piątek, 5 listopada 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Czy on w ogóle wiedział, co mówił? Jak może nie mieć do mnie żalu? Przecież on umierał mi na rękach, gdybym nie zareagował, albo gdyby nie było w pobliżu żadnego źródła wody... nie, nie powinien mi tego wybaczać, w tym momencie powinien być na mnie zły, wręcz wściekły, a nie jeszcze pocieszać mnie. Mi nic nie jest, mną powinien przejmować się jak najmniej, mi nic nie było, w przeciwieństwie do niego. Może powinien jeszcze trochę poleżeć w tej wodzie...? Nadal wyglądał na okropnie zmęczonego, co tylko sprawiało, że czułem się jeszcze gorzej i bardziej winny. Pogłaskałem go po zimnym policzku, uśmiechając się d niego smutno. 
- To nic nie zmienia, niezależnie od tego, jak mnie traktowałeś, nie powinien się pojawić – odpowiedziałem, wbijając wzrok w płonące ognisko. 
Mikleo westchnął cicho, po czym położył swoją drobną dłoń na moim policzku, zwracając tym samym moją uwagę. Z niechęcią na niego spojrzałem, ponieważ jego widok sprawiał mi ból. Jak niewiele brakowało, by już go ze mną nie było... odebrałbym Yuki’emu jedną z najbliższych mu osób. I on by mnie znienawidził, i ja sam siebie... zresztą, już siebie nienawidziłem za to, co mu zrobiłem. 
- Prześpij się i odpocznij, jesteś strasznie zmęczony – odpowiedział, uśmiechając się do mnie tak uroczo i delikatnie. Nie zasługiwałem na ten uśmiech, powinien być on przeznaczony dla kogoś, kto na niego zasługuję. I tym kimś na pewno nie jestem ja. 
- Jeżeli ktoś ma odpocząć, to ty. Postoję na warcie, by nic nas nie zaskoczyło – odparłem, nie czując się jakbym zasługiwał na odpoczynek. Fakt, byłem zmęczony, ale coś czuję, że nawet jeżeli zasnę, to nie będę spać snem spokojny. Będzie on pełen koszmarów, na które jak najbardziej zasługiwałem. 
Mikleo nic nie powiedział, jakby wiedział, że rozmowa ze mną nie ma najmniejszego sensu, po czym bez większego trudu popchnął mnie tak, bym położył swoją na głowę na jego nogach. Może to dlatego, że byłem zmęczony i kompletnie nie spodziewałem się, że wykona taki ruch, a kiedy tylko zdałem sobie sprawę z tego, co zrobił, próbowałem wstać. Tak, próbowałem to bardzo dobre słowo, bo Mikleo uniemożliwił mi to, chwytając mnie za ramiona. Może i bym bez problemu mógł pokonać ten opór, ale... czy mi się chciało? Jego uda były takie wygodne, a mi się tak bardzo chciało spać... a jemu pewnie spać się chciało jeszcze bardziej ode mnie. Nie powinienem dać się ponosić lenistwu, kiedy na nie nie zasługiwałem. 
- Leż spokojnie – powiedział, kładąc jedną ze swoich dłoni na moim czole i uwalniając cząstkę swojej mocy. O nie, nie, ja już wiedziałem, co on chce zrobić, i ja zdecydowanie nie zasługiwałem na taką dobroć. 
Chciałem się odezwać, już nawet miałem zamiar otworzyć usta, ale nagle ogarnęła mnie błoga niemoc. Umiejętność Mikleo zaczęła bardzo szybko działać, nie pozostawiając mi czasu na odpowiedź. Ostatnią moją myślą nim zasnąłem snem zdecydowanie za bardzo spokojnym było to, że Miki zdecydowanie nie powinien wykorzystywać na mnie swoich mocy, kiedy jest jeszcze taki słaby. 

Powoli otworzyłem oczy, czując się dziwnie wypoczęty. Już w podświadomości czułem, że nie powinienem tak się czuć. Leżałem tak przez kilka chwil, powoli się wybudzając się i przypominając sobie, co się tak właściwie się stało. Nadal leżałem na nogach Mikleo, który bezwiednie głaskał mnie po włosach, wpatrując się w jakiś odległy punkt przed nim. Czy on przypadkiem nie powinien spać...? Na pewno był zmęczony po tym piekle, jakie mu zgotowałem. Podniosłem się do siadu, wzbudzając tym samym jego uwagę. 
- Jak się czujesz? – spytałem, patrząc na niego uważnie. Czułem się okropnie przez to, że ja sobie spokojnie spałem, podczas kiedy Mikleo czuwał nad naszym bezpieczeństwem. 
- Mówiłem ci, że już wszystko w porządku – odpowiedział, uśmiechając się do mnie słodziutko. – Jesteś głodny? Przygotować ci coś do jedzenia? Pewnie tak, założę się od wczoraj rana nic nie jadłeś. 
- Nie, nie, nie musisz, ja dam sobie radę, a ty teraz powinieneś sobie odpocząć. Nadal wyglądasz, jakbyś przeszedł przez piekło – powiedziałem, poprawiając jego grzywkę, która opadała mu na czoło. Kok, który zrobiłem mu wczoraj, już dawno się rozwalił, więc jego włosy były rozpuszczone... gdzie była jego, znaczy się, moja gumka? W sumie, to było najmniej ważne, w końcu najważniejsze było to, by Miki czuł się jak najlepiej, a sądząc po jego zmarnowanym wylądzie, do tego było bardzo daleko.

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz