Uśmiechnąłem się do mojego narzeczonego, zapominając mu wcześniej wspomnieć, że mam wolne przez kilka następnych dnia i gdzie tak właściwie pracuje. No cóż, umknęło mi. Nie ma się w sumie czym chwalić, to co robię, na pewno nie spodoba się mojemu narzeczonemu, co jednak mogę poradzić, mi się podoba i nie mam zamiaru z niej rezygnować.
- Mam kilka dni wolnego, następne zlecenie zapewne dostane w przyszłym tygodniu - Wyjaśniłem, nie chcąc, aby przejmował się moją pracą, ona nie ucieknie a teraz przynajmniej mam czas dla mojego narzeczonego i nowego członka naszej i tak sporej już rodziny.
- Rozumiem, zastanawiam się tylko gdzie pracujesz - Westchnąłem cicho słysząc jego pytanie. No cóż, chyba będę musiał zdradzić mu ten mały sekret, gdzie pracuje i co najważniejsze zapewnić, że nic mi nie grozi, bo niegroźni to tylko on podejrzewam, zacznie wyobrażać sobie rzeczy, które nigdy nie będą miały miejsca.
- Pracuje na dworze królewskim jako strażnik królewski - Wytłumaczyłem, mając tylko nadzieję, że naprawdę źle tego nie odbierze, dobrze zarabiam, król mnie lubi więc jest wszystko w porządku, dobrze mi tam ponadto nasza rodzina jest bezpieczna i sam król mi to obiecał.
- Na dworze królewskim? Czy to w ogóle jest bezpieczne? Na pewno jesteś pewien, że to dobry pomysł? Co, jeśli król dowie się, kim jesteś i zrobi ci krzywdę, zamknie w lochach i skarze na śmierć - Karocia zmartwił się i to chyba za bardzo się martwiąc. U króla pracuje już dosyć długo i jest mi tam dobrze i naprawdę nie niczego, na co mógłbym narzekać. Praca nie jest najcięższa i nie jest zbytnio niebezpieczna, nasz król ma wielu strażników, dlatego jego królestwo jest aż tak bezpieczne i ludność zwana szlachtą czy też hołota nie musi się o nic martwić. Bo mimo wrednego charakteru króla jest w stanie zadbać o swój kraj i robi to najlepiej, jak tylko potrafi.
- Skarbie nie ma się o co martwić, pracuje tam na tyle długo by wiedzieć, co mogę, a czego nie mogę zrobić, aby nikt mnie na dworze królewskim nie był w stanie zdemaskować - Wyjaśniłem, całując mojego skarba w czoło, uśmiechając się do niego ciepło. - A teraz się nie martw i chodźmy już na zakupy, w końcu mamy tego trochę, a nie chcemy przecież stracić na to całego dnia - Zauważyłem, chwytając dłoń mojego narzeczonego, aby wyciągnąć go na dwór, gdzie przy bramie siedział mój niezadowolony niedźwiedź tak strasznie źle potraktowany przez Vivi. Biedny piesek i nawet nie wie za co, no cóż, takie już jest życie, kobiet nie da się zrozumieć, nawet jeśli to zwierzę, po prostu tak już jest i mogę to śmiało powiedzieć, mając sporo doświadczenie z kobietami, które koniec końców zawsze miały o coś problem, nawet jeśli nic nie zrobiłem, dziwne są i tyle.
Pies, widząc nas, do razu chciał pójść z nami, na co nie mogłem mu pozwolić, idziemy na zakupy, a nie na spacer dlatego czy mu się to podoba, czy nie, musi zostać w domu, a na spacer pójdziemy później, gdy już wrócimy do domu po zakupach. Głaskając psa po tym wielkim łbie, wyszliśmy za furtkę, zamykając ją porządnie, tak by mój wielkolud nie był w stanie jej otworzyć, mogąc spokojnie wyruszyć do miasta.
Przez całą drogę do miasta rozmawialiśmy o różnych sprawach trochę o mojej pracy, trochę o życiu poruszając temat ślubu, do którego może teraz dojść, gdy mój narzeczony wrócił po tym długim czasie.
- A skoro już poruszamy temat wesela i ślubu co ty na to, aby zabrać się za jak najszybsze przygotowywania do ceremonii zaślubin? Nic nas chyba nie powstrzymuje i tak za duża ona raczej nie będzie. Skromna ceremonia wśród najbliższych. Co o tym myślisz? - Zacząłem ten ważny dla siebie temat, chcąc jak najszybciej wyjść za mojego narzeczonego, aby muc już pełnoprawnie nazywać go mężem. Kocham go, bowiem nad życie dlatego myślę, że to już czas, aby połączyć nas wiecznym węzłem miłości, którego nikt nie będzie w stanie przerwać aż do naszej śmierci.
<Karocia? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz