poniedziałek, 30 maja 2022

Od Soreya CD Mikleo

 To chyba nie do końca tak miało wyglądać. Było w końcu jego święto i jeżeli ktoś komuś powinien robić masaż, to ja Mikiemu. Nawet nie zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować, a Miki już zabrał się do roboty. I to na tyle sprawnie, że byłem na tyle rozkojarzony i rozluźniony, że nie potrafiłem powiedzieć nie. Niesamowite, jaką ma nade mną władzę, a przecież nie robi nic takiego, jedynie taki zwyczajny masaż... 
- Oczywiście, a to zasługa twoich magicznych rąk – odpowiedziałem z głupkowatym uśmieszkiem, chwytając jedną z jego dłoni i całując jej wierzch. 
- Żadna magia, tylko dobrze wykonany masaż – odpowiedział rozbawiony, kręcąc z niedowierzaniem głową. 
Cóż, nic się przecież nie stanie, jeżeli troszkę osłodzę mu życie... fakt, zrobiliśmy dzisiaj z Yukim ciasto, ale było ono beznadziejne. Znaczy, nie może jakoś bardzo beznadziejne, ale na pewno nie idealne, a właśnie takie mało być. Odrobinkę mi się zapomniało i nie wyjąłem na czas, i nie było wyrośnięte tak bardzo, jak chciałem... cóż, na następny raz już mniej więcej będę wiedział, co robić, a czego nie. Co prawda nie mam pojęcia, kiedy będę robił następne ciasto, ale to na pewno nie był mój ostatni raz. Na urodziny Yuki’ego postaram się upiec coś w miarę znośnego...? Ale na wszelki wypadek kupię tort, w razie jakby coś mi nie wyszło. 
- Nie, nadal uważam, że trochę mnie oczarowałeś – uśmiechnąłem się do niego szerzej, po czym położyłem się na łóżku, leniwie się rozciągając i przymykając. Było mi tak dobrze... teraz mógłbym bez problemu położyć się spać, ale chyba nie do końca powinienem. Najpierw powinienem upewnić się, jak się czuje Miki, a później... cóż, jeszcze nie wiem. Najchętniej wziąłbym wartę, ale trochę nie wiem, czy jest sens. Ostatnio jest bardzo spokojnie, a jak na to, że mamy demona na karku, nawet za spokojnie. Chyba czeka, aż popełnimy jakiś błąd, dzięki któremu mógłby zabrać nam Misaki. – Jak się czujesz? – dopytałem, otwierając oczy. Pewnie jeszcze chwila i bym zasnął. 
- Chyba zdecydowanie lepiej, niż ty – odpowiedział, kładąc się przy moim boku. – Więc co, idziemy się myć i spać? 
- A może ominiemy tę część z myciem się i od razu pójdziemy spać? – zaproponowałem, nie mając ani siły ani nawet ochoty wstawać z łóżka, a co dopiero dojść do łazienki i napełnić balię gorącą wodą. Czym się tak dzisiaj zmęczyłem, nie mam pojęcia. Tylko upiekłem takie średnie ciasto dla Mikleo, zrobiłem pranie, trochę posprzątałem dom, a to przecież nie było nic takiego... 
- A weźmiemy kąpiel jutro rano? – dokończył moją myśl, uśmiechając się do mnie delikatnie. 
- Ale ty mi czytasz w myślach – wymruczałem rozbawiony, przytulając go mocniej do siebie. 
Miki zaśmiał się cicho i wtulił się w moje ciało. Jak dobrze, że Mikleo zgodził się na moją propozycję, bo naprawdę po tym masażu nie chce mi się absolutnie nic. Nawet nie miałem ochoty na przebranie się, jutro wstanę, to to zrobię, teraz to nie jest takie ważne...

W środku nocy obudziło nas agresywne szczekanie Mikleo, i to nas wszystkich, bo wkrótce po tym można było usłyszeć płacz Misaki. Ja nie za bardzo wiedziałem, co się dzieje, Mikleo pierwszy się ogarnął i podszedł do okna, nawet nie zapalając świeczki. Dopiero ja zrobiłem to po chwili, ponieważ ja niczego nie widziałem w ciemności. Skierowałem świeczkę na Mikleo i nawet w tym nikłym świetle zauważyłem, że Miki jest blady jak ściana. 
- Idź uspokój Misaki – rzucił mi tylko i zniknął mi gdzieś w ciemności. Nie zdążyłem się nawet zapytać, o co chodzi i co się dzieje... wyjrzałem przez okno, ale niewiele mogłem zauważyć. Jedyne co, to miałem wrażenie, że coś przemyka pomiędzy drzewami. Czy to był demon...? Dlatego zdecydował się coś zrobić dzisiaj? Miałem nadzieję, że Mikleo nie zamierza wyjść na dwór i z nim walczyć, przecież to byłoby samobójstwo.

<Owieczko? c:>

niedziela, 29 maja 2022

Od Mikleo CD Soreya

Dzisiejszy dzień zaczął się naprawdę bardzo miło, śniadanie do łóżka, cała rodzina w kąpiecie i spokój coś, czego najbardziej mi brakowało. Miło tak niczym się nie przejmować przynajmniej przez chwilę nim znów codzienność zapuka do drzwi, przypominając o sobie.
Przebrany w pełen strój zszedłem z Misaki na dół, napotykając na przejściu mojego syna, który nie za bardzo chciał, abym wchodził do kuchni dlaczego? Nie mam pojęcia.
- Yuki? - Nie wiedząc, o co chodzi, spojrzałem na syna, unosząc jedną brew ku górze. - Co się dzieje? - Nim chłopiec zdołał mi odpowiedzieć, pojawiła się przy mnie Edna, która od razu wyciągnęła mnie na podwórko, tłumacząc się ładną pogodą i możliwości zabawy z małą. Nie miałem nic przeciwko, pomysł był całkiem fajny, małą chętnie pobawi się na dworze, Codi pobiegać a ja odpocznę, skoro każdy już stara się mnie do tego przymusić.
Nie myśląc za bardzo, dlaczego Edna sama z siebie wyciągnęła mnie na dwór, rozsiadając się wygodnie na fotelach znajdujących się w ogrodzie, obserwowałem córkę rozmawiać z Edną o wszystkim i niczym konkretnym przynajmniej do momentu, w którym zjawił się mój syn ubrudzony mąką.
- Yuki? Dlaczego jesteś cały brudny? - Spytałem zaskoczony jednocześnie rozbawiony jego wyglądem.
- Przygotowałem z tatą dla ciebie prezent, chodź ze mną - Chwycił mnie za rękę, ciągnąc za sobą do domu. Prezent? Jaki prezent? Zaskoczony wziąłem ze sobą Misaki, wchodząc do kuchni, gdzie na stole stało ładnie pachnące ciasto.
- Ciasto? To wy je przygotowaliśmy? - Zdumiony postawiłem małą na ziemi, podchodząc do ciasta, które wyglądało naprawdę smakowicie, miałem nadzieje, że tak samo smakowicie smakowało, jak pachniało i wyglądało.
- Tak - Dumny Yuki podał mi talerzyki, które rozłożyłem na stole. - Pójdę po ciocie - Zawołał chłopiec, wybiegając z domu, na ogród dając nam chwilę.
- Co cię tak naszło na ciasto? - Z czystej ciekawości musiałem zadać to pytanie, mój mąż, mimo że jest cudowny, nigdy nie wpadł na pomysł upieczenia dla mnie ciasta, zazwyczaj trzymał się z daleka od kuchni, czasem tylko przygotowując jakiś obiad, śniadanie lub kolacje a wszystko dlatego, że to ja rządziłem w kuchni, czując taki obowiązek, mój mąż pracuje, to ja powinienem zadbać o dom, dzieci i posiłki.
- To proste chciałbym, abyś dziś nie zabrakło ci niczego i abyś cieszył się swoim świętem - Wyjaśni, rozkładając łyżeczki obok położonych przeze mnie talerzyków. - Kawy?
- Nie dziękuję, ciasto wystarczy - Zapewniłem, siadając przy stole, czekając z niecierpliwością na resztę, aby zjeść przygotowane przez moich bliskich na pewno przepyszne ciasto.
Tak jak się spodziewałem, ciasto było bardzo dobre, może odrobinkę za bardzo przypalone, ale i tak naprawdę dobre, jak na pierwszy raz jestem z nich bardzo dumny.
To święto chociaż trochę dla mnie dziwne przebiegło bardzo przyjemnie, na pewno nie mam na co narzekać.
Wieczorem, gdy dzieci poszły już spać, a Edna zamknęła się w swoim pokoju umyty i zrelaksowany jak ostatnio chyba w ogóle usiadłem na parapecie w sypialni, wpatrując się w przestrzeń znajdującą się przede mną, czekając na powrót męża z łazienki.
- Jesteś zadowolony? - Spytał, zjawiając się za mną, przytulając do moich pleców.
- Bardzo, dziękuję - Odwróciłem głowę w jego stronę, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. To naprawdę przyjemny dzień, który będę na pewno jeszcze długo wspominał.
- Nie masz za co dziękować - Zapewnił, uśmiechając się do mnie wesoło, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Uważam inaczej - Wyznałem, kładąc dłonie na jego ramionach, które jak mogłem wyczuć, były bardzo spięte, biedaczek powinien się trochę zrelaksować. - Chodź usiąść na łóżku - Zchodząc z parapetu, pociągnąłem go za sobą na łóżko, gdzie posadziłem, siadając za nim.
- Co robisz? - Zaskoczony odwrócił głowę w moją stronę, nic nie rozumiejąc.
- Będę cię teraz masować - Wyjaśniłem, w tym samym czasie zaczynając wykonywać uściski, nie za mocne by go nie bolało i nie za delikatne, aby mimo wszystko był w stanie poczuć, że to masaż, a nie łaskotanie.
- Nie mu.. - Zaczął, szybko przerywając, swoją wypowiedz, relaksując się pod wpływem mojego masażu. I oto kilkanaście minut i masaż był już wykonany, a mięśnie mojego męża były rozluźnione, na czym od początku mi zależało.
- Lepiej? - Zapytałem, odsuwając dłonie od jego ramion, mając nadzieje, że po masażu jego mięśnie poczują się lepiej, bo w końcu na tym najbardziej mi zależało.

<Pasterzyku? C:>

sobota, 28 maja 2022

Od Soreya CD Mikleo

Naprawdę nie dokończyliśmy wczoraj tematu? Myślałem, że wszystko było ustalone, w końcu jak dla mnie nie było już nic do uzgadniania. Wychodziłem z założenia, że im mniej Miki wiedział, tym bardziej spokojny będzie. W końcu, to nie jest nic ważnego, ja trochę zarobię i tym samym zapewnię rodzinę wszystko, czego im potrzeba. 
- Cóż... to nie jest tak że mam stalą stawkę i stale godziny. Po prostu zgłaszam się do odpowiednich ludzi, dostaję informacje, co mam robić, no i to robię – wyjaśniłem, nie spuszczając wzroku z Misaki. Do pełni szczęścia brakowało nam tu tylko Yuki’ego, ale byłem pewien, że wkrótce to się zmieni i on także przyjdzie z prezentem dla mamy. 
- Więc nigdy nie wiesz, co masz zrobić... to nie brzmi najlepiej – odpowiedział, na co westchnąłem cicho. 
- Za bardzo się o mnie martwisz, skarbie. Wszystko będzie dobrze i tej myśli cały czas się trzymaj – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Za każdym razem, kiedy mówisz, że nie muszę się martwić, albo że wszystko będzie dobrze, to zaraz po tym pakujesz się w jakieś kłopoty. 
- Ostatnio zdarza mi się to coraz rzadziej – powiedziałem z dumą w głosie, szczerząc się do niego głupkowato. To akurat była prawka, kiedy ostatni raz wpakowałem się w jakieś głupoty...? Tylko wtedy  z Junko, ale to było dawno, no i też miałem dobre zamiary i nie planowałem robić niczego głupiego, więc mam wybaczone i to się nie liczy. 
- Dobrze, więc kiedy idziesz do tej pracy? 
- Na pewno nie dzisiaj. Dzisiaj jest twoje święto i muszę przypilnować, byś odpoczął i się zrelaksował – wyjaśniłem, całując go w policzek. 
Taki właśnie miałem plan; dzisiaj spędzę dzień z rodziną, a jutro może uda mi się zrobić jakieś jedno zlecenie...? Stawki były całkiem spore, dzięki takiemu jednemu zleceniu będę mógł kupić Mikiemu tamten strój. Więc, co za tym idzie, kilka zleceń i będziemy mieć odpowiednią sumę, by móc wyremontować pokój małej. I jeszcze się zostanie prezent dla nowożeńców... na pewno miałbym prościej, gdybym miał pomysł, co takiego im kupić... ja to nigdy nie mam żadnego pomysłu. Może Mikleo zapytam, czy ma jakiś pomysł, on jest taki mądry i zawsze ma dobre pomysły, w przeciwieństwie do mnie. 
- Tylko na siebie uważaj – poprosił, na co cicho westchnąłem. Dzisiaj przecież niczego takiego nie robię, więc nie muszę tak jakby uważać na siebie. Chyba, że przy używaniu noża, by się nie skaleczyć, bo czasem i tak się dzieje. Ja to po prostu mam dar do takich rzeczy. 
- Tylko pod warunkiem, że nie będziesz się tak bardzo o mnie martwił – odpowiedziałem, leniwie się przeciągając. 
Tak jak podejrzewałem, wkrótce dołączył do nas Yuki i na łóżku robiło się trochę tłoczno. Postanowiłem zostawić Mikleo z dziećmi, w końcu to było jego święto i podczas kiedy on będzie wypoczywał, ja zajmę się domem. W końcu należało zrobić i wywiesić pranie, posprzątać kilka pomieszczeń, później jeszcze zrobić obiad... na pewno to wszystko zajmie mi to cały dzień, ale najważniejsze jest to, że Miki będzie mógł sobie wypocząć. Muszę przyznać, ostatnie dni były jakieś takie... spokojniejsze? Prawie tak, jakby żaden demon nie czyhał na naszą córeczkę. Może już stwierdził, że nie uda jej nam zabrać i zrezygnował...? Na pewno tak nie jest, ale miło by było, ja bym nie narzekał. 
Po półgodzinie przyszedł Yuki z tacką pełną pustych naczyń mówiąc, że mama zaraz zejdzie. Coś czułem, że Mikleo najpierw musi się przebrać. Pewnie nie chciał chodzić przy dzieciach w samej koszuli i dlatego tak troszkę wykorzystał Yuki’ego. Albo chłopiec sam zaproponował, że odniesie naczynia, w końcu to bardzo dobry chłopiec. 
- Możemy już robić mamie ciasto? – spytał lekko zniecierpliwiony Yuki, zachowując cichy ton. To miała być kolejna niespodzianka dla Mikleo, do której już trochę się przygotowywaliśmy, mamy przepis, mamy składniki, tylko trzeba jeszcze jakoś zająć Mikleo.
- A prosiłeś ciocię Ednę o pomoc? – odpowiedziałem pytaniem, zerkając na niego kątem oka. Edna także była zamieszana w ten mały plan, w końcu to ona miała pilnować, by trzymać Mikleo z dala od kuchni przez czas przygotowywania ciasta. 
- Jeszcze nie wstała. 
- Więc albo ją obudź, albo poczekaj, jak się obudzi – ostatnie zdanie powiedziałem już bardzo cicho, ponieważ usłyszałem, że Mikleo schodzi na dół. Oby tylko to ciasto nam wyszło, nigdy w życiu niczego nie piekłem, więc różnie może wyjść... cóż, będę się bardzo mocno trzymał przepisu, jaki otrzymałem od Alishy. Może się uda.

<Owieczko? c:> 

piątek, 27 maja 2022

Od Mikleo CD Soreya

Zerknąłem na męża, gdy zadał pytanie dotyczące Edny, od kiedy on się nią ta interesuje? Zresztą nie ważne, na pewno się o nią martwi w końcu dziewczyna nam pomaga i żadne z nas nie chce, aby stała się jej jakaś krzywda.
- Spokojnie, Edna jest w swoim pokoju. Dziś trochę mi pomogła z dzieciakami i ogarnięciem najpotrzebniejszych rzeczy w domu i na pewno jest zmęczona - Wyjaśniłem, leniwie rozciągając się na krześle, szczerze i ja bym zmęczony trochę dziś zrobiłem i dlatego bardzo chętnie położę się zaraz spać z mężem u boku, który również wyglądał na zmęczonego. Szukanie pracy wcale nie jest takie proste, jakim mogłoby się wydawać.
- Dobrze - Sorey kiwnął głową, wracając do jedzenia, najwidoczniej był bardzo głodny, co chyba nie powinno mnie dziwić, Sorey na sto procent nic dziś nie jadł na mieść, mogłem to wziąć pod uwagę i zrobić mu coś innego, teraz to i tak już za późno, no nic, musi nacieszyć się zwykłymi kanapkami, a jutro zrobię mu porządny obiad.
 - Umyjesz talerzyk i kubek? Poszedłbym się już umyć - Wyznałem, przecierając dłonią oczy, odczuwając zmęczenie.
- Oczywiście, że tak potrafię po sobie posprzątać, możesz iść - Gdy odpowiedział na moje pytanie, od razu kiwnąłem głową, wstając z krzesła. Dziś naprawdę dostałem w kość od dzieci, a mówi się, że rodzicielstwo jest takie przyjemne i proste. Cóż przyjemne może i jest, ale na pewno nieproste.
Bez zbędnych słów poszedłem zażyć gorącej, ale krótkiej kąpieli idąc po niej do sypialni, gdzie nie doczekałem, się męża zasypiając dość szybko jak na mnie.

Następnego dnia rano obudził mnie przyjemny zapach kawy, zaskoczony otworzyłem powoli oczy, przecierając je dłonią, dostrzegając tym samym męża stawiającego tace z jedzeniem i kawą na stoliku nocnym.
- A to z jakiej okazji? - Rozciągając się, przyglądałem cały czas mężowi po pierwsze zaskoczony jego wczesnym wstaniem a po drugie śniadaniem do łóżka tak chyba bez okazji.
- Dziś dzień mamy - Zaczął, co mnie rozbawiło. Dzień mamy naprawdę?
- Twoją mamą chyba nie jestem - Rozbawiony cicho zaśmiałem się, patrząc na męża.
- Moją nie, ale moich dzieci już tak i za to chciałem ci podziękować - Wyjaśni, całując delikatnie moje usta.
Przyznam, to było całkiem miłe uczucie, gdy ktoś pamięta o „twoim świecie”, nie żebym pamiętał o tym świecie, ale miło, że on o nim pamiętał.
- Kochany jesteś - Wymruczałem zadowolony kładąc dłonie na jego policzkach, aby pogłębić pocałunek, tak zwyczajnie ciesząc się z drobnych rzeczy.
Sorey uśmiechnął się do mnie ciepło, głaszcząc po policzku.
- To ja dziękuje, gdyby nie ty nie miałbym tak wspaniałej rodziny - Wyszeptał, patrząc prosto w moje oczy. Ta chwila nie trwała jednak zbyt długo mała, która zdążyła się już obudzić, zaczęła płakać, informując o swojej obecności. Chcąc po nią iść, już przygotowywałem się do wstania z łóżka, przed czym powstrzymał mnie mąż, proszący bym został. Nie kłócąc się z nim, kiwnąłem głową, pozostając w miękkim i przytulnym łóżku, w którym już po chwili znalazła się mała z tatą. Prawie cała rodzina w komplecie brakowało tylko naszego syna, który jeszcze pewnie spał.
Zadowolony położyłem się na poduszczę, obserwując małą bawiącą się z tatą, niewiarygodne, że ta mała istotka będzie wybranką, aż sam wciąż nie mogę w to uwierzyć. Kiedyś ja zostałem wybrany na serafina i opiekuna mojego męża, a teraz nasza córka została wybrana na bohaterkę, oby udało jej się pokonać wszystkie trudności, które czekają na nią w przyszłości.
- Tak właściwie, bo wczoraj nie dokończyliśmy tematu, od kiedy zaczynasz tę dorywczą pracę? - Spytałem, z ciekawości przypominając sobie o wczorajszej niedokończonej rozmowie.

<Pasterzyku? C::>

czwartek, 26 maja 2022

Od Soreya CD Mikleo

Dlaczego Mikleo od razu miał takie negatywne podejście? Nawet nie powiedziałem mu szczegółów, a on od razu myśli, że to coś niebezpiecznego. Znaczy, trochę racji ma, ponieważ dobrze płatne prace wymagają trochę ryzykowania swoim życiem i zdrowiem, i to właśnie takie propozycje rozważam, bo potrzebujemy pieniędzy, ale Miki jeszcze o tym nie wie, a już takie pochopne wnioski wyciąga. Ja wiem, że zazwyczaj on z naszej dwójki był  tym, który widział świat w szarych barwach, a ja byłem tym optymistą, ale na przestrzeni lat troszkę się to pozmieniało. Aktualnie miałem wrażenie, że Miki przejął moją rolę optymisty, a ja jego. 
- Cóż, od kiedy mamy demona na karku, to każde wychodzenie z domu jest niebezpieczne – odpowiedziałem wymijająco, nie chcąc za bardzo mówić mu, co to za prace. Im mniej wie, tym bardziej jest spokojny. I tak ma już wystarczająco dużo na głowie, więcej mieć nie musi. A ja sobie dam radę, jak zawsze zresztą. 
- Sorey, wiesz dobrze, że nie to miałem na myśli – powiedział tym swoim nieznoszącym sprzeciwu głosem. 
- Wiem, że za dużo się martwisz, kochanie. Widziałem dzisiaj u jednego z krawców idealny strój dla ciebie, wyglądałbyś w nim iście królewsko. Tylko najpierw muszę na niego zarobić. I sprawdzić, jakie masz wymiary, bo ten egzemplarz, który widziałem na wystawie, będzie raczej na ciebie za duży... – zacząłem, uważnie się mu przyglądając. Wizualnie faktycznie tamten strój wyglądał dla kogoś z nieco większym ciałem, a Miki jest strasznie drobny. I że on się bał, że przytyje w te kilka dni, jak był człowiekiem... niesamowite, jak to Mikleo potrafi wszędzie wypatrzyć problemy, nawet tam, gdzie ich nie ma. 
- Nadal uważam, że przeznaczanie pieniędzy na strój dla mnie jest bezcelowe. Mógłbyś je odłożyć na coś ważniejszego, jak na remont do pokoju Misaki – a ten znowu swoje... to jego gadanie już troszkę zaczynało mnie irytować. Ja wiem swoje i tak łatwo mu nie odpuszczę. I tak powinien się cieszyć, bo on w tym stroju będzie wyglądał cudownie, a ja raczej jak pajac. I mnie będą widzieć wszyscy, a jego tylko wybrani, więc naprawdę nie ma na co narzekać. 
- Miki, to jest bardzo ważna uroczystość, więc musisz być odpowiednio ubrany. I uczesany. Dopilnuję tego, byś był najpiękniejszy na weselu zaraz po pannie młodej – obiecałem mu, biorąc łyk gorącej herbaty. To teraz tylko wypić, zjeść i spać, nie wiem, jak Miki, ale ja byłem padnięty. Pomagałem dzisiaj w kuźni i muszę przyznać, trochę mnie po tym mięśnie bolały. 
- Czemu dopiero po pannie młodej? – spytał jakby trochę zaskoczony moimi słowami. 
- Bo to jej najważniejszy dzień w życiu i musi być najpiękniejsza. Ale w moim osobistym rankingu zawsze będziesz na pierwszym miejscu – wyszczerzyłem się do niego głupkowato, na co Mikleo parsknął śmiechem. I w ten sposób trochę odbiegliśmy od tematu mojej pracy, o co mi od początku chodziło. Czasem jednak mam jakieś przebłyski geniuszu. Jestem głupi, owszem, ale czasem potrafię zaskoczyć i innych, i siebie. 
- Już mi tak tu nie słódź, tylko jedz i do łóżka, nim wpadnie ci jeszcze więcej głupich pomysłów – odparł w decydowanie lepszym humorze, stawiając przede mną talerz z kanapkami. 
Właściwie, to zjadłbym coś ciepłego i bardziej sytego, bo w końcu nie jadłem dzisiaj obiadu, ale nie zamierzałem wspominać o tym Mikleo. Byłem mu bardzo wdzięczny za te kanapki, w końcu nie musiał mi nic przygotowywać, a nie chciałbym mu przypadkiem sprawić przykrości. Jutro siedzę w domu, więc coś sobie sam przygotuję. Czas, bym ja zajął się domem, a Miki sobie troszkę odpoczął. 
- Właściwie, nie widziałem dzisiaj Edny. Wszystko z nią w porządku? – spytałem, nagle zdając sobie sprawę z tego małego szczegółu. Rano jak wychodziłem, to chyba spała, bo była jeszcze całkiem wczesna godzina, ale teraz...? Spodziewałem się, że mnie przywita tym swoim pełnym pogardy głosem, a tu tylko Miki. Znaczy, mi to do szczęścia wystarczało, ale trochę niepokoił mnie fakt, że jej tu nie było. 

<Owieczko? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

Zastanowiłem się chwile nad słowami mojego męża, nie mogąc się nie zgodzić z tym, że potrzeba nam pieniędzy na prezent i remont pokoju małej, ale nowe ubrania dla mnie? Po co to? Przecież mnie i tak nikt w stanie nie będzie ujrzeć no może nikt prócz męża i panny młodej więc czy mam potrzebę strojenia się? Raczej nie wiem jednak, że mój mąż nie odpuści a ja czy tego chce, czy nie będę musiał iść z nim w ładnym stroju, zapewne po to by on sam nie czuł się źle ubrany w tak ładny strój czy coś w ten desant.
 - Po co mi ładny strój? - Wyznałem, nie widząc potrzeby marnowania pieniędzy na moją osobę, ubiorę koszulę, białe spodnie i też będę wyglądał ładnie, nie muszę stroić się aż tak ładnie. To bez sensu mnie nikt nie zobaczy, nikt prócz Alishy, ale i ona myślę sobie, nie będzie miała nic przeciwko temu, bym przyszedł na jej ceremonie w koszuli. Czy to zły strój? Myślę, że nie.
- Jak to po co? Musisz się ładnie prezentować - Wyjaśnił, podchodząc do mnie, by niby to od niechcenia troszeczkę pobawić się moimi długimi włosami.
- No dobrze, jeśli odczuwasz taką potrzebę. Idź, tylko uważaj na siebie - Poprosiłem, przytulając się do męża, nie mając zamiaru się z nim kłócić, jeśli bardzo potrzebuje, niech już będzie, mogę się zgodzić na ten strój i dorabianie, to drugie dobrze mu zrobi, mam wrażenie, ze siedzenie w domu mimo wszystko mu nie służy, za bardzo się martwi i to nie potrzebne niech poszuka sobie jakieś pracy i zajmie czymś głowę dla własnego i naszego spokoju.
- Będę, nie musisz się martwić - Zapewnił, całując mnie w czoło, kilka chwil już później zbierając się do wyjścia z domu. Oby tylko nic mu się nie stało, Sorey lubi pakować się w kłopoty i to z własnej głupoty, oboje doskonale to wiemy i oboje to praktykujemy, z tą różnicą, że ja jestem aniołem i moje szanse na przetrwanie są większe niż jego.. - Będę później, do zobaczenia - Zawołał, wychodząc z domu. A więc zostałem sam z dzieciakami. Misaki śpi, a Yuki bawi się w pokoju mam więc czas na odpoczynek lub lepiej pójdę do syna, by spędzić z nim trochę czasu, by w tym wszystkim nie czuł się poszkodowany.
Jak pomyślałem, tak też zrobiłem, idąc do syna, spędziłem z nim trochę czasu, bawiąc się jak za dawnych czasów, miło jest przy dzieciach znów poczuć się jak ten mały dzieciaczek, który nie musi się niczym martwić, czasem brakuje mi tych dni.
Mój mąż do domu wrócił wieczorem, gdy Yuki i Misaki najedzeni i wykąpani spali w swoich pokojach, a ja relaksowałem się na kanapie, czytając książkę.
- Jesteś już - Zadowolony wstałem z kanapy, witają się z mężem, krótkim pocałunkiem. - Przygotowałem ci kolację, rozbierz się i chodź, opowiesz mi, co znalazłeś lub czy masz już coś na oku - Zachęciłem go, będąc naprawdę ciekaw tego, czy coś ma, jednocześnie ciesząc się, że wrócił do domu cały i zdrowy.
Sorey kiwnął głową, spokojnie zdejmując buty i kurtkę odwieszając ją na haczyku, idąc za mną do kuchni, gdzie chyba troszeczkę zmęczony rozsiadł się na krześle, gdy ja postawiłem na stole kolacje, przygotowując mu jeszcze gorącą herbatę.
- Dziękuję, dzieci śpią? - Zapytał, zerkając na mnie.
- Tak - Odpowiedziałem, stawiając przed nim kubek z herbatę. - To opowiadaj, rozejrzałeś się? Masz coś na oku? - Dopytałem, z ciekawości doskonale wiedząc, jak bardzo mu na tym zależy by w tej chwili gdzieś dorobić.
- Nie ma tu chyba co opowiadać, byłem popytałem mam kilka propozycji szybkiego dorobienia się kilku groszy nic specjalnego - Brzmiał tajemniczo, miałem nadzieje, że to nic głupiego.
- Ale nie jest to nic niebezpiecznego prawda? - Spytałem tak dla pewności, trochę martwiąc się o męża i tymczasową pracę, którą mógł mieć na oku.

<Pasterzyku? C:>

środa, 25 maja 2022

Od Soreya CD Mikleo

Byłem zaskoczony, słysząc w jego głosie szczery entuzjazm. Czy on naprawdę chciał iść? Myślałem, że nie za bardzo przepada za takimi uroczystościami, w końcu zazwyczaj jest na nich bardzo dużo ludzi, którzy czysto teoretycznie mogą mnie podrywać, a przynajmniej tak uważał mój mąż. Ja tam nie uważam, żebym by kiedykolwiek i przez kogokolwiek był podrywany... no dobrze, była jeszcze Junko, ale dopóki mi nie powiedziała mi wprost, że liczy na coś więcej, raczej bym się nie domyślił. To może jednak ludzie mnie podrywają, tylko jestem taki głupi i tego nie dostrzegam? 
- Nie wiem, czy mając demona na karku powinniśmy gdziekolwiek wychodzić – zauważyłem, przyglądając się zaproszeniu. Czyli jednak zdecydowała się ulec presji rady i za niego wyjść... nie zazdrościłem jej. Dobrze, że ja nie należałem do żadnej królewskiej lub nawet arystokratycznej rodziny i nikt nie rozkazuje mi, co mam robić i za kogo wychodzić. Nie wyobrażam sobie być z kimś, kogo się nie kocha. Moje życie bez Miki’ego byłoby straszne. Albo gdyby Miki był przy nie jedynie jako przyjaciel. Chociaż, to nawet nie byłoby za bardzo możliwe. Miałem wrażenie, że Mikleo podobał mi się od zawsze, tylko po prostu się starałem się powstrzymywać, no bo przecież to był moim przyjacielem... i jak teraz widać, nie do końca nam to wyszło. 
- To będzie niedługo? – dopytał, poprawiając malutką na rękach. 
- Dwa tygodnie – powiedziałem zgodnie z prawdą, odkładając zaproszenie na bal na blat stołu. 
- To dosyć sporo czasu – odpowiedział Miki, zaczynając przygotowywać mi kawę.
- Dla nas tak. Ale na przygotowanie królewskiego ślubu i wesela to bardzo mało. Muszą się bardzo spieszyć – wyjaśniłem, biorąc od Miki’ego Misaki, która była dzisiaj wyjątkowo żywa. 
- Albo planowali to wcześniej. 
- Trochę wątpię, ponieważ wcześniej na pewno coś bym o tym usłyszał – usiadłem przy stole, starając się odwracać uwagę Misaki od mamy. Zaraz dostanie śniadanie i będzie miała się czym zająć. – Tak właściwie, to... chciałbyś iść? 
- Chyba tak. Alishi na pewno byłoby miło, gdybyśmy byli przy niej w tak ważnym dniu – odpowiedział, czym naprawdę mocno mnie zaskoczył. Wczoraj tak po prostu przygotował romantyczną kolację, po której już absolutnie nic nie chciało mi się robić poza spaniem, a dzisiaj chce iść na bal... skąd u niego taka zmiana? Nie, żebym nie narzekał, to bardzo miłe z jego strony, tylko tak trochę do niego niepodobne. 
- Więc jeżeli chcemy iść, musimy już teraz pomyśleć o kilku rzeczach, jak chociażby strój dla ciebie i prezent dla nowożeńców.
Już pojawiły się widma kolejnych wydatków, a pieniędzy nam nie przybywa. Niby Mikleo miał ten piękny, niebiesko-biały strój od Alishy, ale podobnie jak koszula, miał już kilka dobrych lat i Mikleo mógł trochę z niego wyrosnąć. Mógł się bronić tym, że nikt go nie widzi i nie musi się ładnie ubierać, ale widzę go ja, oraz jedna z najważniejszych osób na balu, czyli Alisha. Poza tym, nie chciałbym sam ubierać się w takie ładne rzeczy sam, bo będę wyglądał jak idiota. Takie ubrania zwyczajnie mi nie pasują, ale niestety czasem po prostu trzeba było je założyć, by nie wypaść gorzej w oczach innych. 
Może w takim razie powinienem dzisiaj poszukać jakiejś pracy? Nic stałego, może po prostu pomóc komuś tu czy tam za jakąś drobną opłatą. Dla mnie to nic takiego, a kilka monet zawsze się przyda, zwłaszcza w tym momencie. I że jeszcze chcemy wyremontować pokój Misaki... skąd my na to fundusze weźmiemy, nie mam pojęcia. 
- Chyba dzisiaj znów pójdę do miasta – powiedziałem nagle, sadzając Misaki na jej krzesełku, by mogła sobie sama zjeść śniadanie. Ja się już nie bawiłem w karmienie jej, nie za dobrze mi to idzie, jeszcze znowu się rozpłacze, może obudzi Ednę i ta będzie na mnie zła. 
- Po co tym razem? Chyba zrobiłeś wczoraj zakupy? – dopytywał ze zmartwieniem mój mąż. Też nie uśmiechało mi się zostawiać ich samych, zwłaszcza że demon na pewno gdzieś tutaj się czai. 
- Tak jak mówiłem, trzeba kupić ci nowe odświętne ubrania. I prezent dla Alishy. I jeszcze chcemy wyremontować pokój małej... do tego wszystkiego potrzeba pieniędzy. Może mi się uda znaleźć jakąś dorywczą pracę, a skoro jest  na razie względny spokój, to chyba mogę to wykorzystać – wyjaśniłem mu, przeciągając się leniwie. Mam nadzieję, że Lailah i Zaveid wrócą niedługo z jakimś pomysłem, dzięki któremu pozbylibyśmy się demona, bo nie wiem, jak długo jeszcze tak wytrzymamy. 

<Aniele? c:> 

wtorek, 24 maja 2022

Od Mikleo CD Soreya

Uśmiechając się do męża, przytuliłem do jego ciała, ciesząc się bliskością osoby, którą kocham.
- Oczywiście, że czuję się już lepiej, nie musisz się o mnie martwić - Zapewniłem, odsuwając po kilku chwilach od niego. - Uciekaj się umyć, przygotuję nam coś do jedzenia - Dodałem po chwili cicho, aby nie obudzić córki, wychodząc z pokoju.
- My? Chcesz ze mną zjeść? - Zaskoczony spojrzał na mnie, zamykając cicho drzwi do pokoju dziecka.
- Tak, ja. Chcę zjeść wspólną kolację to coś złego? - Dopytałem, lekko zaskoczony jego szokiem.
- Nie, to nic złego. Po prostu raczej nie jadasz ze mną posiłków - Wyznał, z czym nie mogłem się nie zgodzić, tym razem jednak bardzo chciałem pobyć z nim, zapalić świeczki zjeść wspólnie posiłek i tak bez powodu porozmawiać o wszystkim i niczym. Wypada, doceniać to, co się ma.
- Nie jadam, a raczej jadam sporadycznie i dziś jest ten sporadyczny dzień - Wyznałem, schodząc po schodach na dół, zostawiając męża na górze samego, niech weźmie długą relaksacyjną kąpiel, a w tym czasie ja przygotuję nam kolacje przy świecach i winie, tak po prostu bez okazji jednocześnie niczego nie oczekując, chcąc tylko miło spędzić czas.
Tak jak podejrzewałem mój mąż, zażył długiej relaksacyjnej kąpieli, nim zszedł do mnie, nie ukrywając zaskoczenia z kolacji, wina i świec.
- Z jakiej to okazji? - Spytał, wchodząc głębiej do kuchni, nic nie rozumiejąc, z tego, co właśnie dostrzega przed swoimi oczami.
- Tak, w sumie to bez okazji, chciałem spędzić z tobą czas, zjeść dobrą kolację, napić się wina. I nie, nie ma to żadnego drugiego dna. Chciałbym, abyśmy oboje się po prostu zrelaksowali i chociaż na chwile zapomnieli o tym, co nas czeka w przyszłości, sytuacja jest, jaka jest a mimo to mamy chyba prawo spędzić trochę czasu sam na sam prawda? - Na moje słowa mój mąż poszedł do mnie, łącząc nasze usta w długim i namiętnym pocałunku, którego pragnąłem nigdy nie przerywać.
- Czym ja sobie na ciebie zasłużyłem? - Zapytał, gdy odsunął się ode mnie, głaszcząc po policzku.
- Nie ważne czym, ważne, że przy tobie jestem i zawsze będę - Wyszeptałem, ślicznie uśmiechając się do mojego najdroższego człowieka. - A teraz usiądźmy i zjedzmy, nim nam wystygnie - Pośpieszyłem nas, zasiadając przy stole.
Wspólny posiłek, rozmowy, wino sprawiło, że ta kolacja była naprawdę przyjemna, wszystko było wręcz idealne i dla tego tak bardzo się cieszyłem, gdy miałem okazję spędzić czas z ukochanym człowiekiem, nawet siedząc w domu przy kolacji.
Ten dzień zakończył się spokojnie, po kolacji odczuwając zmęczenie, zaciągnąłem męża do łóżka, by wspólnie położyć się i odpocząć, póki mamy jeszcze na to czas.

Kolejny dzień również zaczął się bardzo spokojnie, nad ranem, gdy mała zaczęła płakać, przyniosłem ją do naszej sypialni, kładąc pomiędzy nami, bawiąc się z nią w sposób jak naj ciszy, by nie wybudzić męża ze snu. Niestety nasza córeczka dość głośno okazywała radość, co wybudziło Soreya ze snu.
- Dzień dobry moja kruszynko - Przywiał się z córeczką, która bardzo cieszyła się na widok taty.
- Dzień dobry owieczko - Tym razem odezwał się do mnie, całując w czoło. - Jak ci się spało? - Dopytał, przytulając małą do siebie.
- Dobrze, wypocząłem i dziś znów jestem gotowy na trening, a ty? - Odpowiedziałem, jednocześnie samemu zadając pytanie.
- Czuję się dobrze, ale ty chyba mimo wszystko powinieneś dziś wypocząć, wczoraj troszeczkę przesadziłeś - Miał racje, co jednak miałem robić? Nim zdążyłem zadać to pytanie, po domu rozszedł się dźwięk pukania do drzwi. Sorey szybko wstał z łóżka, oddając mi małą, zakładając buźkę i spodnie wyszedł z pokoju, idąc do drzwi, gdzie stał sługa Alisy wręczający mojemu mężowi zaproszenie na bal mający na celu uczcić zaślubiny Alishy z jakiś tam księciem, no proszę, czyżby nasza Alisha się zakochała? Bo nie robi tego dla kraju prawda? To byłoby głupie.
- Pójdziemy? - Zapytałem, szczerze chcąc iść, a jednocześnie nie chcąc, Misaki poznałaby wielu ludzi, a to dobrze by jej zrobiło, w tłumie nikt by jej nie zaatakował z drugiej strony troszkę to niebezpieczne, sam nie wiem, dostosuję się do tego, co powie Sorey, niech o podejmie męską decyzję.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Mikleo był wycieńczony, i było to po nim widać. Chyba za bardzo go trochę z tym treningiem przycisnąłem, powinienem wcześniej to zakończyć. Pocałowałem go w policzek, odpowiadając cichutko „ja ciebie też”, pozwalając mu zasnąć. Miki zdecydowanie na to zasługuje, ja nie byłem aż tak bardzo zmęczony, więc trochę zajmę się dziećmi i domem. Ale najpierw muszę poczekać, dopóki Mikleo nie zaśnie twardym snem, a sądząc po jego zmęczeniu, długo mu to nie zajmie. 
Po kilku minutach wyczułem, że mój mąż już zasnął. Ostrożnie wziąłem go na ręce, starając się go nie wybudzić, po czym zaniosłem go do naszej sypialni. Niech odpoczywa, póki może, nie wiadomo jeszcze, jak długo będzie ten spokój trwał, dlatego niech korzysta z takich chwil jak najwięcej. Przez moment jeszcze zastanawiałem się, czy nie powinienem go przebrać w jakieś przede wszystkim czyste oraz wygodniejsze ubrania, ale zrezygnowałem z tego pomysłu. Bałem się, że podczas zdejmowania jego rzeczy jeszcze go obudzę... cóż, jak się sam przebudzi, to na pewno zmieni swoje rzeczy, jeśli będzie tego chciał. 
- Proponuję, byś położyła się spać na łóżku. Po takiej pozycji później strasznie bolą plecy – odezwałem się cicho do Edny, kiedy zszedłem na dół z małą. Dziewczyna wyraźnie usypiała na kanapie, zapewne także zmęczona. Oboje dzisiaj zdecydowanie przesadzili z treningiem. 
- Ktoś musi was pilnować – wyburczała, przecierając dłonią zmęczone oczy. 
- Racja, ale jak będziesz zasypiać na stojąco, to niewiele zdziałasz. Albo jak będą cię boleć plecy. Połóż się, a jakby było coś nie tak, obudzę was – zaproponowałem, pozwalając Misaki pochodzić sobie po salonie. 
Edna jeszcze coś mamrotała pod nosem, ale w końcu zgodziła ze mną i poszła spać. Może po tym zrozumieją, że nie należy przesadzać z treningami... chociaż, nie powinienem się tak przemądrzać, w moim życiu był taki okres, że ćwiczyłem do upadłego i jeszcze bardziej, co za zdrowe do końca nie było. Cóż, ale to już było i teraz jestem odrobinkę mądrzejszy i już wiem, że nie powinno się tak robić. I kto mi to wbijał do głowy? Mikleo. Szkoda, że dzisiaj trochę mu się o tym zapomniało. 
Do wieczora starałem się po równo poświęcać uwagę zarówno jednemu dziecku, jak i drugiemu, co nie było takie łatwe. Musiałem jednak dopilnować, aby oba Serafiny wypoczęły, dlatego starałem się najlepiej jak mogłem. Późnym wieczorem położyłem dzieci spać, odrobinkę wykończony po całym dniu roboty. Znaczy, prawie je położyłem, została mi jeszcze Misaki, ale jej wystarczyło przeczytać kilka rozdziałów. Swoją drogą, ostatnio coraz szybciej udaje mi się ją położyć do snu, chyba trochę nabieram w tym wprawy. 
Po niecałych dwudziestu minutach Misaki usnęła, dlatego ostrożnie przeniosłem ją do jej łóżeczka, by tam okryć ją kocykiem. Przez moment jeszcze wpatrywałem się w jej spokojnie śpiącą twarzyczkę. Jak wiele istot będzie jeszcze chciało ją nam odebrać? Najpierw dziadek, teraz ten demon... kto będzie następny? I dlaczego? Co takiego Misaki im zrobiła? 
Upewniłem się, że wszystko jest w porządku, i odwróciłem się, by wyjść z pokoju i pójść do łazienki, by zmyć z siebie brud z całego dzisiejszego dnia. Dopiero wtedy zauważyłem Mikleo opartego o framugę drzwi, już wykąpanego i ubranego w moją koszulę w kratę. I pomyśleć, że specjalnie dla niego kupiłem taką samą koszulę, w której spał przez jakieś dziesięć lat, a on woli tę... czasem rozumiemy się bez słów, a czasem mam wrażenie, że ani trochę go nie znam. 
- Długo tu stoisz? – spytałem, z jakiegoś powodu czując się dziwnie. Miałem nadzieję, że nie stoi tu jakoś specjalnie długo, to byłoby troszkę niezręczne. 
- Odkąd zacząłeś czytać Misaki – powiedział, podchodząc do mnie i kładąc dłonie na moich ramionach. Czyli praktycznie cały czas... 
- Mogłeś dać mi znać, że tu jesteś, pewnie się trochę wynudziłeś – odpowiedziałem, całując go w policzek. Najpierw wynudził się na rynku, a teraz obserwując, jak usypiam dziecko. 
- Nie, miło jest patrzeć, jak opiekujesz się dziećmi – odpowiedział, na co zmarszczyłem brwi. Nie wiem, co takiego jest fajnego w obserwowaniu mnie, kiedy po prostu wykonuję swoje obowiązki, ale niechaj mu będzie. 
- Jak się czujesz? Lepiej już? – dopytałem pamiętając, że po treningu Mikleo nie dość, że był zmęczony, to jeszcze trochę poobijany przeze mnie i Ednę. Nie powinien jeszcze spać? Bo moim zdaniem zdecydowanie powinien. A ja może jeszcze chwilę posiedzę i upewnię się, że nic nie czai się na nasz dom. Niby jest spokojnie, ale jak dla mnie jest za spokojnie. 

<Owieczko? c:> 

poniedziałek, 23 maja 2022

Od Mikleo CD Soreya

Cicho westchnąłem na dźwięk słów mojego męża, niesamowite jak bardzo nie chciał, abym z nim szedł, czyżby coś ukrywał? Nie raczej nie gdyby chciał coś ukryć i tak by to zrobił, a przecież ufamy sobie i oboje dbamy o to, by żyć ze sobą w szczerości, po prostu uważa, że stracę czas, kiedy to ja wręcz uważam, że powinienem z nim iść, ale nie po to, by go pilnować a po to, by zadbać o jego bezpieczeństwo, a to różnica.
- Chce pójść z tobą i nie, odpoczywać też nie chcę - Zapewniłem, spoglądając w lustro znajdujące się w przedpokoju, wyglądałem jak wyglądałem, nie do końca wyjściowo dlatego właśnie chciałem, by Edna szła z moim mężem. Niestety, jeśli nie mam wyjścia i w takim stanie mogę pójść. Mnie i tak nikt nie zauważy, a co za tym idzie, wstydu mężowi nie przyniosę.
- Jeśli tak to chodźmy, nie traćmy już więcej czasu - Stwierdził, wychodząc z domu co i uczyniłem sam, podążając za mężem, nie za dużo mówiąc, czy też robiąc. Moim zadaniem było przede wszystkim przypilnować, abym nic złego się nie wydarzyło.
Zakupy same w sobie nie trwał za wiele czasu, mój mąż skupił się na tym, co istotne, a ja patrząc gdzieś przed siebie, obserwowałem okolice, nagle dostrzegając kogoś mi znajomego. Kogoś, kogo zobaczyć raczej nie mogłem, w końcu mój obraz przeszłości był zamazany, a osoba ta już nie żyje, a mózg mógł mnie oszukać, wmawiając niestworzone rzeczy.
- Miki? - Słysząc głos męża, otrząsnąłem się, odwracając w jego stronę.
- Słucham? - Wracając na ziemię, spojrzałem na męża, próbując dojść do tego, co mógł do mnie wcześniej powiedzieć.
- Coś się stało? - Zapytał zmartwiony, kładąc dłoń na moim policzku, nie przejmując się ludźmi.
- Nie, wszystko w porządku, coś mówiłeś prawda? - Spytałem, zmieniając temat naszej konwersacji.
- Tak, pytałem, czy możemy już wracać - Wyjaśnił, wciąż uważnie mi się przyglądając.
- Tak, oczywiście wracajmy - Zgodziłem się, jako pierwszy wręcz kierując się w stronę domu, chcąc już wracać do dzieci, by upewnić się, czy wszystko z nimi w porządku.
Na szczęście po powrocie zastałem cały dom, zdrowe dzieci i znudzoną Edne, jak dobrze, że wszystko było w jak największym porządku. To pozwoliło mi spokojnie wypakować z mężem artykuły spożywcze z torby mając czas na wspólny trening...
Trening sam w sobie obojgu nas wymęczył a mimo to, gdyby mój mąż nie zakończył trening, to mógłbym ciągnąć to nadal, nie dając sobie wytchnienia, jednocześnie nie mając już sił, dłonie same trzęsły mi się od przeciążenia a nogi ledwo stały. Dziś naprawdę dałem sobie w kość.
Zmęczony usiadłem na schodach, starając się uspokoić oddech.
- Wszystko w porządku? - Mój mąż, który poszedł po wodę, podał mi szklankę, za co byłem mu bardzo wdzięczny, trochę wody naprawdę mi się przyda po tak męczącym treningu.
- Dziękuję - Lekko zachrypiałem głosem, podziękowałem za wodę, wypijając całą szklankę w ciągu kilku chwil.
- Mogłeś mówić, że masz już dość, niepotrzebnie się przemęczasz - Wyznał, głaszcząc mnie po głowie.
- Wiem, wiem o tym, po prostu chce być przygotowany na każdą okazję, demon nie da mi szans na odpoczynek. Zaatakuje, gdy tylko zobaczy, że jestem słaby - Wyznałem, odstawiając szklankę na bok.
- Nie musisz się aż tak katować i martwić, masz mnie a ja samego cię nigdy nie zostawie - Zapewnił, całując mnie w czoło. Kochany człowiek i jak ja miałbym go nie kochać?
Bez słowa przytuliłem się do niego, zamykając na chwile zmęczone oczy.
- Wiesz, kocham cię i to kocham bardzo mocno - Wyszeptałem, chwytając jego dłoń, którą mocniej ścichałem, nie otwierając jeszcze oczu, byłem zmęczony i tak przyjemnie leżało mi się na jego ramieniu.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Nie do końca rozumiałem, po co kogokolwiek ze mną wysyłać. Fakt, wcześniej zrobiłem lekką głupotę idąc do Junko, ale bronią mnie dwa fakty. Pierwszy z nich to to, że nie wiedziałem, iż dziewczyna zawarła umowę z demonem. Gdybym wiedział, nigdy bym się nie zbliżył do jej domu, może i jestem głupi, ale doskonale wiedziałem, że sam z demonem w życiu nie dałbym sobie rady. A drugi z tych faktów jest taki, że chciałem dobrze. Jedyne, czego chciałem, to upewnić się, że nic głupiego nie wpadło jej do głowy. No i teraz już wszyscy wiemy, że wpadło, i to chyba jeden z najgorszych pomysłów, na jaki mogłaby wpaść... 
- Jedyne, co chcę zrobić, to szybkie zakupy, nie ma w tym niczego głupiego – próbowałem się bronić, ponieważ nie za bardzo chciałem, aby Edna ze mną szła. Jestem dorosłym człowiekiem, potrafię samodzielnie zrobić zakupy, nie potrzebuję do tego opiekunki.
- Już wczoraj miałeś zrobić zakupy i oboje dobrze wiemy, jak to się skończyło – przypomniał mi, na co napuszyłem niezadowolony policzki. Rany, raz mi się zdarzyło zostać obezwładnionym przez demona, po co to cały czas powtarzać?
- Ale dzisiaj zamierzam iść prosto na targ – dalej uparcie trzymałem się swego, mimo wszystko starając się zachować spokojny i cichy ton głosu. W końcu malutka powolutku usypiała, a ja nie chciałem jej wybudzać. Najwyższa pora spać, w końcu jest to bardzo ważne w życiu niemowlaka. Dzięki temu będzie rosnąć, Miki mało spał i dlatego jest teraz taki... nie za bardzo wysoki. 
- Owszem, a Edna tego dopilnuje – na jego słowa westchnąłem cicho. Ale mam jeszcze jednego asa w rękawie, który może go przekonać. 
- Pragnę tylko zauważyć, że Edny tutaj nie ma. W takim razie położę małą do łóżeczka i będę się zbierał... 
- Poczekasz grzecznie tutaj, dopóki nie wróci – słysząc ton jego głosu wiedziałem, że muszę go posłuchać. To była kompletna głupota, zmarnuje czas nie tylko ja, ale i Edna. 
Westchnąłem cicho i odchyliłem głowę do tyłu, przymykając oczy. Przecież to było kompletnie niepotrzebne, za bardzo się mną przejmuje. To nasza córeczka jest w niebezpieczeństwie, dlatego ja powinienem być jego najmniejszym zmartwieniem. Zresztą, mnie i tak nic nie będzie; w tym momencie w mieście jest bardzo dużo ludzi, wątpię, że demon będzie chciał mnie zaatakować przy tylu światkach. Wszystko przemawia za tym, by puścić mnie samego, tylko Mikleo musi postawić na swoim, jak zwykle.
Edna w końcu wróciła do domu, cała i zdrowa. Skoro jej spacer minął bez żadnych niespodzianek, na pewno mój wypad na rynek także będzie bezproblemowy... 
- Edna, będę miał do ciebie prośbę – zaczął Mikleo, biorąc ode mnie małą. – Przypilnujesz Soreya podczas zakupów? – czemu użył słowa „przypilnować”? To brzmi źle w jego ustach...
- Nie jestem jego niańką, by go pilnować, jest twoim mężem, nie moim. Poza tym, jak już teraz tak usiadłam, to już nie chce mi się wstawać – chwała lenistwu Edny, dzięki niemu wyruszę sam. 
- No to obawiam się, że będę musiał iść sam... – odpowiedziałem niby to ze smutkiem, ale z trudem kryjąc uśmiech. 
- Jeszcze nie skończyłem. W takim razie zostałabyś z dziećmi? 
Edna stwierdziła, że w sumie to mogłaby, skoro i tak śpią. Ech, a było tak blisko... Mikleo zaniósł małą na górę i już po chwili mogliśmy wychodzić. W tym momencie Mikleo mógł sobie odpocząć przed treningiem, który będzie miał miejsce po tym, jak już wrócimy. A tak będzie musiał za mną chodzić i przysłuchiwać się moim wszystkim rozmowom, a to jest w końcu raczej nudne, bo sam nie będzie mógł nic zrobić. To i tak lepiej, niż gdyby ludzie mogli go widzieć. Dzięki temu nikt mi go nie będzie podrywał. 
- Na pewno nie wolisz w tym momencie się przespać i odpocząć? – zapytałem po raz ostatni, zanim wyszliśmy z domu. 
- Nie byłbym w stanie spać wiedząc, że znów wpadniesz na coś głupiego – odpowiedział, poprawiając swoje włosy. Swoją drogą, mógłby się przebrać. Cały dzień trenował, przewracał się na ziemię i nawet trochę krwawił. Ja wiem, że nikt go nie widzi poza mną, ale właśnie dla mnie mógłby się przebrać. 
- Marnujesz tylko czas, dam sobie radę, naprawdę – powiedziałem, po raz ostatni próbując go przekonać do zmiany planów. 

<Mikleo? c:> 

niedziela, 22 maja 2022

Od Mikleo CD Soreya

Mój mąż miał racje, krótka przerwa by się nam przydała, trochę już trenujemy i przyznać muszę, zaczynam odczuwać zmęczenie, Edna nie daje mi taryfy ulgowej, ale to i dobrze demon tez mi jej nie da, a na niego właśnie muszę być przygotowanym.
- Sorey ma racje, przerwa dobrze nam zrobi - Odparłem, biorąc córeczkę na ręce, która aż prosiła o kilka chwil mojej uwagi.
Dziewczyna kiwnął głową, postanawiając się przejść, nie jestem pewien czy to dobry pomysł jednakże nie będę tego negował, jest dorosła i sama decyduje, co będzie robiła, a czego robić nie powinna.
Trzymając córeczkę na rękach, wróciłem do domu, gdzie zająłem się dziećmi, gdy mój mąż spokojnie spożywał obiad, nie musząc przejmować się dziećmi, które stawały się coraz to bardziej ruchome.
- Jesteś pewien, że chcesz dziś jeszcze trenować? - Sorey po spożyciu posiłku przyszedł do mnie, siadając obok na kanapie, przyglądając się naszej małej córeczce, która wesoło dreptała po salonie niczym i nikim się nie przejmując.
- A co boisz się, że wygram? - Z zadziornym uśmiechem spojrzałem na męża, nie ukrywając zadowoleniem i rozbawienia jego miną, którą zrobił od razu po wypowiedzianych przez mnie słowach.
- Aleś ty zabawny, boję się to, że mi padniesz ze zmęczenia - Wyjaśnił, na złość mi wypijając palce w moje żebra.
- Sorey możesz być spokojny, nic mi nie jest i nic mi nie będzie. Ja wiem, kiedy mam powiedzieć dość - Zapewniłem, całując męża w policzek.
- Miki przepraszam, ale gdybym cię nie znał, może bym się na to nabrał, oboje wiemy, że nie znam umiaru przynajmniej nie w takich sprawach - Skwitował, dając mi jasno do zrozumienia co myśli o moich słowach i czynach, które nie zawsze są zgodne ze wcześniej wypowiedzianymi słowami.
Prychnąłem cicho, słysząc jego słowa to nie prawda ja wcale.. Ach kogo ja próbuję oszukać mój mąż, ma racje, ja nie znam umiaru i raczej nigdy go nie poznam, z resztą, po co mi umiar muszę trenować i to trenować dużo, aby być pewnym bezpieczeństwa naszej nie tylko córeczki, ale i całej rodziny. Bóg sam wie, co jeszcze siedzi w głowie demona, po co tak naprawdę potrzebuje nasze dziecko, ona jest mała i taka niewinna w niczym mu nie pomoże, nawet gdyby bardzo tego chciał to małe dziecko niech, że da jej spokój.
- Bardzo chciałbym się z tobą nie zgodzić, ale nie mogę - Wyznałem, cicho przy tym wzdychając, oboje wiemy jak jest i niczego nie zmienimy, taki już jestem, oby tylko nasza córka była bardziej rozsądna niż ja i jej tato.
- Cóż znam cię na tyle dobrze, że coś nie coś wiem - Wyznał, całując mój policzek, biorąc na ręce Misaki która przyszła do taty przytulając się do jego klatki, najwidoczniej odczuwając już zmęczenie. Biedne dziecko pora już do snu.
- Oczywiście - Kiwnąłem głową, opierając ją na ramieniu męża, wpatrując się w okno, za którym panował spokój, którego spokój nam czasem brakuje. Może po zabiciu demona już nikt nie będzie chciał skrzywdzić naszej córki? Tego nie wiem, mogę mieć tylko nadzieję.
- Kiedy chcesz rozpocząć trening?
- Najprawdopodobniej po zakupach, muszę iść na targ, bo zaczyna nam brakować jedzenia - Wyjaśnił, co w żadnym wypadku mi nie odpowiadało, już popisał się ostatnim razem, teraz idę z nim.
- W porządku, pójdę z tobą - Wyznałem, za bardzo nawet nad tym się nie zastanawiając.
- Nie, Mikleo ktoś musi zostać z dziećmi - Przypomniał mi, no tak nie mogę zostać dzieci Ednie, niby nie miałaby nic przeciwko jednakże to nasze dzieci i nie chce jej nimi obarczać.
- W porządku, pójdziesz z Edną, ona nie będzie miała nic przeciwko - Stwierdziłem, patrząc mu prosto w oczy.
- Nie muszę iść z Edną.. - Zaczął, patrząc na mnie z niedowierzaniem w oczach.
- Albo pójdziesz z Edną, ale nie pójdziesz wcale, ktoś musi pilnować, byś znów nie wpadł na głupie pomysły - Odparłem, nie mając zamiaru mu odpuszczać, sam nie pójdzie czy mu się to podoba, czy nie to niebezpieczne i ryzykowne a Edna w razie co będzie w stanie go obronić.

<Pasterzyku? C:>

piątek, 20 maja 2022

Od Soreya CD Mikleo

Wiedziałem, że treningi są bardzo ważne, w końcu ja sam, kiedy byłem jeszcze w straży, musiałem poświęcać trochę czasu na ćwiczenia, by nie wypaść z formy, ale nie byłem pewien, czy ten moment jest odpowiedni. Mikleo dopiero go skończył jeden, dość wykańczający trening, podczas którego Edna rozkwasiła mu nos. Plus, nasze dzieci wymagają opieki chociaż jednego z nas, więc kiedy są na nogach wspólne treningi odpadają. No i muszę przyznać, że takie leżenie na plecach trochę mimo wszystko jeszcze sprawiało mi bólu. Minie trochę czasu, nim siniaki w końcu zbledną i przestaną dawać o sobie znać... chociaż, siniaki nie  powinny być dla mnie wymówka. Demon na pewno nie da mi taryfy ulgowej z powodu kilku siniaków na ciele. 
- Może po południu, jak Misaki sobie utnie drzemkę. I jeszcze musisz zająć się swoim nosem, nadal jeszcze trochę płynie ci krew – dodałem odrobinkę zmartwiony, wycierając z najwyższą ostrożnością czerwoną stróżkę płynącą z jego nosa. Zostawiłem tę dwójkę na chwilę samych i już polała się krew... Mam wrażenie, że za każdym razem, kiedy tylko zostawiam Mikiego bez swojego nadzoru, ten musi coś sobie zrobić. I to on narzeka, że ja zachowuję się jak dziecko, a to jemu za każdym razem dzieje się krzywda. A mnie z kolei tylko czasem dzieje się krzywda. 
- To nic wielkiego, zaraz przestanie – odparł, czym nie do końca mnie uspokoił. Nie jestem jakoś najlepszy w leczeniu, bo nie za wiele używam tego daru, ale może gdybym się teraz tak trochę skupił, na pewno w jakiś sposób zdołałbym mu trochę ulżyć... ostrożnie dotknąłem jego nosa, by nie sprawić mu niepotrzebnego bólu, a następnie uwolniłem swoją moc. – W takim razie kwestię nosa mamy już z głowy, dziękuję – powiedział rozbawiony i ucałował delikatnie moje usta. 
- Chyba, że zaraz znowu zaczniesz walczyć z Edną. Chodźmy już do Misaki, zostawiłem ją z Yukim, a doskonale wiesz, jaki on potrafi być – odparłem, gładząc go po policzku. Szczerze, to podobnie jak Miki, nie chciałem wstawać, nawet pomimo bólu pleców. Obyśmy mieli dla siebie trochę więcej takich spokojnych momentów, ale szczerze wątpiłem, by szybko nam trafiła nam się kolejna taka okazja. To był który dzień, od kiedy dowiedzieliśmy się, że jakiś demon pragnie naszej córki? Trzeci, czy czwarty? Zresztą, to nie ma znaczenia, bo zanim Lailah i reszta wróci, może minąć nawet kilka tygodni. Musimy liczyć się także z tym, że nie wrócą z żadnym pomysłem i trzeba będzie bardzo poważnie rozważyć pomysł Mikleo... obyśmy sobie dali radę do ich powrotu. No i też nadal muszę zrobić te nieszczęsne zakupy, których wczoraj tak nie do końca mi się udało zrobić. Ciekawe, czy Miki mnie tak po prostu puści samego. 
- Chyba zostanę i jeszcze trochę postaram się zdziałać coś samemu. Zaraz do was dołączę – obiecał, na co kiwnąłem głową. Jeżeli tak bardzo tego chce, ja mu przeszkadzać nie będę. 
- Tylko się nie przemęczaj – odpowiedziałem, powoli wstając z trawy. 
Starałem się nie okazywać bólu, jaki odczuwałem przez obolałe plecy oraz żebra, co – sądząc po podejrzliwym spojrzeniu mojego męża – raczej nie do końca mi się udało. Mikleo nie skomentował tego w żaden sposób, za co nadal byłem mu bardzo wdzięczny. W tym momencie niczego już nie mógł dla mnie zrobić, to tylko siniaki i trochę obolałe po tym złamaniu żebra, pobolą jakiś czas i przestaną. Powiedzmy, że to taka kara za moją głupotę. Miki może i tylko sobie żartował nazywając mnie głuptasem, ale ja doskonale wiedziałem, że taka jest prawda. Gdybym tylko nie był głupi, chociażby wczoraj nie naraziłbym Mikiego na niebezpieczeństwo. Jak dla mnie, nie musiał wczoraj po mnie przychodzić. Niepotrzebnie się narażał, ja na pewno w końcu powoli i jakoś bym się uwolnił, a on jest potrzebny naszym dzieciom bardziej niż ja sam. 
Do południa zajmowałem się dziećmi, które oboje bardzo pragnęły mojej uwagi. Edna na początku trochę mi pomagała, ale później stwierdziła, że to strasznie nudne, więc poszła potrenować z Mikleo. Mój mąż nie pojawił się po krótkim czasie, jak obiecał mi wcześniej, tylko ćwiczył dalej. Teraz miałem na nich ciągle oko, ponieważ monitorowałem wszystko przez okno. 
- Nie uważacie, że pora zrobić sobie krótką przerwę? – odezwałem się, wychodząc na dwór i niosąc małą na rękach. Była już pora obiadowa i nawet jeżeli anioły nie jedzą, to chyba mogą dać sobie chwilę na złapanie oddechu. I jeszcze ja obiecałem, że potrenuję z Mikim, ale jeżeli nie zrobi sobie zaraz przerwy, to chyba mu odpuszczę. Nie mogę w końcu pozwolić, by się zamęczył, a w tej chwili jest ku temu bardzo bliski. 

<Owieczko? c:> 

Od Yuutaki CD Saori

 To co stało się tej nocy, było wręcz niesamowite! Nie spodziewałem się, że dam się ponieść takim przygodom nocnym, zwłaszcza, że ta przygoda akurat z Saori była niezwykła. Podniosłem się powoli z łóżka spoglądając na śpiącą jeszcze dziewczynę. Westchnąłem ciężko patrząc na siniaki które zostawiłam na jej ciele, przy tym jak prawie traciłem kontrolę. Pokręciłem głową, ubierając się i bezszelestnie wychodząc z jej pokoju. Odetchnąłem zimnym nocnym powietrzem, rozglądając się po ulicy, przy okazji mając nadzieję, że nikt mnie nie widział. Nie miałem ochoty wracać do domu... Yuuta zajmie się na pewno wszystkim pod moją nieobecność. Może zrobię sobie odwyk? 

Powoli ruszyłem w głąb lasu z plecakiem zawieszonym przez ramię i książką w ręce. W końcu pogoda jest ładna, więc czemu nie usiąść gdzieś i nie poczytać? Przyśpieszyłem kroku chcąc znaleźć się jak najdalej od ludzi. A gdyby tak w ogóle popracować nad sobą? Nad kontrolą? ... No właśnie tylko jak? Skoro niby nie tracę tak łatwo panowania, a jednak wczoraj zaatakowałem Saori. Bóg wie co by się stało, gdybym jej wtedy nie pocałował i nie spróbował jakoś odciągnąć swoich myśli od zdenerwowania na nią. Jednak o dziwo dziewczyna się nie wygadała... Chociaż tyle. Dziś w sumie mogłem darować sobie noszenie mojego kapelusza... W końcu byłem już tak daleko od cywilizacji, że wątpię, że ktoś mnie zobaczy. Pokręciłem głową gdy wszedłem na pobliską polanę, a wszystkie zwierzęta na niej będące, zniknęły w ułamku sekundy. Czy jestem straszny? Ano na to wychodzi, mimo że mam usposobienie baranka. Noo, oczywiście mówimy tutaj o sytuacji gdy jestem spokojny. Powoli rozłożyłem się na trawie patrząc w niebo. Było tak pięknie, ani jednej chmurki na niebie! Odetchnąłem świeżym powietrzem i zabrałem się za czytanie swojej książki. Nieee no wcale nie mam spaczonego myślenia, ale czemu nie. Czytam sobie o medycynie i o tym jak mnie stworzyli. Czy ciekawa to lektura? Otóż... Baardzo...Pokręciłem głową zagłębiając się w książce i odganiając inne myśli. Chociaż jakby nie patrzeć potem, coś nie bardzo dawało mi spokoju. Ponieważ... Miałem wrażenie że ktoś mnie obserwuje. Podniosłem się nad trawę i rozejrzałem się po polanie, po czym ujrzałem łanie z młodym. 

Młode postanowiło powoli i niepewnie podejść do mnie. Nie byłem pewny o co chodzi, ale jego matka się nie sprzeciwiała. Dziecko wreszcie na drżących nóżkach stanęło obok mnie i szturchnęło moją książkę nosem. Uśmiechnąłem się delikatnie, gdy nagle całą cudowną scenę szlag trafił. Coś zaszeleściło w krzakach a matka z młodym jak szybko się pojawili, tak szybko zniknęli. Westchnąłem delikatnie rozczarowany i spojrzałem w stronę krzaków. Przyuważyłem, że nad zieleniną wystają lisie uszy. Wziąłem głęboki wdech nosem, wdychając jednocześnie zapachy znajdujące się dookoła. Otóż, obserwowała mnie moja zeszłonocna przygoda łóżkowa. Ciekawe co by chciała? Może się odezwie? Aczkolwiek... Trochę głupio się czuję. Gdy dotarło do mnie, że dziewczyna dalej leży w krzakach, odwróciłem głowę w drugą stronę i czując, że robię sie czerwony jak burak. Podniosłem się szybko z trawy i zarzuciłem plecak na plecy, mając w planach udać się może gdzieś dalej? W końcu oboje oddaliśmy się wczoraj rozkoszy... Ale czy to było dobre? I czy to miało jakikolwiek sens?


(Saori? XD)

Od Mikleo CD Soreya

Szczerze mówiąc, nie znałem odpowiedzi na to pytanie, mimo wszystko nie chcąc, by dziewczyna umierała, nie o to przecież nam chodziło, chcemy uratować nasze dziecko i pokonać demona, a nie dziewczynę, która tylko z miłości poddała się złu. To nierozsądne z jej strony sama sobie krzywdę zrobiła, a mimo to zasługuje na wybaczenie.
- Nie będę wmawiał ci, że możemy ją uratować lub nie możemy, gdy tak naprawdę sam tego nie wiem. Mam nadzieję, że ją uratujemy, ale nic nie mogę ci tak naprawdę obiecać - Wyznałem, zaspany pragnąc jedynie odpocząć przed jutrzejszym dniem.
Sorey nic już nie powiedział, chowając twarz w moich włosach, musząc to wszystko ułożyć sobie w głowie, godząc się lub nie z tym, co może czekać dziewczynę i nas samych podczas pojedynku.
Nie chcąc jednak o tym teraz myśleć, pozwolimy mojemu ciału zrelaksować się, idąc do świata snów, gdzie wszystko było prostsze.

Oczy otworzyłem wczesnym porankiem, dnia następnego nie wyczuwając obecność kogo niechcianego w naszym domu, a to pozwoliło mi spokojnie zacząć nowy dzień. Nowy dzień, który okazał się bardzo męczący, Edna, gdy dowiedziała się o moich treningu, zapragnęła trenować ze mną, dając mi niezły wycisk. To trochę niesprawiedliwy pojedynek Edna mogła uderzać we mnie jak w worek treningowy, a ja nie mogłem zrobić nic, by jej oddać, to znaczy mogłem, ale nie chciałem zrobić jej krzywdy to kobieta a ja man pewne zahamowania, których ona nigdy nie miała.
Obolały podniosłem się z ziemi, ocierając nos z krwi, nic się z nim nie stało, po prostu z mocno mi się dostało. Gdyby się jednak nad tym zastanowić to jest trening czy katowanie? Bo już dawno przestało być treningiem.
- Co tu się dzieje? - Sorey, który dopiero co wyszedł z domu, dostrzegł naszą dwójkę mnie z krwawiącym nosem i Ednę stojącą przy mnie.
- Nic, tylko trenujemy - Stwierdziła Edna, dając mi tym samym szanse na sprowadzenie jej do parteru.
- Nigdy nie odwracając wzroku od przeciwnika - Upominałem ją, prostując się, niech sobie nie myśli, że tak łatwo jej się dam, koniec z tym kobieta czy mężczyzna trening to trening sama tak w końcu mówiła.
Edna trochę pogniewała się na mnie, wracając do domu i tyle byłoby z treningu.
- Kobiety - Wzdychając ciężko, pokręciłem głową, nie rozumiejąc za co, ona się na mnie obraża, sama chciała ze mną trenować, a teraz, o co jej chodzi?
- Nie przypomina ci to kogoś? - Rozbawiony, podszedłem do mnie, kładąc dłoń na podbródku, przyglądając się mojemu lekko poturbowanemu nosowi.
- Co? A kogoś ma? - Spytałem, zaskoczony nie rozumiejąc, co ma na myśli.
- Ciebie, też czasem zachowujesz się jak kobieta - Prychnąłem cicho, słysząc jego wypowiedzi.
- No bardzo śmieszne - Prychnąłem cicho, pozwalając wytrzeć mu krew z mojego nosa.
- Nie śmieszne, prawdziwe - Wyznał, całując mój policzek. On chyba chce, żebym się pogniewał, niedoczekanie jego nie jestem kobietą i z łatwością mogę to udowodnić, nie obrażając się za te dziecinne docinki.
W sensie jedyne co popchnąłem go na trawę, lądując na niej razem z nim, nie przemyślałem tego, że może złapać mnie za rękę i pociągnąć za sobą.
Oboje zaśmialiśmy się, chociaż na chwilę zapominając o problemach, które nas otaczały.
- Mogłoby już być tak zawsze - Westchnąłem, kładąc głowę na jego klatce.
- Tak jak teraz z demonem na karku? - Spytał, niby to poważnie niby z jutra sarkazmu drażniąc się ze mną.
- Nie głuptasie, tak jak teraz w tej chwili - Wyjaśniłem, uśmiechając się do męża, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Czyli wszystko jasne jestem głupi - Oboje znów się zaśmialiśmy, wstając z ziemi.
- Mam tylko nadzieję, że wiesz o tym, że tylko żartuje prawda? - Spytałem, nie chcąc, aby na poważnie myślał, że jest głupi, bo nie jest I powinien to wiedzieć, czasem ma głupi pomysły, ale głupi niw jest i niech w końcu to zrozumie.
Mój mąż kiwnął głową, nic jednak nie mówiąc, czyli uznał, że to prawda cały Sorey.
- Tak myślałem, chcesz ze mną potrenować? - Zmieniłem temat, nie chcąc, ciągnąc tematu, który sensu w ogóle na tę chwilę nie miał, jeszcze do tego wrócimy nie dziś nie jutro, ale prędzej czy później napewno.

<Pasterzyku? C:>

czwartek, 19 maja 2022

Od Soreya CD Mikleo

Przyznam, jego słowa mnie zaskoczyły. Byłem przekonany, że powie mi, że to głupota i zaciągnie mnie do łóżka, jak to zrobił ostatnio, ale zamiast tego tylko mi powiedział, że to głupi pomysł i poszedł spać sam. Zachował się trochę jak nie on, ale to lepiej dla mnie. Zapalę sobie światło, wezmę jakąś książkę, zrobię sobie herbatę i jakoś to będzie. Tylko ciekawiła mnie jeszcze jedna rzecz, a mianowicie o jaki trening mu chodziło? Zapomniałem o czymś? Czy dopiero teraz mnie o tym poinformował? Trening jest zawsze dobrą rzeczą, tylko pod warunkiem, że choć trochę zna się wroga, a my go raczej nie znamy. A konkretniej, to ja go nie znałem, poza tym, że jest silny. Jak tak sobie sięgnę pamięcią, to Miki chyba z nim walczył, tylko wtedy ja jeszcze nie za bardzo kontaktowałem... to w takim wypadku wszystko ma sens. 
Miki poszedł na górę, a ja zacząłem przygotowywać się do warty. Dla niego może być to głupie, ale ja będę czuł się lepiej psychicznie, jeżeli popilnuje rodziny przez całą noc. Kto wie, może demon jakoś wykorzysta fakt, że nikt się go nie spodziewa, i postanowi jakoś nas zaskoczyć? Szczerze, wolałbym, aby nic się nie stało tej nocy, niż gdyby faktycznie coś miało się zdarzyć. I mam nadzieję, że znajdziemy sposób, aby uwolnić Junko od demona. U Miki’ego nie było to możliwe, no ale z tego, co wiem, to Miki nie zawierał z nim żadnej umowy. Pewnie przez moje słowa była zdesperowana i dlatego się na to zgodziła... jak zawsze wszystko jest moją winą. Czasem miewam wrażenie, że całemu światu byłoby lepiej beze mnie. Nie są one jakoś bardzo częste, ale jednak występują... to raczej nie najlepiej o mnie świadczy.
Usiadłem na fotelu z cichym sykiem. Przez poobijane ciało jeszcze wszystko mnie bolało i nawet takie wręcz trywialne czynności, jak siadanie, sprawiały mi trochę bólu. Zerknąłem przez okno upewniając się, czy wszystko jest tak, jak być powinno. Żadnych podejrzanych kształtów, żadnego dziwnego uczucia, cisza, spokój i delikatnie kołyszące się drzewa. Miałem nadzieję, że niedługo spadnie jakiś deszcz, ponieważ było zdecydowanie za sucho, a w takich warunkach łatwo o pożar. 
Byłem bardziej zmęczony, niż podejrzewałem, ponieważ w pewnym momencie zasnąłem nad książką. Obudziła mnie dopiero Coco, która wskoczyła mi na kolana z cichym miauknięciem, zrzucając tym samym książkę. Kiedy kotka zauważyła, że się przebudziłem, zeskoczyła na podłogę, zrobiła kilka kroków i obejrzała się na mnie, by sprawdzić, czy idę. Przetarłem dłonią zmęczoną twarz i wstałem z fotela, by zobaczyć, o co chodzi kotce. Standardowo wyjrzałem przez okno, tak na wszelki wypadek, i zamarłem. Byłem pewien, że pomiędzy drzewami widziałem bladą twarz Junko z tymi czarnymi, demonicznymi oczami, ale po kilku mrugnięciach tak po prostu zniknęła. Czy ona naprawdę tam stała, czy może mam już przewidzenia...? Serafiny tak czysto teoretycznie powinny ją wyczuć, więc do tej pory zdążyłyby jakkolwiek zareagować. Najwidoczniej odzywają się we mnie wyrzuty sumienia i zmęczenie. 
Poszedłem za Coco, która zaprowadziła mnie do sypialni, czym mocno mnie zaskoczyła. Wskoczyła na łózko i spojrzała na mnie wyczekująco. Czy ona właśnie każe mi iść spać...? Nie dość, że najpierw Mikleo mnie poganiał do spania, to teraz robi to własny kot. Naprawdę z chęcią położyłbym się spać, ale nie jestem pewien co do Junko na zewnątrz, Co, jeżeli nic mi się nie przewidziało...?
- Sorey? Czemu się nie położysz? – słysząc zaspany głos męża jedynie westchnąłem cicho. Jeszcze jego obudziłem, to kompletnie nie było moim zamiarem. 
- Wydawało mi się, że coś widziałem za oknem, dlatego jeszcze chwilkę was popilnuję – powiedziałem cicho, nie podając mu żadnych szczegółów, bo i po co? Skoro to coś zniknęło, to nie ma co tego roztrząsać. 
- Co takiego? – dopytał, nagle podnosząc się do siadu. – Niczego nie wyczuwam. Jesteś pewien, że...
- Mówiłem, że mi się wydawało – przerwałem mu, czując lekką ulgę. Skoro on nic nie wyczuwał, to musi być coś na rzeczy i to były tylko moje przewidzenia. 
- Co takiego widziałeś? – spytał łagodnie, kładąc mi dłoń na ramieniu. 
- Junko, albo raczej demona... sam już nie wiem. To nie jest takie ważne – wyjaśniłem, chcąc już wstać, ale Mikleo nie pozwolił mi na to, nadal trzymając swoją dłoń. 
- Wydaje mi się, że się zadręczasz i jesteś zmęczony, i stąd takie przewidzenia. Nic się nie dzieje, możesz się położyć na resztę nocy – mówił, tym razem delikatnie próbując mnie przekonać do snu. 
- Nie mamy pewności, co jeżeli faktycznie.... – Mikleo nie pozwolił mi dokończyć, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. 
- Jesteśmy bezpieczni, skarbie. Chodź, połóż się ze mną – dodał, ciągnąc mnie ze sobą na łóżko. Nie mając innego wyboru, położyłem się z nim, wtulając się w jego ciało, bardzo zmęczony. W sumie, jak tak leżę na brzuchu i trochę tak na Mikim, to ciało mnie tak bardzo nie boli. 
- Myślisz, że uda się nam pokonać demona, nie krzywdząc przy tym Junko? – spytałem cicho, będąc już tak trochę na granicy snu. Mimo wszystko dręczyła mnie ta sprawa, dziewczyna może i nie zachowała się w porządku wobec naszej dwójki, próbując mnie poderwać pomimo tego, że wiedziała, iż mam męża, ale czy za takie szczeniackie zachowanie powinna być od razu zabijana? Gdybym tylko jej wtedy nie odprowadzał, albo nie zgodził się na tą opiekę nad dziećmi, albo wcześniej ostrzegł ją przed demonem, teraz nie byłaby w niebezpieczeństwie... chyba znowu odzywa się ta część mnie, która wcześniej sprawiła, że Lailah wybrała mnie na pasterza. Zdecydowanie powinienem nieco mniej przejmować się obcymi dla mnie ludźmi, ale jakoś tak nie potrafiłem. 

<Aniele? c:> 

środa, 18 maja 2022

Od Mikleo CD Soreya

Cały ten dzisiejszy dzień był dla mnie męczący, dla mojego męża też dlatego trochę zmartwiłem się, gdy długo nie wychodził z łazienki, a szczęście nic mu się nie stało, najprawdopodobniej zamyślił się lub zasnął w wodzie, bądź co bądź po takim czasie na pewno jest już zimna i tego jestem w stu procentach pewien.
- Wyjdź już, kolacja zaraz ci ochłodnie - Zawołałem, nie za głośno by nie przeszkadzać dzieciakom w spokojnym śnie. I one na swój sposób to wszystko przeżywają po swojemu, niech więc śpią i zbierają siły na nie jedną jeszcze przerażającą dla nich i dla nas sytuację.
- Dobrze, za chwilę wyjdę - Odpowiedział, co w zupełności mi wystarczyło, abym spokojnie poszedł poczekać na niego do kuchni, gdzie siedziała Edna, popijając herbatkę.
 - Miło mi, że wypijasz właśnie moją herbatę - Odezwałem się, siadając obok dziewczyny, wpatrując się w okno, za którym panował mrok i spokój, spokój, którym na razie musieliśmy się cieszyć, bo już niedługo może się skończyć.
- Nie zrobiłeś dla mnie, więc zabrałam twoją - Wyznała, nie ukrywając zadowolenia, z powodu tego, co zrobiła, cała Edna cieszy się, gdy robi mi na złość i nawet tego nie ukrywa. Ja wiem, że kiedyś liczyła na coś więcej między nami niż tylko przyjaźń, ale to stare dzieje mogłaby już nie robić mi za tamto na złość, w końcu oboje uznaliśmy, że to nie miałoby sensu, a może ona po prostu taka już jest a tylko ja łącze to z przeszłością? Sam już nie wiem.
- Pytałem się ciebie czy chcesz herbatę, powiedziałaś nie, a teraz masz pretensje, że nie zrobiłem ci jej? Serio? - Ciężko wzdychając, położyłem dłoń na głowie nie dowierzając w jej słowa i zachowanie, kobiety są dziwne i to mnie mąż śmie nazywać kobietą? Chyba sobie ze mnie kpi.
- Kobieta zmienną jest - Stwierdziła, wzruszając ramionami, czym lekko mnie zirytowała. I weź, tu zrozum kobietę lub bądź dla niej miłym, jeśli moja córka taka będzie, to chyba zwariuje.
- I nie tylko - Burknąłem, co nie spodobało się dziewczynie i pewnie, gdyby nie to, że mój mąż wszedł do kuchni, między nami rozpętałaby się jakaś mini kłótnia, bo cóż zawsze tak jest, gdy zostajemy sami, nasze charaktery są za bardzo do siebie podobne i dlatego wszystko kończy się najczęściej kłótnią.
- Przeszkadzam w czymś? - Sorey nie wiedząc, dlaczego oboje zamilkliśmy, gdy tylko wszedł do środka, usiadł przy stole obok mnie, całując w policzek. - Dziękuję - Dodał po chwili, zabierając się za jedzenie.
- Nie przeszkadzasz, pójdę już, by nie tracić czasu na waszą dwójkę - Kąśliwie jak zawsze musiała się odezwać, stawiając przede mną pusty kubek, czochrając moje włosy. Ach jak ona mnie irytuje.
Z trudem powstrzymałem się od niegrzecznych słów skierowanych w stronę dziewczyny, nie chcąc się z nią kłócić, to do niczego dobrego nie prowadzi, a jedynie skończy się dla mnie źle, gdy znów oberwę parasolka prosto w łeb.
Przemilczałem na moje szczęście wszystko, cicho ziewając to chyba oznaka zmęczenia, która daj mi jasno do zrozumienia, że pora iść spać. Od jutra chcę zacząć trenować, dlatego muszę mieć siłę na jutrzejszy dzień.
- Pora spać - Odezwałem się, wstając z krzesła, mój mąż pewnie też jest zmęczony i dla tego najlepiej położyć się spać.
- Wiesz, chyba odpuszczę sobie dzisiejszy sen, wezmę wartę i będę was pilnował przez całą noc - Gdy to powiedział, westchnąłem ciężko, szczerze tego się właśnie po nim spodziewając, on zawsze musi coś wymyślić, bo inaczej nie byłby sobą. Czasem się zastanawiam, co się wydarzyło takiego w jego życiu, co zmieniło jego życie, a czego ja nie pamiętam.
- Skoro tego chcesz, nie będę cię zatrzymywał - Wyznałem, całując go w czoło, to dorosły facet niech marnuje energie na noce, kiedy nic się nie dzieje a za dnia, gdy będzie potrzebny, będzie zbyt zmęczony, by pomagać, cóż przynajmniej nie wpadnie na żaden głupi pomysł.
- I tyle? Nie powiesz mi, że to głupi pomysł? - Spytał, nagle przyglądając mi się uważnie.
- Nie Sorey, jesteś dorosłym mężczyzną, który bierze odpowiedzialność za to, co robi, jeśli chcesz marnować energie na wieczorne warty, proszę bardzo. Demon nie zaatakuje, nie w nocy bariera wciąż chroni ten dom przed nim, gdyby tak nie było ja i Edna pierwsi byśmy o tym wiedzieli. Chcesz znać moją opinię? Marnujesz czas na nocne warty, nie będę ci jednak tego zabraniał, jeśli bardzo chcesz i tego potrzebujesz, proszę bardzo, ja mam zamiar się wyspać, przed jutrzejszym treningiem i ciężkimi nadchodzącymi dniami, na które chce być przygotowany. - Wyznałem, patrząc na niego ze spokojem w oczach. - Przemyśl to, co ci powiedziałem i zastanów się nad tym, dobranoc - Ucałowałem delikatnie jego usta, nim wyszedłem z kuchni, idąc do sypialni, w duchu mając nadzieje, że przemyśli to i przyjdzie do mnie w nocy, aby odpocząć, a jutro zacznie ze mną trening, obojgu nam przyda się on przed walką z demonem.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Jeszcze nie za bardzo rozumiałem, co się dzieje, zamroczony i oszołomiony bólem. Przytomność odzyskałem stosunkowo niedawno; głowa oraz mięśnie rwały bólem, najpewniej przez to uderzenie. Chyba także musiałem złamać sobie żebro, albo dwa, bo przy każdym wdechu czułem dodatkowy, kłujący ból. I nie dość, że było tutaj ciemno, to przez krew w oku miałem ograniczone pole widzenia, więc jak już wyszedłem na dwór słońce mnie nieco oślepiło... Pomyśleć, że pokonała mnie zwykła dziewczyna... cud, że nie wyrzucili mnie wcześniej ze straży, bo zdecydowanie powinni to zrobić. 
- Nie wiedziałem, co się z nią stało. Chciałem się upewnić, że nic sobie nie zrobiła – wychrypiałem, wycierając krew z oka. Rany, naprawdę mocno mi przyłożyła. Może i nie widziałem się w lustrze, ale czułem, że tym nieszczęsnym wazonem rozcięła mi skroń. Ale moje zdrowie jest w tym momencie najważniejsze. – Jak się czujesz? – spytałem, przyglądając mu się uważnie. 
- Walnąłbym cię w tym momencie, ale zrobię to po tym, jak już cię opatrzę. Siadaj – polecił mi, wskazując na jeden z głazów. 
- Nie trzeba, czuję się dobrze, możemy wracać do domu – powiedziałem, czując się... cóż, może nie dobrze, ale tak całkiem znośnie. Albo raczej lepiej, niż gdybym miał nadal siedzieć związany w tej ciemnej piwnicy. Właściwie byłem ciekaw, czemu nadal żyłem. Pewnie demon zawarł pakt z Junko w zamian za mnie, ale skoro miał pełną kontrolę nad jej ciałem, co mu przeszkadzało w pozbyciu się mnie...? Chyba, że tak samo jak anioły, pakt daje im pewne ograniczenia, i teraz na przykład nie może mnie zabić... jeżeli tak jest, moglibyśmy jakoś to wykorzystać. 
- Siadaj i mnie nie denerwuj – burknął, trochę siłą sadzając mnie na kamieniu. 
Westchnąłem cicho, ale dałem się mu opatrzeć, bo jaki miałem wybór? W tym momencie byłem na tyle słaby, że Mikleo mógł zrobić ze mną, co chciał, ponieważ nie miałem siły, aby się mu przeciwstawić. Wyczuwałem, że Miki starał się być delikatny, by nie sprawić mi jeszcze większego bólu, no ale to nie było zawsze możliwe. I tak byłem mu bardzo wdzięczny, Mikleo nie musiał tego robić, to były rany, które nie zagrażały mojemu zdrowiu i życiu, więc po co marnował swoje moce na mnie, nie wiedziałem. Powinien zachować swoje moce na później, wtedy na pewno mu się bardziej przydadzą. 
- Zachciało ci się bawić w bohatera – mamrotał pod nosem, kiedy leczył moje rany. Przez takie gadanie aż sam czułem się źle. Chciałem się upewnić, czy z Junko wszystko w porządku, a zamiast tego naraziłem go na niebezpieczeństwo. 
- Nie powinieneś po mnie przychodzić – powiedziałem cicho, kiedy Mikleo zajmował się moimi złamanymi żebrami. – Nic by mi nie zrobił. 
- Tak, bo rana na skroni i połamane żebra to nic takiego – burknął niezadowolony, patrząc na mnie krytycznym spojrzeniem.
- Nie zabiłby mnie. Musi go ograniczać pakt, jaki zawarł z Junko – wyjaśniłem, opuszczając bluzkę, kiedy już zrobił to, co zrobić miał. 
- Mormo mówi, że nie powinieneś być taki pewien. Póki dokładnych warunków tej umowy, musimy być ostrożni. Może Junko chce, byś był żywy, ale to nie zabroni demonowi połamania ci kręgosłupa i pozbawienia czucia w całym ciele. Demony lubią...
- Łapać za słówka. Trochę jak anioły. Często tak sobie rozmawiasz ze swoim osobistym demonem? – spytałem, trochę zaniepokojony tym faktem. Nadal mu nie ufałem i najpewniej nigdy nie zaufam. Albo przynajmniej nie poznam jego motywów, bo na pewno coś się kryje za jego pomocą. Nie uwierzę, że pomaga nam, ponieważ jest taki kochany i dobry, czasem nawet anioły szukają korzyści w pomocy, którą oferują. Nie za często, ale czasem im się zdarza. 
- On sam do mnie mówi. Może i go uwięziłem, ale go nie wyciszyłem, to nie jest możliwe... zresztą, to nie jest takie ważne, chce nam pomóc i tylko to się liczy. 
- Pomóc, ale za jaką cenę? Bo na pewno nie dlatego, że ma taki kaprys – nadal trzymałem się na dystans. Wiem, że Miki chce tylko chronić naszą córkę, ja także, ale na pewno musi istnieć inny sposób niż układanie się z demonem. 
- Jeśli ja zginę, on także, więc ma w tym interes. Taka odpowiedź cię satysfakcjonuje? 
- Niekoniecznie – na moją odpowiedź Mikleo westchnął tylko cicho. Skoro tak bardzo chce żyć, niech opuści jego ciało, wszystkim nam wyjdzie na dobre. 
- Po prostu wracajmy do domu. Musisz zmyć z siebie tę krew i odpocząć – odpowiedział, chwytając moją dłoń i ciągnąc w stronę naszego domu. 
Yuki zauważając krew na moim ubraniu, od razu bardzo się przestraszył i spytał, czy wszystko w porządku. Z kolei Edna stwierdziła, że moja głupota mnie kiedyś zabije i że współczuje Misaki takich „nie za bardzo myślących rodziców”, więc na pewno i ona się o mnie martwiła. Edna jest tym typem osoby, która obraża innych, kiedy się za bardzo nimi przejmuje. Najważniejsze, że to nie mnie lubi okładać parasolką. 
Po szybkim uspokojeniu dzieci poszedłem na górę do łazienki, by tam napełnić balię gorącą wodą i wziąć nieco dłuższą, relaksacyjną kąpiel. Mimo opieki Mikleo bolało mnie całe ciało, a kiedy już zdjąłem ubrania wiedziałem, dlaczego – to wszystko przez siniaki. Wiedziałem, że dość mocno walnąłem o ścianie, bo po drodze rozwaliłem jeszcze regał z książkami, ale nie wiedziałem, że aż tak... gorąca kąpiel w tym momencie była dla mnie jak błogosławieństwo. Przymknąłem zadowolony oczy, ciesząc się chwilą spokoju oraz przyjemnym ciepłem, które rozluźniało moje mięśnie. 
- Sorey? Wszystko w porządku? – słysząc głos mojego męża otworzyłem oczy, rozglądając się nieprzytomnie po pomieszczeniu. Woda była już zimna, czyli musiałem zasnąć. Nawet tego nie zauważyłem... 
- Tak, tak, już wychodzę – odezwałem się, wychodząc z balii. Przyznam, troszkę zmarzłem, czyli spałem dłużej niż chciałem, bo tak właściwie w ogóle nie chciałem spać. Nie teraz, kiedy już wiemy,  w jakiej osobie schował się demon. Muszę wziąć wartę i przypilnować, by nic złego nie zakradlo się do naszego domu. Ostatniej nocy nic takiego się nie stało, dlatego teraz jest już większe prawdopodobieństwo, że coś się stać może. 

<Owieczko? c:> 

Od Saori CD Yuutaka

Przez cały ten czas, gdy jego dłonie i usta dotykały mojego ciała. Czułam, że nie powinniśmy tego robić, prawie się nie znamy, a mimo to lądujemy w łóżku czy to na pewno najodpowiedniejszy moment? Sama nie wiem, czuję jednak, że już za późno na odwrót, gdy chce więcej i więcej nie mogąc doczekać się na jeszcze bliższy kontakt, kiedy to wreszcie zagości w moim wnętrzu.
Było mi dobrze i szczerze powiedziawszy, już dawno nie czułam tylu dreszczy przepływających przez moje ciało, tak szybko bijącego serca, gorąc uderzającego we mnie ze wzmożoną siłą i błogości, chłopak doskonale wiedział co robić i jak robić by moje ciało drżało z podniecenia, gdy mózg na chwile całkowicie stracił kontrole nad ciałem. Czułam się jak w niebie i chociaż jutro będę tego żałować, dziś chce się ponieść emocją i zrobić to, czego robić mi nie wypada. Co będzie później, nie ma znaczenia.

Obudziłam się późnym rankiem obolała i niewyspana myśląc, że wszystko, co wczoraj się wydarzyło było tylko snem i pewnie dalej bym w to wierzyła, gdyby nie ślady pozostawione po wczorajszej nocy na moim ciele. Oby tylko nic z tego nie wyszło, nie chciałbym w moim wieku borykać się z nieplanowana ciążą tym bardziej spowodowaną zwykłą niezobowiązującą zabawą.
Podnosząc się do siadu, westchnęłam cicho, zastanawiając się nad tym, co tak właściwie wczoraj się wydarzyło i pomyśleć, że to wszystko nie powinno mieć nigdy miejsca, a jednak miało miejsce i nie żałuje tego, a chyba powinnam, no cóż, raz się żyje teraz i tak czasu nie cofne stało się.
Chłopak też już zniknął z mojego domu, najpewniej robiąc to wtedy kiedy spałam no bo i kiedy w innym wypadku bym go zobaczyła, a tak jestem tu sama i może lepiej to tylko seks, lepiej już do tego nie wracać.
Wstałam bardzo powoli z łóżka, zakładając ubrania na swoje ciało, jak dobrze, że dziś nie musiałam iść do szkoły, bo przyznam, bardzo nie chciałam tego robić. Po wczorajszej nocy strasznie źle się czułam, ale nie psychicznie po prostu niewyspanie dawało o sobie znać.
Wzdychając cicho, wyszłam z pokoju, mając nadzieję na nieobecność matki w domu, ostatnio coraz to częściej mnie denerwowała, próbując mi układać życie a przecież to moje życie i nic jej do niego.
Niestety moja mama była w domu, znów obarczając mnie swoimi problemami i tym jak ciężki i trudny jest dzisiejszy świat. Co za kobieta i, że to akurat musiała być moja mama.
Pierwszy raz chyba tak bardzo zirytowana wyszłam z domu, tak jak stałam, przybrałam lisią formę, znikając w lesie z dala od domu i ludzi. Miałam jej serdecznie dość i jej porównań do innych dziewczyn, które były taki i owakie a ja nigdy nie byłam na tyle idealna, na ile ona by tego chciała.

<Yuutaka? C:>

Od Mikleo CD Soreya

Odczuwałem niepokój, gdy mój mąż zbyt długo nie wracał do domu, gdzie on był przecież miał tylko zrobić drobne zakupy, dlaczego tak długo nie wraca?
~ Sorey? - Próbowałem skontaktować się z nim za pomocą telepatycznie, mając bardzo złe przeczucie, najpierw troszeczkę się posprzeczaliśmy, a teraz znika bez odzewu i pewnie nie martwiłbym się o niego, gdyby nie wracał przypuśćmy, dwie godziny, doskonale wiedząc ile czasu trwają zakupy, on jednak nie wracał już od kilku godzin, a kontakt z nim nie był możliwy. Co się dzieje i gdzie on jest?
- Mamo gdzie tata? - Yuki wchodzący z Edną do kuchni zadał pytanie, na które i ja chciałbym znać odpowiedź.
- Nie wiem Yuki, poszedł na targ i jeszcze nie wrócił - Wyznałem, podchodząc do okna, by spojrzeć w nie z nadzieją w oczach. Może zaraz wróci, na pewno wróci, przecież to wiem.
- A co jeśli coś mu się stało? - Yuki zasiał we mnie jeszcze większe ziarenko niepewności, musiałem to sprawdzić i spróbować go poszukać.
- Poszukam taty, a ty z ciocią Edną zajmiecie się Misaki dobrze? - Yuki zgodził się, przytulając mocno do moich nóg.
- Zwariowałeś? To niebezpieczne może ci się coś stać - Straszyła mnie, myśląc, że to coś da, mój mąż zniknął, muszę go poszukać.
- Mogło to się coś stać mojemu mężowi - Mruknąłem, wymijając dziewczynę.
- Co, jeśli to pułapka? - Zadała drugie pytanie, na które znałem odpowiedź.
- Tego jestem pewien - Wyznałem, wychodząc z domu, odczuwając strach, ale nie o siebie a o mojego męża co jeśli coś mu się stało? Boże tyle razy mu powtarzałem, dlaczego nie może mnie słuchać.
~ Sorey? - Spróbowałem jeszcze raz, kierując się w stronę miasta, w końcu tam miał iść, mną targ i do domu, dlaczego więc nie wrócił?
~ Miki - Usłyszałem cicho głos męża.
~ Sorey gdzie ty jesteś? - Zmartwiony tylko czekałem na jego odpowiedź. Wiedziałem, on zawsze musi coś głupiego zrobić, tym razem na pewno było tak samo.
~ W jakieś ciemnej piwnicy - Wyznał, ledwo co do mnie mówiąc.
~ W piwnicy? Pamiętasz, kto cię tam zaciągnął?
~ Junko - Ta odpowiedź wystarczyła, abym poczuł złość, po co on tam szedł? Nie miał iść na targ i do domu? Zawsze musi strugać bohatera, a potem ma za swoje.
~ Idę po ciebie - Zapewniłem go. Czując, że i tym razem bez pomocy demona się nie obejdzie, Junko nie była na tyle silna, by być w stanie powalić dorosłego faceta, coś tu mocno nie grało.
~ Nie, Mikleo to jest pułapka, Junko zawarła pakt z demonem - No i niczym mnie nie zaskoczyło, tego to się akurat spodziewałem.
Tym razem nic już mu nie odpowiedziałem on i tak nastawił się na to, bym go nie ratował, no oczywiście, że go posłucham i pozwolę umrzeć, chyba oszalał.
Do domu Junko dotarłem tak naprawdę dzięki demonowi, to on przejmując moje ciało, doprowadził mnie do celu, potrafiąc wytropić każdego człowieka, którego wytropić tylko chciał, wchodząc do domu dziewczyny.
Obserwując wszystko z drugiego planu, nie dostrzegłem niczego niepokojącego, o dziwo nawet dostanie się do męża, było proste, zbyt proste. Coś tu było ewidentnie nie tak.
- Sorey, nic ci nie jest? - Przejmując znów kontrolę nad ciałem, podszedłem do męża, pomagając wstać mu z ziemi, nieźle oberwał, z głowy kapała mu krew i po co mu to wszystko było? Gdyby tu nie przychodził, wszystko byłoby w porządku, a tak zawsze musi coś wymyślić.
- Nie, nie powinno cię tu być, ona tu jest.
- Ci nic nie mów - Poprosiłem, w tym samym momencie czując obecność dziewczyny była tu i to wcale nie tak daleko nas.
- Goście jak ja lubię głupie anioły przychodzące po prostu w moją pułapkę - Słysząc głos demona, pozwoliłem Mormo przejąć kontrolę nad moim ciałem, doskonale wiedząc, że jego moc i moja moc może pokonać demona lub chociaż troszeczkę go osłabić. - Demon? - Dodał, zaskoczony dostrzegając moją przemianę, nie tego się spodziewał, ale to i dobrze mama przewagę, a przynajmniej tak mi się wydaje.
Mormo w milczeniu przyglądał się dziewczynie, nim ta ruszyła na demona, rozpętując walkę, z której szybko się wycofała.
- To jeszcze nie koniec - Krzyknęła głosem demona, znikając nam z oczu.
Demon nieprzyjęty słowami wroga odwrócił się w stronę człowieka, wzdychając ciężko.
- A trzeba było pchać się tam, gdzie cię nie chcą? - Spytał, nim oddał kontrolę nad ciałem aniołowi, który od razu pomógł wstać mężowi z twardej ziemi.
- Co ty tu w ogóle robiłeś? - Spytałem, zmartwiony pomagając wyjść mu z domu dziewczyny, chcąc już jak najszybciej wrócić do domu, do dzieci, które nie powinny teraz zostawać bez nasze opieki.

<Pasterzyku? C:>

poniedziałek, 16 maja 2022

Od Soreya CD Mikleo

Niby Miki powiedział mi, że nic nie chciał, ale ja i tak zamierzałem mu coś kupić, jak chociażby słodkości, jak jakieś ciastko czy też może jabłka w karmelu...? Niby wiem, że powinienem oszczędzać, dopóki nie znajdę znowu pracy, ale najwyżej przyoszczędzę na sobie. Po tej naszej małej sprzeczce czułem, że musiałem się mu jakoś odwdzięczyć, choćbym takim głupim jabłkiem. Niby nic wielkiego, ale i tak wywoła to uśmiech na jego twarzy... a przynajmniej właśnie taką miałem nadzieję. Nie powinienem na niego tak naskakiwać, najpierw powinienem go wysłuchać do końca, a potem mówić mu, co mi się nie podoba w jego pomyśle. I że Miki się mnie pytał, dlaczego uważam siebie za beznadziejnego męża, ja po prostu jestem beznadziejnym mężem i jak do tej pory wszystko na to wskazuje. 
- A ty pilnuj małej – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie, wciąż czując wyrzuty sumienia. W końcu przeze mnie Mikleo opuścił dom, a gdyby tak coś mu się stało? Edna mówiła, że na razie jesteśmy bezpieczni, ale ja i tak uważałem coś innego. Powinienem wtedy za nim wyjść... chwała Bogu, że nic mu się nie stało. 
- Nie martw się o nią, damy sobie świetnie radę – odwzajemnił gest, całując ją w jedną z tych wyciągniętych rączek. Oczywiście, on jest w stanie obronić nasze dzieci, w przeciwieństwie do mnie. Co ja za głupoty plotę... 
Wziąłem ze sobą sakiewkę z monetami, przypiąłem do pasa broń i wyszedłem z domu sam: w końcu Mikleo musiał zająć się małą, Yuki z Edną przed chwilą wrócili i są na tyle zmęczeni treningiem, że nic im się nie chce, Coco rozwaliła się na kolanach Edny i nie miała najmniejszego zamiaru schodzić... nawet Codi mnie zignorował i jedynie rozwalił się na podłodzie w kuchni. Pewnie musiał się dzisiaj wybiegać, ale to dobrze dla niego, w końcu nie wiadomo kiedy następnym razem będzie miał taką możliwość. 
Zanim jednak skręciłem na targ, zdecydowałem się najpierw zajrzeć do Junko, o którą mimo tego wszystkiego, co robiła, nadal się martwiłem. Każdy normalny człowiek w takim momencie cieszyłby się, że taka irytująca osoba dała mu spokój, a ja martwię się, że coś sobie zrobiła, to raczej nie najlepiej o mnie świadczy. Ale jak się teraz upewnię, że wszystko z nią w porządku, już więcej nie będę sobie zaprzątał nią głowy, obiecuję to sobie. 
Zapukałem do drzwi z szybko bijącym sercem. Nie potrafiłem pojąć, dlaczego ciągle przejmowałem się ludźmi, którzy są zupełnie dla mnie obcy. Bardzo chciałem tego nie robić, ale to było zdecydowanie silniejsze ode mnie. Chyba jestem za bardzo empatyczny, i może mam trochę za dobre serce.
Tym razem Junko mi otworzyła, tylko coś było nie tak... nie do końca jeszcze wiedziałem, co. Niby wyglądała normalnie, może poza tymi cieniami pod oczami, jakby była trochę niewyspana, ale jednak coś kazało mi mieć się na baczności. 
- Sorey, dobrze cię widzieć – powiedziała radośnie, jakby nasza poprzednia rozmowa nigdy nie miała miejsca. – Pewnie przyszedłeś, ponieważ nie przychodziłam do Emmy? Przepraszam, miałam trochę na głowie. 
- Chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku – przyznałem, przyglądając się jej z uwagą, chcąc wyczytać z jej twarzy i postawy, co mi tu nie pasuje. 
- Martwiłeś się o mnie? – spytała z nadzieją w głosie. 
- Cóż, trochę... nie dawałaś znaku życia, nie wiedziałem, co się z tobą dzieje – odpowiedziałem, znowu czując się źle. Nie powinienem dawać jej nadziei, ale też nie powinienem jej okłamywać... sam już nie wiem, co mam robić, by mnie źle nie zrozumiała. – I też chciałem ci przekazać, że ja i Mikleo serdecznie dziękujemy za twoją pomoc, ale nie będzie już ona potrzebna. Oboje teraz cały czas jesteśmy w domu, więc dzielimy się obowiązkami.
- Rozumiem... może wejdziesz do mnie na moment? Potrzebuję pomocy z... przesunięciem szafy. I łóżka. Biorę się za przemeblowanie pokoju, a to są ciężkie rzeczy i mam z nimi mały problem – jak dla mnie brzmiało to na problemy wymyślone na poczekaniu. Ale skoro widzę ją teraz po raz ostatni, to już jej pomogę. Niech się nacieszy moim widokiem ten ostatni raz. 
- Dobrze, ale po tym muszę iść. Trochę mi się spieszy do domu – odpowiedziałem, przekraczając próg jej domu. 
Dziewczyna wskazała mi sypialnię, powiedziała mi, co gdzie ma stać i wziąłem się do pracy. Myślałem, że Junko będzie mnie zamęczać swoim gadaniem, ale była bardzo cicho. Chyba nawet wyszła z pokoju, ale to nawet lepiej dla mnie. Im szybciej to zrobię, tym szybciej wyjdę, a im szybciej wyjdę, tym szybciej zrobię zakupy i dzięki temu szybciej będę mógł wrócić do rodziny. Może i nic nie byłem w stanie zrobić, by ich ochronić, ale lepiej bym się czuł, gdybym po prostu przy nich był. W końcu, w najgorszym wypadku mógłbym robić za wabik. 
- Przepraszam, ale muszę to zrobić – słysząc nagle za sobą glos Junko odwróciłem się zaskoczony i w ostatnim momencie zablokowałem jej cios. Dziewczyna miała w dłoni ciężki wazon i najwidoczniej chciała mnie nim uderzyć, ale po co? 
- Co do... – zacząłem kiedy jej oczy nagle stały się czarne. 
Można byłoby pomyśleć, że taka drobna kobieta nie sprawi mi, dorosłemu facetowi i strażnikowi żadnego problemu, ale kiedy tylko jej oczy zmieniły kolor, stała się silniejsza. Znacznie silniejsza. Bez żadnego problemu rzuciła mną o ścianę z taką siłą, że chyba na moment straciłem przytomność, albo po prostu tak mocno mnie zamroczyło. Jeden cios i zwaliła mnie z nóg, że też mnie sami z tej pracy nie wywalili... 
Dziewczyna, nie spiesząc się za bardzo, podeszła do mnie, po czym kucnęła przede mną i uniosła mój podbródek. Nie miałem siły jakkolwiek zareagować, mocno przywaliłem głową o ścianę i nadal byłem zamroczony. Chyba nie za bardzo nawet wiedziałem, co się dzieje, ledwo byłem przytomny. 
- Masz szczęście, że ta młoda cię lubi, inaczej dawno wyprułbym ci kręgosłup – niby to jej usta się poruszały, ale głos zdecydowanie nie należał do niej. Był przesiąknięty złem i nienawiścią. – A teraz śpij i przestań mi wchodzić w drogę – dodała, biorąc zamach i mocno uderzając mnie tym nieszczęsnym wagonem w skroń, już całkowicie tym razem pozbawiając mnie przytomności. 

<Aniele? Pasterzyk jak zwykle na siebie uważa c:>