmy zwiedzić.
- Proszę nie rób mi tak więcej - Poprosił, gdy postawiłem go na ziemi, chowając swoje skrzydła.
- Coś się stało podczas lotu? - Zapytałem zmartwiony, nie wiedząc, czy przypadkiem czegoś mu nie zrobiłem, może chwyciłem za mocno lub podczas lotu gdzieś uderzyłem.
- Nie, po prostu wolę chodzić nie latać - Wyznał, a ja kiwnąłem posłusznie głową, osuszając go z wody.
- Przepraszam - Odezwałem się, a mąż mój ucałował mnie w czoło, uśmiechając się łagodnie.
- Już dobrze, nic się nie stało - Wyjaśnił, a ja kiwnąłem delikatnie głową, ruszając powoli w głąb ruin, rozglądając się po posągach, które znajdowały się wokół nas, zatrzymując się tuż przed jednym z największych i chyba najładniejszych posągów, które się tu znajdowały.
Zafascynowany posągiem obszedłem go do koła, rozglądając się po tych cudownych skamielinach, nie mogąc nacieszyć się tym, co widzę, zerkając na męża, aby przypadkiem nie ominąć czegoś, co zaszkodzi jego zdrowiu lub życiu.
- Dobrze się czujesz? - Dopytałem, podchodząc do niego, aby upewnić się, czy na pewno wszystko z nim w porządku.
- Tak słońce, nie martw się o mnie, nic mi nie jest, ciesz się tym widokiem, na co dzień go nie masz - Zachęcił mnie, a ja mimo niepewności kiwnąłem głową, wracając do zwiedzania ruin, które były cudowne, niestety nie zdradzając nam, dlaczego ruiny zaginęły, to naprawdę intrygujące. Co się wydarzyło i dlaczego to miejsce zaginęło.. Może tam dalej, głębiej coś uda się nam dostrzec, znajdując odpowiedź na nurtujące nas pytania.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz