środa, 10 listopada 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Uśmiechnąłem się smutno na jego słowa, nie przestając gładzić go po jego mięciutkich włoskach. Moim zdaniem zdecydowanie przesadzał, beze mnie dałby sobie świetnie radę. Może na początku byłoby mu ciężko, ale szybko znalazł by kogoś, kto na niego zasługuje, bo ja na pewno nie jestem tym kimś. Ja na pewno nie dałbym sobie bez niego rady, to na pewno, ale ponieważ że go kocham odszedłbym od niego, by już go nigdy więcej nie krzywdzić. Jak mogłem go tak potraktować i zbrukać...? Jeszcze trochę, a nie byłoby go tutaj ze mną. A to wszystko z mojej winy. 
- Przesadzasz, dałbyś sobie doskonale radę. I jestem pewien, że szybko znalazłbyś kogoś, kto by na ciebie zasługiwał i kochał całym sobą – powiedziałem, uśmiechając się do niego łagodnie. 
- Nie, Sorey – odezwał się, podnosząc się i siadając na moich kolanach okrakiem. – Wróciłem do życia tylko i wyłącznie dla ciebie. Wszystko, co robię, to robię dla ciebie, kocham cię całym sobą i nie potrafię bez ciebie żyć – dodał, kładąc swoje dłonie na moich policzkach. 
- Wtedy umarłeś przeze mnie i teraz również z mojego powodu prawie bym cię stracił. Nie wiem, jakim cudem dalej możesz mnie kochać – odpowiedziałem, nie potrafiąc zrozumieć jego uczuć. Czy niewystarczająco dużo razy go skrzywdziłem? Normalna osoba mająca zdrowy rozum już dawno by mnie zostawiła, ale on nadal przy mnie trwa. Co z nim jest nie tak...?
- To nieprawda. Żadna z tych sytuacji nie wynikła przez twoje czyny – kontynuował, a ja już nie wiedziałem, co mam powiedzieć, by w końcu przejrzał na oczy. To tak, jakbym mówił do ściany. Albo i jeszcze gorzej, bo ściana nie ma żadnych bezsensownych kontrargumentów. 
- Więc sam z siebie wczoraj straciłeś przytomność i moje akcje nie miały z tym nic wspólnego? – spytałem, unosząc jedną brew. 
- Zdenerwowałem cię, więc to wszystko moja wina – dalej uparcie trzymał swego, co mnie już troszkę męczyło. 
- To nie ma znaczenia, nigdy nie powinienem był cię tak traktować – również nie odpuszczałem, ponieważ nie czułem, że to jego wina. Skąd mu w ogóle do głowy wpadł pomysł, że to wszystko przez niego, on nie zrobił nic, co udowadniałoby jego winę. – Prześpij się najpierw, odpocznij, a później porozmawiamy. 
- Nigdy mnie nie opuszczaj, proszę – kontynuował, patrząc na mnie błagalnie. On na pewno dobrze się czuje? Pomimo tego wszystkiego, co mu zrobiłem, on nadal mnie chce? Coraz częściej zaczynam myśleć, że bardzo blisko mu do masochisty. 
- O tym porozmawiamy, jak będziesz wypoczęty i miał czysty umysł – odparłem, nie dając mu jeszcze jednoznacznej odpowiedzi. Teraz jest zmęczony, nie myśli jasno i może mu się wydawać, że teraz chce ze mną być mimo wszystko, a jak już się prześpi, zacznie myśleć racjonalnie i na pewno wtedy podejmie najlepszą decyzję. 
Mikleo zagryzł nerwowo wargę. Chyba nie za bardzo podobała mu się moja odpowiedź, ale w tym momencie nie byłem w stanie zaoferować mu nic lepszego. Nadal uważałem, że lepiej wyszedłby na tym, gdyby mnie opuścił, ale ostatecznie decyzja należała do niego. W końcu to ja go skrzywdziłem na tyle, że prawie przeze mnie umarł. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie i ucałowałem go w czoło, a następnie przytuliłem go do siebie. Ja przespałem całą noc snem zdecydowanie za spokojnym, więc teraz pora, aby Miki również wypoczął. Szkoda, że nie miałem umiejętności takich jak on i nie mogłem mu zapewnić spokojnego, zdrowego snu. Teraz to bardzo by się przydało, najpierw męczyło go moje złe ja, a później pilnował mnie przez noc, więc to jasne, że potrzebował dużo snu. Nawet jeżeli jest aniołem. 
Przez cały czas głaskałem go po plecach mając nadzieję, że w jakiś sposób go to uspokoi i zrelaksuje. Moja niemoc, jako człowieka, bardzo mi przeszkadzała. Chciałem zrobić tyle rzeczy, by mu pomóc czy ulżyć, a nie mogłem zrobić nic. Wszystko, co najlepsze w naszym związku, wnosi on, a nie ja. 
Po dłuższym czasie poczułem, jak Mikleo w końcu zasnął, co wywołało u mnie poczucie ulgi. Nie chcąc go budzić, sięgnąłem po koc, który był pod ręką, i ostrożnie go nim przykryłem, by następnie kontynuować głaskanie go po plecach. Starałem się jak najmniej ruszać, by przypadkiem się nie obudził, a to wiązało się z tym, że bardzo szybko zrobiło mi się niewygodnie. Mimo lekkiego bólu pleców czy powoli drętwiejącej nogi nie ruszyłem się nawet o milimetr. Wytrzymam, by osoba najbliższa mojemu sercu mogła się spokojnie wyspać. A kiedy już to się stanie, jeszcze raz porozmawiamy i wtedy dowiem się, czy mam pakować manatki i opuszczać jego oraz Yuki’ego, czy jednak mój ukochany anioł znowu mi przebaczy. I jeszcze chciałbym się dopytać, co sprawiło, że przez jakiś czas traktował mnie... cóż, powiedziałbym, że okropnie, ale okropnie to traktowałem go ja. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz