Spokojnie odpoczywałem w ramionach męża, śniąc snem bardzo spokojnym, nie musząc się niczego bać. To pierwsza taka spokojna noc od chwili, gdy mój mąż stracił nad sobą kontrolę z powodu mojej słabości i grożących słów Mamoru dotyczących odejścia, mających na cały wystraszyć Soreya co skończyło się, na pewno nie tak jakby tego sobie życzył ten głupi demon.
Nie musząc się niczym już przejmować. Śniąc, wtuliłem się w ciało ukochanego człowieka, spokojnie spoczywając.
Ze snu wybudziłem się kilka godzin później, przynajmniej tak mi się wydawało z powodu ciemności panującej dokoła nas, zasypiałem, gdy było jeszcze jasno, długo spałem, zbyt długo, a nie taki był przecież plan. Jestem silnym aniołem, który nie powinien tak długo się regenerować, nie po to zostałem zesłany na ziemię, nie po to.
Karcąc się w myślach za ten stracony czas, spojrzałem na męża, gdy ten położył swoją dłoń na moim policzku, łagodnie się uśmiechając.
- Wyspałeś się? - Pytając, pogładził mnie po policzku, co było bardzo przyjemne. Lubiłem, gdy mnie dotykał, sprawiało mi to naprawdę dużo radości i jeszcze więcej przyjemności.
- Tak, jak nigdy - Przyznałem, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, powoli wstając z nóg męża, dając mu szanse na rozciągnięcie zastygłych mięśni, robią to samo, że swoimi. Sen był przyjemny, jednak skutku złego ułożenia ciała były naprawdę uciążliwie nieprzyjemne.
Po mojej odpowiedzi zapadła przyjemna cisza, której żadne z nas nie chciało przerwać, zagłębiając się we własnych myślach, musząc prawdopodobnie ułożyć sobie ponownie wszystko w głowie.
Sorey chciał, a może raczej nie chciał, a jedynie zasugerował, że lepiej będzie mi bez nie, dając do zrozumienia, bym odszedł, twierdząc, że dam sobie bez niego radę. Niestety mylił się jak zawsze w tych sprawach, nie chciałem nikogo innego, nie wyobrażałem sobie życia bez niego, to mój człowiek, moja miłość pierwsza i ostatnia w moim życiu, nikogo już nigdy nie pokocham tak samo mocno, jak jego i z nikim innym nie ułożę sobie już życia na nowo, już na zawsze bez niego będę sam, w co on chyba nie wierzy lub nie do końca jest tego świadom..
- Sorey, czy moje słowa wiesz te dotyczącą tego, że cię nie opuszczę, dotarły do ciebie? Wierzysz mi, że cię nie opuszczę bez względu na wszystko? - Zadałem to ważne pytanie, chcąc się upewnić czy aby na pewno rozumie i co najważniejsze wierzy w to, co do niego mówię.
- Naprawdę wciąż podtrzymujesz swoje słowa? - Gdy zadał to pytanie, mogłem być już pewien tego, że nie do końca popiera moje zdanie. Dlaczego? A to dlatego, że jako zły on zrobił mi krzywdę i to powoduje u niego złe samopoczucie psychiczne, które będę musiał naprawić, będąc przy nim na dobre i na złe dając mu tyle miłości, ciepła i wsparcia ile tylko będzie mu potrzeba.
- Oczywiście, że tak i zrobię to za każdym razem, gdy tylko zwątpisz w moje uczucia, którymi cię darze. Kocham cię i kochać nie przestanę - Zapewniłem, kucając przed nim, by spojrzeć mu w oczy, z najpiękniejszym uśmiechem, jakim tylko potrafiłem go obdarzyć.
- Nie wątpię, nigdy nie zwątpiłem. Zastanawiam się tylko, jak możesz kochać mnie po tym, co ci uczyniłem - I znów to samo, mój mąż naprawdę bardzo się obwinia za to, co się stało, to nic razem jakoś to przetrwamy i razem pokonamy tę burzę.
- Miłość potrafi wybaczyć wszystko - Po tych słowach złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku, by następnie wtuli się w jego ciało, dam mu czas na oswojenie się z tym, co się wydarzyło, jednocześnie dając mu ciepło i oparcie, którego teraz tak potrzebuje.
- Zastanawia mnie tylko jeszcze jedna rzecz - Słysząc jego rozpoczynające się zdanie, uniosłem brew ku górze, czekając na rozwinięcie się dalszej wypowiedzi.
- Co takiego? - Spytałem, gdy nie kończąc zdania. Zamilkł, wpatrując się w moją twarz.
- Dlaczego nagle stałeś się w stosunku do mnie taki zimny po ataku Heliona? - Tego pytania nie chciałem usłyszeć, wolałbym pominąć ten temat, jednakże wiem, że pewnie ciąży to mojemu mężowi a ja muszę rozwiać jego wszelakie wątpliwości, by było po prostu dobrze, a w tym właśnie może nam pomóc rozmowa.
- To nie ja. Nie wiem jak ci to wyjaśnić. Gdy wróciłem na ziemię, wraz ze mną na ziemie wrócił demon, który jest uwięziony w moim ciele. Tamtego dnia przejął nade mną kontrolę, by nas ratować, po tym wszystkim miał znów oddać mi kontrolę nad moim ciałem, niestety tak się nie stało, a to zapoczątkowało, sam wiesz co... - Tu urwałem, nie chcąc poruszać tego, co stało się potem, zawiniłem i to z mojej winy Sorey stał się zły, dlatego nie rozumiem za co, on się obwinia, gdyby nie jego złe ja Mormo nigdy by nie odpuścił, a ja zostałbym pochłonięty przed demona już na zawsze...
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz