Nie byłem za bardzo zachwycony tym, że Taiki ma jutro udać się do króla. Nie byłem także zachwycony jego nową pracą. Nie, żeby jego poprzednia była lepsza, ale... cóż, sam nie byłem pewien, czy lepiej, aby pracował u króla, czy u państwa Sato. I tak będę się o niego zamartwiał i zastanawiał się, czy nic złego mu się nie przytrafi. A co, jeżeli zamierzają go zamknąć...? Mój Boże, tego bym nie przeżył, dopiero co go odzyskałem, nie mogłem go znowu stracić.
- To na pewno rozsądne? – spytałem niepewnie, patrząc na niego ze zmartwieniem.
- Karocia, mówiłem ci, że nic mi nie grozi, nie musisz się o mnie bać – odparł swoją standardową formułkę, w którą nie do końca mu uwierzyłem. Oczywiście, że nic mu nie grozi, może poza tym, że kiedy król się dowie, kim naprawdę Taiki jest, skończy na szubienicy, to faktycznie wielkie mi „nic”.
- Muszę się martwić, bo ty tego nie robisz – bąknąłem, delikatnie pusząc policzki. Nie lubiłem, kiedy tak lekko podchodził tak lekko do swojego bezpieczeństwa. Jego życie też było przecież bardzo ważne, nie powinien tak bardzo go narażać.
- Robię, tylko po prostu nie widzę w tej sytuacji zagrożenia – westchnąłem cicho na jego słowa. Czułem się, jakbym mówił do ściany. – Naprawdę będę uważał, nic mi się nie stanie.
- Jak coś ci się stanie, to... to jeszcze nie wiem co, ale coś ci zrobię – zagroziłem, postanawiając skupić się na drodze oraz na tym, co się na niej znajduje.
Może byłem odrobinkę zdenerwowany na mojego narzeczonego, ale tylko tak troszeczkę, dla zasady. Kiedy zacznie bardziej cenić swoje życie, nie będę musiał się tak o niego martwić. Taiki chyba sobie nie za wiele z tego zrobił, ponieważ zaraz podszedł do mnie, splótł nasze palce i zaraz uniósł moją dłoń, by pocałować jej wierzch. Czy on myśli, że to wystarczy, aby mój delikatny foch minął? Jeżeli tak, to się nie mylił, ponieważ już poczułem się lepiej.
- Nic mi się nie stanie – obiecał, chyba już po raz drugi tego dnia, ale ja i tak czułem delikatny niepokój. Chyba to po prostu leży w mojej naturze, by się o niego martwić.
- Oby. A wracając do twojego poprzedniego pytania, to myślałem, by wyruszyć rano. Znaczy, może nie tak bardzo rano, tylko jak już wstaniemy, ubierzemy się, zjemy... wszystko na spokojnie i bez pośpiechu – powiedziałem, opierając głowę o jego ramię.
Taiki jedynie pokiwał głową, nie odpowiadając mi. Nie słysząc żadnego sprzeciwu wywnioskowałem, że się zgadza na ten pomysł, za co byłem mu wdzięczny. Ranek był chyba najlepszą porą, jest największe prawdopodobieństwo, że mama nie będzie miała żadnych gości, no i także Taiki zdąży na to swoje całe spotkanie z królem. Dlaczego miał się z nim w ogóle spotkać? I czemu wcześniej mi o tym wcześniej nie powiedział? No dobrze, na to drugie pytanie może miałem odpowiedź, bo niby kiedy miałby to zrobić? Wczoraj nie za bardzo był na to czas, a dzisiaj... no, właśnie mi o tym powiedział. Chociaż, mógł mi powiedzieć nieco wcześniej... dobrze, że w ogóle mi o tym powiedział, a nie zrobił tego tuż przed tym, jak będzie wychodził na to spotkanie... nadal nie potrafię przestać się martwić. To na pewno normalne, że król zaprasza jednego ze swoich strażników na prywatną rozmowę? Mnie się tak nie wydawało, ale skoro Taiki był spokojny, to i ja powinienem być, prawda? Czemu zatem nie potrafiłem?
Reszta spaceru minęła nam bardzo spokojnie. No, może poza tym momentem, w którym to myślałem, że Vivi rzuci się zaraz na Kodę, a to wszystko przez to, że ten zaczął biec w stronę małej Łatki. Oby to maleństwo dorosło bardzo szybko, dzięki czemu Vivi przestanie bronić ją przed wszelakim niebezpieczeństwem, które niebezpieczeństwem wcale nie było.
- Więc teraz, skoro jesteśmy sami, może porobimy coś przyjemnego? – wymruczał Taiki, kiedy znaleźliśmy się w końcu w jego pokoju. Oczywiście, ten pomysł bardzo mi się spodobał, dlatego z chęcią zarzuciłem ręce na jego kark i pozwoliłem zanieść się na łóżko. Niestety, nim doszło do czegokolwiek, usłyszałem ciche drapanie w drzwi.
- Długo ta samotność nie potrwała – odpowiedziałem rozbawiony, kiedy otworzyłem drzwi, przez które weszła lisica niosąc w pysku Łatkę. I dokładnie jak wczoraj, położyła się na dywaniku przed łóżkiem. A przecież na dole miały takie przyjemne posłanie, co ta Vivi uparła się na ten pokój? Cóż, póki mamy towarzystwo, intymne spędzenie czasu razem odpada. A miało być tak przyjemnie...
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz