wtorek, 25 kwietnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Oj tak było mi zdecydowanie lepiej, odkryte ramiona i kark powodowały ulgę, którą lubiłem odczuwać w te ciepłe dni.
- Zdecydowanie lepiej - Wyszeptałem, nie ukrywając zadowolenia, które ukazało się na mojej twarzy.
- A nie mówiłem - W odpowiedzi chwycił moją dłoń, ciągnąc w swoją stronę, abym wstał z krzesła, stając bliżej męża. - Wyglądasz obłędnie - Stwierdził, dłońmi kreśląc na moim ciele, różne wzorki uśmiechając się przy tym łagodnie.
- Tak sądzisz? Nigdy nie spodziewałem się, że lepiej mi będzie w sukienkach - Odpowiedziałem, odrobinkę się z nim drażniąc, to zawsze przynosiło nam nie tylko radość, ale i przyjemność przynajmniej to drugie było do czasu, wiedziałem w końcu co biorę, narzekać nie mogłem.
- Chyba powinniśmy już iść po dzieci - Zaproponowałem, siedząc na stole, zerkając na zegarek, mąż się już na mnie napatrzył, jemu wystarczy, a ja powinienem się już przebrać, nim wyruszymy do zamku.
- Już? Tak szybko? - Spytał niepocieszony, nie odrywając wzroku od mojego ciała.
- Myślę, że pół godziny to dużo czasu - Wyznałem, czym lekko rozbawiłem mojego męża, który bez słowa zbliżył się do mojej szyi, popychając mnie na stół, obdarowując moje ciało pocałunkami, wywołując u mnie przyjemne dreszcze, którego jak zwykle nie potrafiłem ukryć.
Sorey pozostawił na moim ciele znamiona, z których jak zawsze był bardzo dumny z siebie, drażniąc moje biedne ciało, które pragnęło więcej, mimo że rozum wiedział, jak to u nas jest.
- Teraz możemy już iść - Wyznał zadowolony, odsuwając się ode mnie, pomagając przedtem wstać ze stołu. - Przebierz się - Poprosił, co było bardzo logiczne, przecież w sukience z domu nie wyjdę.
- Oczywiście, zaczekaj na mnie chwilę - Poprosiłem, uciekając do sypialni, gdzie bez pośpiechu rozbierałem sukienkę, przebierając się w swoje codzienne ubrania, w których jak zawsze czułem się najlepiej. - Już jestem - Zawołałem, zwracając uwagę mojego męża, schodząc na dół, gdzie czekał na mnie mój mąż, gotowy do wyjścia, a więc i mi nic innego nie pozostało jak tylko włożyć buty i wyjść z domu. Najwyższa pora pójść po nasze pociechy, które i tak jak zbyt długo przebywały u cioci...
Droga do zamku nie zajęła, nam zbyt wiele czasu po drodze oddając konie do stajni, nim spotkaliśmy się z królową i dziećmi. Jak dobrze było ich znów zobaczyć, co prawda czasem, a nawet często brakowało mi czasu sam na sam z mężem jednak dzieci nasze zawsze były dla mnie bardzo ważne, z powodu czego cieszyłem się, że je właśnie mam.
Nasze skarby od razy wypytały o całą podróż, chcąc znać jak najwięcej szczegółów, których nie mieliśmy zbyt wiele, jakoś tak wyszło, że nie było możliwości zwiedzić wszystkiego, co nie było przecież najważniejsze, już wolę nie wiedzieć co tam było, niż tracić męża, któremu mogłoby stanąć serce.
W zamku spędziliśmy trochę czasu, nim zabraliśmy ze sobą dzieci i zwierzaki, wracając do domu, aby znów wrócić, na przysłowiowe stare śmieci.
- Mamo, mówiłaś o pamiętnikach, które stamtąd zabraliście, mogę je przeczytać? - Zapytała Misaki, wchodząc do domu.
- Oczywiście, leżą na stoliku w sypialni weź sobie - Odpowiedziałem, pozwalając jej przeczytać pamiętniki, samemu nie mając na to ochoty.
- Jeszcze nie przeczytałeś, a już je oddajesz? - Zapytała zaskoczony mąż, idąc za mną na kanapę do salonu, gdzie sobie usiadłem, wzruszając ramionami.
- Kiedyś przeczytam - Przyznałem, nie mając na tę chwilę ochoty, aby czytać pamiętniki.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz