Cicho westchnąłem na dźwięk słów mojego męża, niesamowite jak bardzo nie chciał, abym z nim szedł, czyżby coś ukrywał? Nie raczej nie gdyby chciał coś ukryć i tak by to zrobił, a przecież ufamy sobie i oboje dbamy o to, by żyć ze sobą w szczerości, po prostu uważa, że stracę czas, kiedy to ja wręcz uważam, że powinienem z nim iść, ale nie po to, by go pilnować a po to, by zadbać o jego bezpieczeństwo, a to różnica.
- Chce pójść z tobą i nie, odpoczywać też nie chcę - Zapewniłem, spoglądając w lustro znajdujące się w przedpokoju, wyglądałem jak wyglądałem, nie do końca wyjściowo dlatego właśnie chciałem, by Edna szła z moim mężem. Niestety, jeśli nie mam wyjścia i w takim stanie mogę pójść. Mnie i tak nikt nie zauważy, a co za tym idzie, wstydu mężowi nie przyniosę.
- Jeśli tak to chodźmy, nie traćmy już więcej czasu - Stwierdził, wychodząc z domu co i uczyniłem sam, podążając za mężem, nie za dużo mówiąc, czy też robiąc. Moim zadaniem było przede wszystkim przypilnować, abym nic złego się nie wydarzyło.
Zakupy same w sobie nie trwał za wiele czasu, mój mąż skupił się na tym, co istotne, a ja patrząc gdzieś przed siebie, obserwowałem okolice, nagle dostrzegając kogoś mi znajomego. Kogoś, kogo zobaczyć raczej nie mogłem, w końcu mój obraz przeszłości był zamazany, a osoba ta już nie żyje, a mózg mógł mnie oszukać, wmawiając niestworzone rzeczy.
- Miki? - Słysząc głos męża, otrząsnąłem się, odwracając w jego stronę.
- Słucham? - Wracając na ziemię, spojrzałem na męża, próbując dojść do tego, co mógł do mnie wcześniej powiedzieć.
- Coś się stało? - Zapytał zmartwiony, kładąc dłoń na moim policzku, nie przejmując się ludźmi.
- Nie, wszystko w porządku, coś mówiłeś prawda? - Spytałem, zmieniając temat naszej konwersacji.
- Tak, pytałem, czy możemy już wracać - Wyjaśnił, wciąż uważnie mi się przyglądając.
- Tak, oczywiście wracajmy - Zgodziłem się, jako pierwszy wręcz kierując się w stronę domu, chcąc już wracać do dzieci, by upewnić się, czy wszystko z nimi w porządku.
Na szczęście po powrocie zastałem cały dom, zdrowe dzieci i znudzoną Edne, jak dobrze, że wszystko było w jak największym porządku. To pozwoliło mi spokojnie wypakować z mężem artykuły spożywcze z torby mając czas na wspólny trening...
Trening sam w sobie obojgu nas wymęczył a mimo to, gdyby mój mąż nie zakończył trening, to mógłbym ciągnąć to nadal, nie dając sobie wytchnienia, jednocześnie nie mając już sił, dłonie same trzęsły mi się od przeciążenia a nogi ledwo stały. Dziś naprawdę dałem sobie w kość.
Zmęczony usiadłem na schodach, starając się uspokoić oddech.
- Wszystko w porządku? - Mój mąż, który poszedł po wodę, podał mi szklankę, za co byłem mu bardzo wdzięczny, trochę wody naprawdę mi się przyda po tak męczącym treningu.
- Dziękuję - Lekko zachrypiałem głosem, podziękowałem za wodę, wypijając całą szklankę w ciągu kilku chwil.
- Mogłeś mówić, że masz już dość, niepotrzebnie się przemęczasz - Wyznał, głaszcząc mnie po głowie.
- Wiem, wiem o tym, po prostu chce być przygotowany na każdą okazję, demon nie da mi szans na odpoczynek. Zaatakuje, gdy tylko zobaczy, że jestem słaby - Wyznałem, odstawiając szklankę na bok.
- Nie musisz się aż tak katować i martwić, masz mnie a ja samego cię nigdy nie zostawie - Zapewnił, całując mnie w czoło. Kochany człowiek i jak ja miałbym go nie kochać?
Bez słowa przytuliłem się do niego, zamykając na chwile zmęczone oczy.
- Wiesz, kocham cię i to kocham bardzo mocno - Wyszeptałem, chwytając jego dłoń, którą mocniej ścichałem, nie otwierając jeszcze oczu, byłem zmęczony i tak przyjemnie leżało mi się na jego ramieniu.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz