Nigdy nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego Miki tak bardzo zawsze się o mnie martwi, kiedy wychodzę do pracy. Niby rozumiem, że to całkiem niebezpieczna praca, bo w końcu pilnuję, by po zmroku na ulicach panował spokój, ale w przeszłości radziłem sobie z gorszymi rzeczami, jak na przykład helionami. Owszem, niektórzy ludzie dalej potrafią poddać się złu i się w nich zmienić, ale odkąd oczyściłem Heldalfa czy jak mu to tam było, nie ma już wiele zła w tym mieście. Albo może raczej nie jest tak potężne, by opętać człowieka. Ludzie sami decydują się na złe uczynki. A ja w pracy zostałem zraniony tylko raz, bo zlekceważyłem swojego przeciwnika. Dostałem za swoje i teraz wiem, że już nigdy nie powinienem tego robić i tego nie robię.
– Spokojnie, skarbie, nic mi nie będzie, jesteś za bardzo przewrażliwiony. A Coco pójdzie ze mną i na pewno mi pomoże, prawda? – dodałem, patrząc prosto na kotkę, która na moje pytanie miauknęła cicho. Już dawno zdjąłem z jej szyi kokardkę, bo wypuszczenie jej na dwór w czymś takim mogło być niebezpieczne, ale jeszcze jej nie wyrzuciłem. Znowu jej użyję na urodziny Misaki, każdy z nas musi się ładnie prezentować, nawet kot.
– Tak, wiem, jesteś w dobrych łapkach... Ale jednak uważaj na siebie – dodał, kładąc mi dłoń na policzku.
– Będę, obiecuję – odpowiedziałem, chwytając jego dłoń i całując jej wewnętrzną stronę.
Mimo wcześniejszej drzemki, nadal byłem bardzo zmęczony i w pracy ledwo co kontaktowałem. Ignorowałem wszystkie złośliwe odcinki odnośnie mojego zmęczenia po celebrowaniu rocznica oraz kotki, która dumnie szła przed nami; od kiedy Coco nauczyła się trasy, woliła nas prowadzić niż biernie siedzieć na moim ramieniu, a sam fakt, że po prostu mnie pilnowała, wzbudzał śmiech u moich towarzyszy, którzy woleli, abym wziął psa, bo ten przynajmniej by się do czegoś przydał. Ja z kolei byłem pewien, że skoro Coco pogoniła Codi'ego, który jest przecież wielkim psem, to i z innymi przeciwnikami dałaby sobie radę.
Dzisiaj doskonale to udowodniła. Tuż przed końcem naszej zmiany w ciemnej uliczce dwójka mężczyzn zaatakowała młodą kobietę. Nie byłem pewien, jaki był ich cel; czy chcieli ją okraść, zabić, zgwałcić, czy może wszystko na raz, ale zareagowaliśmy od razu. Coco z wściekłym sykiem skoczyła na głowę jednego z napastników, mocno drapiąc pazurami cały policzek, a swoim nagłym aktem heroizmu zaskoczyła mężczyzn, dzięki czemu my mieliśmy znacznie ułatwione zadania. Nawet mimo tego miałem wrażenie, że jednemu z mężczyzn udało się drasnąć nożem w okolicy bioder, no ale nic mnie nie zabolało, więc równie dobrze mogło mi się wydawać...
– Nic się pani nie stało? – spytałem, kiedy już dokładnie związaliśmy napastników, by nie mogli już sprawiać większych problemów. Młoda kobieta nadal leżała na ziemi, jeszcze przerażona i oszołomiona, dlatego wyciągnąłem rękę w jej stronę, by pomóc jej wstać.
– N-nie – wymamrotała, chwytając mnie za rękę. Kiedy znalazła się na nogach, jeszcze delikatnie się zachwiała, dlatego objąłem ją w pasie, by znowu nie upadła. Na mój gest zaróżowiła się delikatnie... znaczy, chyba, słońce jeszcze nie wzeszło, więc trudno było mi stwierdzić.
– Co się stało? Czego chcieli? – spytał Aiden, podnosząc jednego z mężczyzn z ziemi, któremu chyba za mocno przyłożył, bo wydawał się być lekko zamroczony.
– Najpierw chcieli pieniędzy, a później jeden z nich chwycił mnie za nadgarstki, i-i... – nagle wybuchnęła płaczem i przytuliła się do mnie, ukrywając twarz w mojej koszuli. Przyznam, poczułem się dziwnie i wolałbym, aby tego nie zrobiła, no ale też z drugiej strony targały nią wielkie emocje... Zdjąłem płaszcz z ramion i opatuliłem ją nim, po czym ostrożnie przytuliłem. Raczej była osobą, którą w takiej sytuacji trzeba było pocieszyć i wesprzeć.
– Hej, już dobrze. Odprowadzę cię do domu. A my spotkamy się w koszarach – dodałem, patrząc na chłopaków.
– Na spokojniej damy sobie z nimi radę – zapewnił mnie Chris. – Dopilnuj, by pani dotarła bezpiecznie do domu.
Kobieta nie mieszkała daleko. Przez całą drogę delikatnie ją obejmowałem, ponieważ jeszcze wydawała się słaba mi byłem pewien, że gdybym tylko ją puścił, zaraz by się przewróciła. Kiedy już ją doprowadziłem do domu, podziękowała mi za ratunek, na co odparłem, że to nic takiego i to tylko moja praca, po czym się pożegnałem i odszedłem. W drodze powrotnej zauważyłem dwie rzeczy: nie ma zieleń od niej płaszcza oraz ten mężczyzna naprawdę mnie drasnął. Nie przejąłem się ani jednym, ani drugim. Płaszcz nie był mój, tylko służbowy, więc najwyżej poproszę o jeszcze jeden, a rana była powierzchowna. Miki na pewno z nią da sobie radę, więc jak tylko wrócę do domu, od razu dam mu się sobą zaopiekować. No i najważniejsze, że już więcej nie spotkam tej kobiety. Nie chciałem być niemiły, ale miałem dziwne wrażenie, że chyba jej wpadłem w oko. Albo po prostu była mi wdzięczna za ratunek...? Sam już nie wiem, ale nigdy w życiu nie zmieniłbym Mikleo na kogoś innego.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz