sobota, 13 listopada 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Powoli analizowałem jego słowa w głowie, nadal nie za bardzo rozumiejąc, co ma na myśli. Jak to demon powrócił razem z nim...? Jeżeli dobrze rozumiem, po śmierci trafił on do nieba, a tam nie ma przecież demonów. Chyba. Nie wiem, wiem zdecydowanie za mało o sprawach niebiańskich, i choć ciągle się uczę to wygląda na to, że nadal moja wiedza jest za mała. Szczerze, to czułem się głupio. Myślałem, że to ja coś źle zrobiłem, że Mikleo jest na mnie taki cięty. Uwierzyłem, że mój anioł jest w stanie traktować mnie w ten sposób. A przecież mówił mi, że nie nazywa się Mikleo, a... nie pamiętam już jak, ale też jakoś na m. 
- Jak to w ogóle możliwe, że on w tobie jest? – spytałem, patrząc na niego uważnie. Musiałem zrozumieć, jak to działa, by być w stanie mu pomóc. 
- Nie wiem, sam przez długi czas nie byłem świadom, że mam... pasażera na gapę – odpowiedział niepewnie, nerwowo zagryzając wargę. Czyli oboje nie wiedzieliśmy, jak to do końca możliwe, nie wróży nam to dobrze. 
- A on nadal tam jest? – dopytywałem, musząc dowiedzieć się jak najwięcej. 
- Tak, ale spokojnie. Jest uśpiony i już więcej nie pozwolę, aby przejął kontrolę – zapewnił mnie chyba chcąc mnie uspokoić, co mu niezbyt się udało. Ja też obiecałem sobie, że nie ten drugi nie powróci, nawet byłem pewien, że po pokonaniu Heldalfa będę miał spokój, ale bardzo mocno się pomyliłem. Może Lailah będzie wiedziała, co zrobić, bym nigdy więcej nie stracił panowania nad sobą. To zbyt niebezpieczne i dla Mikleo, i dla całej reszty. 
- Można się go jakoś pozbyć? – dopytałem, nie chcąc także, aby miejsce mojego męża zajął demon. 
- Tego też nie wiem – powiedział ze smutkiem, ale to nic takiego. On tego nie wie, ale ja się dowiem i mu pomogę. Nie pozwolę, aby ten mrok go pochłonął, nie, póki ja żyję. I najwyraźniej muszę się spieszyć, bo tego życia nie za wiele mi pozostało. 
- Nie martw się, pomogę ci – odpowiedziałem, całując go w czubek głowy. 
- I ty się dziwisz, dlaczego ciągle ci wybaczam – odparł, uśmiechając się do mnie słodziutko. Przyznam szczerze, nie rozumiałem, co miał na myśli. Nie zrobiłem przecież niczego, by zasłużyć na jego wybaczenie, o czym on znów gada? Widząc mój zdziwiony wyraz twarzy, Mikleo pocałował mnie w policzek. – Przygotuję ci coś do jedzenia – dodał szybko, podnosząc się z moich kolan. 
- Ale ja nie jestem głodny – wymamrotałem, ale to i tak nic nie dało, Mikleo robił swoje i tak. 
Powinno to wyglądać w zupełnie inny sposób, ponieważ że on jest poszkodowany, to ja powinienem usługiwać jemu, a nie on mnie. Może i mi wybaczył, ale ja nie wybaczyłem i za to, co mu zrobiłem, musiałem go na rękach nosić. Nawet jeżeli to byłoby dla mnie trudne z powodu braku kawałka mięśnia. 
Nie chcąc bezczynnie siedzieć zdecydowałem się oporządzić konia. Troszkę go ostatnio zaniedbałem, ponieważ zbyt bardzo skupiałem się na Mikleo. W sumie, to nadal się skupiałem. Pomimo tego, że powoli rozczesywałem króciutką sierść wierzchowca, kątem oka zerkałem na Mikleo; czy aby na pewno dobrze się czuje, czy się nie chwieje i inne tego typu rzeczy. Ostatnim, czego dla niego chciałem, to to, aby nagle zasłabł. Na szczęście ten wieczór nie zapowiadał żadnych niespodzianek. I bardzo dobrze, mi na najbliższe kilka tygodni wystarczy mi jakichkolwiek niespodzianek, jak na razie wystarczy mi, by Mikleo wrócił do zdrowia. 
- Powoli kończą się zapasy – odezwał się Mikleo, podając mi swoje kolejne wspaniałe danie. Ten ostatni posiłek tez był dobry, tylko miałem tak wielką gulę w gardle, że z trudem na początku przełykałem jedzenie, a nie dlatego, że było ono niedobre. 
- Jak to już się kończą? Przecież niedawno je uzupełniałem – odparłem, marszcząc brwi. Fakt, może troszkę ostatnie dni mieszały i nie za bardzo mogłem powiedzieć, kiedy dokładnie byłem na zakupach, ale wiem, że byłem, więc to chyba nie mogło być tak dawno temu. 
- Minęło kilka dni, a to nie niedawno – wyjaśnił, czym lekko mnie zaskoczył. Kilka dni... pewnie gdybyśmy nieustannie podróżowali, już bylibyśmy w zamku. Tylko gdzie mi uciekły te dni...?
- Czyli teraz nie mamy innego wyjścia, jak tylko się streszczać i oszczędzać jedzenie. Znaczy, ja nie mam ciebie to nie dotyczy – powiedziałem, cicho wzdychając. Szczerze wątpiłem, czy w pobliżu jest jakaś wioska, więc to jest jedyne wyjście, jakie mi pozostało. Nie za bardzo mnie to pocieszało, ale... cóż, najważniejsze było to, że Mikleo czuje się lepiej. Tak, to będzie myśl, w najbliższych dniach będzie moją największą podporą. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz