wtorek, 30 listopada 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Westchnąłem cicho na jego pytanie. Jak się czuję po rozmowie z Lailah...? Jestem zaniepokojony, podobnie jak Pani Jeziora. I ona była zaskoczona tym, co się wydarzyło, zadała mi szereg pytań, by ustalić, co tak właściwie to spowodowało, a na koniec obiecała, że przyjrzy się bardziej tej sprawie, a na razie mam postarać się „nie denerwować za bardzo”. 
- Nie ma pojęcia, co się stało i nie wie, jak mi pomóc. Boję się teraz, że znowu cię skrzywdzę – wyznałem, wbijając wzrok w kubek pełen gorącej herbaty. Za pierwszym razem zmieniłem go w smoka, za drugim omal nie zabiłem, co zatem stanie się za trzecim razem...? Aż strach pomyśleć. Tak bardzo boję się, że go stracę, a jeszcze wyjdzie na to, że odejdzie przeze mnie. W sumie, jak by się nad tym zastanowić i zebrać wszystkie moje akcje do kupy, to Miki już dawno powinien mnie opuścić.
Zaraz poczułem ciepłą dłoń mojego męża na swoim policzku, co lekko mnie zaskoczyło. Nie to, że ona się tam znalazła, ponieważ to normalne, że mój Miki będzie się starał mnie pocieszyć, ponieważ jest kochany i zdecydowanie nie zasługuję na tak uroczą istotkę, ale bardziej to, że była ona ciepła. W końcu zazwyczaj jego dłonie jak i całe ciało jest chłodne, chyba że wcześniej troszkę go podręczyłem i rozpaliłem, ale teraz niczego takiego przecież nie robiłem. Ale w sumie, herbata była gorąca. I to było na pewno od niej. 
- Nie musisz się martwić, dwa razy już sobie poradziliśmy, więc za trzecim też nam się uda – pocieszył mnie, gładząc mój policzek. 
- A co, jeżeli ten trzeci raz będzie tym ostatnim? Nie chcę cię stracić, nie mogę cię stracić, nie przeżyję tego – powiedziałem, patrząc wszędzie, tylko nie na niego. 
- Nie stracisz – obiecał, w co tak bardzo chciałem mu uwierzyć. Jakby na potwierdzenie swoich słów ucałował delikatnie moje usta. – Wszystko będzie dobrze. 
- A od kiedy ty jesteś taki optymistycznie nastawiony do wszystkiego, co? – zapytałem delikatnie rozbawiony przypominając sobie, że kiedyś było tak troszkę na odwrót. 
- Nie jestem. Po prostu w ciebie wierzę – odpowiedział, zabierając kubek z mojej dłoni. Patrzyłem, jak odkłada oba naczynia na stolik, po czym siada okrakiem na moich kolanach i wtula się w moje ciało. Niewiele myśląc, również go przytuliłem, oplatając ręce wokół jego talii i mocno wbijając palce w  jego skórę. – Kocham cię. 
- Ja ciebie też. I to bardzo – wyszeptałem, po czym ucałowałem go w szyję. 
Miki odsunął się ode mnie na tyle, bym mógł dostrzec na jego twarzy delikatny uśmiech, po czym podał mi z powrotem moją herbatę. W sumie już jej nie chciałem, teraz chciałem tylko przytulać się do Mikleo. Jak dobrze, że nie zszedł z moich kolan... znaczy, nie, żebym mu na to pozwolił. 
- Więc... Yuki miał rację. Moglibyśmy dać mu rodzeństwo – odezwałem się ostrożnie, delikatnie zmieniając temat. Jakoś znajdę sposób, by pozbyć się tego złego pierwiastka ze mnie, ale aktualnie nie jestem w stanie nic z tym zrobić, a teraz możemy zająć się rozmową na jakieś przyjemniejsze tematy. 
- A co? Chciałbyś? – spytał, a wnioskując po tonie jego głosu wiedziałem, że się droczył. 
- Tak sobie myślę, że miło byłoby mieć takie własne potomstwo, zwłaszcza, że do tej pory nie sądziłem, że jest to możliwe – powiedziałem, zachowując absolutną powagę. – Oczywiście, jeżeli ty także tego chcesz. I nie teraz, tylko w przyszłości, bo teraz to nie jest najlepszy moment – dodałem szybko, zauważając jego przestraszone spojrzenie. Najpierw musiałbym ogarnąć sam siebie, i jeszcze miejsce, w którym moglibyśmy wychowywać takiego bobasa, bo jednak zamek to już byłby lekką przesadą. Ale gdybyśmy mieli taką córeczkę... na pewno odziedziczyłaby urodę po Mikleo, bo tylko on z nas dwóch jest urodziwy. Stop, o czym ja tak właściwie myślę? Na razie powinienem skupić się na teraźniejszych problemach, mam ich w końcu bardzo dużo. No i nie mogę sobie pozwolić na planowanie dziecka, jeżeli moja Owieczka nie będzie tego chciała, w końcu to od niego wszystko zależy. To on będzie musiał zmienić swoje ciało, to on będzie musiał przez dziewięć miesięcy nosić w sobie dziecko i to on będzie musiał rodzić. To nie jest łatwe i zdaję sobie z tego sprawę, na pewno będzie to miało wielki wpływ na jego psychikę, dlatego nie obrażę się, jeżeli powie mi nie. 

<Owieczko? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Słysząc, jak mój narzeczony wrócił do domu, szybko otarłem łzy, wziąłem kilka głębokich oddechów i zszedłem do niego na dół. Ta sytuacja zdecydowanie wpłynęła na mnie zdecydowanie bardziej, niż podejrzewałem, a nie chciałbym, aby Taiki musiał oglądać mnie takiego oglądać. Lekka iluzja na twarz, by ukryć czerwone policzki oraz oczy, i wszystko będzie dobrze. Całkiem przydatna ta sztuczka i jeżeli nie zdradzę się swoją beznadziejną grą aktorską, Taiki niczego nie dostrzeże i wszystko będzie dobrze. Po drodze wziąłem na ręce Łatkę, która wraz z Vivi nie odpuszczały mnie na krok. To było naprawdę urocze z ich strony, ich zachowanie odrobinkę poprawiało mi humor. 
- Wszystko w porządku? Czego chciał król? – od razu zapytałem, kiedy tylko zszedłem na dół. – I co to za kwiaty? – spytałem zdziwiony, kiedy już wszedłem do kuchni, gdzie znajdował się mój narzeczony. W rękach trzymał bardzo duży i przepiękny bukiet czerwonych róż. Skąd on je miał...? Może je dostał od jakichś wielbicieli? W sumie, to wcale bym się nie zdziwił, jak już zauważyłem, był bardzo był popularny. 
- Dla ciebie, oczywiście – odpowiedział z szerokim uśmiechem, podchodząc do mnie i podając mi ten cudowny bukiet. Spojrzałem na niego zaskoczony, nie za bardzo rozumiejąc, o co chodzi. 
- Ale... nie za bardzo rozumiem, z jakiej to okazji – powiedziałem zaskoczony, niepewnie przyjmując ten cudowny prezent. 
- Z żadnej, po prostu chciałem sprawić ci przyjemność. Udało mi się? 
- Tak, zdecydowanie, są piękne – powiedziałem, zaciągając się zapachem kwiatów. – Ale... wiesz, że nie musiałeś. 
- Nie musiałem, tak. Ale chciałem. Cieszę się, że ci się podoba – uśmiechnął się do mnie, po czym ucałował mnie w czubek głowy uważając, by nie zniszczyć kwiatów. 
- Wezmę wazon i zaniosę je do twojego pokoju – odparłem, od razu szukając jakiegoś naczynia, do którego mógłbym włożyć kwiaty. 
- Chyba naszego. W końcu oboje tam śpimy – zauważył, na co pokiwałem głową. Fakt, miał trochę racji, ale nadal tak odrobinkę dziwnie było mi myśleć o tym jak o naszym pokoju. W końcu to on tam mieszkał przez tyle lat, a ja tylko się do niego wprowadziłem. 
Po niecałych pięciu minutach wróciłem do kuchni, mój ukochany bawił się ze zwierzakami. Oczywiście, te zawsze muszą wyżebrać od kogokolwiek troszkę atencji. Uśmiechnąłem się na ten widok, ponieważ był to prześliczny obrazek. Prawie już nawet zapomniałem o tym, jak potraktowała mnie mama. Rozumiem, że nigdy nie mieliśmy dobrych relacji, bo kiedy tylko okazywała mi dobroć, tata od razu to zauważał i strasznie się złościł, ale przecież jak byłem niemowlakiem, chciała mnie ratować. Co się stało, że nagle tak bardzo zmieniła o mnie zdanie? To dlatego, że, zakochałem się w chłopaku? Mam nadzieję, że Natsu nie wyrośnie na taką kobietę, jak ona. Nie mogę na to pozwolić. 
- Nie odpowiedziałeś mi na moje wcześniejsze pytania – odezwałem się, wieszając się na jego ramieniu. 
- Mam się rozejrzeć w miasteczku na wschodzie i upewnić się, czy nikt tam nie spiskuje przeciwko królowi. I mam nadzieję, że pójdziesz ze mną – słysząc jego słowa, zmarszczyłem brwi. 
- Ale czy powinienem? To nie wydaje się bezpieczne. Ani dla mnie, ani dla ciebie – odezwałem się niepewnie, odsuwając się od niego, by móc usiąść na ziemi obok niego. 
- Od razu niebezpieczne. To tylko zwyczajny zwiad, nic wielkiego, a tobie przyda się taki drobny wypad i zmiana otoczenia – dalej próbował mnie przekonać. – Razem będziemy świetną przykrywką. 
- A król nie będzie na ciebie zły za to, że mówisz komuś o swojej super tajnej misji? – dalej dopytywałem, chcąc mieć sto procent pewności, że nie będzie miał żadnych problemów. 
- Króla będą obchodzić rezultaty, więc martwić się nie musisz. 
- Skoro tak, to pójdę z tobą. Muszę pilnować, by nic głupiego ci nie strzeliło do głowy. I by nikt się obok ciebie nie kręcił – bąknąłem, pokazując mu język. Skoro mam możliwość, aby iść z nim, to z niej skorzystam. Nie wiem, ile czasu miałby tam spędzić, a ja nie chciałbym znowu być z dala od niego. Jeszcze nie nadrobiłem tego czasu, który straciliśmy przez moje porwanie. 

<Taiki? c:>

niedziela, 28 listopada 2021

Od Mikleo CD Soreya

Nie do końca byłem za tym, aby rozmawiać z Lailah na temat jego złego ja, sami w końcu sobie świetnie poradzimy z tym drobnym problemem, nie musimy od razu angażować w to panią jeziora.
- Jesteś pewien? - Spytałem, przyglądając się mężowi, aby upewnić się, że na pewno tego chce.
- Jestem pewien, muszę zrobić to przede wszystkim dla ciebie - Gdy to powiedział, ciche westchnięcie wydostało się z moich ust ukazujące moje niezadowolenie.
- Sorey, nie rób tego dla mnie a dla siebie, jeśli tego chcesz, to powiedz o tym pani jeziora tylko dlatego, że ty tego chcesz dobrze? - Na to pytanie mój mąż pokiwał głową i chociaż nie do końca wierzyłem w to, że wziął sobie moje słowa do serca, odpuściłem, drążenie tego tematu wstając z łóżka, aby przygotować się do wyjścia z pokoju, i spotkania z Lailah która musi wytłumaczyć nam przede wszystkim sprawę dziecka, chcę wiedzieć z czystej ciekawości czy to, co mówił Yuki to prawda. Oczywiście, nie żebym od razu chciał miedź, o tym nigdy nie myślałem i nawet jeśli, potrzebowałbym troszeczkę czasu, aby to przetrawić.
Mój mąż naturalnie ociągał się, jak tylko mógł, robiąc wszystko bardzo powoli, nie do końca mając jeszcze siły na wstawanie.
- Idziemy? - Zadałem to pytanie, gdy mąż wyszedł z łazienki ogarnięty i gotowy do wyjścia, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
- Tak, możemy już iść - Odpowiedział, uśmiechając się do mnie ciepło, podchodząc do drzwi, w których przepuścił mnie przodem, to było zabawne, bo nie byłem kobietą, jednakże nie miałem ochoty narzekać, jeśli poczuł się lepiej, przepuszczając mnie w drzwiach, to w porządku miał pełne prawo to zrobić.
Nim jednak zjawiliśmy się u pani jeziora, po drodze spotkaliśmy Alishe, która zaciągnęła nas na śniadania, za co byłem jej wdzięczny, przynajmniej raz to nie ja musiałem zaciągać męża siłą do jadalni, tylko zrobił to ktoś inny. Ktoś, komu nie odmówi tak łatwo, jak mi...
Po dobrym śniadaniu, którym i ja z chęcią się poczęstowałem, trochę zestresowany wszedłem do pokoju Lailah, mając zaraz się dowiedzieć czy to, co powiedział Yuki, jest prawdą czy tylko zmyśloną bajką.
- Sorey, Mikleo jak miło was wiedzieć co was do mnie sprowadza? - Po tym pytaniu już zapragnąłem się wycofać, to jednak był głupi pomysł, aby przejść tu i zapytać Lailah o coś takiego.
- Chcieliśmy poruszyć dwie sprawy - Zaczął, mój mąż, widząc, że ja sam nie bardzo chcę mówić.
- Słucham was, usiądźcie - Pani jeziora zaprosiła nas, byśmy wygodnie się rozsiedli, czekając na tematy, które chcieliśmy z nią poruszyć.
- Przede wszystkim chcielibyśmy się dowiedzieć, co Yuki miał na myśli, mówiąc nam o bezpłciowości aniołów - Wyjaśniłem, zaczynając temat, który najwidoczniej bardzo go zainteresował, to znaczy mnie również to interesowało, tylko wstydziłem się o to zapytać.
- Tak podejrzewałam, że Yuki przyjdzie do was z tą sprawą. Anioły są istotami bezpłciowymi i mogą mieć potomstwo bez względu, na jakiej to płci się urodziły - Wyjaśniłem, od razu dostrzegając nasze zaskoczenie, które było ogromne.
- Wiec to znaczy, że i my możemy mieć dziecko? - Spytałem, wreszcie nie ukrywając zaskoczenia
- Tak, możecie mieć, jeśli tylko będziesz tego chciał, musisz tylko bardzo skupić się na tym, by twoje ciało się zmieniło i sami wiecie co dalej - Zdumiony uważnie wsłuchiwałem się w słowa pani jeziora, kiwając głową, nigdy o tym nie wiedziałem to naprawdę ciekawa informacja i dla mnie i dla Soreya.
Kiwając głową, przyjąłem do informacji to, co zostało mi, a nawet nam powiedziane co uczynił również mój mąż, otwierając usta, by coś powiedzieć, gdy to przerwał mu nasz mały Yuki, który chciał się bawić, bo to mu w końcu obiecaliśmy.
- Porozmawiajcie, a ja pójdę z Yukim a dwór - Nie chcąc, by chłopiec poczuł się przez nas ignorowany, zabrałem go na dwór, podstawiając Soreya z Lailah.
- Śnieg? - Zaskoczony zobaczyłem pełno śniegu, który musiał nasypać w nocy po naszym przybyciu, jak dobrze, że udało nam się tak szybko przybyć do zamku, jak widać, wystarczył jeden dzień, by spadł śnieg, a my mogliśmy w nim wracać. Jak dobrze, że już jesteśmy w zamku, gdzie żadnemu z nas nic nie zagrozi.
- Ulepimy bałwana? - Głos chłopca ściągnął mnie na ziemię, przypominając o dziecku, który czekał, byśmy wspólnie się pobawili.
- Oczywiście chodźmy - Z uśmiechem na ustach ruszyłem z chłopcem do królewskiego ogrodu, gdzie wspólnymi siłami ulepiliśmy bałwana, rzucając się śnieżkami, musząc nacieszyć się przyjściem zimy, która la nas serafinów wody była najlepsza. Zimno i bardzo ładnie czego więcej nam potrzeba?
Rozbawieni i zadowoleni ze wspólnej zabawy nawet nie dostrzegliśmy przybycia Soreya, który poinformował nas o swojej obecności, rzucając w nas śnieżkami, czym zapoczątkował wojnę na śnieżki. Ach jak miło było znów poczuć się jak dziecko, bawiąc i śmiejąc bez opamiętania.
Nasza zabawa trwała z dobrą godzinę nim Yuki zapragnął iść do Emmy, na co oczywiście mu zezwoliliśmy, niech idzie i dobrze się bawi, im więcej będzie miał kolegów i koleżanek tym dla niego lepiej, życie zawsze jest lepsze, gdy ma się kogoś przy sobie.
- I jak się czujesz po rozmowie z Lailah? - Zapytałem, gdy oboje wróciliśmy do sypialni z kupkami gorącej herbaty, aby rozgrzać się po zabawie.

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

To co zrobiła, a raczej co powiedziała matka Karotki, zabolało na pewno moją małą perełkę, jak ona w ogóle mogła zrobić coś takiego, on nie jest jej synem? To chyba jednak on może się cieszyć, że nie ma tak okropnej matki, która tak podle traktuje swoje własne dziecko.
- Nie, zaczekaj chwileczkę. Ja możesz? Jak możesz tak mówić? Co z ciebie za matka? To twój syn, jedyny syn, jakiego masz, może nie tak doskonały, na jakiego liczyłaś podczas porodu, ale to wciąż twoje dziecko, nie wiem, jak możesz być tak podła i nie mieć serca mówiąc i robiąc coś takiego własnemu dziecku. Cały czas myślałem, że to twój mąż był dupkiem, ale ty wcale lepsza od niego nie jesteś. Zapatrzona w siebie kobieta, którą nawet mąż zdradzał, nie mogąc jej znieść - Wycedziłem, mówiłem, że mam dziś fatalny humor sprowokowała mnie i wybuchem a wszystko to dlatego, że nie potrafi być matką. Takim od razu powinno się odbierać dzieci, głupia zapatrzona w siebie szlachta myśląca, że wszystko może. Rany jak ja nienawidzę tych wszystkich ludzi jej pokroju.
- Jak śmiesz? Wynoście się stąd, nie chce was widzieć - Prawie że krzyknęła na nas, a może raczej na mnie w końcu to ja ją zdenerwowałem, a nie mój narzeczony.
- I tak nie planowaliśmy tu zostać ani minuty dłużej, chodź Karotka nic tu po nas, twoja rodzina i tak nie jest cię warta - Chwyciłem dłoń narzeczonego, wychodząc z biura kobiety, której widoku nie mogłem już znieś, jak można być tak podłym człowiekiem, jak ona, jak można zrobić coś takiemu dziecku. To nawet ja nielubiący dzieci w życiu nie zrobiły takiej krzywdy swojemu dziecko. Co mój nadrzeczny jej takiego zrobił, że aż tak go nienawidzi? Głupia nic niewarta kobieta, nie ma się co taką przejmować.
- Wszystko dobrze? - Od razu zainteresowałem się moim narzeczonym, gdy tylko wyszliśmy z jego dawnego rodzinnego domu, martwiąc się o niego, doskonale w końcu wiedząc, jak przeżywa każde spotkanie z matką, a tym bardziej, teraz gdy tak go potraktowała, jak biedaczek musi się czuć, naprawdę mi go szkoda.
- Jest dobrze, trochę mi przykro, ale czego mogłem się po niej spodziewać - Niby starał się być silny, gdy to mówił, co nie do końca mu wychodziło, od razu było widać, że słowa jego matki go zabolały, a on czuje się z tym naprawdę źle.
- Nie przejmuj się, to znaczy wiem, że to boli w końcu to twoja matka. To znaczy. Wiem, że łatwo się mówi, nie martw się, kiedy to naprawdę ciężkie, jednak mimo wszystko pamiętaj, że masz mnie i bez względu na to cokolwiek by się stało, ja nigdy cię nie odtrącę - Obiecałem, delikatnie całując jego dłoń.
Mój narzeczony uśmiechnął się delikatnie na moje słowa, mocno się do mnie przytulając.
- Tak bardzo cię kocham - Wyszeptał, chowając twarz w moich ramionach, zapewne po to bym nie zobaczył jego łez.
- Ja ciebie również - Zapewniłem, całując go w czoło, trwając tak z nim kilka chwil nim nadeszła pora, aby wrócić do domu, w końcu ja sam miałem jeszcze iść do króla, a stanie tutaj nie miało najmniejszego sensu. - Wracamy do domu? - Karocia na to pytanie kiwnął głową, spokojnie ruszając w drogę, powrotną do naszego domu zagłębiając się we własnych myślach, na pewno było mu teraz bardzo źle i z pełnym szacunkiem rozumiałem to, nie mając zamiaru nawet się odzywać, niech na spokojnie to wszystko sobie przetrawi, nim dojdziemy do domu.
Przez całą drogę pilnowałem się, aby nie przerwać mojemu narzeczonemu swoich rozmyśleń, na temat rodziny odzywając się, dopiero gdy na horyzoncie pojawił się dom a ja, cóż musiałem skręcić w zupełnie inną stronę.
- Karotka, muszę cię już zostawić i iść na spotkanie z królem - Przypominałem mu, zapewne wyrywając go z kłębiących się w jego głowie myśli.
- Dobrze, proszę, tylko bądź ostrożny i wracaj jak najszybciej - Poprosił, siląc się na uśmiech, mój biedaczek będzie miał traumę, odrzucony przez własną matkę, tego chyba nikt by się nie spodziewał.
- Oczywiście, wrócę tak szybko, jak to tylko będzie możliwe - Obiecałem, nim pozostawiłem go samego pod naszym domem, znikając mu z pola widzenia, by jak najszybciej spotkać się z królem, który miał dla mnie jak się później okazało misję specjalną, a mianowicie miałem udać się do miasta oddalonego na wschód od nas, by tam jakoby zwykły obywatel poobserwować królestwo i ludzi, którzy zdaniem króla spiskowali przeciwko niemu i chociaż bardzo nie chciałem, musiałem się zgodzić, rozkaz króla jest rzeczą świętą. Mam tylko nadzieję, że Karotka dobrze to przyjmie i może wyruszy ze mną, to dobrze zrobi naszej dwójce praca i przyjemności w jednym, nie ma chyba na co narzekać. Nim jednak wróciłem do domu, kupiłem mojemu skarbowi kwiaty, które miały być małym pocieszeniem po tym dzisiejszym wydarzeniu mam tylko nadzieję, że już czuje się lepiej i nie zacznie zadręczać się tym, co powiedziała mu jego matka, to dla niego niezdrowe.
- Wróciłem - Zawołałem, czując, że w domu nikogo nie ma prócz mojego narzeczonego. Najwidoczniej każdy z domowników miał co robić, dzięki czemu mogliśmy o wszystkim spokojnie porozmawiać, nie angażując do tego osób trzecich.

<Karocia? C:>

sobota, 27 listopada 2021

Od Soreya CD Mikleo

Nie za bardzo rozumiałem, o co chodziło Yuki’emu. Może źle zrozumiał Lailah? Albo ta się z nim jakoś droczyła? Przecież to było zwyczajnie niemożliwe, Miki był chłopakiem – o czym doskonale wiedziałem – i ja także byłem mężczyzną. Jak z tego mogłoby powstać dziecko...? Ale co, jeżeli Pani Jeziora powiedziała małemu prawdę? Miło byłoby mieć własne potomstwo, i to jeszcze z osobą, którą kocham nad życiem... Stop, nie powinienem tak bardzo ekscytować się tą myślą, skoro nawet nie wiem, czy jest ona prawdziwa. 
- Porozmawiamy jutro o tym z Lailah, być może Yuki coś pokręcił – powiedziałem, rozciągając leniwie swoje obolałe mięśnie. Jak dobrze, że już wróciliśmy i będę mógł położyć się w tym wygodnym łóżeczku... 
- Masz rację. To co, przynieść ci coś do jedzenia? – spytał, na co pokręciłem głową. Znaczy, byłem głodny, i to bardzo, przez ostatnie trzy dni jadłem tyle co nic, ale jednocześnie byłem strasznie zmęczony. Nie wiem, co bardziej mi doskwierało, głód czy zmęczenie, i chyba bardziej to drugie. 
- Najpierw się umyję, a później idę spać. Rano coś zjem – odparłem, powoli zaczynając rozpinać swoją koszulę. 
- Więc ja ci coś przyniosę – od razu zaproponował. 
- Coś czuję, że zanim wrócisz, to ja będę dawno spał. Miki, wszystko w porządku, nie martw się o mnie – odpowiedziałem, całując go w czoło i dokładnie, w tym samym momencie rozległo się głośne burczenie. Mój organizm bardzo mnie kocha. 
- Właśnie słyszę. Poczekaj na mnie tutaj, zaraz wrócę – nim zdążyłem zaoponować, Mikleo już wyszedł z pokoju. I co ja z nim mam, czemu on nie potrafi zrozumieć, że nie to znaczy nie? 
Westchnąłem cicho i wszedłem do łazienki. I tak nie miałem nic lepszego do roboty, a porządna kąpiel by mi się bardzo przydała. Poza tym, musiałem także doprowadzić swoją twarz do porządku, ponieważ z tym zarostem wyglądałem okropnie, postarzał mnie o jakieś dziesięć lat. A jak stałem przy Mikim, który był taki młodziutki, słodziutki i kochany, dodawało mi to kolejne kilka lat. I pomyśleć, że z czasem będzie ze mną tylko gorzej. 
Przyznam, bardzo korciło mnie to, by zrobić sobie bardzo długą kąpiel, ale coś czułem, że gdybym tylko sobie na to pozwolił, zasnąłbym w balii. Może jutro, kiedy będę w lepszym stanie. Po szybkiej, odświeżającej kąpieli zdecydowałem się ogolić twarz, by Mikleo już więcej nie musiał cierpieć przy pocałunkach. Rany, to musiało być dla niego naprawdę uciążliwe, kiedy za każdym drażniłem jego delikatną twarz. Faktycznie, może i nie narzekał, ale on rzadko kiedy na cokolwiek narzekał. Możliwe, że nie mówił, ponieważ nie chciał sprawić mi przykrości... to było bardzo w jego stylu. W sumie, w moim troszkę też. I chyba się tego nauczył troszkę ode mnie. To akurat bardzo do niego podobne. 
Wróciłem do pokoju, gdzie Mikleo już był. Naprawdę się pospieszył, byłem pod wrażeniem. Podziękowałem mu delikatnym pocałunkiem, po czym od razy wziąłem się za jedzenie. Jednak byłem bardziej głodny, niż podejrzewałem, dobrze, że Mikleo postawił na swoim. 
- Wreszcie – wymruczałem zadowolony, padając na łóżko. Porządna kąpiel, pełny brzuch i wygodny materac to wszystko, czego potrzebowałem. No dobrze, może nie wszystko, brakowało mi jeszcze jednej bardzo słodziutkiej i kochanej osóbki. Wyciągnąłem rękę w stronę Mikleo chcąc, by położył się obok, bym mógł się w niego wtulić i zasnąć. – No chodź do mnie. 
- Momencik, tylko się przebiorę – odezwał się, ściągając swoje ubrania. 
- Jak dla mnie nie musisz tego robić i możesz położyć się obok nagi – wyszczerzyłem się do niego głupkowato. 
- Chciałbyś – w odpowiedzi pokazał mi język, narzucając na swoje ciało jedną z moich koszul. Oczywiście, w niej też wyglądał przecudnie i nie mam absolutnie na co narzekać, ale zawsze mogło być jeszcze lepiej. 
Miki zgasił światło i już po chwili był obok mnie. Bez zastanowienia zsunąłem gumkę z jego włosów, po czym ucałowałem go w kark i wtuliłem się w jego ciało. Teraz było perfekcyjnie. 
- Kocham cię. I mam nadzieję, że o tym wiesz – wymruczałem mu do ucha, wtulając nos w jego włosy, które tak cudownie pachniały. 
- Nie, nie wiem, dobrze, że mi o tym powiedziałeś. 
Niewątpliwie, humor go dzisiaj trzymał. Parsknąłem cichym śmiechem, ucałowałem go w ucho i zamknąłem oczy. Najwyższa pora, aby zakończyć ten i tak długi dzień. 

***

Myślałem, że następnego dnia pośpię sobie odrobinkę dłużej, ale Yuki oraz Codi troszeczkę pokrzyżowali nasze plany, wskakując ranem do naszego łóżka. Przyznam, to nie było najprzyjemniejsze uczucie, kiedy kilkunastokilogramowy pies wskakuje ci na brzuch... Kto go tak właściwie nauczył wskakiwać na łóżko? Chyba będę musiał o tym porozmawiać z Yukim. 
- Już się wyspaliście? – odezwał się chłopiec, kiedy otworzyliśmy oczy. 
- Zdecydowanie nie. Codi, zejdź – powiedziałem stanowczo, wskazując palcem na podłogę. Pies na szczęście posłuchał i już po chwili znalazł się tam, gdzie powinien znajdować się od samego początku, nieprzerwalnie merdając swoim króciutkim ogonkiem. 
- Ale już wystarczająco długo spaliście – odezwał się niezadowolony chłopiec, pusząc swoje policzki. 
- Yuki, daj nam kilka minut, dobrze? Musimy się rozbudzić, a twój tata jeszcze musi coś zjeść. Nie wszystko naraz – odezwał się Miki, za co byłem mu bardzo wdzięczny. Yuki z niechęcią się zgodził mówiąc, że gdy tylko wróci, mamy być gotowi.
- Yuki ma dopiero wyczucie czasu – wymamrotałem zaspany, kiedy zostaliśmy sami. Która tak właściwie była godzina...? Jak dla mnie, było zdecydowanie za wcześnie. 
- Naprawdę powinniśmy się zbierać, skoro chcemy jeszcze porozmawiać z Lailah – myślałem, że Miki weźmie moją stronę, ale miał trochę racji. 
- Tak, jeszcze jej muszę opowiedzieć jej o tym, co nam się przydarzyło – wyburczałem, leniwie się przeciągając. 
- Czekaj, czemu chcesz jej o tym mówić? 
- By mogła mi jakoś pomóc i sprawić, by to się więcej nie powtórzyło. Nie chcę znowu stwarzać dla ciebie zagrożenia, w końcu omal cię nie zabiłem – wytłumaczyłem, nie rozumiejąc jego zaskoczenia. To chyba było normalne, że będę starał się zrobić wszystko, by to się więcej nie powtórzyło. Byłem w stanie posunąć się do wszystkiego, by już więcej nie postawić go w niebezpieczeństwie. 

<Aniołku? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Niepokoiło mnie troszkę jego marny humor. Nie powinien być przypadkiem nieco bardziej żywszy? W końcu nie poszliśmy spać tak późno, i pora nie była wcale taka wczesna...  Kiedy Taiki usiadł przy stole, bez chwili wahania podszedłem do niego, usiadłem na jego kolanach i pocałowałem go w linię żuchwy. To było naprawdę kochane z jego strony, ale nie powinien się dla mnie tak poświęcać. Jakoś dałbym sobie radę, w końcu idę do miejsca doskonale mi znanego, nic złego nie powinno się stać. 
- Jeżeli źle się czujesz, powinieneś zostać. Nie chcę, by ten dzień był dla ciebie jeszcze gorszy – powiedziałem, uśmiechając się do niego łagodnie i gładząc go po policzku. 
- Będzie gorszy, jeżeli puszczę cię tam samego – odparł, na co westchnąłem cicho. Chyba to było już przesądzone i Taiki idzie ze mną, oby tylko mama nie powiedziała niczego głupiego, by Taiki przypadkowo nie wybuchł. W końcu nie idziemy tam, by się kłócić, a by kulturalnie porozmawiać. 
- Niech ci będzie – odpowiedziałem, całując go w czubek nosa. – Więc co mój najukochańszy narzeczony chce zjeść na śniadanie? 
- Cokolwiek tylko zrobi moja Karocia – wyszczerzył się do mnie głupkowato, na co tylko prychnąłem cicho. Skąd się u mnie wzięła ta łatka „Karotki”, nadal nie potrafię zrozumieć. To, że miałem rude włosy nie oznaczało, że przypominałem marchewkę. 
Zszedłem z jego kolan i zabrałem się za przygotowywanie śniadania. Skoro Taiki ma zły dzień to lepiej, aby sobie leżał i odpoczywał, a ja się wszystkim zajmę. Śniadanie i tak nie jest niczym wymagającym. Szczerze, to przyrządziłem te naleśniki z wielką chęcią, miło było zobaczyć uśmiech na twarzy mojego ukochanego. Tyle dla mnie zrobił, więc i ja powinienem zrobić coś dla niego. Zapach smażonych naleśników przyciągnął także innych domowników, dlatego musiałem ich przygotować nieco więcej niż początkowo zakładałem, ale mi to absolutnie nie przeszkadzało. Zajęło mi to jedynie więcej czasu, niż początkowo zakładałem, ale czy mi się bardzo spieszyło, by iść do mojego rodzinnego domu? Ani trochę. Szczerze, to się troszkę stresowałem, ale to chyba nie tylko ja. 
- Zostaw, ja to pozmywam – odezwałem się, kiedy Taiki wstał od stołu i zaczął zbierać brudne naczynia. 
- Skoro przygotowywałeś śniadanie, to ja posprzątam – odpowiedział, twardo trzymając się swojego zdania. 
- Ja posprzątam, a wy po prostu zajmijcie się sobą. Powinniście korzystać z wolnego czasu, póki Taiki jeszcze nie wrócił do pracy – powiedziała nagle pani Kato, zakańczając nasz mały konflikt. Znaczy, ja bym jeszcze troszeczkę się pokłócił i spróbował ją przekonać do tego, że jednak to na moje barki powinien spaść ten obowiązek, ale mój narzeczony najpewniej wyczuwając, że chcę się odezwać, przemówił pierwszy:
- Ciocia ma racje, a my i tak powinniśmy się zbierać. Przypominam, że później jeszcze gdzieś zajrzeć. 
Fakt, wizyta u króla. Trochę o tym zapomniałem... na pewno musiał tam iść? Miałem wobec tego złe przeczucie, ale Taiki chyba nie za wiele sobie z tego robił. Pokiwałem głową, zgadzając się z jego słowami – naprawdę powinniśmy się zbierać. Wypadałoby się ubrać w jakieś lepsze ubrania, uczesać się i ogólnie się ogarnąć. W końcu, mama mimo wszystko zwracała uwagę na wygląd, więc może kiedy będziemy wyglądać jakoś tak lepiej, to będzie bardziej przychylnie do nas nastawiona...? Sam już nie wiem, ale na pewno nie zaszkodzi spróbować. 
Ogarnianie się zajęło mi nieco więcej czasu, niż początkowo zakładałem, a to wszystko przez moje włosy. Byłem już w pełni ubrany, i to perfekcyjnie; Taiki pomógł mi dobrać rzeczy tak, by wszystko do siebie pasowało, a ja dopilnowałem, by nie były nawet w najmniejszym stopniu pomięte. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie te włosy, które nie chciały ze mną współpracować i przez to doprowadzały mnie do szewskiej pasji. 
- Zostaw już te włosy, i tak wyglądasz przeuroczo – odezwał się rozbawiony Taiki, obserwując jak się męczę. 
- Nie chcę wyglądać przeuroczo, tylko poważnie i dorośle – burknąłem, niezadowolony pusząc policzki. 
- To do tego będziesz musiał jeszcze troszkę dorosnąć – dodał, podchodząc do mnie i całując mnie w czubek głowy. – Wyglądasz cudownie, naprawdę, nie musisz się niczym przejmować. Poza tym, idziemy tylko do twojej mamy, więc to ja powinienem się bardziej przejmować od ciebie. 
- Ty się nie masz czym przejmować, ponieważ zawsze wyglądasz dobrze – wyjaśniłem, cicho wzdychając. 
- Ty także, tylko powinieneś nieco bardziej uwierzyć w siebie – odpowiedział, poprawiając moje kosmyki. Jak on to robił, że wystarcza mu tylko chwila i już wszystko jest dobrze. Też chcę mieć taki dar. – Idziemy?
- Chyba nie mamy wyjścia – powiedziałem, uśmiechając się smutno do jego odbicia w lustrze. 
Droga, która zazwyczaj nie trwała długo, tym razem dłużyła mi się niemiłosiernie. Taiki starał się jakoś wkręcić mnie w rozmowę, bym nie myślał za dużo o tym, co mnie czeka, ale nie za bardzo mu się to udawało. Znaczy, udawało mu się, był świetny, tylko to ja nie dawałem za bardzo sobie pomóc. 
- Mama chyba ma jakichś gości – odezwałem się cicho, kiedy znaleźliśmy się wystarczająco blisko. Wyraźnie wyczuwałem czyjś obcy zapach. Co więcej nie wydawało mi się, aby Natsu i ciocia byli w środku. 
- Będzie dobrze, jestem przy tobie – pocieszył mnie, splatając nasze palce w geście pocieszenia. 
- Wiem, i dziękuję ci za to – powiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie i podchodząc do drzwi, by zaraz w nie zapukać. Nie byłem pewien, czy mogłem już sobie tak po prostu wejść do domu po tym, jak się z niego wyprowadziłem. 
Przez dłuższą chwilę nic się nie działo i pomyślałem, że może nikt nie usłyszał pukania. Chciałem nawet już po prostu wejść do domu, by już nie stać na dworze jak kołek, ale dokładnie w tym samym momencie drzwi otworzyły. Skoro cioci nie było, spodziewałem się ujrzeć w nich mamę, ale zamiast niej stała kompletnie nieznana mi dziewczyna. Na oko była niewiele starsza ode mnie, odrobinkę niższa i tak samo zaskoczona moją obecnością, jak ja jej. Kim ona jest i co tu robi? Nie może być gościem, ponieważ jest ubrana zbyt skromnie. Bardziej powiedziałbym, że jest ona służącą, ale... w sumie, mama mogłaby kogoś zatrudnić do pomocy. Kiedy byłem jedynie z ciocią, ledwo udawało nam się utrzymać całą rezydencję w czystości. Pewnie miała bardzo dużo pracy, kiedy mnie nie było, i do tego jeszcze dochodziła opieka nad Natsu... jak tak teraz sobie o tym pomyślę, to było bardzo samolubne z mojej strony, że zostawiłem to wszystko na jej barkach. 
- Tak? – spytała niepewnie, patrząc to na mnie, to na mojego ukochanego. 
- Dzień dobry. Przyszliśmy do pani Hinata – powiedziałem równie niepewnym tonem, czując się nie do końca dobrze. 
- Czy panowie byli umówieni? – spytała, na co pokręciłem głową. Naprawdę będę musiał się umawiać, aby spotkać się z własną mamą...? Ale chyba lepiej, abym nie tłumaczył, kim jestem, bo oficjalnie pani Hinata ma jedynie córkę. – Poinformuję ją o państwa przybyciu. Proszę poczekać tutaj – dodała, po czym zamknęła nam drzwi przed nosem. 
Spojrzałem na Taiki’ego zaskoczony i z tego, co widziałem, on także był w szoku. Najwidoczniej wiele się zmieniło, odkąd stąd się wyprowadziłem. Czy na lepsze, czy na gorsze, jeszcze nie jestem w stanie stwierdzić. 
Dziewczyna wróciła po niecałych pięciu minutach i powiedziała, że mogę wejść tylko ja. To mi się nie spodobało, i coś czułem, że nie tylko mnie. Uśmiechnąłem się do dziewczyny, powiedziałem, że to jest bardzo pilna sprawa i że nie zajmie nam to dużo czasu, po czym chwyciłem Taiki’ego za nadgarstek i bezceremonialnie wszedłem do domu. To nie było najgrzeczniejsze, owszem, ale przecież nie zostawiłbym mojego ukochanego na zewnątrz, ani nie będę się prosił, by wejść do domu, w którym się wychowywałem. Od razu zauważyłem, jak bardzo zmienił się w środku. Było jakoś tak bardziej... radośniej, i żywiej. 
Pociągnąłem Taiki’ego w stronę gabinetu mamy, ignorując wszystko inne wokół, w końcu mamy tylko jedną rzecz do załatwienia. Przed wejściem grzecznie zapukałem, a kiedy usłyszałem ciche „proszę”, weszliśmy do środka. Od razu zauważyłem ten błysk niezadowolenia w oku mamy, kiedy zauważyła mojego narzeczonego. Dlaczego ona go tak nie lubi? Przecież on jej nic nie zrobił, nie ma zatem żadnego powodu, by go traktować z niechęcią. 
- Długo nas nie odwiedzałeś – odezwała się na powitanie, odkładając na bok jakieś papiery. Przyznam, i ona wyglądała nieco lepiej. Najwidoczniej śmierć taty dobrze jej służyła. Albo to może moja nieobecność tak dobrze na nią działała...?
- To nie zależało ode mnie. Miałem pewne problemy, zdrowotne i takie tam – powiedziałem wymijająco, nie chcąc jej mówić o moim porwaniu. Było, minęło, a jeśli wierząc słowom mojego narzeczonego, sprawcy tego zdarzenia nie żyją, więc nie ma po co roztrząsać. – Gdzie jest Natsu? 
- Kiyoko wzięła ją do miasta. Strasznie brakuje jej towarzystwa – słysząc jej słowa, poczułem się jeszcze gorzej. Będę musiał znacznie częściej ją odwiedzać od tej pory. – Tylko po to tutaj przyszliście? 
- Niekoniecznie, ja... chciałem, chcieliśmy ci coś powiedzieć. Coś ważnego – powiedziałem niepewnie, nerwowo zagryzając wargę. – Bo ja i Taiki jesteśmy razem. 
- Razem mieszkacie? Tego już się dawno domyśliłam. 
- Nie, znaczy, tak, ale nie o to mi chodziło. Chodziło mi o to, że on kocha mnie, a ja kocham jego. I to już trwa od dłuższego czasu – powiedziałem na jednym wdechu, może tak odrobinkę zestresowany. 
Przez dłuższy czas mama patrzyła na mnie lekko zdezorientowana, marszcząc brwi. Przez dłuższy czas nic nie mówiła, jakby przetwarzała w głowie tę informację. Czy to naprawdę było tak szokujące...? 
- Jeżeli tak, to jednak dobrze, że nie jesteś moim synem – spodziewałem się wszystkiego, ale nie takiej reakcji. Teoretycznie, to nie powinno mnie to zaboleć, bo w końcu za blisko nie byliśmy, ale jednak i tak poczułem się źle. – Znaczy, nie o to mi chodziło... 
- Nie, ja wszystko rozumiem. I skoro tak przedstawiasz tę sytuację, to chyba lepiej, abyśmy już sobie poszli – odpowiedziałem cicho, starając się nie pokazywać, jak bardzo mnie to zabolało. Tyle dobrego, że na naszym ślubie będzie o trzech gości mniej...

<Taiki? c:>

czwartek, 25 listopada 2021

Od Mikleo CD Soreya

Niezadowolony i do tego zmęczony nakryłem swoje ciało kocem, potrzebując kilku chwil, aby dojść do siebie. Po odejściu pełni moje ciało zawsze szalało i nagle przeszkadzało mu wszystko, jak zawsze lubiłem zimno, tak dziś strasznie mi ono przeszkadzało, naprawdę z każdą pełnią robi się coraz to dziwniej.
- Pomogę ci - Odparłem, wpierw zakładając swoje ubrania, by ogrzać skórę, której nie odpowiadała temperatura, którą zawsze tak uwielbiała. Rany chyba się starzeje.
- Nie musisz, jesteś zmęczony i jest ci zimno - Mój ukochany człowiek jak zawsze martwił się bardziej o mnie, niż o siebie to było naprawdę słodkie, a jednocześnie niepotrzebne, jestem dużym chłopcem i dam sobie radę nic mi nie będzie, naprawdę powinien martwić się o siebie a nie o mnie.
- Nic mi nie jest, fakt przez pełnię jestem zmęczony, a moje ciało straciło trochę z tego powodu na odporności, ale to nie oznacza, że to Ty cały dzień będziesz coś robił, a ja leżał i patrzył - Oczywiście że nie mogłem się zgodzić, to było niemożliwe, bym się zgodził, miałem takie się obowiązki, jak i on. I żadne zmęczenie tego nie zmieni.
- Nie będziesz mógł leżeć cały dzień, musimy ruszać w drogę - Poprawił mnie, powoli zaczynając przygotowywać wszystko do naszej dalszej podróży.
Westchnąłem cicho, kiwając głową, nie miałem siły na podróż ani na wstawanie z koca a mimo to musiałem się przemoc i coś z tym zrobić, aby nazbierać siły, by nie być dodatkowym ciężarem dla męża.
Mimo problemów ze wstaniem w końcu udało mi się to zrobić, powoli pomagając mężowi, w czym tylko się dało, nim ponownie ruszyliśmy w drogę.

 Podróż trwała kilka następnych dni nim udało nam się wreszcie dostać do zamku mimo trudności, które sprawiła nam nadchodząca dużymi krokami jesień, ciągły deszcz utrudniał nam podróż, dlatego też wróciliśmy później niż planowaliśmy, z powodu czego mojemu biednemu mężowi zabrakło pożywienia. Miałem tylko nadzieję, że pożywi się do syta w zamku, nim oboje pójdziemy spać zmęczeni podróżą.
- Nareszcie - Usłyszałem zmęczony głos Soreya, gdy wreszcie znaleźliśmy się na placu królewskim. - Padam z nóg - Dodał po chwili, schodząc z konia, który zapewne tak jak i my miał wszystkiego serdecznie dosyć. Nic w tym też dziwnego i on w ten podróży nieźle musiał się z naszą dwójkę namęczy.
- Zaraz coś zjesz i będziesz mógł odpocząć - Zapewniłem, zaskakując z konia z łagodnym uśmiechem na ustach.
Sorey w odpowiedzi kiwnął jedynie głową, nie mówiąc nic z powodu stajennego, który pojawił się przy nas, zamieniając kilka słów z mężem, nim zabrał wierzchowca do stajni.
- Mamo, Tato - Nim się obejrzeliśmy, za wielkich drzwi zamkowych wyskoczył Yuki, podbiegając do nas, jak na tek późną godzinę chłopiec wciąż był bardzo żywy, a jednocześnie tak jakby troszeczkę na nas obrażony a może tylko mi się tak wydaje.
Przytulił się do nas mocno, by po kilku chwilach, odsuwając się od nas, napuszyć policzki mówiąc. - Dlaczego mnie oszukaliście?- Gdy zadał to pytanie, oboje z mężem spojrzeliśmy na siebie, niczego nie rozumiejąc.
- Kiedy i w jakiej sprawie? - Pierwszy odezwał się Sorey, kładąc dłonie na głowie chłopca, chcąc zrozumieć, co siedzi mu na sercu i dlaczego uważa, że został przez nas oszukany.
- Mówiliście, że no możecie mieć dzieci, bo takie małżeństwa nie mogą mieć dzieci - Nie do końca rozumiałem naszego syna, w jakiej sprawie został przez nas oszukany? Przecież nie możemy mieć biologicznych dzieci i to był fakt nie kłamstwo.
- Yuki nie możemy mieć dzieci, dlatego nie rozumiem, w jakiej sprawie dostałeś oszukany - Wyznałem, bardzo chcąc zrozumieć, o co mu chodzi i dlatego posądza nad o kłamstwo.
- To nie prawda ciocia Lailah powiedziała, że możecie mieć dzieci, ponieważ anioły są bez płciowe cokolwiek to znaczy - Nie spodziewałem się usłyszeć takich słów mój mąż chyba też nie bo wyglądał, jakby ducha zobaczył.
- Yuki, porozmawiajmy o tym jutro dobrze? Dziś z tatą oboje jesteśmy bardzo zmęczeni - Chłopiec nie był zadowolony, chociaż mimo to odszedłem, grzecznie dając nam spokój. Pozwalając tym samym w lekkim oszołomieniu wrócić do pokoju.
- Wiedziałeś o tym? - Pierwszy odezwał się Sorey, siadając obok mnie na łóżku, przyglądając mi się z uwagą w oczach.
- Nie, naprawdę nie miałem pojęcia - Wyznałem, również patrząc na męża tym zaskoczonym spojrzeniem, które wyrażało więcej niż tysiące słów, będąc ciekawym czy to naprawdę możliwe, że gdybym chciał, mógłbym stać się kobietą, chyba będę musiał porozmawiać jutro z panią jeziora, by zrozumieć zarzuty naszego syna...

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

 Byłem szczęściarzem, mając tak fantastycznego narzeczonego, jakim była moja Karocia, nie potrzebowałem już nic do szczęścia naprawdę nic, całe moje życie było pasmem niepowodzeń do chwili, w której nie pojawił się on, zmieniając wszystko, co dotychczas myślałem, lub robiłem, stałem się innym człowiekiem, powiedziałbym nawet lepszym człowiekiem a wszystko to właśnie dzięki niemu, jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało.
- Bardzo się cieszę, bo bez ciebie i tak nigdzie bym nie poszedł - Wyznałem, chwytając jego chłodną dłoń, którą od razu ucałowałem. Nie mogę już żyć bez niego, nie mógłbym więc nigdzie odejść bez niego, jest częścią mojego życia, której nie chce zmieniać ani z której nie chcę rezygnować już nigdy.
Mój narzeczony w odpowiedzi również się do mnie uśmiechnął, przytulając do mnie mocniej, aby najwidoczniej ogrzać swoje ciało, które pewnie już trochę zmarzło, a wywnioskować mogłem to z jego zimnych dłoni, rany jesteśmy tu tylko chwilę, a mój skarb już umiera z zimna, temu to dopiero zimno przeszkadza.
- Wracamy? Chyba jest ci już zimno - Nie musząc długo czekać, dostałem odpowiedz narzeczonego, która była sygnalizowana kiwnięciem głową, to w zupełności wystarczyło, abym wstał, zaciągając mojego skarba z powrotem do domu. - To, co gorąca kąpiel? - Zaproponowałem, od razu zauważając nieśmiały uśmiech mojego liska. To zabawne, że mimo tego ile już jesteśmy razem, ten ciągle z jakiegoś powodu się mnie wstydzi, a może nie mnie tylko tego, co robimy razem. Nie rozumiem tego, jednakże w zupełności akceptuję, taki już jest i nic na to nie poradzę i tak nie chcąc tego w nim zmieniać, jest wyjątkowy taki jaki jest i nie chcę, by stał się kimś innym.
Nie dodając ani słowa zaciągnąłem mojego partnera do łazienki, gdzie wspólnie przygotowaliśmy ciepłą kąpiel, by wspólnie również jej zażyć mogąc nacieszyć się prywatnością bez zwierzaków, które znajdowały się w moim, a raczej już chyba naszym pokoju.
Do wspomnianego wcześniej miejsca wróciliśmy po niecałej godzinie rozgrzani, umyci i zadowoleni mogliśmy położyć się do łóżka, by odpocząć, przygotowując się psychicznie do następnego, podejrzewam ciężkiego dnia ze względu na jego rodzinę. Mam tylko nadzieje, że nie będzie aż tak źle, nie chce się niepotrzebnie denerwować, gdy nie ma to najmniejszego sensu tym bardziej z powodu takich ludzi, którzy nie są tego warci. Przyjdziemy tam jutro, powiemy co powiedzieć musimy i wyjdziemy, cała reszta nie będzie miała dla nas znaczenia..

Następny dzień nadszedł szybciej, niż przypuszczałem i, mimo że przespałem całą noc i tak byłem jakiś niewyspany i strasznie zmęczony mam tylko nadzieję, że dziś za bardzo się nie zdenerwuję, bo z powodu zmęczenia potrafię być bardzo nerwowy, a takiego na pewno nie chcą mnie znać.
Z trochę gorszym humorem zacząłem nowy dzień, zupełnie nie mając ochoty na żadne spotkania z rodziną mojego narzeczonego, niestety nie mogłem, a nawet nie chciałem zostawić mojej Karotki z tym wszystkim samego, pójdę z nim nawet mimo braku chęci.
- Taiki coś się stało? - Mój narzeczony widząc moją skwaszoną minę, od razu chciał zrozumieć, co się wydarzyło i dlaczego.
- Nie, nic się nie stało mam gorszy dzień - Wyznałem, zalewając kawę gorącą wodą, mając nadzieje, że chociaż ona pomoże mi poprawić trochę sobie humor.
- Oj, skoro tak to może sam pójdę dziś na spotkanie z mamą - Gdy wypowiedział te słowa, od razu energicznie pokiwałem przecząco głową, nie ma mowy, aby poszedł sam, nie chcę znów przeżywać jego zniknięcia, nie poradzę sobie z tym już drugi raz.
- Nie, nie ma nawet o tym mowy. Naprawdę nie puszczę cię samego. Pójdziemy tam razem, a ja obiecuję, że będę się zachowywał, nie zrobię niczego głupiego ani niestosownego przysięgam - Nie mogłem pozwolić, aby sam tam poszedł, muszę go pilnować i chronić ten świat jest zły, a on jest taki słabiutki i bidny nie chcę, aby zrobił sobie krzywdę lub nie daj panie ktoś mu. Dopilnuje, aby wszystko było tak, jak być powinno, już moja w tym głowa, by nic głupiego nie zrobić.

<Karotko? C:>

poniedziałek, 22 listopada 2021

Od Soreya CD Mikleo

Uśmiechnąłem się na słowa Mikleo, które bardzo, ale to bardzo mi się spodobały. Faktycznie, byłem odrobinkę zmęczony przez późne pójście spać i wczesną pobudkę, ale dla niego zawsze znajdę trochę siły. A może raczej zwłaszcza dla niego, w końcu wiedziałem, jak bardzo mnie w tej chwili potrzebuje. Ostatnio strasznie go zaniedbałem, więc teraz musiałem to odpracować. 
- Dla ciebie zawsze mam siłę – odpowiedziałem, kładąc dłonie na dole jego pleców i unosząc kąciki ust w zadziornym uśmiechu. 
Mikleo odwzajemnił mój uśmiech, po czym popchnął mnie na koc. Oczywiście poddałem się mu bez walki, strasznie podekscytowany tym, do czego zaraz dojdzie. Kiedy mój Miki zawisł nade mną, bez wahania wsunąłem dłonie pod jego koszulę, by móc podrażnić go odrobinkę. Od razu poczułem, jak jego ciało zaczyna przyjemnie drżeć. To było niesamowite, jak niewiele potrzebował, by ten całkowicie mi się oddał. Mimo, iż choć bardzo mnie korciło, by się troszkę się z nim podroczyć, ale finalnie pozwoliłem, by pokazał mi, jak ładnie czaruje. A kiedy już się wykazał, przyszła pora na mnie. Zmęczenie nadal się mnie trzymało, i było jeszcze większe niż przed stosunkiem, ale nie mogłem tak po prostu pozwolić na to, by Miki był jednym, który tak dobrze się mną zajął. Też chcę mu dać coś od siebie. 
Po wszystkim Mikleo położył się na posłaniu obok mnie, nie do końca ubrany. Troszkę martwiłem się, że mi zmarznie czy coś, w końcu robiło się coraz to zimniej, ale nim zdążyłem się odezwać, ten już spał. Może to nawet lepiej, nie wiem, czy miałbym siłę jeszcze dawać mu atencję, sam miałem ochotę pójść spać. W sumie, miałem właśnie zamiar to zrobić, tylko najpierw zdecydowałem się ubrać. Co jak co, ale ja nie jestem aniołem i mi zimno było. Dodałem także jeszcze trochę do ognia; co prawda do rana na pewno ono wygaśnie, ale wtedy będę już spał i tego nie odczuję. W sumie, to jeszcze bym coś zjadł, ale nie mogłem sobie na to pozwolić, wolę już jeść jeden posiłek dziennie niż później nie jeść nic cały dzień. Ponieważ że nie pozostało mi nic innego, jak tylko położyć się obok męża, to dokładnie to zrobiłem, mocno się do niego przytulając i okrywając nas szczelnie kocem. Ciało Mikleo było jeszcze zimne, ale zaraz ogrzeję je tym swoim i będzie dobrze. 

Obudziłem się pierwszy, ku mojemu zaskoczeniu, i zdecydowanie za późno. Teoretycznie powinienem się obudzić wczesnym rankiem, a zamiast tego... cóż, ranek to był, tylko nie wczesny. I jeszcze było tak strasznie zimno... nie chciało mi się wychodzić spod koca, ale musiałem. Wczoraj Miki przygotowywał wszystko, nim ja wstałem, więc teraz pora na mnie. Wziąłem głęboki wdech, po czym odsunąłem się od Mikleo, który po całej nocy przytulania był cieplutki. Nie spodziewałem się żadnej reakcji ze strony Mikleo, w końcu wyglądało na to, że spał mocnym snem, ale wystarczyło, że zabrałem swoje ręce, a ten od razu się przebudził. 
- Jeszcze pięć minut, jest strasznie zimno – wymamrotał, odwracając się w moją stronę z półprzymkniętymi oczami i mocno się do mnie przytulił. 
- Czy ja dobrze słyszę? Czyżby mój najukochańszy Serafin wody, który nienawidzi ciepła, zmarzł? – spytałem z niedowierzaniem i może delikatnym rozbawieniem. Zawsze powtarzał, że jemu nigdy nie jest zimno, a tu proszę, co za odmiana. 
- A tobie niby nie jest zimno? – burknął, pusząc przeuroczo swoje policzki. 
- Jest, jest i to bardzo, ale ja jestem zwykłym, szarym człowieczkiem, a ty wspaniałym aniołem. To jest znacząca różnica. No i też ja jestem ubrany, w przeciwieństwie do ciebie – mówiłem cierpliwie jak do małego dziecka, gładząc go po plecach. – Skoro tak bardzo ci zimno, to poleż jeszcze chwilkę pod kocem, a ja się wszystkim zajmę. Co ty na to? – zaproponowałem, nie widząc w tym żadnego problem. Znaczy, nie za bardzo miałem ochotę, pod kocem było całkiem ciepło, ale trzeba było wstać i się zbierać. Mimo wszystko nie chciałby, aby zastała nas zima. Mikleo może by się to spodobało, ale mi już tak nie koniecznie. 

<Owieczko? c:> 

Od Shōyō CD Taiki

Uniosłem się delikatnie na jego słowa, które były bardzo słodziutkie. Niby cały czas powtarzał i pokazywał mi, jak bardzo mnie kocha, ale i tak, za każdym kolejnym razem cieszyło mnie tak samo. Miałem naprawdę wielkie szczęście, że go spotkałem. I że tamtego pamiętnego wieczoru jednak odważyłem się go pocałować, co prawda po alkoholu, ale jednak się odważyłem. Nie mam także pojęcia, czy dzięki tamtemu wydarzeniu jestem teraz wraz z nim, ale na pewno był to jakiś przełom w naszej relacji. 
Oplotłem ręce wokół jego pasa i mocno się przytuliłem do niego. Na odpowiedź z jego strony nie musiałem długo czekać, ponieważ już po chwili Taiki odwzajemnił ten gest, wsuwając nos w moje włosy. W sumie, to troszeczkę mnie zadziwił tą swoją nagłą propozycją zmienienia otoczenia. Może nie zdziwiłoby mnie to, gdyby powiedział mi to za jakiś czas, a teraz... wróciłem ledwie wczoraj, a już mamy nowego członka rodziny, mniej więcej wiem kiedy odbędzie się nasz ślub, dowiedziałem się, że mój narzeczony zmienił pracę... to dosyć sporo rzeczy jak na dwa dni. A trzeba jeszcze wziąć pod uwagę to, że ten dzień się nie skończył i coś się jeszcze wydarzyć może. 
Skoro jednak Taiki bardzo będzie chciał odbyć podróż i zwiedzić jakieś inne miasto czy też kraj, ja z chęcią udam się z nim. Jedyne, czego chcę, to być przy nim, nieważne, gdzie on jest. Dosłownie poszedłbym za nim nawet na koniec świata i to nawet nie była przesada. Faktycznie, źle znosiłem zmiany i nadal czułem się źle w tym najbliższym mieście, a co dopiero w zupełnie obcym, ale kiedy Taiki będzie przy mnie, wszystko będzie dobrze, jestem tego pewien. 
- To najpierw spełnimy to marzenie, a później całą resztę – powiedziałem, unosząc głowę i uśmiechając się do niego słodziutko. 
- Cała reszta nie jest ważna – odpowiedział, gładząc mnie po włosach. 
- Oczywiście, że jest ważna. Wszystko, czego pragniesz, jest ważne – wyjaśniłem, patrząc na niego uważnie. Jego podejście nie za bardzo mi się podobało, czemu on tak sobie umniejsza? 
- Jesteś słodziutki – odparł jedynie, zmieniając temat, co mnie nie do końca ucieszyło. – Chodź ze mną – dodał, otwierając okno. – Chociaż, załóż jeszcze na siebie coś ciepłego, bo wieczorami jeszcze jest zimno. 
Zgodnie z jego prośbą, założyłem na swoje ciało jedną z jego bluz już podejrzewając, co on chciał zrobić. Taiki pierwszy wyszedł na dach, po czym pomógł mi samemu wejść na górę. Kiedy już siedziałem na dachu, wygodnie i bezpiecznie, wtuliłem się w ciało mojego najukochańszego. Miał rację, jak na wiosnę było jeszcze bardzo zimno, ale też jednocześnie nie było się czemu dziwić, dopiero się ona zaczęła i ta temperatura będzie jeszcze się bardzo zmieniać. 
- Dawno tutaj nie wychodziliśmy – powiedziałem, patrząc w górę. Było już wystarczająco ciemno, że można było dostrzec gwiazdy na niebie. Prześliczny widok, na który ostatnio nie za bardzo zwracałem uwagi.
- Postaramy się to nadrobić – odparł, całując mnie w skroń. 
- Z chęcią, ale może zaczniemy, jak będzie nieco cieplej? – poprosiłem ładnie, delikatnie drżąc. Potrzebuję lata, i ciepła, i słońca... za tym ostatnim chyba tęskniłem najbardziej. Ten niedobór, jakiego nabawiłem się podczas porwania, nadal momentami dawał mi się we znaki. Dlatego takie spacery, czy to do miasta na zakupy, czy po prostu do lasu ze zwierzakami, były dla mnie bardzo wskazane. Gdyby tylko było odrobinkę cieplej... 
- Bez obaw, nie będziemy siedzieć tutaj długo, tylko troszeczkę – odparł, gładząc mnie po plecach. 
- Jak tylko troszeczkę, to możemy – powiedziałem odrobinkę rozbawiony. – A wracając do twojego wcześniejszego pytania i marzenia, to pójdę za tobą wszędzie, gdzie tylko ty będziesz chciał – dodałem chcąc, by miał świadomość mojego stanowiska. 

<Taiki? c:> 

sobota, 20 listopada 2021

Od Mikleo CD Soreya

Spokojniej idąc przed siebie, pogrążałem się w rozmyślaniach dotyczących por roku. Bo na przykład taka jesień jest piękniejsza od lata, ale za to mniej atrakcyjna od wiosny i dlatego nikt nie lubi zimny, kiedy to właśnie zimą jest najlepiej. Śnieg, święta, bałwanek i Mikołaj, zima to najlepszy okres w roku, dlaczego ludzie jej nie doceniają? Nie tylko zresztą jej, bo na przykład taka noc, piękna gwieździstą, a i tak niedoceniana przez ludzi z resztą co ludzie doceniają. Żyją, oddychają, chodzą i widzą a mimo to ciągłe im mało, mają za dużo w życiu i chyba dlatego nie doceniają tego wszystkiego, co ich otacza.
Rozmyślając tak o ludziach, na myśl przyszło mi dziecko, które ma połączyć na nowo ludzi i anioły, to wszystko brzmi tak niedorzecznie, a jednocześnie tak bardzo prawdopodobnie, że sam chcę w to wierzyć mimo tego, że nie do końca przepadam za ludźmi.
Analizując w głowie, co chwilę zmieniające się tematy odwróciłem głowę w stronę męża, zauważając tym samym jego zamyśloną twarz. Ciekawe, nad czym się aż tak zastanawia, powinienem pytać? Sam nie wiem, to może być niegrzeczne, nie muszę od razu wszystkiego wiedzieć, z resztą nawet nie chcę, każde z nas ma prawo mieć własne myśli zamknięte pod kluczem, nawet jeśli mogłyby być dziwnie niepokojące dla tego drugiego.
- Nad czym tak intensywnie myślisz? - Mimo że starałem się rękami i nogami, aby nie naruszyć jego przestrzeni prywatnej, to nie mogłem oprzeć się pokusie by koniec końców i tak to zrobić.
- Nad niczym konkretnym a ty? - Zdawkowa odpowiedź mogłam oznaczać tylko jedno, mój mąż myślał nad czymś dla niego ważnym, ale nie chciał, bym wiedział konkretnie o czym.
- Myślę o śniegu, świętach, nocy i o tym dziecku, które połączyć ma ludzi i anioły - Wyznałem, zwracając uwagę na swoje nogi, które szły przed siebie, krok po kroku w równym odstępie poruszając się z wielką gracją. Ja zawsze tak chodzę? Dlaczego nagle mnie to interesuje, rany mój umysł naprawdę, ale to naprawdę się nudzi..
- Dużo tych myśli w tak krótkim czasie - Dostrzegł, mając rację, a mimo to nie umiałem nic z tym zrobić, to było silniejsze ode mnie.
Znudzony tylko chodzeniem zacząłem rozmawiać z mężem na każdy możliwy temat, byłem czymś zająć umysł, podróże są fajne, jednakże trochę nudne nic się nie dzieje tylko prosta droga i zero niebezpieczeństwa, co prawda z tego długiego się cieszę, co nie zmienia faktu, iż nic się nie dzieje, a to trochę nudne.
Buzia przez całą drogę nie zamykała mi się, a emocje których nie ukrywałem, wypływały ze mnie jak woda, męcząc mojego biednego człowieka, który musiał to wszystko znosić aż do wieczora, kiedy to Sorey postanowił rozbić obóz z zamiarem zostania tu na całą noc, a ja mając wreszcie co robić. Zamilkłem, pomagając mu ze wszystkim w błyskawicznym tempie.
- Gotowe - Zawołałem zadowolony, ciesząc się z możliwości pomagania mojemu mężowi.
Sorey uśmiechnął się do mnie, w odpowiedzi głaszcząc mnie po głowie jak grzecznego pieska, który zrobił coś dobrze, niby nie powinno mnie to cieszyć, bo nie jestem psem, ale kurcze to było takie przyjemne, a ja lubiłem takie i inne pieszczoty.
- Dobry chłopiec - Gdy wypowiedział te dwa słowa, napuszyłem policzki jak małe dziecko niezadowolony z jego słów. Głaskanie jeszcze mi się podoba ale nazywanie mnie chłopcem już nie, nie jestem dzieckiem.
- Nie jestem chłopcem - Mruknąłem, kręcąc nosem z widocznym niezadowoleniem.
- Masz racje, jesteś małym chłopczykiem - Po jego słowach prychnąłem cicho, przewracając oczami.
- No bardzo zabawne - Fuknąłem w jego stronę, dorzucając patyków do ognia, by mój mąż nie zmarzł mi w nocy.
- Prawda? - Uśmiechnął się złośliwie, podchodząc do mnie, aby złączyć nasz usta w długim pocałunku.
- Nie prawda - Uparcie trzymałem swojego, nie będąc dzieckiem to, że dla aniołów jestem młody, niczego nie zmienia, jestem w jego wieku plus minus trochę młodszy, więc jeśli ja jestem dzieckiem to i on nim jest. - Sam jesteś dzieckiem - Dodałem, patrząc w jego oczy, nie mając zamiaru odpuścić, nie jestem dzieckiem i oboje dobrze to wiemy.
- Jestem dorosłym mężczyzną - Zapewnił, nie dając mi się podpuścić, oczywiście ja jestem dzieckiem, kiedy o jest dorosłym mężczyzną. Coś mi się zdecydowanie nie wydaje.
- Chyba w swoich snach..
- W moich snach jesteś ty, czarujący mnie jak nigdy nikt - Uśmiechnął się szeroko, po wypowiedzeniu tych słów co i ja zrobiłem mimo tego, że powinienem być dalej na niego obrażony.
- Cóż, jeśli chcesz i masz odpowiednio dużo siły, mogę po czarować teraz - Wymruczałem, kładąc dłonie na jego ramionach, rzucając mu zalotne spojrzenie mówiące więcej niż tysiące słów.

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

 Nie do końca spodobała mi się towarzystwo lisicy i szczeniaka mając naprawdę ochotę na namiętne chwile z narzeczonym, w tej chwili jednak musieliśmy sobie to odpuścić przynajmniej na tę chwilę może później uda nam się przeżyć wspólnie upojne chwile, gdy zwierzaki zapragnął wyjść z pokoju, o ile w ogóle będą chciały.
- Jakoś musimy to przeżyć - Z udawanym ubolewaniem zaśmiałem się, po chwili rozciągając swoje mięśnie, zerkając na okno, za którym panował już pół mrok, mimo że była już wczesna wiosna, a na dworze wciąż było zimno, no może nie zimno a po prostu chłodno to nawet powiedziałbym dobry moment by może wyruszyć w jakąś podróż, tak by poznać inny świat. Naturalnie nie mówię, by na dobre opuścić nasz dom, po prostu jestem ciekaw, jak jest gdzieś indziej w miejscach, gdzie ludzie nie ścigają wygnańców, a ci mogą spokojnie żyć.
- Widzisz tam coś ciekawego? - Moja ukochana Karocia przerwała moje rozmyślanie, siadając obok na łóżku, kierując swój wzrok również w stronę okna, by dostrzec tam to coś, czemu się tak uważnie przyglądam.
- Nic, po prostu patrzę na pół mrok - Wyznałem, zgodnie z prawdą nie odrywając wzroku od okna. - A tak z innej beczki zastanawiałeś się, kiedyś jak jest w innych miejscach? No wiesz winnych miastach lub nawet krajach - Chciałem poznać jego zdanie, na ten temat z czystej ciekawości z resztą nie mieliśmy nic innego do roboty, jak tylko rozmawiać co oczywiście było równie przyjemne, jak każde inne spędzanie czasu z moim narzeczonym.
- Skąd ci takie myśli do głowy przychodzą? - Karocia był zaskoczony, chyba nie spodziewał się, że wylecę z takim tematem, no cóż, po mnie można się spodziewać niespodziewanego i to dosłownie.
- Sam nie wiem, gdy zniknąłeś na ten długi okres czasu, chciałem na jakiś czas oderwać się od tej codzienności i kłębiących się w głowie myśli pragnąc stąd odejść na jakiś czas, zmienić miasto na kilka tygodni odpocząć od tego miejsca i nawet, teraz gdy wróciłeś, wciąż chciałbym to uczynić, dlatego pytam, co ty o tym myślisz. - Wyjaśniłem, odwracając głowę w stronę Karotki, by spojrzeć w jego oczy.
- Wiele rzeczy chcesz zrobić w jednej chwili, nie wiem, czy praca ci na to pozwoli - Lisek bardzo szybko ugasił moją ekscytację i plany, które układałem sobie w głowie. Miał racje za dużo pomysłów, planujemy przecież ślub, a ponadto nie mogę tak z dnia na dzień zrezygnować z pracy u króla, on sam nie byłby zadowolony z odejścia bez podania konkretnego powodu..
Westchnąłem cicho, niezadowolony z tego bolesnego zderzenia mnie z ziemią nie tego się spodziewałem, ale trudno jakoś to przeżyje, może kiedyś spełnię to drobne marzenie, a na razie sobie je odpuszczę i zapomnę.
- Masz racje, czasem za dużo chcę. Zapominając, że nie wszystko mogę - Przyznałem mu rację niepocieszony, bo i jak miałem być pocieszony, kiedy to jedno z moich marzeń legło w gruzach.
- Nie smuć się, kiedyś spełni swoje najskrytsze marzenie - Moje słoneczko jak zawsze potrafiło mnie pocieszyć jak dobrze, że go przy sobie mam.
Uśmiech od razu wrócił na moją twarz, jak dobrze, że mam przy sobie kogoś ta cudownego jak moja ukochana Karocia z nim wszystko nabiera więcej sensu, a każdy dzień jest piękniejszy.
- Moim najskrytszym marzeniem jest to, byś został moim mężem a cała ta reszta to tylko drobne marzenia, które mogą, ale nie muszą się spełnić - Wyznałem mojemu ukochanemu, to co czuję, chcąc, aby był świadom tego, jak bardzo go kocham i, że jedyne czego naprawdę pragnę to on sam i nic ani nikt nie ma la mnie tak wielkiego znaczenia i sensu jak on sam.

<Lisku najdroższy? C:>

czwartek, 18 listopada 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Nie za bardzo miałem ochoty wstawać, byłem tak strasznie śpiący, a jeszcze kilka godzin temu nawet sobie nie zdawałem z tego sprawy. I że ja chciałem spędzić całą dzisiejszą noc na warcie, nie wiem, jakim cudem dałbym sobie radę, skoro teraz nawet nie potrafię wstać. Mikleo naprawdę mocno starał się mnie obudzić, ale ja tak bardzo nie potrafiłem. A chciałem, i to bardzo, w końcu wiedziałem i miałem tę świadomość, że musiałem wstać. Im dłużej zwlekałem, tym szybciej jedzenie się skończy, a za dużo go nie było. 
- Daj mi momencik, muszę się rozbudzić – wymamrotałem, nie za wiele robiąc sobie z jego prób dobudzenia mnie. 
Od razu tego pożałowałem, ponieważ zaraz po tym poczułem wodę na swojej twarzy. To wystarczyło, bym zerwał się na równe nogi, chciałem nawet wytrzeć tę wodę, ale jej już nie było. Zostało tylko to okropne poczucie chłodu i orzeźwienia, a moje włosy były chyba w jeszcze gorszym stanie niż zazwyczaj... spojrzałem na Mikleo z wrzutem. Ja go nie budziłem, kiedy ten spał. A przynajmniej nie w tak gwałtowny i brutalny sposób. Czy ja zrobiłem mu coś złego, że traktuje mnie w ten sposób...? W sumie, to tak. Krzywdziłem go, poniżałem, szydziłem i lista tych rzeczy na pewno była dłuższa, tylko ja nie za bardzo pamiętałem, co robiłem. To chyba jeszcze gorsze. 
- Nie narzekaj, jedyne, co masz zrobić, to się ogarnąć i zjeść śniadanie, wszystko inne już za ciebie zrobiłem – odpowiedział szybko Mikleo, chyba nie za wiele sobie robiąc z mojego zmęczenia. 
Podrapałem się po nieogolonym policzku, powolutku się rozbudzając, po czym postanowiłem powoli zabrać się za śniadanie. Musiałem usiąść na gołej ziemi, ponieważ Mikleo już zdążył spakować moje posłanie. Na Boga, co go dzisiaj tak energia roznosi? Wczoraj bałem się, że zaraz mi upadnie na ziemię, a teraz boję się, że zaraz całkowicie się spakuje i wyruszy w dalszą podróż, ale jednocześnie zapomni o mnie. I sądząc po tym, jak z jaką szybkością krąży po obozowisku, bardzo blisko mu do tego. W końcu jednak usiadł przede mną i zaczął wpatrywać się we mnie tym intensywnym spojrzeniem. Aż zacząłem czuć się nieswojo, miałem wrażenie, że robię coś złego. 
- Wszystko w porządku? – spytałem, chcąc mieć pewność, czy aby na pewno niczego nie przeoczyłem. 
- Tak, tak, jedz szybciej, powinniśmy już wyruszać – odpowiedział, nie odwracając ode mnie wzroku. – Chyba, że jest niedobre, to wtedy daj mi znać – dodał szybko. 
- Jest bardzo dobre, tylko nie za bardzo rozumiem, skąd u ciebie nagle aż tyle energii – wyjaśniłem, powoli kończąc swoje śniadanie. 
- Jest pełnia – odparł. Cóż, to... bardzo wiele wyjaśnia. Ale że już pełnia? Znowu będę musiał dopilnować, by Mikleo miał jak wyładować tę energię, co będzie dla mnie troszkę ciężkie biorąc pod uwagę to, ile mam na głowie, ale dla mojego męża wszystko. 
Ledwo zjadłem, a Miki już zabrał naczynie z moich rąk, by je umyć. Czy mi zostało cokolwiek do roboty? Już nawet twarzy nie musiałem myć, ponieważ Mikleo wcześniej oblał mnie wodą, więc dosłownie wystarczyło, abym wsiadł na konia. Doceniam, że mój kochany aniołek tak bardzo dba, bym miał jak najmniej do zrobienia, ale chyba także wypadało, bym i ja coś zrobił. Nie może być tak, że on robi wszystko, a ja nic, nawet jeżeli ma więcej energii ode mnie. Cóż, przynajmniej jutro to odrobię. Mikleo po pełni nigdy nie ma energii, więc to, co robił dzisiaj, będę robił ja jutro. No, może poza budzeniem go wodą, bo pewnie jego jako Serafina wody nawet to nie ruszy. 
- Nie wsiadasz? – spytałem zaskoczony, kiedy siedziałem już na wierzchowcu, a Mikleo już ruszył przed siebie. 
- Nie, muszę się trochę poruszać, bo inaczej zwariuję – odpowiedział, nawet nie odwracając się w moją stronę. Nie chcąc zostawać w tyle, pospieszyłem troszkę konia, by znaleźć się tuż za Mikleo. 
Przez długi czas nie rozmawialiśmy i jakoś żadnemu z nas nie paliło się do tego, by zacząć rozmowę. Mikleo myślał nad... pewnie czymś bardzo ważnym, o czym nie miałem pojęcia, nie chciałem mu wchodzić do głowy. Ja z kolei zastanawiałem się, jak delikatnie przekazać Lailah informację o tym, że nadal mogę stanowić zagrożenie, i jakby tu poprosić Arthura o pomoc... chociaż, zanim zrobię to drugie, muszę się upewnić, że w jakikolwiek sposób może mi pomóc. W innym przypadku nie chcę mieć z tym człowiekiem nic wspólnego, wystarczająco dużo uczynił krzywdy mojemu mężowi i tego nigdy mu nie wybaczę. 

<Aniołku? c:>

Od Shōyō CD Taiki

Nie byłem za bardzo zachwycony tym, że Taiki ma jutro udać się do króla. Nie byłem także zachwycony jego nową pracą. Nie, żeby jego poprzednia była lepsza, ale... cóż, sam nie byłem pewien, czy lepiej, aby pracował u króla, czy u państwa Sato. I tak będę się o niego zamartwiał i zastanawiał się, czy nic złego mu się nie przytrafi. A co, jeżeli zamierzają go zamknąć...? Mój Boże, tego bym nie przeżył, dopiero co go odzyskałem, nie mogłem go znowu stracić. 
- To na pewno rozsądne? – spytałem niepewnie, patrząc na niego ze zmartwieniem. 
- Karocia, mówiłem ci, że nic mi nie grozi, nie musisz się o mnie bać – odparł swoją standardową formułkę, w którą nie do końca mu uwierzyłem. Oczywiście, że nic mu nie grozi, może poza tym, że kiedy król się dowie, kim naprawdę Taiki jest, skończy na szubienicy, to faktycznie wielkie mi „nic”. 
- Muszę się martwić, bo ty tego nie robisz – bąknąłem, delikatnie pusząc policzki. Nie lubiłem, kiedy tak lekko podchodził tak lekko do swojego bezpieczeństwa. Jego życie też było przecież bardzo ważne, nie powinien tak bardzo go narażać. 
- Robię, tylko po prostu nie widzę w tej sytuacji zagrożenia – westchnąłem cicho na jego słowa. Czułem się, jakbym mówił do ściany. – Naprawdę będę uważał, nic mi się nie stanie. 
- Jak coś ci się stanie, to... to jeszcze nie wiem co, ale coś ci zrobię – zagroziłem, postanawiając skupić się na drodze oraz na tym, co się na niej znajduje. 
Może byłem odrobinkę zdenerwowany na mojego narzeczonego, ale tylko tak troszeczkę, dla zasady. Kiedy zacznie bardziej cenić swoje życie, nie będę musiał się tak o niego martwić. Taiki chyba sobie nie za wiele z tego zrobił, ponieważ zaraz podszedł do mnie, splótł nasze palce i zaraz uniósł moją dłoń, by pocałować jej wierzch. Czy on myśli, że to wystarczy, aby mój delikatny foch minął? Jeżeli tak, to się nie mylił, ponieważ już poczułem się lepiej. 
- Nic mi się nie stanie – obiecał, chyba już po raz drugi tego dnia, ale ja i tak czułem delikatny niepokój. Chyba to po prostu leży w mojej naturze, by się o niego martwić. 
- Oby. A wracając do twojego poprzedniego pytania, to myślałem, by wyruszyć rano. Znaczy, może nie tak bardzo rano, tylko jak już wstaniemy, ubierzemy się, zjemy... wszystko na spokojnie i bez pośpiechu – powiedziałem, opierając głowę o jego ramię. 
Taiki jedynie pokiwał głową, nie odpowiadając mi. Nie słysząc żadnego sprzeciwu wywnioskowałem, że się zgadza na ten pomysł, za co byłem mu wdzięczny. Ranek był chyba najlepszą porą, jest największe prawdopodobieństwo, że mama nie będzie miała żadnych gości, no i także Taiki zdąży na to swoje całe spotkanie z królem. Dlaczego miał się z nim w ogóle spotkać? I czemu wcześniej mi o tym wcześniej nie powiedział? No dobrze, na to drugie pytanie może miałem odpowiedź, bo niby kiedy miałby to zrobić? Wczoraj nie za bardzo był na to czas, a dzisiaj... no, właśnie mi o tym powiedział. Chociaż, mógł mi powiedzieć nieco wcześniej... dobrze, że w ogóle mi o tym powiedział, a nie zrobił tego tuż przed tym, jak będzie wychodził na to spotkanie... nadal nie potrafię przestać się martwić. To na pewno normalne, że król zaprasza jednego ze swoich strażników na prywatną rozmowę? Mnie się tak nie wydawało, ale skoro Taiki był spokojny, to i ja powinienem być, prawda? Czemu zatem nie potrafiłem?
Reszta spaceru minęła nam bardzo spokojnie. No, może poza tym momentem, w którym to myślałem, że Vivi rzuci się zaraz na Kodę, a to wszystko przez to, że ten zaczął biec w stronę małej Łatki. Oby to maleństwo dorosło bardzo szybko, dzięki czemu Vivi przestanie bronić ją przed wszelakim niebezpieczeństwem, które niebezpieczeństwem wcale nie było. 
- Więc teraz, skoro jesteśmy sami, może porobimy coś przyjemnego? – wymruczał Taiki, kiedy znaleźliśmy się w końcu w jego pokoju. Oczywiście, ten pomysł bardzo mi się spodobał, dlatego z chęcią zarzuciłem ręce na jego kark i pozwoliłem zanieść się na łóżko. Niestety, nim doszło do czegokolwiek, usłyszałem ciche drapanie w drzwi. 
- Długo ta samotność nie potrwała – odpowiedziałem rozbawiony, kiedy otworzyłem drzwi, przez które weszła lisica niosąc w pysku Łatkę. I dokładnie jak wczoraj, położyła się na dywaniku przed łóżkiem. A przecież na dole miały takie przyjemne posłanie, co ta Vivi uparła się na ten pokój? Cóż, póki mamy towarzystwo, intymne spędzenie czasu razem odpada. A miało być tak przyjemnie...

<Taiki? c:> 

wtorek, 16 listopada 2021

Od Mikleo CD Soreya

Czułem się trochę winien, tej całej sytuacji, gdybym nie opóźnił, aż tak naszej podróży mojemu mężowi nie zaczęłoby brakować pożywienia na resztę podróży. Rany musimy jutro z samego rana wyruszyć i iść cały dzień, by nadrobić chociaż trochę ten stracony czasu.
- Od jutra wyruszamy w drogę i to z samego rana - Zadecydowałem, nie chcąc nawet słuchać żadnego, ale, ja czuje się już dobrze i dlatego nie będę opóźniał podróży, o to martwić się nie musi.
- Jesteś pewien, masz siłę, aby znów podróżować? - Na to pytanie uśmiech sam pojawił mi się na ustach, Sorey zawsze się o mnie martwi zdecydowanie niepotrzebnie, jestem na tyle silny, by dać sobie radę ze wszystkim, z czym radę powinienem sobie dać.
- Oczywiście, czuje się już dobrze - Wyznałem, naprawdę czując się dobrze, nie kłamałem, te dni wystarczyły mi, abym nabrał siły do podróży której i tak odkładać już dłużej nie mogliśmy, musimy wracać jak najszybciej do zamku nie tylko z powodu jedzenia, ale i zimy, która powoli już nadchodzi, a my nie chcemy, ale przypadkiem nas dopadła.
- Dobrze, w takim razie chyba nie mamy wyjścia, jutro z samego rana wyruszamy w podróż powrotną do zamku - Zadowolony z jego wypowiedzi poczułem się lepiej, nie chciałem jeszcze bardziej opóźniać podróży, z powodu którego nie było, a który widział mój mąż. Czułem się dobrze i dlatego bez problemu mogliśmy wrócić do podróży bez względu na to, co myśli mój mąż.
Z ulgą kiwnąłem głową, ciesząc się z powrotu do dalszej podróży, tym bardziej że miałem na uwadze męża, który niepotrzebnie miałby głosować, gdybyśmy zostali tu jeszcze kilka dni.
- W takim razie musimy porządnie wypocząć - Uznałem, gdy mój mąż spokojnie jadł przygotowany przeze mnie posiłek.
- Masz racje, dlatego ty odpoczywasz, a ja biorę cało nocną warte - Słysząc jego słowa, prychnąłem cicho pod nosem, nie mając zamiaru się z nim zgadzać, uruchamiając barierę, która miała chronić nas całą noc przed wszelakim niebezpieczeństwem.
- Oczywiście już pokornie się zgadzam - Prychnąłem, w żadnym wypadku nie mając zamiaru się na to zgodzić, bądź co bądź bariera nie bez przyczyny ma nas dziś chronić. Oboje bowiem musimy wypocząć i może kto wie nacieszyć się trochę sobą. Długo czekałem aż wróci mój mąż, chyba zasłużyłem sobie tym samym na nagrodę.
- Miki, powinieneś odpocząć - Zaczął, gdy skończył swój posiłek, podchodząc do mnie, by usiąść po mojej prawej strony, skupiając tym samym całą moją uwagę na sobie.
- Mam lepszy pomysł - Wymruczałem, zadowolony siadając okrakiem na jego nogach, popychając go na koc, mając ochotę na chwilę doznań, na których oboje skorzystamy, odrobinkę się relaksując, a jak wiadomo, relaks teraz bardzo nam się przyda.
- Jesteś pewien? Nie chcę, abyś się, do czego zmuszał - To było troszeczkę dziwne. I to zdecydowanie musiałem przyznać. Czy mój mąż naprawdę myśli, że się do czegoś zmuszam? Jeśli tak muszę zrobić wszystko, aby przestał tak myśleć.
- Nigdy nie zmuszam się do niczego, a już w szczególności do seksu z tobą, wręcz przeciwnie ciągle mi ciebie mało - Zapewniłem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, nie musząc długo czekać na konkrety ze strony męża, który bez większej dyskusji przyjął, moją propozycję dając mi to, o co prosiłem. Muszę przyznać, ten dzień zakończył się bardzo przyjemnie i tak szczerze mówiąc, mógłby się kończyć każdy mój dzień z człowiekiem, którym chcę spędzić resztę swoich dni.
Rano obudziłem się dziwnie rozpalony i pełen energii nawet mimo bardzo wczesnej pory. Czyżby to zasługa naszych wspaniałych nocnych doznań? Prawdopodobnie tak innego wytłumaczenia nie ma... A jednak jest. Pełnia, która wyjaśnia rozpalenie i nadmiar energii. Rany i to akurat dziś? Z dwojga swoją złego lepiej teraz niż gdyby Sorey jeszcze nie był sobą.
Rozciągając swoje mięśnie, wstałem z koca, zabierając się od razu za przygotowania do podróży, pozwalając tym samym troszeczkę dłużej wypocząć mężowi, nim wyruszymy w długą podróż.
- Sorey, czas wstać - Wyszeptałem, bardzo delikatny wybudzając go ze snu, starając się zachować spokój, mimo że mój mózg szalał, chcąc w tej samej chwili skupić się na kilku rzeczach naraz.
- Jeszcze pięć minut - Mruknął pod nosem, nakrywając się kocem.
- Dobrze, w takim razie idę nad wodę - Stwierdziłem, wstając z kolan, ruszając w stronę wody. - Nie, nie idę, a ty wstajesz, ale już - Wróciłem do niego, wybudzając go tym razem ostrzej ze snu. Mamy ruszać w drogę a ja nie dam się tak szybko spławić, przygotowałem mu śniadanie, przygotowałem konia do drogi, koniec spania wstaje, zjada śniadanie i ruszamy w drogę i to jak najszybciej dłużej nie wytrzymam tego czekania, muszę ruszać i to już. - Sorey no - Burknąłem jak to miałem w zwyczaju, gdy coś mi podczas pełni nie pasowało. - Wstawaj no już - Niezadowolony z powodu tego ociągania się mojego męża miałem już wielką ochotę wstać i wyruszyć w drogę sam i tylko zdrowy rozsądek trzymał mnie jeszcze w ryzach, nie pozwalając zrobić niczego głupiego.

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

 Ulżyło mi, nawet bardzo mi ulżyło, gdy mój narzeczony powiedział mi, że chce iść tam ze mną. W końcu nie chciałem puszczać go tam samego, tym bardziej że już trochę poznałem jego dziwaczną rodzinę, której szczerze mogę przyznać, nie lubiłem i to całym swoim sercem. Zdrajcy, przez których nie mam rodziców i lata nie miałem brata, nie dam im teraz zabrać sobie mojej ukochanej Karotki. Dlatego pójdę tam jutro i jeśli chociaż jedno słowo źle powiedzą na moją Karotkę lub moją rodzinę to obiecuję, bardzo tego pożałują. Nie dam nikomu skrzywdzić mojego malutkiego skarba.
A wracając tak właściwie do pytania mojego narzeczonego, mówiłem mu przecież, że mam w planach kupić mu coś ładnego to chyba logiczne, że kupię sukienkę w końcu nic innego nie leży na nim tak idealnie, jak sukienki i moje koszule, ale to już inna sprawa.
- Skarbie ty moje jedyne nie mogłem publicznie zapytać się ciebie czy chcesz taką sukienkę lub w ogóle cię o tym poinformować oboje dobrze wiemy, jak by się to zakończyło. Dlatego kupiłem ją bez informowania o niej ciebie. Wiedząc, że i tak prędzej czy później ją znajdziesz - Wyjaśniłem, uśmiechając się przy tym szeroko, łącząc nasze usta w przyjemnym pocałunku. Uważając, by nie wybudzić ze snu Łatki, niech sobie chwilę odpocznie, nim pójdzie z nami i Kodą na spacer.
- Masz rację, to mogłoby być trochę kompromitujące - Przyznał mi racje raczej, nie chcąc, abym na forum przy wszystkich ludziach, powiedział coś niezręcznego. To dosyć logiczne nawet da takiego głupka jak ja.
- Czasem zdarza mi się pomyśleć - Gdy wypowiedziałem te słowa, oboje zaczęliśmy się śmiać, nie wiem, dlaczego, ale myślenie nie jest ze mną kojarzone, niby źle a może nie. Cóż sam nie wiem. Myślę, gdy muszę nie inaczej proste i logiczne, nie męczę się niepotrzebnie, gdy nie muszę.
- Oczywiście od święta ci się zdarza - Zaśmiał się, całując mnie w usta, uważając tym samym, aby nie zbudzić naszego psiaka. Nie obraziłem się za tą zniewagę, tylko dlatego, że miał trochę racji co i tak nie zmienia tego, że moja duma lekko została ugodzona, tak bardzo leciutko, ale zawsze coś.
- A wracając do suknienki, jeśli już o niej mowa. Może dziś ja dla mnie ubierzesz? - Spytałem, bardzo chcąc go w niej zobaczyć, aż korciło mnie, by zrobić to teraz i pewnie, gdyby nie Łatka kto wie. Jak by się to potoczyło.
- Jeśli zasłużysz, kto wie - Po tych słowach uśmiechnął się do mnie uroczo. No tak ja muszę zasłużyć to niesprawiedliwe, a jednocześnie tak strasznie mnie kręcące. No dobrze poczekam i może zasłużę sobie na jego łaskę.
Kręcąc lekko głową, postanowiłem zamknąć na chwilę oczy, by odpocząć, nim szczeniak się obudzi, a my będziemy musieli wyjść na spacer, na który szczerze już nie miałem ochoty. Nie mogłem jednak pozostawić mojego psa bez spaceru, to byłoby niedopuszczalne z mojej strony.
Nie odpocząłem sobie za długo, gdy to Łatka już po kilku minutach miała dość odpoczynku, zaczynając szaleć, z tego też powodu postanowiliśmy od razu iść na spacer, by szczeniak się trochę wybiegał i spokojnie przespał noc, nie przeszkadzając nam w niczym..
Od razu po wyjściu z domu napotkaliśmy mojego dużego niedźwiedzia, który już stał pod furtką, tylko czekając, aż będzie mógł wyjść, nie interesując się ani Vivi, na którą pewnie był obrażony, ani Łatką, o którą był chyba odrobinkę zazdrosny, a przynajmniej takie miałem wrażenie.
- I pomyśleć, że nawet pies może się obrazić jak małe dziecko - Zauważyłem, rozbawiony otwierając furtkę, dając wyjść psu za plac.
- Odczuwa konkurencję - Mój narzeczony słusznie zauważył, Łatka to teraz nowe oczko w głowie a Koda czuje, że już nie będę poświęcał mu tyle czasu co przedtem i za to się obraża, jak dzieci, a i tak zdecydowani wolę zwierzęta od ludzkich dzieci.
- Masz rację - Kiwnąłem głową, spokojnie idąc w stronę lasu na spacer, zerkając na Łatkę, która szła na smyczy prowadzona przez Karotkę. - A tak wracając do naszego jutrzejszego spotkania z twoją rodziną, jak wcześnie chcemy tam iść?
- Jeszcze nie wie, dlaczego pytasz? - Unosząc głowę, tak by spojrzeć na moją twarz.
- Po południu muszę iść na chwilę do Króla, nie chciałbym się spóźnić - Wyjaśniłem, nie chcąc żadnych niedomówień, nie mówiąc mu po co idę, bo i sam tego nie wiem, mam przyjść i tylko to mnie interesuje.

<Karocia? C:>

sobota, 13 listopada 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Powoli analizowałem jego słowa w głowie, nadal nie za bardzo rozumiejąc, co ma na myśli. Jak to demon powrócił razem z nim...? Jeżeli dobrze rozumiem, po śmierci trafił on do nieba, a tam nie ma przecież demonów. Chyba. Nie wiem, wiem zdecydowanie za mało o sprawach niebiańskich, i choć ciągle się uczę to wygląda na to, że nadal moja wiedza jest za mała. Szczerze, to czułem się głupio. Myślałem, że to ja coś źle zrobiłem, że Mikleo jest na mnie taki cięty. Uwierzyłem, że mój anioł jest w stanie traktować mnie w ten sposób. A przecież mówił mi, że nie nazywa się Mikleo, a... nie pamiętam już jak, ale też jakoś na m. 
- Jak to w ogóle możliwe, że on w tobie jest? – spytałem, patrząc na niego uważnie. Musiałem zrozumieć, jak to działa, by być w stanie mu pomóc. 
- Nie wiem, sam przez długi czas nie byłem świadom, że mam... pasażera na gapę – odpowiedział niepewnie, nerwowo zagryzając wargę. Czyli oboje nie wiedzieliśmy, jak to do końca możliwe, nie wróży nam to dobrze. 
- A on nadal tam jest? – dopytywałem, musząc dowiedzieć się jak najwięcej. 
- Tak, ale spokojnie. Jest uśpiony i już więcej nie pozwolę, aby przejął kontrolę – zapewnił mnie chyba chcąc mnie uspokoić, co mu niezbyt się udało. Ja też obiecałem sobie, że nie ten drugi nie powróci, nawet byłem pewien, że po pokonaniu Heldalfa będę miał spokój, ale bardzo mocno się pomyliłem. Może Lailah będzie wiedziała, co zrobić, bym nigdy więcej nie stracił panowania nad sobą. To zbyt niebezpieczne i dla Mikleo, i dla całej reszty. 
- Można się go jakoś pozbyć? – dopytałem, nie chcąc także, aby miejsce mojego męża zajął demon. 
- Tego też nie wiem – powiedział ze smutkiem, ale to nic takiego. On tego nie wie, ale ja się dowiem i mu pomogę. Nie pozwolę, aby ten mrok go pochłonął, nie, póki ja żyję. I najwyraźniej muszę się spieszyć, bo tego życia nie za wiele mi pozostało. 
- Nie martw się, pomogę ci – odpowiedziałem, całując go w czubek głowy. 
- I ty się dziwisz, dlaczego ciągle ci wybaczam – odparł, uśmiechając się do mnie słodziutko. Przyznam szczerze, nie rozumiałem, co miał na myśli. Nie zrobiłem przecież niczego, by zasłużyć na jego wybaczenie, o czym on znów gada? Widząc mój zdziwiony wyraz twarzy, Mikleo pocałował mnie w policzek. – Przygotuję ci coś do jedzenia – dodał szybko, podnosząc się z moich kolan. 
- Ale ja nie jestem głodny – wymamrotałem, ale to i tak nic nie dało, Mikleo robił swoje i tak. 
Powinno to wyglądać w zupełnie inny sposób, ponieważ że on jest poszkodowany, to ja powinienem usługiwać jemu, a nie on mnie. Może i mi wybaczył, ale ja nie wybaczyłem i za to, co mu zrobiłem, musiałem go na rękach nosić. Nawet jeżeli to byłoby dla mnie trudne z powodu braku kawałka mięśnia. 
Nie chcąc bezczynnie siedzieć zdecydowałem się oporządzić konia. Troszkę go ostatnio zaniedbałem, ponieważ zbyt bardzo skupiałem się na Mikleo. W sumie, to nadal się skupiałem. Pomimo tego, że powoli rozczesywałem króciutką sierść wierzchowca, kątem oka zerkałem na Mikleo; czy aby na pewno dobrze się czuje, czy się nie chwieje i inne tego typu rzeczy. Ostatnim, czego dla niego chciałem, to to, aby nagle zasłabł. Na szczęście ten wieczór nie zapowiadał żadnych niespodzianek. I bardzo dobrze, mi na najbliższe kilka tygodni wystarczy mi jakichkolwiek niespodzianek, jak na razie wystarczy mi, by Mikleo wrócił do zdrowia. 
- Powoli kończą się zapasy – odezwał się Mikleo, podając mi swoje kolejne wspaniałe danie. Ten ostatni posiłek tez był dobry, tylko miałem tak wielką gulę w gardle, że z trudem na początku przełykałem jedzenie, a nie dlatego, że było ono niedobre. 
- Jak to już się kończą? Przecież niedawno je uzupełniałem – odparłem, marszcząc brwi. Fakt, może troszkę ostatnie dni mieszały i nie za bardzo mogłem powiedzieć, kiedy dokładnie byłem na zakupach, ale wiem, że byłem, więc to chyba nie mogło być tak dawno temu. 
- Minęło kilka dni, a to nie niedawno – wyjaśnił, czym lekko mnie zaskoczył. Kilka dni... pewnie gdybyśmy nieustannie podróżowali, już bylibyśmy w zamku. Tylko gdzie mi uciekły te dni...?
- Czyli teraz nie mamy innego wyjścia, jak tylko się streszczać i oszczędzać jedzenie. Znaczy, ja nie mam ciebie to nie dotyczy – powiedziałem, cicho wzdychając. Szczerze wątpiłem, czy w pobliżu jest jakaś wioska, więc to jest jedyne wyjście, jakie mi pozostało. Nie za bardzo mnie to pocieszało, ale... cóż, najważniejsze było to, że Mikleo czuje się lepiej. Tak, to będzie myśl, w najbliższych dniach będzie moją największą podporą. 

<Owieczko? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Gdyby się tak poważniej nad tym zastanowić, to z powodu zaproszenia mojej rodziny wyniknie więcej nieprzyjemnych komplikacji, niż pozytywów. Jak nie same komplikacje... na pewno będzie niezręcznie pomiędzy moją mamą, a panią Kato, Shingo też zachwycony nie będzie, no i jeszcze Natsu może być przerażona, jeżeli zauważy Shingo. Co prawda to porwanie było dawno i nie wiem, w jakim stanie psychicznym jest teraz, ale biorąc pod uwagę to, jak bardzo to przeżywała, nadal może żywić do niego urazę. W zupełności ją rozumiałem, gdybym to ja spotkał jednego ze swoich porywaczy, też byłbym przerażony. Co prawda jej sytuacja była nieco inna, ale nie jest jeszcze na tyle dojrzała, by móc wytłumaczyć jej tę całą sytuację. 
- Jak tak teraz sobie myślę, to chyba nie jest najlepszy pomysł – odpowiedziałem, cicho wzdychając. Więc wyjdzie na to, że na nasz ślub z mojej strony nie będzie nikogo. To trochę smutne, ale co mam poradzić, jak nie znam nikogo. Znaczy, może nie tak, że absolutnie nikogo, ale po prostu nie znam nikogo na tyle dobrze, by odczuwać potrzebę zaproszenia kogokolwiek. 
- Od razu nienajlepszy, może tylko odrobinkę ryzykowny, ale nie jest on jakiś zły – pocieszył mnie Taiki, ale na marne. Te słowa tylko bardziej utwierdziły mnie w przekonaniu, że jest źle. 
- Masz rację, jest tragiczny – odparłem, cicho wzdychając. 
- Nieprawda, chcesz pogodzić się ze swoją mamą, a to jest przecież całkowicie normalne – powiedział, poprawiając kosmyki, które opadły mi na czoło. 
- To może najpierw z nią porozmawiamy, a później zdecydujemy, czy ją zaprosimy – zadecydowałem, uważając to za najbardziej bezpieczną decyzję. Nie chciałem zrobić niczego pochopnego, by przypadkowo nie zniszczyć naszego ślubu. To w końcu miało być niesamowite wydarzenie, więc to jasne, że nikt nie chciałby, aby taka chwila została zniszczona. 
- My? – spytał ze zmarszczonymi brwiami. 
- No... tak. Myślałem, że pójdziesz jutro ze mną. Chyba, że nie chcesz, to wtedy pójdę spać – wyjaśniłem, czując się troszkę głupio. Myślałem, że to jasne, że pójdziemy razem, w końcu to jest sprawa nas obydwóch, ale... no cóż, najwidoczniej źle myślałem. 
- Nie, nie, oczywiście, że chcę – odpowiedział szybko, uśmiechając się do mnie szeroko. Przyznam, odetchnąłem z ulgą, a to z dwóch powodów; nie chciałbym iść sam, bo kiedy ostatni raz gdzieś wyszedłem bez nikogo, kiepsko się to dla mnie skończyło, to po pierwsze, a po drugie nie chciałbym sam na sam rozmawiać z mamą. Kiedy ostatni raz z nią rozmawiałem, nie poszło mi najlepiej, a skoro Taiki jutro tam ze mną będzie, na pewno pójdzie mi lepiej. 
- Dziękuję – powiedziałem, odwzajemniając delikatnie uśmiech. 
- Nie masz za co dziękować, nie puściłbym cię tam samego – odparł, całując mnie w policzek, a zaraz po tym położył się na łóżku obok mnie. W końcu, po jedzeniu wypadało troszkę odpocząć, zwłaszcza, jeżeli było ono bardzo syte. Poza tym, ja i tak nie za bardzo mogłem się ruszyć, Łatka zasnęła mi na rękach i wyglądało to tak strasznie uroczo, że nie miałbym serca jej budzić. Poza tym, skoro zaraz mamy iść na spacer z Kodą to lepiej, aby była wypoczęta, szczeniaki tak samo jak dzieci, potrzebują dużo snu. – Zdecydowanie wolę, kiedy poświęcasz uwagę jej, a nie dziecku. 
- Ale to też jest dziecko. Tylko innego gatunku – odpowiedziałem rozbawiony, nie za bardzo rozumiejąc tej jego niechęci do małego Sachiko. Przecież to dziecko nic mu nie zrobiło, a on go tak strasznie nie lubi. 
- Może, ale ten gatunek lubię – odpowiedziałem, uśmiechając się do mnie głupkowato. 
- Właśnie, mam do ciebie jeszcze jedno małe pytanko. Jak rozpakowywałem zakupy, to wśród nich znalazłem kremową, falbaniastą sukienkę. Nie pamiętam, abyśmy ją kupowali – powiedziałem, patrząc na niego uważnie i może tak odrobinkę się przy tym rumieniąc, co i tak było dużym wyczynem jak na mnie. 

<Taiki? c:>

czwartek, 11 listopada 2021

Od Mikleo CD Soreya

 Spokojnie odpoczywałem w ramionach męża, śniąc snem bardzo spokojnym, nie musząc się niczego bać. To pierwsza taka spokojna noc od chwili, gdy mój mąż stracił nad sobą kontrolę z powodu mojej słabości i grożących słów Mamoru dotyczących odejścia, mających na cały wystraszyć Soreya co skończyło się, na pewno nie tak jakby tego sobie życzył ten głupi demon.
Nie musząc się niczym już przejmować. Śniąc, wtuliłem się w ciało ukochanego człowieka, spokojnie spoczywając.
Ze snu wybudziłem się kilka godzin później, przynajmniej tak mi się wydawało z powodu ciemności panującej dokoła nas, zasypiałem, gdy było jeszcze jasno, długo spałem, zbyt długo, a nie taki był przecież plan. Jestem silnym aniołem, który nie powinien tak długo się regenerować, nie po to zostałem zesłany na ziemię, nie po to.
Karcąc się w myślach za ten stracony czas, spojrzałem na męża, gdy ten położył swoją dłoń na moim policzku, łagodnie się uśmiechając.
- Wyspałeś się? - Pytając, pogładził mnie po policzku, co było bardzo przyjemne. Lubiłem, gdy mnie dotykał, sprawiało mi to naprawdę dużo radości i jeszcze więcej przyjemności.
- Tak, jak nigdy - Przyznałem, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, powoli wstając z nóg męża, dając mu szanse na rozciągnięcie zastygłych mięśni, robią to samo, że swoimi. Sen był przyjemny, jednak skutku złego ułożenia ciała były naprawdę uciążliwie nieprzyjemne.
Po mojej odpowiedzi zapadła przyjemna cisza, której żadne z nas nie chciało przerwać, zagłębiając się we własnych myślach, musząc prawdopodobnie ułożyć sobie ponownie wszystko w głowie.
Sorey chciał, a może raczej nie chciał, a jedynie zasugerował, że lepiej będzie mi bez nie, dając do zrozumienia, bym odszedł, twierdząc, że dam sobie bez niego radę. Niestety mylił się jak zawsze w tych sprawach, nie chciałem nikogo innego, nie wyobrażałem sobie życia bez niego, to mój człowiek, moja miłość pierwsza i ostatnia w moim życiu, nikogo już nigdy nie pokocham tak samo mocno, jak jego i z nikim innym nie ułożę sobie już życia na nowo, już na zawsze bez niego będę sam, w co on chyba nie wierzy lub nie do końca jest tego świadom..
- Sorey, czy moje słowa wiesz te dotyczącą tego, że cię nie opuszczę, dotarły do ciebie? Wierzysz mi, że cię nie opuszczę bez względu na wszystko? - Zadałem to ważne pytanie, chcąc się upewnić czy aby na pewno rozumie i co najważniejsze wierzy w to, co do niego mówię.
- Naprawdę wciąż podtrzymujesz swoje słowa? - Gdy zadał to pytanie, mogłem być już pewien tego, że nie do końca popiera moje zdanie. Dlaczego? A to dlatego, że jako zły on zrobił mi krzywdę i to powoduje u niego złe samopoczucie psychiczne, które będę musiał naprawić, będąc przy nim na dobre i na złe dając mu tyle miłości, ciepła i wsparcia ile tylko będzie mu potrzeba.
- Oczywiście, że tak i zrobię to za każdym razem, gdy tylko zwątpisz w moje uczucia, którymi cię darze. Kocham cię i kochać nie przestanę - Zapewniłem, kucając przed nim, by spojrzeć mu w oczy, z najpiękniejszym uśmiechem, jakim tylko potrafiłem go obdarzyć.
- Nie wątpię, nigdy nie zwątpiłem. Zastanawiam się tylko, jak możesz kochać mnie po tym, co ci uczyniłem - I znów to samo, mój mąż naprawdę bardzo się obwinia za to, co się stało, to nic razem jakoś to przetrwamy i razem pokonamy tę burzę.
- Miłość potrafi wybaczyć wszystko - Po tych słowach złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku, by następnie wtuli się w jego ciało, dam mu czas na oswojenie się z tym, co się wydarzyło, jednocześnie dając mu ciepło i oparcie, którego teraz tak potrzebuje.
- Zastanawia mnie tylko jeszcze jedna rzecz - Słysząc jego rozpoczynające się zdanie, uniosłem brew ku górze, czekając na rozwinięcie się dalszej wypowiedzi.
- Co takiego? - Spytałem, gdy nie kończąc zdania. Zamilkł, wpatrując się w moją twarz.
- Dlaczego nagle stałeś się w stosunku do mnie taki zimny po ataku Heliona? - Tego pytania nie chciałem usłyszeć, wolałbym pominąć ten temat, jednakże wiem, że pewnie ciąży to mojemu mężowi a ja muszę rozwiać jego wszelakie wątpliwości, by było po prostu dobrze, a w tym właśnie może nam pomóc rozmowa.
- To nie ja. Nie wiem jak ci to wyjaśnić. Gdy wróciłem na ziemię, wraz ze mną na ziemie wrócił demon, który jest uwięziony w moim ciele. Tamtego dnia przejął nade mną kontrolę, by nas ratować, po tym wszystkim miał znów oddać mi kontrolę nad moim ciałem, niestety tak się nie stało, a to zapoczątkowało, sam wiesz co... - Tu urwałem, nie chcąc poruszać tego, co stało się potem, zawiniłem i to z mojej winy Sorey stał się zły, dlatego nie rozumiem za co, on się obwinia, gdyby nie jego złe ja Mormo nigdy by nie odpuścił, a ja zostałbym pochłonięty przed demona już na zawsze...

<Pasterzyku? C:>