poniedziałek, 1 listopada 2021

Od Soreya CD Mikleo

Coraz bardziej niepokoiło mnie zachowanie Mikleo. Czy on po wczorajszym nie powinien czuć się lepiej? W końcu dałem mu pobyć całkiem długo w wodzie, i nie męczyłem go niczym, więc co się dzieje? O czymś mi nie mówi, a to mi się bardzo nie podobało. Też mógłby odzywać się do mnie trochę grzeczniej, w końcu ja tylko się o niego martwię, a to nie jest nic złego. 
- Jeśli potrzebujesz jeszcze czasu na odpoczynek, to możemy jeszcze poczekać z wyruszeniem w drogę powrotną. Wystarczy tylko powiedzieć – odparłem, krzyżując ręce na piersi. 
- Nie chcę odpoczynku – burknął uparcie, po czym próbował wsiąść na konia. 
Tak, próbował to bardzo dobre słowo, ponieważ gdyby nie ja i moja szybka reakcja, ten zaliczyłby nieprzyjemne spotkanie z ziemią. Sam nie byłem pewien, co właśnie się stało, po prostu nagle puścił się siodła. Brakło mu sił, czy jak...? W sumie, to właśnie w ten sposób się zachowywał i wyglądał. Niepewnie pomogłem mu wsiąść na konia, uważając to wszystko za bardzo zły pomysł. Skoro tak źle się czuł, to raczej powinniśmy jeszcze chwilę tu zostać, pogoda bardzo ładna, więc godzinka nas nie zbawi. 
Mikleo, mimo swojego złego stanu dalej uparcie twierdził, że wszystko jest w porządku. Nie mając innego wyjścia zająłem miejsce za nim, jedną ręką chwytając go w pasie, a drugą chwytając za uzdę. Przez całą podróż nie odzywałem się czując, że to nic nie da. W pewnym momencie poczułem, jak Mikleo bezwładnie opiera się o moją klatkę piersiową i pomyślałem, że pewnie zasnął, bo w końcu był zmęczony, więc niezbyt się tym przejąłem. 
- Miki, budzimy się – odezwałem się po kilku godzinach. W końcu wypadałoby zrobić krótką przerwę, by koń trochę odpoczął oraz by sprawdzić, jak czuje się Mikleo. – Miki? – powtórzyłem, delikatnie nim potrząsając. Czemu... czemu on się nie budzi?
Zszedłem z wierzchowca i po chwili zdjąłem ostrożnie z niego mojego męża. Wyglądał... strasznie. Faktycznie, rano nie wyglądał najlepiej, ale teraz sprawiał wrażenie, jakby był o krok od śmierci. Poczułem, jak serce ze strachu zaczyna bić mi mocniej. To moja wina. Strasznie go traktowałem i za późno zauważyłem, że coś jest nie tak. Dlaczego w ogóle się zachowałem? Co mi strzeliło do głowy, by go tak traktować? Niewiele myśląc zaniosłem go do strumienia, który znajdował się niedaleko nas, i położyłem go w wodzie. To nie było nic wielkiego, strumień był mały i płynął powoli, ale to nadal była woda. Powinna mu pomóc... prawda? Musi mu pomóc. Mój Boże, co ja narobiłem, oby tylko z tego wyszedł, proszę. 
Drżącymi rękami odpiąłem obrożę wraz ze smyczą z jego szyi, po czym odrzuciłem je gdzieś w bok. Dlaczego on powrócił? Myślałem, że zniknął na dobre po tym, jak Mikleo przeze mnie poddał się złu i zmienił się w smoka, a teraz umiera... a co, jeżeli naprawdę umrze? To będzie tylko i wyłącznie moja wina, nie powinienem się z nim nigdy wiązać, zwłaszcza że wiedziałem, co we mnie siedzi, więcej dałem mu cierpienia niż szczęścia. Powinienem oddać się w ręce Lailah, ona musi coś zrobić, jeżeli on w każdej chwili może powrócić, jestem zbyt niebezpieczny dla siebie oraz innych. 
Przez kilka bardzo długich chwil siedziałem przy Mikleo obserwując, czy jego klatka piersiowa się unosiła. Nie zwracałem uwagi na to, co się wokół mnie działo aż do chwili, w której to podszedł do mnie koń i swoim łbem trącił moje ramię. Fakt, po prostu go zostawiłem samego, osiadłego, z pakunkami i bez jedzenia. Nachyliłem się nad Mikleo, ucałowałem go w czoło i wyszeptałem:
- Zaraz wrócę. 
Jedyne, co chciałem zrobić, to zająć się koniem – zdjąłem z niego siodło i pakunki, oporządziłem, dałem jeść i przywiązałem do drzewa. Zajęło mi to całe półgodziny, nim wróciłem do Mikleo. Nie wyglądało na to, aby cokolwiek się zmieniło, czy to na lepsze czy to na gorsze, dlatego nie wiedziałem, czy brać to za dobry znak. Niewiele myśląc i nie przejmując się tym, że woda jest dla mnie zimna i mogę zachorować, zająłem miejsce obok niego. 
- Miki, tak strasznie cię przepraszam – wyszeptałem, gładząc go po lodowatym policzku. Mój mały Miki... niech się już obudzi. A później okrzyczy za to, co mu zrobiłem i mnie zostawi. Nie wiem, niech po prostu zrobi cokolwiek, tylko żeby dał znak, że wszystko z nim w porządku, niczego więcej nie chcę. 

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz