poniedziałek, 9 maja 2022

Od Soreya CD Mikleo

Nie byłem do końca przekonany co do sposobu mojego męża. Wydaje mi się, że to chyba jednak zależy od podejścia do dziecka, którego ja zwyczajnie nie miałem. Owszem, niby jakoś potrafiłem zaopiekować się dziećmi, ale potrafiłem robić tylko te proste rzeczy, jak chociażby zabawa. To nie było w końcu specjalne trudne, to było chyba najprostsze w opiece nad dziećmi... ale co poza tym? No właśnie, to wszystko, w czym się sprawdzam. I czasem mogę coś do jedzenia przygotować, ale to też częściej robi Miki, no bo ja wtedy śpię. I może mógłbym przekazywać wiedzę, jaką mam, ale ponieważ, że to są anioły, Mikleo także lepiej sprawdzi w tej kwestii. Ciężko jest być dobrym ojcem, kiedy tak właściwie nigdy nie miałem wzorca. Ojca nigdy nie poznałem i nie miałem pojęcia, kim on jest i co mu się przytrafiło, mama umarła, kiedy byłem bardzo mały i nawet jej nie pamiętałem, najpierw wychowywał mnie dziadek, który nie jest za dobrym przykładem do naśladowania, a później podróżowałem przez te pięć lat z dosłownie grupą przypadkowych ludzi... Mikleo też nie miał przecież łatwo, a idzie mu teraz świetnie. Wniosek jest tylko jeden, Mikleo bardziej nadaje się do dzieci, a ja dla ich bezpieczeństwa powinienem odrobinkę się ograniczać co do opieki nad nimi. 
- Myślę, że następnym razem po prostu ci ją oddam, a ty ją ładnie uspokoisz – powiedziałem uważając, że to byłby najlepszy pomysł. Ja mogę zrobić tyle rzeczy nie tak... co, jeżeli jakoś ją skrzywdzę przy podnoszeniu? Albo źle ją przytulę i to sprawi, że zacznie płakać jeszcze bardziej? Nie, nie, nie, lepiej nie ryzykować. 
- A co, jeżeli mnie nie będzie? Co wtedy zrobisz? – spytał, patrząc się na mnie z uwagą. 
- Wtedy ja zacznę płakać, i będziemy płakać razem i może po jakimś czasie oboje się uspokoimy – zażartowałem, głupkowato szczerząc się do mojego męża. Chociaż, czy ja wiem, czy żartowałem...? Chyba byłbym w stanie to zrobić, i to autentycznie. To nie najlepiej o mnie świadczy. 
- Z chęcią bym na to popatrzył. 
- Po pierwsze, to byłoby bardzo okrutne z twojej strony, a po drugie, to nigdy się nie wydarzy, bo jeżeli byłbyś obok, to bym ci ją oddał do uspokojenia – odpowiedziałem, całując go w nos. – Chyba już pójdę po Yuki’ego. Idziesz ze mną czy zostajesz? 
- Przejdę się z tobą. Ale najpierw tutaj posprzątam i umyję Misaki – powiedział, całując mnie w policzek. – W jaki sposób chcesz poinformować tę dziewczynę o tym, że może pilnować nasze dzieci?
- Cóż, myślałem, że po prostu dzisiaj nieco wcześniej wyjdę do pracy i do niej zajrzę. To chyba jest jedyny sposób, by się z nią skontaktować – wyjaśniłem, pomagając mu w ogarnianiu kuchni, nie mogłem go przecież zostawić samego z tym wszystkim. Fakt, nie było tu za wiele do sprzątania, ale jak sobie posprzątamy razem, to szybciej to zrobimy. 
- Czyli wykorzystasz czas na nią, który mógłbyś wykorzystać dla rodziny. Bardzo miło – słysząc pretensje w jego głosie już wiedziałem, że nie będzie fajnie. Ale za tydzień już będzie po wszystkim i Junko będzie tylko przeszłością, więc pozostaje tylko wytrwać. 
- Oraz będę miał więcej czasu na to, by męczyć mojego szefa o zmianę godzin pracy. Miki, aniele mój kochany, co mogę zrobić, byś w końcu przestał być o nią zazdrosny i dał jej ten minimalny kredyt zaufania? Robię wszystko, by ci udowodnić, że cię kocham. A i sama Junko jeszcze nie zrobiła niczego takiego, przez co mógłbyś mieć do niej uraz. Poza tym przecież widzi anioły, a to oznacza, że musi być w niej dobro – zacząłem, chwytając jego dłonie i zmuszając go, by na mnie spojrzał. To naprawdę było odrobinkę męczące, w końcu nie robiłem niczego, co sprawiłoby, że Mikleo mógłby być o mnie zazdrosny i obrywa mi się o to, że chciałem być dobrym człowiekiem i upewnić się, czy wszystko jest w porządku z napadniętą kobietą...

<Aniołku? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz