Wypoczęty otworzyłem oczy, zdając sobie sprawę z jednego faktu, byłem sam w łóżku, a to przyznam, trochę mnie zmartwiło, gdzie był mój mąż? Czy wypoczął? A może znów tak bardzo martwił się o nasze bezpieczeństwo, że zamiast spać, pilnował nas całą noc. Nie wiedząc tego, wstałem z łóżka, przebrałem się z koszuli w dzienne ubranie, wychodząc z pokoju, zerkając najpierw do córeczki, która słodko spała i do syna który bawił się z psem w pokoju, dobrze nasze dzieci są bezpieczne, teraz tylko muszę sprawdzić, gdzie jest mój mąż.
- Edna? - Zaskoczony zauważyłem dziewczynę siedzącą na kanapie w naszym salonie, to było dziwne, nie zapraszaliśmy jej przecież. - Co tu robisz? - Nim zdążyłem się zorientować, dziewczyna walnęła mnie parasolką w głowę, co z jednej strony mnie zaskoczyło, a z drugiej było czymś normalnym, czymś, co dziewczyna robiła dosyć często, czerpią z tego chyba jakąś chorą satysfakcję.
- Ał, a to za co? - Burknąłem, niezadowolony kładąc dłoń na głowie, dopiero po chwili dostrzegając męża wychodzącego z kuchni.
- Za brak kultury, może tak dzień dobry co? - Burknęła, czym przyznam, lekko mnie zirytowała swoim głupim zachowaniem jak zawsze zresztą.
- I że niby ty mi to mówisz? Twoja kultura nawet nie istnieje - Burknąłem, uchylając się od kolejnego uderzenia.
- Uspokójcie się, nie jesteśmy tu po to, by się kłócić. Miki, Edna jest naszym wsparciem na czas nieobecności, Lailah, Zaveida i pasterza - Wyjaśnił, co wcale mi się nie podobało. Nie mam nic do Edny, tylko czasem mnie irytuje, a to wystarczy, bym chodził nerwowy. Tak jakbym już miał mało problemów.
- Dobrze, masz racje. Może bezpieczniej będzie, gdy Edna pozostanie u nas na jakiś czas - Westchnąłem ciężko, dopiero po chwili witając się z mężem, przez Edne całkowicie o tym zapominając. To będzie ciężki czas w moim życiu, Edna i ja dwa ta podobne, a jednocześnie inne charaktery w jednym domu może zrobić się gorąco.
Dzień w towarzystwie Edny nie był prosty, co chwile gryźliśmy się przysłowiowo z dziewczyną, nie mogąc znaleźć sobie miejsca, jednocześnie odczuwając niepokój, który działał na nas nie za dobrze. To wszystko bardzo męczy wszystkich domowników nawet mała Misaki, która coraz to częściej budziła się, najwidoczniej czegoś, a raczej kogoś się bojąc.
Wieczorem, gdy prawie szliśmy spać, razem z Edną stanęliśmy bez ruchu jak słupy soli, wyczuwając obecność bestii, Sorey zmartwiony tym spojrzał za okno, nagle odsuwając się od niego. Bojąc się tego, co tam zobaczymy, powoli z Edną ruszyliśmy do kuchni, zerkając przez okno, dostrzegając bestię stojącą przed płotem, to coś zbliżało się do naszego domu, coraz mniej bojąc się nas, to nie świadczyło najlepiej o naszym bezpieczeństwie.
- Mikleo wiesz co robić - Dziewczyna, zwracając się do mnie, wychodząc z domu. Ona chciała z tym czymś walczyć? No tak cała Edna po co myśleć lepiej działać i waśnie dla tego wole Lailah, ona przynajmniej pomyśli.
- Idź do dzieci, pilnuj je, dopóki to się nie skończy - Poprosiłem, całując szybko jego usta, wybiegając z domu, by pomóc dziewczynie, która zdążyła już zaatakować bestie.
Walka była zacięta i bardzo trudna, dwa serafiny na jedną bestię to i tak za mało, nieźle dostawaliśmy w becik i pewnie, gdyby nie Mormo, któremu w ostatniej chwili oddałem kontrole nad moim ciałem, bestia mogłaby nawet zabić Edne. Demon mający kontrole nad moim ciałem zabił bestie, chociaż nawet on miał z tym problem, najwidoczniej demon tworzący tę istotę wiedział co do nas wysłać, by nas pokonać, nie spodziewając się, że i my mamy tajemną broń, o której nikt nie wiedział.
- Wszystko w porządku? - Spytałem dziewczynę, gdy cały brudny z krwi odzyskałem kontrole nad swoim ciałem, podchodząc do dziewczyny, pomagając jej wstać.
- Tak, gdyby nie ten demon już byłoby z nami krucho - Przyznała, wstając z ziemi, nie wyglądając najlepiej, z resztą ja też cudownie się nie czułem po tej walce, byłem brudny i zmęczony, ale żywy ciekawe ile jeszcze bestii się tu zjawi, nim sam demon postanowi się z nami przywitać.
- Nic wam nie jest? - Sorey szybko pojawił się przy nas, gdy weszliśmy do domu.
- Nie, liczne siniaki i drobne rany nic wielkiego - Przyznała Edna, z czym się zgodziłem. Wszystko było dobrze, nic nam nie było, Edna była cała, ja byłem cały no prawie cały, bestia podczas walki uszkodziła mi udo pazurami, czym nie bardzo się przejmowałem, bolało to prawda, jednakże żyliśmy i pokonaliśmy bestie, a to w tej chwili było najważniejsze. Mimo wszystko Edna wpadła na głupi pomysł, walki jej się zachciało co za dzieciak..
- Pójdę się umyć - Odparłem, chcąc zmyć krew z ciała i włosów, co jak co ale nie jest fanem krwi na swoim ciele.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz