Czułem się trochę winien, tej całej sytuacji, gdybym nie opóźnił, aż tak naszej podróży mojemu mężowi nie zaczęłoby brakować pożywienia na resztę podróży. Rany musimy jutro z samego rana wyruszyć i iść cały dzień, by nadrobić chociaż trochę ten stracony czasu.
- Od jutra wyruszamy w drogę i to z samego rana - Zadecydowałem, nie chcąc nawet słuchać żadnego, ale, ja czuje się już dobrze i dlatego nie będę opóźniał podróży, o to martwić się nie musi.
- Jesteś pewien, masz siłę, aby znów podróżować? - Na to pytanie uśmiech sam pojawił mi się na ustach, Sorey zawsze się o mnie martwi zdecydowanie niepotrzebnie, jestem na tyle silny, by dać sobie radę ze wszystkim, z czym radę powinienem sobie dać.
- Oczywiście, czuje się już dobrze - Wyznałem, naprawdę czując się dobrze, nie kłamałem, te dni wystarczyły mi, abym nabrał siły do podróży której i tak odkładać już dłużej nie mogliśmy, musimy wracać jak najszybciej do zamku nie tylko z powodu jedzenia, ale i zimy, która powoli już nadchodzi, a my nie chcemy, ale przypadkiem nas dopadła.
- Dobrze, w takim razie chyba nie mamy wyjścia, jutro z samego rana wyruszamy w podróż powrotną do zamku - Zadowolony z jego wypowiedzi poczułem się lepiej, nie chciałem jeszcze bardziej opóźniać podróży, z powodu którego nie było, a który widział mój mąż. Czułem się dobrze i dlatego bez problemu mogliśmy wrócić do podróży bez względu na to, co myśli mój mąż.
Z ulgą kiwnąłem głową, ciesząc się z powrotu do dalszej podróży, tym bardziej że miałem na uwadze męża, który niepotrzebnie miałby głosować, gdybyśmy zostali tu jeszcze kilka dni.
- W takim razie musimy porządnie wypocząć - Uznałem, gdy mój mąż spokojnie jadł przygotowany przeze mnie posiłek.
- Masz racje, dlatego ty odpoczywasz, a ja biorę cało nocną warte - Słysząc jego słowa, prychnąłem cicho pod nosem, nie mając zamiaru się z nim zgadzać, uruchamiając barierę, która miała chronić nas całą noc przed wszelakim niebezpieczeństwem.
- Oczywiście już pokornie się zgadzam - Prychnąłem, w żadnym wypadku nie mając zamiaru się na to zgodzić, bądź co bądź bariera nie bez przyczyny ma nas dziś chronić. Oboje bowiem musimy wypocząć i może kto wie nacieszyć się trochę sobą. Długo czekałem aż wróci mój mąż, chyba zasłużyłem sobie tym samym na nagrodę.
- Miki, powinieneś odpocząć - Zaczął, gdy skończył swój posiłek, podchodząc do mnie, by usiąść po mojej prawej strony, skupiając tym samym całą moją uwagę na sobie.
- Mam lepszy pomysł - Wymruczałem, zadowolony siadając okrakiem na jego nogach, popychając go na koc, mając ochotę na chwilę doznań, na których oboje skorzystamy, odrobinkę się relaksując, a jak wiadomo, relaks teraz bardzo nam się przyda.
- Jesteś pewien? Nie chcę, abyś się, do czego zmuszał - To było troszeczkę dziwne. I to zdecydowanie musiałem przyznać. Czy mój mąż naprawdę myśli, że się do czegoś zmuszam? Jeśli tak muszę zrobić wszystko, aby przestał tak myśleć.
- Nigdy nie zmuszam się do niczego, a już w szczególności do seksu z tobą, wręcz przeciwnie ciągle mi ciebie mało - Zapewniłem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, nie musząc długo czekać na konkrety ze strony męża, który bez większej dyskusji przyjął, moją propozycję dając mi to, o co prosiłem. Muszę przyznać, ten dzień zakończył się bardzo przyjemnie i tak szczerze mówiąc, mógłby się kończyć każdy mój dzień z człowiekiem, którym chcę spędzić resztę swoich dni.
Rano obudziłem się dziwnie rozpalony i pełen energii nawet mimo bardzo wczesnej pory. Czyżby to zasługa naszych wspaniałych nocnych doznań? Prawdopodobnie tak innego wytłumaczenia nie ma... A jednak jest. Pełnia, która wyjaśnia rozpalenie i nadmiar energii. Rany i to akurat dziś? Z dwojga swoją złego lepiej teraz niż gdyby Sorey jeszcze nie był sobą.
Rozciągając swoje mięśnie, wstałem z koca, zabierając się od razu za przygotowania do podróży, pozwalając tym samym troszeczkę dłużej wypocząć mężowi, nim wyruszymy w długą podróż.
- Sorey, czas wstać - Wyszeptałem, bardzo delikatny wybudzając go ze snu, starając się zachować spokój, mimo że mój mózg szalał, chcąc w tej samej chwili skupić się na kilku rzeczach naraz.
- Jeszcze pięć minut - Mruknął pod nosem, nakrywając się kocem.
- Dobrze, w takim razie idę nad wodę - Stwierdziłem, wstając z kolan, ruszając w stronę wody. - Nie, nie idę, a ty wstajesz, ale już - Wróciłem do niego, wybudzając go tym razem ostrzej ze snu. Mamy ruszać w drogę a ja nie dam się tak szybko spławić, przygotowałem mu śniadanie, przygotowałem konia do drogi, koniec spania wstaje, zjada śniadanie i ruszamy w drogę i to jak najszybciej dłużej nie wytrzymam tego czekania, muszę ruszać i to już. - Sorey no - Burknąłem jak to miałem w zwyczaju, gdy coś mi podczas pełni nie pasowało. - Wstawaj no już - Niezadowolony z powodu tego ociągania się mojego męża miałem już wielką ochotę wstać i wyruszyć w drogę sam i tylko zdrowy rozsądek trzymał mnie jeszcze w ryzach, nie pozwalając zrobić niczego głupiego.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz