czwartek, 18 listopada 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Nie za bardzo miałem ochoty wstawać, byłem tak strasznie śpiący, a jeszcze kilka godzin temu nawet sobie nie zdawałem z tego sprawy. I że ja chciałem spędzić całą dzisiejszą noc na warcie, nie wiem, jakim cudem dałbym sobie radę, skoro teraz nawet nie potrafię wstać. Mikleo naprawdę mocno starał się mnie obudzić, ale ja tak bardzo nie potrafiłem. A chciałem, i to bardzo, w końcu wiedziałem i miałem tę świadomość, że musiałem wstać. Im dłużej zwlekałem, tym szybciej jedzenie się skończy, a za dużo go nie było. 
- Daj mi momencik, muszę się rozbudzić – wymamrotałem, nie za wiele robiąc sobie z jego prób dobudzenia mnie. 
Od razu tego pożałowałem, ponieważ zaraz po tym poczułem wodę na swojej twarzy. To wystarczyło, bym zerwał się na równe nogi, chciałem nawet wytrzeć tę wodę, ale jej już nie było. Zostało tylko to okropne poczucie chłodu i orzeźwienia, a moje włosy były chyba w jeszcze gorszym stanie niż zazwyczaj... spojrzałem na Mikleo z wrzutem. Ja go nie budziłem, kiedy ten spał. A przynajmniej nie w tak gwałtowny i brutalny sposób. Czy ja zrobiłem mu coś złego, że traktuje mnie w ten sposób...? W sumie, to tak. Krzywdziłem go, poniżałem, szydziłem i lista tych rzeczy na pewno była dłuższa, tylko ja nie za bardzo pamiętałem, co robiłem. To chyba jeszcze gorsze. 
- Nie narzekaj, jedyne, co masz zrobić, to się ogarnąć i zjeść śniadanie, wszystko inne już za ciebie zrobiłem – odpowiedział szybko Mikleo, chyba nie za wiele sobie robiąc z mojego zmęczenia. 
Podrapałem się po nieogolonym policzku, powolutku się rozbudzając, po czym postanowiłem powoli zabrać się za śniadanie. Musiałem usiąść na gołej ziemi, ponieważ Mikleo już zdążył spakować moje posłanie. Na Boga, co go dzisiaj tak energia roznosi? Wczoraj bałem się, że zaraz mi upadnie na ziemię, a teraz boję się, że zaraz całkowicie się spakuje i wyruszy w dalszą podróż, ale jednocześnie zapomni o mnie. I sądząc po tym, jak z jaką szybkością krąży po obozowisku, bardzo blisko mu do tego. W końcu jednak usiadł przede mną i zaczął wpatrywać się we mnie tym intensywnym spojrzeniem. Aż zacząłem czuć się nieswojo, miałem wrażenie, że robię coś złego. 
- Wszystko w porządku? – spytałem, chcąc mieć pewność, czy aby na pewno niczego nie przeoczyłem. 
- Tak, tak, jedz szybciej, powinniśmy już wyruszać – odpowiedział, nie odwracając ode mnie wzroku. – Chyba, że jest niedobre, to wtedy daj mi znać – dodał szybko. 
- Jest bardzo dobre, tylko nie za bardzo rozumiem, skąd u ciebie nagle aż tyle energii – wyjaśniłem, powoli kończąc swoje śniadanie. 
- Jest pełnia – odparł. Cóż, to... bardzo wiele wyjaśnia. Ale że już pełnia? Znowu będę musiał dopilnować, by Mikleo miał jak wyładować tę energię, co będzie dla mnie troszkę ciężkie biorąc pod uwagę to, ile mam na głowie, ale dla mojego męża wszystko. 
Ledwo zjadłem, a Miki już zabrał naczynie z moich rąk, by je umyć. Czy mi zostało cokolwiek do roboty? Już nawet twarzy nie musiałem myć, ponieważ Mikleo wcześniej oblał mnie wodą, więc dosłownie wystarczyło, abym wsiadł na konia. Doceniam, że mój kochany aniołek tak bardzo dba, bym miał jak najmniej do zrobienia, ale chyba także wypadało, bym i ja coś zrobił. Nie może być tak, że on robi wszystko, a ja nic, nawet jeżeli ma więcej energii ode mnie. Cóż, przynajmniej jutro to odrobię. Mikleo po pełni nigdy nie ma energii, więc to, co robił dzisiaj, będę robił ja jutro. No, może poza budzeniem go wodą, bo pewnie jego jako Serafina wody nawet to nie ruszy. 
- Nie wsiadasz? – spytałem zaskoczony, kiedy siedziałem już na wierzchowcu, a Mikleo już ruszył przed siebie. 
- Nie, muszę się trochę poruszać, bo inaczej zwariuję – odpowiedział, nawet nie odwracając się w moją stronę. Nie chcąc zostawać w tyle, pospieszyłem troszkę konia, by znaleźć się tuż za Mikleo. 
Przez długi czas nie rozmawialiśmy i jakoś żadnemu z nas nie paliło się do tego, by zacząć rozmowę. Mikleo myślał nad... pewnie czymś bardzo ważnym, o czym nie miałem pojęcia, nie chciałem mu wchodzić do głowy. Ja z kolei zastanawiałem się, jak delikatnie przekazać Lailah informację o tym, że nadal mogę stanowić zagrożenie, i jakby tu poprosić Arthura o pomoc... chociaż, zanim zrobię to drugie, muszę się upewnić, że w jakikolwiek sposób może mi pomóc. W innym przypadku nie chcę mieć z tym człowiekiem nic wspólnego, wystarczająco dużo uczynił krzywdy mojemu mężowi i tego nigdy mu nie wybaczę. 

<Aniołku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz